Gdzie jest Lud Warszawy?

Obrazek użytkownika MD
Kraj

Uczestnicząc w obchodach upamiętniających drugą rocznicę zamachu pod Smoleńskiem ze wzruszeniem podziwiałem całe grupy mieszkańców z różnych miejscowości z kraju i zza granicy. Były to grupy zorganizowane. Z całą pewnością przyjechało też masę osób na własną rękę. Z tej perspektywy stawiam pytanie, gdzie jest Lud Warszawy?

Lud Warszawy o wielkiej, bohaterskiej tradycji. Lud, który zdecydowanie poparł ówczesnych "oszołomów" i "wariatów" czyli młodych podchorążych w Noc Listopadową i uratował zryw niepodległościowy przed stłumieniem w zarodku. Ten sam Lud stanął bohatersko do obrony Stolicy we wrześniu 1939 roku i zerwał się do wolności w sierpniu 1944 roku.

Mogło się wydawać, że ten Lud Warszawy przebudzi się 10 kwietnia 2010 r. Jeżeli nawet pewna część tegoż Ludu wówczas się przebudziła to szybko została uśpiona. Wyobraźmy sobie, że 10% mieszkańców Warszawy przyszłoby na Krakowskie Przedmieście. To już byłoby kilkaset tysięcy ludzi! Tak się nie stało. To boli. Zwłaszcza w zderzeniu z liczbą mieszkańców tego miasta uczestniczących w hucpie otwarcia Stadionu Narodowego, czy też Mostu Północnego.

Obyśmy ten Lud Warszawy zdołali obudzić zanim nie będzie za późno. Oby nie pozostało tylko rozpaczliwe wieszanie zdrajców jak w czerwcu 1794 roku.

Brak głosów

Komentarze

Nie ma czegoś takiego. Został wymordowany przez przodków Donka i Bronka. Bolszewia zasiedliła to miasto najgorszym przyjezdnym elementem, to nie są potomkowie tamtych warszawiaków, to ściek. Piszę to jako warszawiak z urodzenia i bliskiej okolicy.

Vote up!
0
Vote down!
0
#243838

Masz całkowitą rację. Lud Warszawy, ten szlachetny, ukształtowany przez setki lat został wyrżnięty. To co teraz obserwujemy w Warszawie to oczywiście całkiem inny twór. Podobnie też z Polską. Ta przedwrześniowa też został rozbita, ale z naszym skromnym udziałem rodzi się nowa w nawiązaniu do pamięci tej wymordowanej. Musimy zatem odtworzyć też stolicę wolnego kraju. A stolica to nie tylko mury...

Vote up!
0
Vote down!
0
#243856

znalezione w sieci...

~Kaśka:
~Kaśka Użytkownik anonimowy
Brzdęk! Brzdęk Brzdęk!
Czy słyszycie ten dźwięk?
Dziś niedziela, więc jak dziki
Do Stolicy nadciągają napełnione Słoiki!
... rozwiń całośćWymijają, wyprzedzają,
Na rodowitych bluzgami rzucają,
Niczym szarańcza, wszędzie jej pełno,
Warszawa jutro ożyje, to wiem, na pewno,
Antena od CB, niczym maszt radiowy
Ogranicza przestrzeń lotniczą do połowy,
Lampy przednie ksenonem oślepiają,
Niemal świńskiej krwi barwę przypominają,
Na tablicach białych czarne lśnią litery:
TKI, ERW, LBI, LLU czy LRY- tego w stolicy jest od cholery!
„Ach podła ta stolica, k…a mac, marna płaca,
śmierdzące miasto, kiepska praca,
Same wieśniaki tutaj mieszkają,
Jak oni sobie, k…a z życiem radę dają?
Wszędzie drogo, i te o…ane trawniki,
-jak tu życ?” żalą się Słoiki,
Na weekendzie, pod sklepem w swojej rodzinnej mieścinie
Kumplom, szwagrowi, bratu, całej rodzinie,
A wieczorem niczym szlachta na miejscowej dyskotece,
Szpanują pracą, mieszkaniem, przy nowo poznanej panience,
Kierowcy z nich, jak ta lala,
Lewym pasem po krajowej 7 za…dala,
Brzdęk, brzdęk brzdęk, znajomy ten jest dźwięk,
Nadciągnęły zapeklowane tuczniki,
Wieśwagony, Skody i Saty- jednym słowem,
SŁOIKI!!! zwiń

ale to raczej część i to mała odpowiedzi na pytanie

Vote up!
0
Vote down!
0
#243858

Stanie, gdy przyjdzie potrzeba...

ARTYKUŁ POLECANY
13 kwietnia 2010 r.
Kategoria: Społeczeństwo
Rodzaj: Felieton
Dodano: 12 kwietnia 2010 r., 20:50:03
Region: Polska
Ostatnia aktualizacja: 22 stycznia 2012 r., 21:41:55
 
Idą, a w słońcu kołysze się stal
Trumna z ciałem Prezydenta
,,Być wolnym nie może oznaczać nic innego, jak móc pójść niewolniczo za swoją wewnętrzną naturą.” Rahel Varnhagen von Ense
 
 
Kiedy 15 sierpnia 2007 roku odbywała się pierwsza po wielu latach defilada wojskowa w Warszawie, ludzie zebrani po obu stronach trasy przemarszu, spoglądali na siebie ze zdumieniem. Nikt nie spodziewał się tak licznego uczestnictwa w paradzie, którą nieprzychylne Pałacowi Prezydenckiemu donośne głosy, okrzyknęły tandetnym igrzyskiem dla moherowych patriotów starej daty. Zapowiedzi bojkotu udziału w uroczystościach, które młodzież ostentacyjnie umieszczała na łamach Internetu, nie rokowały większego zainteresowania tej grupy wiekowej prezydencką inicjatywą. Krytykowano sam pomysł, jako tani chwyt propagandowy. Nie patrzono łaskawym okiem na przygotowania, a wręcz padały zastrzeżenia i sceptyczne uwagi.
Defilada 15 sierpnia
Czy to silna wewnętrzna potrzeba, czy zwykła ciekawość sprawiła, że pojawiły się bardzo liczne grupy młodych ludzi. Nastrój, który tworzył widok mundurów, szczęk szabel, rżenie koni i nade wszystko przepiękne brzmienie „Pierwszej Brygady”, udzielił się w oka mgnieniu każdemu, kto znalazł się w pobliżu.
Młodzież uczepiona gzymsów i parapetów, drzew i parkanów, robiła wszystko, by dojrzeć maszerujących ulicą żołnierzy. Kłęby dymu i ryk silników przesuwających się wozów pancernych również nie odstraszył przybyłych. Niezwykłe doświadczenie zaczynało zasiewać ziarno sentymentu dla polskiego munduru.
Defilada stała się wydarzeniem o niezwykłej randze. W pełnym, sierpniowym słońcu, tłumy warszawiaków entuzjastycznie witały żołnierzy w galowych mundurach. Ci, defilowali dumnie i czując skupione na sobie przyjazne spojrzenia, z serdecznością rozsiewali braterską aurę wspólnoty.
Witani oklaskami żołnierze uśmiechali się do zgromadzonego tłumu, a ten odwzajemniał uśmiechy.
Kiedy pojawił się Prezydent Lech Kaczyński - wyprostowany jak struna w odkrytym aucie, konwojowanym przez przepysznie prezentujących się ułanów, z tłumu padły okrzyki na jego cześć. Ktoś w ciżbie, widząc go zapewne po raz pierwszy ”na żywo”, stwierdził głośno, że rzeczywiście… małego jest wzrostu. Komentarze, które rozległy się natychmiast, zabrzmiały wymownie: „Duchem jest wielki!”.
Po roku odbyła się kolejna parada, a jeszcze liczniej zgromadzona publiczność, głośno i entuzjastycznie współuczestniczyła w tej wielkiej patriotycznej Gali. Tworząca się więź pomiędzy wojskiem, a ludnością cywilną, zdawała się umacniać i nabierać wzajemnych relacji porównywalnych do tych sprzed września 1939 roku.
Chwała polskiego oręża
Lech Kaczyński rozumiał jak wielkie znaczenie ma kontakt wojska z ludnością cywilną. Zawsze w czasach niepokojów, oparciem dla utrudzonego żołnierza była każda wiejska chata - każdy polski dom. Przywiązanie do swoich żołnierzy gwarantowało schronienie, wsparcie, zrozumienie i pomoc.
Nie ma nic gorszego niż odizolowanie armii od reszty społeczeństwa, bo wtedy staje się ona wyłącznie narzędziem zbrojnym służącym władzom, które w imieniu państwa posługują się nim, nie zawsze dla dobra społecznego swojego narodu. Przez społeczeństwo, postrzegana jest jako grupa wspierająca władzę i służąca jej partykularnym interesom.
Kiedy zdawało się, że defilady 15 sierpnia, w Dniu Wojska Polskiego, staną się stałym obyczajem, nagle wydano zarządzenie, że koszt 1 miliona złotych jest zbyt dużym wydatkiem dla włodarzy Warszawy, by trwonić pieniądze na tego rodzaju patriotyczne manifestacje. Pomimo wielu głosów protestu, utrzymano zarządzenie i kolejna, oczekiwana parada nie pojawiła się już.
Na płycie Placu Piłsudskiego odbyły się stosowne uroczystości, a w rozsianych po Warszawie parkach zorganizowano okolicznościowe imprezy na wolnym powietrzu. Wiedli w nich prym dzielni rekonstruktorzy w mundurach, z dużą odpowiedzialnością przykładając się do roli, którą tego dnia pełnili.
Przejazd karawanu z trumną Prezydenta
11 kwietnia tego roku, ludność Warszawy wyległa na ulice miasta, by trasę przejazdu konduktu z trumną Lecha Kaczyńskiego otoczyć gęstym szpalerem. Przywiezione ze Smoleńska ciało Prezydenta, miało po raz ostatni przemierzyć ulice stolicy, by zakończyć uroczysty przejazd w Pałacu Prezydenckim. Nikt ze zgromadzonych licznie ludzi nie miał wątpliwości, że wydarzenie, które rozgrywa się na ich oczach, ma jakąś dziwną formę metafizycznej defilady.
Tłumy zebrane na drodze przejazdu karawanu, oczekiwały momentu pojawienia się Prezydenta. Chociaż nastroje były skrajnie inne niż w przypadku wspomnianych wojskowych parad, to jednak odczuwało się wyraźnie, tożsame z tamtym, uczucie wspólnoty. Teraz to ogromne wzruszenie, przygnębienie i łzy na wielu twarzach, łączyły zgromadzonych. Poczucie straty i niewyobrażalna pustka rodząca pytanie: „Co dalej, Panie Prezydencie?” Odpowiedzi nie było. Przygnębiająca cisza, przerywana tylko nowomodnymi, pojedynczymi, nieśmiałymi oklaskami.
Przewożono „Rzecznika” umarłych polskich Patriotów. Można było oczami wyobraźni zobaczyć maszerujące przed karawanem cienie: Katyńczyków - powołanych, aby dać świadectwo prawdzie, idących nierzadko z własnymi rodzinami zamęczonymi na wschodnich rubieżach bezkresnej Rosji. Powstańców Warszawskich, dla których w pełnej determinacji inicjatywie stworzył Muzeum ich heroicznego czynu, Andersowców – przypominając ich zasługi i pełną oddania walkę na zapomnianych przez świat polach bitew, a także bohaterów leśnych ostępów, konspiracyjnych sieci iŻołnierzy Wyklętych – skazanych na wieczną niepamięć i pohańbienie przez krwiożerczy, powojenny system.
Cienie pamięci
Wielkie to zasługi Lecha Kaczyńskiego i ogromna mu za to chwała. Nikt nigdy nie zrobił tyle dla tych Cieni, ile wywalczył dla nich Prezydent, płacąc za to ogromną cenę popularności.
Zaciśnięte w żalu krtanie warszawiaków, nie potrafiły wykrztusić żadnego słowa. Zresztą, po co? Przecież … „Milczenie bywa wymowniejsze od mowy”.
 
 
 
 
 
Vote up!
0
Vote down!
0
#243925