POWTÓRKA Z KOMISJI
Coraz większa część społeczeństwa bierze poważnie pod uwagę prawdziwość hipotezy prezentowanej przez ekspertów Antoniego Macierewicza, według której podane nam do wierzenia tezy MAK Tatiany Anodiny i Komisji Millera są nieprawdziwe i nie mają wiele wspólnego z prawdziwymi przyczynami tragedii z 10 kwietnia 2010 roku, a sam przebieg zdarzenia miał znacznie gwałtowniejszy przebieg, niż zapisano to w państwowych dokumentach, w dodatku niezawiniony przez załogę samolotu. To zmusiło władze do powrotu do znienawidzonego tematu Smoleńska.
Powrót ten nastąpił na kilku poziomach: uczuciowym (jednym z wielu przykładów jest nazwanie przez Waldemara Kuczyńskiego niezgadzających się z oficjalnymi raportami „smoleńskimi fiołami”) i profesjonalnym. Ten ostatni oznacza PR-owski pomysł, aby powołać specjalny zespół, którego zadaniem byłoby ocenianie hipotez stawianych przez ekspertów Zespołu Parlamentarnego. Przewodniczyć zgodził się były zastępca szefa podkomisji lotniczej KBWL LP, dr inż. Maciej Lasek, zaś skład nowo powołanego ciała mieliby zasilić niektórzy jego współpracownicy z czasów pracy nad raportem Millera. Premier Tusk, który zawsze podkreślał, że bierze pełną odpowiedzialność za wyniki prac KBWL LP, nie zdecydował się jednak na jej oficjalne reaktywowanie, które powinno nastąpić, gdyby pojawiły się nowe fakty dotyczące katastrofy, co z kolei powinno mieć odzwierciedlenie w opisie jej przyczyn zawartym w państwowym raporcie. Zignorował nie tylko badania ekspertów Zespołu Macierewicza, ale także fakt znalezienia śladów trotylu przez biegłych polskiej prokuratury.
Zasygnalizujmy tylko jeden z podstawowych problemów, które będą rzutować na odbiór społeczny tez zespołu Laska: otóż ma on składać się nie z bezstronnych, dotychczas niezaangażowanych badaczy, lecz z sędziów we własnej sprawie, ludzi, których być albo nie być to obrona skompromitowanego już raportu, zgodnie z dewizą którą najdobitniej wyraził swego czasu prezydent Bronisław Komorowski: „Wolałbym, żeby nic nie było podważane, nawet jedno słowo, jeden przecinek z raportu, bo społeczeństwo oczekuje jednoznaczności”. Takie podejście oznacza zaś, że będziemy mieli do czynienia z propagandową hucpą przez członków KBWL LP, a nie rzetelną naukową dyskusją.
Fakt niereaktywowania KBWL LP ma bardzo poważne konsekwencje dla powstającego zespołu Laska: nie będzie on mógł korzystać z materiałów zgromadzonych w czasie działania Komisji Millera, ponieważ nie ma ku temu podstawy prawnej (zostały one zdeponowane po zakończeniu prac KBWL LP), zaś bez dokumentów, znając dotychczasowe osiągnięcia Komisji, możemy postawić mocną tezę, że jej członkowie po prostu sobie nie poradzą, tyle że jeszcze bardziej niż dotąd. Skoro bowiem nie dali rady napisać profesjonalnego raportu mając dostęp do dokumentacji i mogąc korzystać z przysługujących im na mocy przepisów uprawnień- tym bardziej nie obronią go teraz. A że już raz nie sprawdzili się, widać gołym okiem, jeśli prześledzi się zarówno metody pracy samej Komisji Millera, jak i jej raport. I problemem nie jest, jak chciałby doktor Lasek, brak szeroko dostępnego komiksu, w którym generał Błasik nienawistnie milczałby, stojąc w kokpicie i wywierając presję pośrednią na pilotów, ale całkowity bezsens oficjalnej narracji i wywracanie się badaczy o własne sznurowadła w najprostszych sprawach. Przyjrzyjmy się ich dotychczasowym osiągnięciom, a być może łatwiej będzie nam traktować przyszłe tak, jak na to zasłużą.
BRAK I FABRYKOWANIE DOWODÓW
Raport Millera powstał, pomimo że strona polska nie uzyskała dostępu do ponad stu pięćdziesięciu dowodów, o które wcześniej występowała do Rosjan, w tym tak kluczowych, jak dokumentacja ikonograficzna, pokazująca zmiany położenia szczątków samolotu jeszcze przed przybyciem Polaków na wrakowisko, rozkład wraku tuż po katastrofie, rosyjskie przepisy, obowiązujące w feralnym locie kontrolerów, film ze stanowiska kontroli lotów, na którym widać położenie samolotu na ekranach radaru, protokoły badań wraku i sekcji zwłok załogi, czy wreszcie zeznania świadków zdarzenia. Zresztą sami członkowie Komisji wielokrotnie sugerowali, że pracowali pod presją czasu.
Tam, gdzie otrzymane z instytucji trzecich dokumenty nie były zgodne z idee fixe komisji- jej członkowie tak je zmodyfikowali, aby wyjść na swoje i zamknąć raport jedynie słusznymi wnioskami. Za przykłady niech posłużą: nieuprawniona ingerencja w opracowany przez Centralne Laboratorium Kryminalistyczne policji na zlecenie KBWL LP stenogram rozmów w kabinie i zmiana zapisu w ekspertyzie firmy SmallGIS, dotyczącej miejsca rozbicia się rządowego tupolewa.
W pierwszym wypadku badacze Jerzego Millera wykoncypowali sobie, że generał Błasik wywierał pośrednią presję na załogę, która w dodatku nie znała aktualnej wysokości lotu. Co zatem zrobiono? Przyjęto, że generał był w kokpicie i odczytywał z właściwego wysokościomierza wysokości, których piloci nie słyszeli, ponieważ mieli na uszach słuchawki. Doktor Lasek z właściwym sobie wdziękiem w jednym z wywiadów nazwał przyczynę tego fałszerstwa „kontekstem sytuacyjnym”, zaś nazwiska komisyjnego akustyka, który „usłyszał” i zidentyfikował głos generała w kabinie oficjalnie nie ujawniono do dziś. Użytego przez komisję drugiego argumentu, że o tym, iż Błasik był w kokpicie, świadczyło znalezienie jego zwłok obok ciał załogi samolotu, także nie udało się wybronić. Dziennikarz Cezary Gmyz ustalił bowiem, że ciało generała leżało w tym samym sektorze co zwłoki innych pasażerów salonki tupolewa, a nie, jak chciałaby komisja, tam gdzie ciała załogi. W tej sytuacji zastosowano sprawdzoną taktykę: badacze nabrali w tej sprawie wody w usta, ale swoich raportowych wniosków nie zmienili.
Drugi przypadek manipulacji to samowolna zmiana w wykorzystanej przez komisję, a wykonanej na zlecenie prokuratury ekspertyzie wrakowiska, określenia „prawdopodobne strefy wybuchów” na „prawdopodobne strefy pożaru”. Zapewniło to komisji Millera na pewien czas spokój sumienia i pełną zgodność z wnioskami MAK, według którego „wybuchu nie było”. Przy okazji zapisowi podpisanej przez ministra Millera deklaracji, że zawierający słowa o braku eksplozji wstępny raport komitetu Tatiany Anodiny „nie budzi niejednoznacznych interpretacji i konkluzji” stało się zadość, a słowo „wybuch” zamieciono na pewien czas pod dywan.
Gdy komisji do przyjętych wniosków dotyczących trasy, po jakiej w ostatnich sekundach poruszał się samolot, nie pasowała zapisana w „czarnej skrzynce” wartość wysokości radiowej, została ona po prostu zignorowana, o czym członkowie komisji bez żenady poinformowali uczestników konferencji naukowej w Kazimierzu nad Wisłą. Co ciekawe, zarówno MAK jak i Komisja Millera zarzekały się, że pracowały na tych samych odczytach parametrów w końcówce lotu. Niestety, pomimo tego ostatnia wysokość jaka według raportów pojawiła się w „czarnej skrzynce” jest inna w raporcie Anodiny, inna w raporcie Millera, a jeszcze inna w jednym z załączników które opracowała polska komisja, pomimo że podobno pochodziły z tego samego źródła. Różnice dochodzą do kilkuset metrów. Oczywiście ten fakt dyskretnie przemilczano.
BADAMY DO STU METRÓW, BEZ GADANIA!
Komisja w czasie swoich prac przyjęła pewne założenia, które dyskwalifikują jej raport: nie uwzględniła w analizach niewygodnych dla siebie danych, nie przesłuchała świadków zdarzenia, a główne tezy raportu dopasowała do narracji przestawionej wcześniej przez MAK.
Zabrakło profesjonalnego przebadania wraku i miejsca rozbicia się samolotu. Wiedzą o tym wszyscy, włącznie z bezpośrednio zainteresowanymi, a także polskim akredytowanym przy MAK, Edmundem Klichem. Rządowi eksperci, niczym dzieci w przedszkolu, ostatnio skarżą na siebie nawzajem, kto odpowiada za brak tych działań. A wraku nie przebadano, ponieważ a priori przyjęto, że jeżeli samolot zszedł poniżej minimalnej wysokości stu metrów (obowiązującej w tym locie)- to absolutnie wszystko co stało się później, to wina pilota. Dlatego też nie było potrzeby sprawdzania, czy aby w maszynie nic się nie zepsuło. To wszak wcześniej wykluczył komitet techniczny Tatiany Anodiny.
Zatem, jeśli hipotetycznie przyjmiemy że w końcówce lotu w zbiorniku paliwa coś zaiskrzyło w instalacji elektrycznej, powodując eksplozję par paliwa i rozerwanie skrzydła (przyczyna techniczna), lub wybuchła bomba- zdaniem komisji fakty te nie miałyby żadnego znaczenia dla zaistnienia katastrofy. Ważne jest tylko to, że pilot zszedł poniżej stu metrów. Absurd? Oczywiście. Ale zgodny z oficjalną narracją oraz oczekiwaniami decydentów tak polskich, jak i rosyjskich. W tym miejscu szczególnie ponuro brzmią słowa szefa komisji, ministra Jerzego Millera: „Etyka badacza nie jest elastyczna z punktu widzenia prawdy”.
TAWS
Rządowy Tu-154M był wyposażony w amerykańskie komputery pokładowe systemu zarządzania lotem (FMS) oraz układ ostrzegający przed zbliżaniem się do ziemi (TAWS) firmy Universal Avionics. Ten ostatni, oprócz informowania załogi o niebezpieczeństwie kolizji z ziemią za pomocą komunikatów głosowych i wizualnych (na wyświetlaczu w kabinie), zapisuje niektóre z parametrów lotu (pozycja samolotu, kurs, wysokości barometryczne i radiowe) w momentach zadziałania alarmu oraz przy starcie i lądowaniu, przy czym w dwóch ostatnich sytuacjach alarm dźwiękowy nie jest generowany.
Ponieważ od momentu odsłuchania dźwięków w kabinie, co zrobiono jeszcze w Rosji, było jasne, że w końcówce lotu system TAWS kilkukrotnie się włączył, MAK przekazał zachowane FMS i TAWS do producenta w celu odczytania znajdujących się w nich zapisów. Nie podejrzewano przy tym, że w pamięci TAWS zachował się o jeden zapis więcej niż wynikało z komunikatów głosowych. Miał on kolejny numer porządkowy TAWS38, pochodził z końcówki lotu i oznaczał… lądowanie- mimo, że samolot był chwili jego zapisania na wysokości 38 metrów nad poziomem lotniska, 12 metrów nad wierzchołkami drzew i wreszcie ponad 170 metrów przed miejscem gdzie miał po kilku kolejnych sekundach uderzyć w ziemię. Firma Universal Avionics odczytała dane i przekazała je stronie rosyjskiej i polskiej.
Komitet Anodiny nie ryzykował i w ogóle nie zamieścił w swoim raporcie protokołów z odczytu FMS/TAWS, ignorując zawarte w nich dane wysokościowe w obliczonej przez rosyjskich specjalistów trasie lotu maszyny, którą dopasowano do śladów na zniszczonych drzewach. Tak samo zachowała się Komisja Millera. W jej raporcie, opublikowanym w lecie 2011 roku, nie znajdziemy śladu po protokołach Universal Avionics. Nawet miejsce, gdzie na mapie satelitarnej eksperci z KBWL LP nanieśli punkt TAWS38 w ostatniej chwili zamaskowano prostokątem w kolorze tła. Zrobiono to jednak tak nieudolnie, że całą mistyfikację można łatwo zauważyć.
Sprawa mogła wyglądać na skutecznie zamiecioną pod dywan do momentu, gdy nie okazało się, że eksperci Zespołu Parlamentarnego także dysponują protokołami Universal Avionics, w których posiadanie Zespół wszedł niezależnie od Komisji Millera, i prowadzą oparte na nich analizy. Postawiona pod ścianą KBWL LP w opublikowanym we wrześniu 2011 roku „protokole wojskowym”, będącym rozszerzoną wersją raportu, wiedząc że dalsze zachowanie tajności amerykańskich odczytów nie jest możliwe, zamieściła pełne opracowanie Universal Avionics. Oczywiście, zgodnie z obowiązującą praktyką badawczą nie skomentowano niewygodnego zapisu TAWS38, pozostawiając także poprzednio wyznaczoną na podstawie uszkodzeń na drzewach trajektorię samolotu, przy której obliczaniu TAWS nie wzięto w ogóle pod uwagę.
NIEWYGODNE PARAMETRY LOTU
Komisja stwierdziła, że w końcówce lotu nie było pożaru, zaś wszystkie systemy (oprócz układu sterowania) aż do uderzenia tupolewa w ziemię pracowały normalnie. Uzasadniła swoje stanowisko, zamieszczając w raporcie część wykresów danych zapisanych w rejestratorach, rzeczywiście nie wskazujących na uszkodzenie samolotu w powietrzu.
Zapewne tylko przypadkowi zawdzięczamy, że pominęła przy tym te z zapisów „czarnej skrzynki”, które świadczą o czymś przeciwnym, a z których możemy odczytać prawdziwą lawinę awarii w locie. Tyle, że w tym celu należy przeanalizować nie raport Millera, ale ekspertyzę firmy ATM, udostępnioną przez Prokuraturę Wojskową naukowcom przed Konferencją Smoleńską. W tym dokumencie występują bardzo niepokojące zapisy polskiej „czarnej skrzynki” ATM QAR, które mogą świadczyć o skali zniszczeń, w żaden sposób niewytłumaczalnych oderwaniem końcówki skrzydła, natomiast zrozumiałych, jeśli pamiętamy o wstrząsach samolotu, które zapisały rejestratory w końcówce lotu, a dokładnie w okolicy punktu TAWS38, o którym była mowa powyżej. W tym miejscu zepsuła się część przyrządów nawigacyjnych, radiowysokościomierze, pion żyroskopowy, wzrosła temperatura w przedziale silnika pomocniczego w tyle kadłuba, jedna po drugiej padały niezależne od siebie sieci elektryczne, normalnie zasilane z oddzielnych generatorów, z których każdy znajduje się na innym silniku. Jeśli dodamy do tego fakt, że zagadkowe do dziś trzaski w kabinie, które nagrał rejestrator głosów, zaczynają się ponad sekundę przed hipotetycznym uderzeniem w brzozę, pojawiający się obraz absolutnie nie uzasadnia stwierdzenia KBWL LP, że tupolew był sprawny do końca. Badania tych awarii trwają i dziś trudno pokusić się o jednoznaczne wnioski, ale już widać, że urzędowy optymizm komisji Millera nie był niczym uzasadniony. Nie potwierdzili go także biegli prokuratury, stwierdzając że całkowity zanik energii elektrycznej nastąpił w powietrzu, około jednej sekundy przed pierwszym kontaktem z ziemią.
ŚWIADKOWIE
Minister Jerzy Miller, mimo że zawodowo z lotnictwem nie związany, dołożył swoją cegiełkę do metodologii badań katastrof lotniczych, stwierdzając: „My nie jesteśmy od przesłuchiwania świadków, tylko od analizy skrzynek”. Rzeczywiście, polski raport cierpi na deficyt świadków- zarówno znających poległych pilotów, jak i ludzi, którzy mogli widzieć w końcówce tragicznego lotu rzeczy sprzeczne z oficjalną narracją. Nie dowiemy się z niego ani o niewielkiej kuli ognia, która rozbłysła na samolocie w ostatnich sekundach, o tupolewie lecącym z warkoczem ognia i dymu, ani wreszcie o odpadającej jeszcze w locie tylnej części kadłuba, co koreluje z wnioskiem biegłych prokuratury o zaniku zasilania przed pierwszym kontaktem z ziemią. Istnieją także świadkowie, którzy widzieli duże fragmenty samolotu leżące na jezdni i w koronach drzew. Żadna z tych „zapomnianych” części nie została opisana w raporcie Millera, nie zapytano strony rosyjskiej, dlaczego także ona pominęła te niewygodne fakty w swoim postępowaniu. W ten sposób wyglądało badanie katastrofy, kończące się na wysokości stu metrów.
W odróżnieniu od KBWL LP, Zespół Antoniego Macierewicza zebrał kilkadziesiąt relacji świadków, którzy widzieli lub słyszeli rzeczy niezgodne z oficjalnymi ustaleniami. Z przynajmniej kilkunastoma z nich możemy się zapoznać- są zawarte w filmach Anity Gargas, raporcie „28 miesięcy po Smoleńsku”, czy wreszcie różnych artykułach śledczych. Większość tych relacji potwierdza ekspertyzę firmy ATM i wnioski do jakich doszli eksperci Zespołu, chociaż należy zachować wobec nich pewien krytycyzm, jako że zeznania zawsze są odtworzeniem subiektywnego obrazu, który zapamiętali świadkowie.
CZY LECI Z NAMI PILOT?
Fakt, że zastępcą szefa komisji, Jerzego Millera, został pilot wojskowy, pułkownik Mirosław Grochowski, wydaje się naturalny. Czy jest rzeczą niegrzeczną i złośliwą wypominanie Grochowskiemu, iż oceniany przez niego i jego kolegów pod kątem lotniczego profesjonalizmu poległy w Smoleńsku major Arkadiusz Protasiuk miał na samym Tu-145 nalot godzinowy prawie dwa razy większy (2907 godzin) niż sam Grochowski miał pełnego nalotu w całej karierze (1560 godzin)? Byłoby to rzeczywiście naganne i w złym guście, gdyby nie pewien fakt, który rzuca kolejny cień na ustalenia KBWL LP, w której sam pułkownik był jedną z czołowych postaci. Wprawdzie sami badacze zarzekają się, że pracując nad raportem korzystali z wiedzy pilotów-instruktorów tupolewów- ale, skoro tak rzeczywiście było, dlaczego w dokumencie znalazły się nieprawdziwe stwierdzenia i wnioski? Jak to się stało, że oceniono, iż Protasiuk nie potrafił prawidłowo przygotować do pracy układu automatycznego odejścia, co KBWL LP uznała za jedną z przyczyn spóźnionego odejścia na drugi krąg? Major Protasiuk był specjalistą od odejść automatycznych, a z racji szerokiej i ponadstandardowej wiedzy o elektronice lotniczej był w macierzystym pułku nazywany „profesorem”, zaś wykonanie odejścia automatycznego w Smoleńsku było możliwe. Czy komisja o tym wiedziała, formułując swoje wnioski- a jeśli nie wiedziała, to dlaczego?
Jak to się wreszcie stało, że badacze z KBWL LP pomylili rozdziały instrukcji użytkowania samolotu tupolew, formułując zupełnie nieprawdziwy i krzywdzący wniosek, jakoby załoga nie potrafiła prawidłowo schować klap po starcie do tragicznego lotu? Na ekspertach zemściła się niewiedza, że lżejszy tupolew może wystartować z innymi parametrami dynamicznymi niż w pełni obciążony, należy go wtedy inaczej obsługiwać i z innych rozdziałów instrukcji użytkowania w locie korzystać. Załoga o tym wiedziała, trzydziestu czterech członków państwowej komisji- niestety nie. Brak wiedzy, lenistwo i brak wyobraźni. Nie przeanalizowano nawet dostępnych dokumentów i nie skorzystano z konsultacji fachowców, produkując bubel o szumnej nazwie „Raport KBWL LP” , a następnie spoczywając na niezasłużonych laurach.
Piloci tupolewów, z którymi rozmawiałem, są zdania, że jest nieprawdopodobne, aby pozbawiony końcówki skrzydła samolot, obracając się jednym skrzydłem do góry nie zaczął zmieniać kursu wcześniej niż wynika to z Raportu Millera, tracąc przy tym wysokość, i nie rozbił się. Tym samym przyznają, że zapisane w punkcie TAWS38 dane w ogóle nie pasują do oficjalnej narracji. Jeśli pojawiają się tego typu wątpliwości ze strony ludzi którzy latali tymi samolotami, mogłoby się wydawać że jest to wystarczający powód, aby eksperci komisji przeprowadzili symulacje i obliczenia i sprawdzili, kto się pomylił. Nic takiego nie miało jednak miejsca, a dr inż. Lasek w jednym z wywiadów z rozbrajającą szczerością stwierdził, że „model symulacyjny nie był potrzebny”. Tym bardziej nie dziwi, że komisja nie uznała za stosowne zadawać niewygodnych dla siebie pytań pilotom tupolewów. Tylko czy możemy to nazwać profesjonalnym działaniem?
KTÓRYM MIEJSCEM SKRZYDŁO UDERZYŁO W BRZOZĘ?
To pytanie jest pozornie trywialne, i wydaje się, że szacowne grono ekspertów pracujące przez ponad rok nie powinno mieć żadnych kłopotów aby przekonująco wskazać miejsce w samolocie, które miało zapoczątkować rozpad maszyny i w efekcie tragedię. Niestety, to, co wpisano na ten temat w raporcie to jedna z największych kompromitacji komisji w której pracował dr inż. Maciej Lasek. KBWL LP bowiem, z sobie tylko znanych powodów, jako miejsce uderzenia w czterdziestocentymetrową brzozę wskazała miejsce na skrzydle odległe o prawie trzy metry od oderwanej końcówki! Co gorsza, bliżej kadłuba, gdzie konstrukcja płata jest znacznie solidniejsza niż w miejscu odłamania końca skrzydła. Eksperci nie pokazali publicznie żadnych fotografii pokazujących ślady brzozowego drewna na oderwanej końcówce, o których jednak przy każdej nadarzającej się okazji wspomina Lasek. Nie wiemy także, jak tłumaczą zniszczenie konstrukcji pasa skrzydła o szerokości trzech metrów i oderwanie samej jego końcówki w innym miejscu- tym bardziej, że poszycie zniszczonej wg ekspertów części zachowało się bez śladów kontaktu z pniem drzewa (bo gdyby taki kontakt był i skrzydło faktycznie zostałoby „przeorane” przez drzewo, to także samo poszycie zostałoby rozdarte).
Fragment zdjęcia MAK pokazujący oderwaną sześciometrową końcówkę skrzydła (po prawej) i zachowany w całości, ale wybrzuszony górny panel poszycia. Widać że nie kolidował on z drzewem w miejscu wskazanym w Raporcie Millera, czyli w odległości trzech metrów od miejsca oderwania końcówki.
Widać, że Komisja miała bardzo poważny problem ze wskazaniem miejsca kontaktu skrzydła z brzozą. Nie mogła przy tym wskazać miejsca najbardziej logicznego, czyli bezpośrednio przyległego do oderwanej końcówki, ponieważ zachowała się część slotu (ruchomego, przedniego elementu mechanizacji płata), która wystaje w stronę kadłuba o ponad 70 centymetrów, a przy uderzeniu w drzewo z prędkością prawie 75 metrów na sekundę powinna była zostać kompletnie zniszczona. Podobnie jak w sprawie TAWS okazało się, że MAK okazał się o wiele bardziej przewidujący od specjalistów z KBWL LP, w ogóle nie wpisując w swoim raporcie w którym miejscu skrzydła nastąpiła kolizja z brzozą, dzięki czemu uniknął wielu kłopotliwych pytań.
Zbliżenie na zachowane fragmenty slotu, które powinny zostać zniszczone gdyby skrzydło uderzyło w brzozę w bezpośrednim sąsiedztwie oderwanej końcówki. Jej zniszczoną krawędź widać z prawej strony u góry zdjęcia. Po lewej zachowane poszycie.
DOKTORA LASKA OPOWIEŚCI DZIWNEJ TREŚCI
Odbywający ostatnio tournee po zaprzyjaźnionych telewizjach dr inż. Maciej Lasek sprawia wrażenie zdeterminowanego do jeszcze większej medialnej aktywności. Jeśli jednak uważnie wsłuchamy się w jego przekaz, stwierdzimy, że będziemy mieli do czynienia z niekończącym się festiwalem gaf i pospolitych bzdur, które kolportuje w obecności usłużnych, ale niekompetentnych dziennikarzy były zastępca szefa komisji lotniczej KBWL LP. Kilka jego wypowiedzi szczególnie jasno pokazuje, że przewodniczącym zespołu „odkłamującego kłamstwa smoleńskie” będzie człowiek, który w wypowiedziach publicznych potrafi prezentować luźne podejście do faktów, powiązane z wysokim mniemaniem o własnych kompetencjach. Takie określenie byłoby może krzywdzące, gdyby sam doktor Lasek nie zarzekał się, że pokazał studentom na zajęciach miejsce uderzenia skrzydłem w brzozę, mimo że nie potrafił tego zrobić w państwowym raporcie, w efekcie podpisując się pod nonsensem technicznym.
W dniu ujawnienia przez „Rzeczpospolitą” faktu, że polscy biegli znaleźli na szczątkach tupolewa ślady trotylu, w programie Moniki Olejnik słusznie stwierdził, że aby mieć stuprocentową pewność, że w samolocie miała miejsce eksplozja, należałoby także mieć ślady rozkładu TNT, który nie w całości rozkłada się w czasie wybuchu.
Trzy tygodnie później, w rozmowie z tą samą dziennikarką, zarzekał się, że „jeżeli jest wybuch, to nie ma trotylu, jeżeli jest trotyl to nie było wybuchu, bo co wybuchło, prawda.” Ta wypowiedź wprawiła w zdumienie specjalistów od eksplozji: polemizowali z nią doktor inżynier Grzegorz Szuladziński i były pirotechnik BOR, major Robert Terela. Nie wiadomo, skąd wzięła się nagła zmiana zdania doktora Laska. Nie można jednak wykluczyć, że ostatnim medialnym „rzutem na taśmę” przed zbliżającymi się świętami zaprezentował on na tyle niewymagającą narrację, aby nawet najmniej bystrzy zwolennicy oficjalnych raportów mogli ją bezbłędnie powtórzyć w czasie dyskusji przy świątecznym stole.
Dosyć mało wiarygodnie brzmi wywiedzenie przez doktora Laska tezy, że w samolocie na pewno nie było wybuchu z faktu, iż „czarne skrzynki” nie zarejestrowały skoku ciśnienia w kabinie od fali uderzeniowej. Tymczasem w przypadkach katastrof lotniczych, w których na pokładzie miała miejsce eksplozja, rejestratory także nie zapisały zmian ciśnienia w kabinie, po prostu cały zapis nagle się urywał. Wystarczy wspomnieć zamachy w B747: PanAm 103 nad Lockerbie i Air India 182 nad Atlantykiem, czy wreszcie wybuch par paliwa w B747 TWA800 koło East Moriches. We wszystkich tych przypadkach rejestratory nagle przerwały pracę- dokładnie tak, jak w Smoleńsku, gdzie, przypomnijmy, według biegłych prokuratury zanik zasilania urządzeń pokładowych również nastąpił w powietrzu.
Niestety, kolejne publiczne wypowiedzi doktora Laska pokazują, że nie jest on fachowo przygotowany nawet do dyskusji o raporcie, który sam podpisywał. Z jego własnych słów wynika, że nie analizował on wykresów parametrów lotu z polskiej „czarnej skrzynki”, które KBWL LP zamieściła w załącznikach do raportu, gdyż występując w mediach źle określił odstęp czasowy z jakim rejestrator dokonuje zapisów. Ponieważ na wykresach w raporcie widać, że zapisane parametry zmieniają się co ½ lub 1/8 sekundy, jest jasne, że stwierdzenie byłego zastępcy szefa podkomisji lotniczej Komisji Millera o zapisach dokonywanych co 1 sekundę lub częściej jest nieprawdziwe i wystawia Laskowi jak najgorsze świadectwo: zupełnego braku profesjonalizmu i niezapoznania się z materiałem, który firmuje swoim nazwiskiem.
Doktor Maciej Lasek nie przyjął zaproszenia do publicznej polemiki z ekspertami Zespołu Parlamentarnego, argumentując to faktem, że nie mają oni doświadczenia w dziedzinie badania katastrof lotniczych. Jest to o tyle interesujące, że, jak widać w mediach, jego „prawą ręką” w zespole do spraw „odkłamywania Smoleńska” ma być człowiek który również w życiu nie przebadał ani jednej katastrofy lotniczej- astrofizyk pracujący na uniwersytecie w Toronto, profesor fizyki i pilot-amator awionetki w jednej osobie, Paweł Artymowicz.
NA KŁOPOTY ARTYMOWICZ?
Artymowicz do 2011 roku pisywał w Internecie pod pseudonimem, brylując na forum Gazety Wyborczej. Stał się szerzej znany gdy opublikował dezinformację, jakoby jego znajomy pilot mówił mu, że „osobiście słyszał” nagranie z kokpitu tupolewa, w którym padły słowa „Patrzcie jak lądują debeściaki”. Obraził także publicznie w wulgarny sposób generała Błasika, za co zresztą musiał później przepraszać. Artymowicz należy do osób, które bez żadnych dowodów już w czerwcu 2010 roku twierdziły, że załoga podjęła decyzję o wykonaniu lądowania. W listopadzie 2011 roku przekonywał, że w kabinie był generał Błasik, i że miały miejsce „naciski na lądowanie”. Trudno więc uważać profesora Pawła Artymowicza za bezstronnego badacza, jako że ustalony pogląd na przyczyny katastrofy miał już kilka miesięcy po niej, a co gorsze, nie wahał się go wyrażać w słowach nie licujących z poziomem, którego zwykle wymaga się od ludzi nauki. Pozostaje tajemnicą doktora Laska, jakie korzyści ma odnieść quasi-państwowy zespół do spraw „walki z kłamstwami smoleńskimi”, któremu poparcia udzielił nawet premier, ze współpracy z jednym z najaktywniejszych propagatorów najbardziej ordynarnych kłamstw. Czy wreszcie postawa Artymowicza jest Laskowi znana i czy nie uważa on jej za balast, z którym bezskutecznie będzie musiał zmagać jego zespół przez cały czas swojego istnienia? Odpowiedź na to pytanie mówiłaby także dużo o intencjach samego Macieja Laska.
Artymowicz, pomimo wymienionych wad stał się jednak użyteczny, ponieważ, pomijając jego wątpliwe moralnie wyskoki, jest jedyną osobą posiadającą tytuł naukowy, która zdecydowała się bronić raportów MAK i KBWL LP pod nazwiskiem i przed kamerami zaprzyjaźnionych telewizji. Nie darmo doktor Lasek skarżył się, że dysponuje ekspertyzami potwierdzającymi przebieg katastrofy opisany w KBWL LP, ale ich autorzy chcą zostać anonimowi. Jest to niezrozumiałe, bo w rozpowszechnianiu prawdy pod nazwiskiem nie ma nic wstydliwego. Chyba, że ma się świadomość, że kolportuje się kłamstwa. Artymowicz był jedynym zwolennikiem oficjalnych narracji, który się ujawnił. Jego pierwsze dyskusyjne „osiągnięcie” naukowe w dziedzinie interpretacji katastrofy smoleńskiej to próba zakwestionowania wyniku eksperymentu materiałoznawcy, profesora Wiesława Biniendy, który pokazał że uderzona skrzydłem osiemdziesięciotonowego samolotu z wielką prędkością brzoza powinna zostać ścięta, uszkadzając skrzydło w stopniu nie zagrażającym bezpieczeństwu maszyny. Artymowicz wykonał własne obliczenia, ale ponieważ nie potrafił poradzić sobie z wymodelowaniem dynamicznego zderzenia o wielkiej energii, zastąpił je… schematem statycznym, oczywiście ze skutkiem pozytywnym dla wniosków KBWL LP i MAK: brzoza spowodowała zniszczenie skrzydła. Dla inżyniera różnica między obciążeniami statycznymi i dynamicznymi jest oczywista, podobnie jak nieprzystawalność obu sytuacji i wyników obliczeń. Jeden z ekspertów Zespołu Parlamentarnego, fizyk, Michał Jaworski, obrazowo porównał schemat zastosowany przez Artymowicza do ścinania drzewa przez przystawienie do niego siekiery i oparcie się na niej (model statyczny), zamiast uderzenia (model dynamiczny). Jest to bardzo trafna analogia, a jednocześnie wyjaśnienie wyniku, do jakiego doszedł Artymowicz. On sam nie uznał za stosowne odbyć z profesorem Biniendą publicznej dyskusji wyników jego badań. Nie pojawił się ani na kongresie w Pasadenie, ani na Konferencji Smoleńskiej, nie zdecydował się także na polemikę kiedy Binienda w czerwcu 2012 roku wygłosił w Polsce serię wykładów.
Artymowicz wykonał też obliczenia, które, jak twierdzi, pokazują, jak tupolew zachowywał się po uderzeniu w brzozę i utracie końcówki skrzydła. Odtworzył tor lotu według śladów na drzewach, ale nie potrafił wykorzystać do tego zapisów rejestratora przyspieszeń i wysokości radiowych, które skrzętnie pominął lub pozmieniał, ponieważ okazały się sprzeczne z jego założeniami. Mimo to publicznie broni swojej symulacji jako „zgodnej z zapisami parametrów lotu”, co jest nieprawdą. Oczywiście, pomimo wszelkich niedostatków jego kolorowy film cieszy się powodzeniem w zaprzyjaźnionych telewizjach, podobnie jak jego autor.
Artymowicz czuje się na siłach (w swoim mniemaniu) kompetentnie wypowiadać się także w dziedzinach tak odległych od jego profilu wykształcenia, jak pirotechnika (której, jak sam przyznał, uczył się z Wikipedii dwie noce przed publikacją artykułu Cezarego Gmyza w „Rzeczpospolitej” o znalezieniu śladów trotylu na wraku tupolewa), czy wreszcie materiałoznawstwo. Jego pseudonaukowe dywagacje o zachowaniu się duraluminium w czasie uderzeń o dużej energii wywołały wesołość specjalizującego się w symulacjach wybuchów doktora inżyniera Grzegorza Szuladzińskiego.
Nie ma wątpliwości, że zespół, łączący osobowości takie jak doktor Maciej Lasek i profesor Paweł Artymowicz, który w dodatku stawia sobie za cel „walkę z kłamstwem smoleńskim”, miałby małe szanse powstania poza państwem takim jak Polska rządzona przez ponad pięć lat przez Donalda Tuska.
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 11139 odsłon
Komentarze
Bardzo dobry tekst,
11 Stycznia, 2013 - 11:31
jasno i klarownie podsumowuje Pan "osiągnięcia" grupy Millera-Laska.
Aktywność propagandowa obecnego szefa KBWL LP i Pawła Artymowicza "debeściaka", wydaje się spełnia dwa cele: jest odpowiedzią na zapotrzebowanie prorządowych mediów, którym konsekwentne odkrywanie prawdy o sprawie smoleńskiej wytrąciło pałkę z ręki oraz ma uniemożliwić odbycie rzetelnej, publicznej, debaty naukowców zespołu parlamentarnego i komisji Millera.
Po reakcji strony rządowej, np. byłego min. Millera, widać jak mocno niewygodna jest (dla niej) propozycja otwartej dyskusji nad raportem KBWL LP, tak potrzebnej do wyjaśnienia szerszej opinii wątpliwości związanych z ww. opracowaniem.
@box
11 Stycznia, 2013 - 11:48
W tej całej medialnej aktywności otoczenia komisji Millera jest jedna ciekawa sprawa: brak merytorycznych wypowiedzi pozostałych członków KBWL LP, i jedyny głos krytyczny ze strony prof. Żylicza ze słowami tabu: "komisja międzynarodowa". Żylicz jako pierwszy publicznie powiedział, że badania ekspertów ZP to właśnie "nowe fakty" usprawiedliwiające reaktywację KBWL LP.Jak zachowają się inni?
Ponieważ specjalnością dra Laska jest mechanika i aerodynamika, nietrudno mi wyobrazić sobie milczenie członków Komisji jako wyrażenie przez nich swojego rodzaju "votum nieufności" wobec Laska. Bo skoro autorytatywnie stwierdził, że przyczyny katastrofy kończą się na 100 metrach, a więc badanie wraku i miejsca katastrofy jest niepotrzebne (vide Kazimierz), to teraz musi tę tezę sam obronić.
Sam Lasek w którymś wywiadzie mówił, że dysponuje alternatywnymi symulacjami polskich naukowców, które POTWIERDZAJĄ TEZĘ O BECZCE wg mechanizmu MAK/KBWL LP. Dlaczego zatem ci naukowcy chcą być anonimowi?
Marek Dąbrowski
Komisja złożona ze swoich i oddanych - to żart !
11 Stycznia, 2013 - 12:54
Sam pomysł, aby utworzyć Komisję z dobranych przez władzę swoich, zaufanych ludzi to potwierdzenie obawy przed ujawnianiem prawdy. Kto za pracę takiej tuskowej komisji zapłaci i kto w wyniki jej pracy uwierzy ? ? Kto ? Znów uwierzą sami swoi, ale zapłacimy my wszyscy To niech się bawią tylko dlaczego za nie swoje pieniądze!
Panie Marku- chylę czoła
11 Stycznia, 2013 - 11:43
przed Panem za zaangażowanie w dochodzeniu do prawdy i ujawnianiu rzeczywistych miejsc i osób, tworzenia i podtrzymywania kłamstw smoleńskich.
Wkłada Pan w to wiele pracy a nam dostarcza argumentów do rozmów z lemingami.
Dziękuję i pozdrawiam z 10.
@Gaja52
11 Stycznia, 2013 - 11:52
Dziękuję i pozdrawiam.
Marek Dąbrowski
nazwisko komisyjnego akustyka
11 Stycznia, 2013 - 11:56
Oficjalnie nie ujawniono ale ponieważ dementi nie było, pozwolę sobie przypomnieć: płk. Wiesław Kędzierski i ppłk. Robert Benedict.
http://www.naszdziennik.pl/polska-kraj/12227,kolporterzy-klamstwa.html
Szanowny Panie Marku Dąbrowski !
12 Stycznia, 2013 - 21:51
Pozwoliłam sobie obszerne fragmenty tej Pana notki (wraz z linkiem do niej) zacytować w kilku miejscach blogosfery bo uważam, że tak trzeba !
Jutro produkujący kłamstwa smoleńskie (i niektórzy jego animatorzy) staną się członkami "szacownej" komisji "od zwalczania kłamstw smoleńskich" pod egidą samego premiera D.Tuska, a oponenci teorii pancernej brzozy i raportu komisji Millera i MAK zostaną nazwani siejcami mowy nienawiści, bo minister Boni M. jest opłacany przez "polskość to nienormalność"/"państwo polskie zdało egzamin" przecież również po to by wyprodukował odpowiedni i skuteczny paragraf na "smoleńskich" niepokornych.
Jeśli ja, zwykły "latarnik" comiesięcznego symbolicznego światełka pamięci, zapalanego na blogach każdego 10-tego dnia miesiąca dostaję pogróżki co może mi się przytrafić jeśli będę światełko kontynuować, to znaczy, że... tym bardziej (i intensywniej) trzeba tą całą machinę kłamstw zwalczać.
Jeśli to niewinne światełko pamięci staje się niebezpieczne dla władzę sprawujących, że i je chcą zgasić to znaczy, że odpór ich kłamstwom jest tym bardziej uzasadniony i potrzebny. I takie teksty jak Pański tym bardziej należy udostępniać gdzie tylko się da.
Pozdrawiam serdecznie !
contessa
_______________
"Żeby być traktowanym jako duży europejski naród, trzeba chcieć nim być".
Lech Kaczyński
_______________
Jeszcze Polska nie zginęła / Isten aldd meg a Magyart
"Urodziłem się w Polsce" - Złe Psy :
http://www.youtube.com
contessa
___________
"Żeby być traktowanym jako duży europejski naród, trzeba chcieć nim być". L.Kaczyński
@Contessa
13 Stycznia, 2013 - 16:39
Bardzo dziękuję za dobre słowo. Oczywiście tekst można popularyzować bez żadnych ograniczeń.
Pozdrawiam
Marek Dąbrowski
na klopoty Artymowicz i kłamstwa
11 Stycznia, 2013 - 13:35
kłamstwa , ktore slyszelismy od samego poczatku a wlasciwie juz w czasie, ktory - mozna domniemywac - byl czasem przygotowan do Zamachu Stanu ?
Bo moze to byl ZAMACH STANU zrobiony przez .....
A Putinowcy wspoldzialali tylko ale za duzo wiedza?
Maja haki na sprawcow?
Czasem by pograc na uczuciach zamącą puszczając zdjecia w siec....
Jednak
KTOS ZGARNAL CALA PULE WLADZY W POLSCE po 10IV 2010.
Tego nie wypra sie, maja Premiera, Belweder i chca nas wziac za twarze a dodatkowo zadluzyc po uszy
"Na wieki wiekow, Amen".
Belweder zagarneli kiedy jeszcze nie znaleziono i zidentyfikowano Naszego Prezydenta !
Od samego rana 10 IV zapodali w mediodajniach taka ilosc klamstw, kalumni na pilotow, generala Blasika, Prezydenta Kaczynskiego, ze to przechodzi ludzkie pojecie a czasem mialo objawy totalnego zbydlecenia, moze nalezalo by powiedziec "zestefanienia" lub "zjanuszowania".
Taka swoista PALIKOTYZACJA PRAWDY.
Tak jak byla "falandyzacja prawa".
Jednym z klamstw w raporcie bylo, ze dwu pilotow w tym
sp. Protasiuk ...nie mialo wyzszego wyksztalcenia !
Jakby Wyzsza Szkola Wojsk Lotniczych nie dawala tytulu ukonczenia studiow.
W/spr Artymowicza i materialow o ktorych uczylem sie i pracowalem napisalem tez kiedys notatke:
http://niepoprawni.pl/blog/2802/artymowicz-buja-w-kosmosie-i-brzozowa-miotla-anodiny
Tyle maja na obrone swojej wersji :
- kłamstwa
- kalumnie
- brzozowa miotle Anodiny.
Po dwu latach zabrali sie za badania wlasnosci drewna z polamanej brzozy - gdy ona zaczyna juz pewnikiem pruchniec.
Rownie dobrze moga zacząć leczyc Barbare Radziwiłłównę z bezplodnosci ....
Wlasciwosci tej brzozy sa juz inne niz 10 IV.
O tym tez napisano, ze tam juz patogeny robia swoje:
http://niezalezna.pl/36894-smolenska-brzoza-amerykanie-wyprzedzili-rosjan
Bo spruchniala brzozke grubosci kilka cm to noga przetraci dziesiecioletni chlopiec....
Pozdr autora
super txt !
11 Stycznia, 2013 - 15:17
Dzieki, Panie Marku, za ten material.
Przeczytalem go z wielka uwaga. Rozlozyl Pan 'argumenty' dra Laska & company na przyslowiowe lopatki.
Prawda i tak w koncy zwyciezy.
Szacun raz jeszcze.
baca.
Szanowny Panie Marku,
11 Stycznia, 2013 - 16:59
ja nie mam pewności, gdzie tak naprawdę powstał tandem Lasek-Debeściak Artymowicz. Niby w Polsce, ale jednak chyba sznurki prowadzic mogą gdzieś indziej.
Podziękowania za pracę całego Zespołu, wyrazy szacunku i pozdrowienia.
@Generał Rokurota
12 Stycznia, 2013 - 09:01
Dziękuję i pozdrawiam
Marek Dąbrowski
Świetny tekst!
11 Stycznia, 2013 - 17:05
A tych co obnizają Panu ocenę pozwolę sobie nazwać GNIDAMI!
kazikh
Re: Świetny tekst!
11 Stycznia, 2013 - 17:14
bdb wpis. :-)
@Smok Eustachy, 1Maud
12 Stycznia, 2013 - 09:05
Dziękuję i pozdrawiam
Marek Dąbrowski
Re: @Smok Eustachy, 1Maud
12 Stycznia, 2013 - 18:03
W związku z filmem Katastrofa w Przestworzach wparowałem na lotnictwo.net.pl i podręczyłem ich trochę. Zanim się tradycyjnie unieśli i wycieli.
@kazikh
12 Stycznia, 2013 - 09:04
Cóż, widać że maskirowczycy i pancerniacy są na posterunku. Absolutnie nie jestem tym zdziwiony.
Marek Dąbrowski
Jeden krok dalej ...
12 Stycznia, 2013 - 10:25
- w KOGO bije hipoteza dwoch wybuchow (made by p.Macierewicz) ?
- w KOGO bije hipoteza 'maskirowki' ?
veri
@veri
12 Stycznia, 2013 - 15:51
Nie interesuje mnie co w kogo bije. Interesuje mnie natomiast wyjaśnienie przyczyn katastrofy.
Marek Dąbrowski
Wierzy Pan ...
12 Stycznia, 2013 - 22:32
... czy jest przekonany, ze to byla katastrofa ?
veri
Katastrofa - zamach ...
12 Stycznia, 2013 - 22:49
... czy to dlatego pisze Pan o katastrofie a nie o zamachu bo przy tej drugiej opcji trzeba by bylo wskazac, prowadzac odpowiednie sledztwo sprawcow ?
... a jak mozemy sie przekonac wszystkie zabiegi zmierzaja ku temu aby jednak tych sprawcow nie pokazac palcem.
veri
@veri
13 Stycznia, 2013 - 16:46
Piszę o katastrofie, a nie zamachu,ponieważ nie zwykłem używać określeń na wyrost. Nie pracuję z tezą, jak KBWL LP czy maskirowczycy.
Rzetelny naukowiec może tylko użyć kategorii prawdopodobieństwa- i tu potwierdzam, że moim zdaniem najbardziej prawdopodobną przyczyną katastrofy był zamach.
Sugerując, że badający przyczyny katastrofy nie chcą wskazać sprawców ewentualnego zamachu pisze Pan bzdury.
Marek Dąbrowski
Klamstwa ...
13 Stycznia, 2013 - 16:55
... oficjalnej wersji zdarzen ( a co Pan & Co wykazujecie ) sugeruja, ze to co sie wtedy wydarzylo nie ma znamion katastrofy. Logiczne ?
veri
Sledztwo ...
13 Stycznia, 2013 - 17:51
"... pisze Pan bzdury." -
Juz prawie trzy lata mija ... sa jakies typowania* ( KTO ? ) ?
* - to jest procedura pierwszych chwil po czyms takim !
veri
Oj nieładnie,nieładnie
12 Stycznia, 2013 - 15:46
Oj nieładnie,panie@kazikh.Przeciez chyba wolno oeniać,skoro twórcy portalu dali użytkownikom taką możliwość.
Wartość tego wpisu ja też tak oceniłem.Dodam cytat stąd
http://freeyourmind.salon24.pl/ ,czyli wylęgarni "gnid".
Pan dr Lasek może sobie dworować z Zespołu AM, ale robi to tylko pro forma, żeby zachować twarz i podtrzymać ZŁUDZENIE konkurencji i politycznej opozycji, bo dobrze wie, jak również moim skromnym zdaniem WSZYSCY w wyższych rządowych sferach z wyjątkiem cieciów i debili, że NIE BYŁO ŻADNEJ KATASTROFY. Dlatego Sejm nie powołał Komisji, a tylko taka miałaby w tym przypadku uzasadnienie. Powołano "zespół" (jeden spośród dziesiątków sejmowych "zespołów" bez żadnych uprawnień) dobrze znając i doceniając aktorskie talenty prof. Macierewicza, który miał za zadanie opanować społeczne ciśnienie. Para miała pójść w gwizdek i poszła. Rozważano nawet przez chwilę, czy za to tytaniczne osiągnięcie nie należy się profesorowi sławny żyrandol. Jakąś zapłatę dostać przecież musi. Naharował się biedak na stare lat za friko? Nie o wszystkim co prawda, musimy wiedzieć. No, ale pozwólmy sobie na zaskoczenie w tej materii.Może sam zainteresowany też upuści pary w jakimś kolejnym wywiadzie dla Braci Karnowskich.
Ktoś na Salonie24 napisał moim zdaniem trafnie: " Od dawna zresztą wiadomo, że nie chodzi o "wyjaśnienie" tylko o "wyjaśnianie". Najlepiej długoletnie. Wtedy Macierewicz ma zagwarantowany dożywotnio etat czołowego PiSowskiego "wyjaśniacza"."
No i czy to nie byłaby owa należna nagroda?
Wyglada na to, ze ...
12 Stycznia, 2013 - 22:37
... poczynania p.Macierewicza to tylko druga strona tego samego (MAK-Miller) medalu.
veri
Piotr Panecki
12 Stycznia, 2013 - 22:43
Dr Lasek, hmmmm... Pozwolę sobie pokonfabulować - "eksperctwo" M.L. jest opłacane póki co przez rząd RP. Dobrze opłacane ! Na marginesie dodam, że całkiem prawdopodobne jest "związanie" M.L. jakąś deklaracją, w ogóle bumagą w stylu np."my, towarzyszu wiemy coś o waszym doktoracie i waszych grzeszkach ale jeśli będziecie głosić nasze "postulaty" to zachowacie nie tylko "doktorat", ale i życie".
"Maskirowczycy" Macieju Laku... albo nie przebili sumki dotychczas inkasowanej od rządu RP albo nie proponowali żadnego przebicia, a już na pewno nie są w stanie zagwarantować mu nietykalności cielesnej, bezpieczeństwa itd.
Dlatego Piotr Panecki wybaczy ale P.Paneckiego teoretyzowanie, że M.Lasek wie, że Smoleńsk to była maskirowka ect., ect., ma wartość obrony hipotezy "gdyby ciocia miała wąsy to by była wujaszek".
D.Tusk to również asekurant ! Dlatego celowo nie chce by komisja rządowa do walki z kłamstwami smoleńskimi (w podtekście - komisja obrony raportów MAK i komisji J.Millera) była firmowana przez urząd premiera RP.
Poza tym... p.P.Panecki dobrze wie, że w sprawach ważnych Donald Tusk od dawna nie pyta Sejmu RP, a idzie na rympał.
Tak na marginesie marginesu - ciekawy casus mamy : oto premier Tusk ma swego wiernego psa na fotelu marszałka Sejmu (Kopacz) i mimo to... woli łamać ustawę zasadniczą (Konstytucję RP) ?
Dziwne to cokolwiek...
contessa
_______________
"Żeby być traktowanym jako duży europejski naród, trzeba chcieć nim być".
Lech Kaczyński
_______________
Jeszcze Polska nie zginęła / Isten aldd meg a Magyart
"Urodziłem się w Polsce" - Złe Psy :
http://www.youtube.com
contessa
___________
"Żeby być traktowanym jako duży europejski naród, trzeba chcieć nim być". L.Kaczyński
MD
11 Stycznia, 2013 - 19:31
Panie Marku.
Doskonałe opracowanie!!! Janse, klarowne i mocno dające w nos pewnemu debsciakowi:-)
Serdecznie pozdrawima i dziękuję
Wash & go ?
12 Stycznia, 2013 - 10:16
Pozwole sie publicznie zapytac :
te dwa wybuchy z hipotezy p.Macierewicza mialy miejsce przed zderzeniem z brzoza czy juz po tym zderzeniu ? ( zderzenie z brzoza to, jak wiadomo oficjalna wersja )
ps. rejestratory nie maja niezaleznego zasilania ? ( byloby to nieprawdopodobe i tym samym niezrozumiale)
veri
@veri
12 Stycznia, 2013 - 15:49
1. Ostatni wybuch nastąpił w miejscu fragmentacji wraku, czyli w miejscu zamrożenia FMS. Tego na skrzydle, ponieważ badania nie są zakończone, nie mogę Panu dokładnie podać. Między BNDB a TAWS#38 będzie prawidłowym przybliżeniem.
2. Rejestratory mają niezależne zasilanie, ale nie mają własnych akumulatorw. Dlatego też zniszczenie instalacji elektrycznej samolotu unieczynnia je.
Marek Dąbrowski
maskirowka-wypowiedź Michała Jaworskiego
12 Stycznia, 2013 - 16:53
http://kaczazupa.salon24.pl/478584,udowodnijcie-ze-nie-jestescie-radziecka-podroba
Marek Dąbrowski
Marek Dąbrowski - proszę sobie "veri" nie zawracać głowy !
12 Stycznia, 2013 - 21:58
Veri ma "misję" i Pańskie odpowiedzi nie mają dla Veri żadnego znaczenia.
Pozdrawiam.
contessa
_______________
"Żeby być traktowanym jako duży europejski naród, trzeba chcieć nim być".
Lech Kaczyński
_______________
Jeszcze Polska nie zginęła / Isten aldd meg a Magyart
"Urodziłem się w Polsce" - Złe Psy :
http://www.youtube.com
contessa
___________
"Żeby być traktowanym jako duży europejski naród, trzeba chcieć nim być". L.Kaczyński
Precyzja ...
12 Stycznia, 2013 - 22:58
...PRZED czy PO zderzeniu z brzoza ( mialy miejsce te wybuchy ) ?
" Dlatego też zniszczenie instalacji elektrycznej samolotu unieczynnia je." -
- czyli to co sie dzieje potem nie jest rejestrowane,prawda ? ... ciekawe, ciekawe.
... szczegolny przypadek 810.04) czy tak jest we wszystkich samolotach ?
veri
Witam
13 Stycznia, 2013 - 19:48
Dzięki za ten świetny wpis:)
Zaraz roześlę go do moich znajomych, którzy nadal należą do sekty pancernej brzozy:
Wszystkiego najlepszego w Nowym Roku:))
Marie
@Marie1
13 Stycznia, 2013 - 20:02
Dziękuję, również wszystkiego najlepszego w 2013 roku :-)
Marek Dąbrowski
Szanowny Panie Marku
22 Stycznia, 2013 - 08:08
RomanS
Chylę czoła Pana tekstom i dziękuję za odwagę w propagowaniu prawdy.Ostatnio rzadko się wypowiadam z uwagi na zajęcia.Chciałem zwrócić tylko Pana uwagę na ślady potwierdzające pewne wydarzenia.Być może one są już znane ale....
>https://picasaweb.google.com/111398247821991260361/RoznePrzypadki?authkey=Gv1sRgCP3jvKabhvjPbQ#5633499281827992658
>https://picasaweb.google.com/111398247821991260361/RoznePrzypadki?authkey=Gv1sRgCP3jvKabhvjPbQ#5646561875341281986
RomanS