Powstanie Warszawskie

Obrazek użytkownika Andrzej Wilczkowski
Historia

Ostatnio na kanale Discovery Historia oglądałem program o Bułhakowie. Dopiero wtedy dowiedziałem się jakie było pierwsze autorskie zakończenie „Mistrza i Małgorzaty”.
Otóż Woland opuszczając Moskwę mówi do swoich towarzyszy: „Wyjeżdżamy. Nic tu już po nas. Zrobiliśmy wszystko co do nas należało. Resztę załatwi on sam – Stalin”.

Kiedy Bułhakow napisał to zdanie? Ostatnią kropkę pod ostateczną wersją rękopisu postawił podobno 28 maja 1938 roku, ale poprawki wprowadzał jeszcze w lutym 1940, a umarł 10 maca tegoż roku. Nikt chyba nie ma złudzeń, że to zakończenie zostało w tamtych czasach w jakiś sposób opublikowane.
Czy ważna jest ta data. Może idę za daleko w „myśleniu magicznym” ale 38 rok świadczyłby o tym, że bułhakowowski Woland przewidział II wojnę światową.

Ale dlaczego łączę Wolanda z Powstaniem? Nie Wolanda – proszę państwa, tylko tego, któremu szatan dał wolną rękę – żeby załatwił resztę.

Ostatnio trochę się mówi o tym, że Hitler wydał rozkaz, że Warszawa ma być zrównana z ziemią, a jej mieszkańcy wybici do nogi. Ja już dawno słyszałem o tym rozkazie, ostatnio wzbogaciłem moją wiedzę o datę. Podobno gaulajter Warszawy ogłosił dyspozycję wodza w dniu 1 sierpnia. Taka data enuncjacji gaulajtera niesie prawdopodobieństwo graniczące z pewnością, że zamiary Hitlera dotyczące losu Miasta i Warszawiaków były znacznie wcześniejsze.
Jeżeli tak miało być z woli Hitlera (a dlaczego nie, jeśli w wyniku jego rozkazów zamieniono w perzynę wiele niemieckich miast.) No więc w takim przypadku wszelkie dywagacje – czy polski zryw był potrzebny – czy nie – tracą sens. Liczebnie – AK w Warszawie to siły trzech dywizji, bardzo słabo uzbrojonych – to fakt, ale taka masa nawet najgorzej uzbrojonego wojska nie mogła patrzeć spokojnie na zagładę miasta. Ale to ciągle jest uproszczenie.
Tak sądzę, bowiem Hitler mógł wydać taki rozkaz – świadom zbliżającej się klęski powodowany jedynie uczuciem nienawiści do Polski i Polaków. Dla Stalina to bardzo ważne posunięcie polityczne.

Wtedy – 1 sierpnia w Warszawie niemal z pierwszymi strzałami – pojawiły się w oknach i na budynkach biało-czerwone flagi. Wydobywano je ze schowków, lub szyto naprędce, Mnóstwo ludzi płakało ze szczęścia. W dwa miesiące później – drugiego października – tłumy ludzi wychodziły ze zgładzonego miasta bez środków do życia, pozbawione dachu nad głową, niepewne życia. Dziś ludzie nie są w stanie tego zrozumieć. Dziś się pytają – czy rzeczywiście konieczna była ta hekatomba, czy musiało dojść do zagłady miasta?
Nikt – nawet najlepszy historyk – nie może na to odpowiedzieć w sposób zadawalający, bowiem zupełnie nie wiemy jak potoczyłyby się wypadki gdyby nie wybiła „godzina zero”.
Ale dywagować można. Żadne powstanie nie było konieczne. Od 1 sierpnia do chwili wejścia armii czerwonej do Warszawy minęło niemal pół roku. Gdyby ludzie szli na rzeź bez żadnego oporu Niemcy zdążyliby wypełnić wolę wodza.
Otóż – uważam – że gdyby nie było powstania Warszawa zostałaby totalnie zniszczona tak czy inaczej. Białe plamy w moim rozumowaniu być może historycy w sposób przekonujący zabarwią, na podstawie dokumentów, za następne pół wieku, ale główna teza jest widoczna od dawna i jakoś słabo eksponowana.
Otóż po wybuchu powstania front na wschodzie zamarł. Według posiadanej przeze mnie wiedzy po prostu pancerne jednostki sowieckie nie zostały zaopatrzone w paliwo i stanęły. Tę wersję znam od kilkudziesięciu lat. Ostatnio przeczytałem w Internecie opracowanie chyba mojego równolatka, że po wschodniej stronie Wisły w dn. 5 sierpnia zaczęła się wielka bitwa pancerna, którą armia czerwona przegrała i dlatego do Warszawy przestały docierać odgłosy zbliżającego się frontu. Autor ponadto nie wierzy, że Rokossowski już w połowie sierpnia meldował Stalinowi, że jest gotów do zajęcia Warszawy.
Fakt powolnego zamrażania frontu musiał być widoczny jak na dłoni nie tylko dla niemieckich oddziałów frontowych, ale i dla całego sztabu generalnego wermachtu – a nie siedzieli tam głupcy. Jeżeli nawet założymy, że Niemcy opierali się jedynie na obserwacjach, to tak prawidłowo ocenili intencje i przyszłe ruchy przeciwnika, że aż dziw bierze. W końcu przyczółek magnuszewski powstał dokładnie w dniu 1 sierpnia i to w godzinach porannych a od połowy sierpnia praktycznie się nie rozszerzał i tak dotrwał do stycznia.

Powstanie trwa dwa miesiące i kapituluje. Przez ten czas front na terenie Polski nie przesunął się w żadnym miejscu w sposób znaczący. Płyną następne dni, tygodnie, miesiące. Na zachodzie alianci przeszli już nieomal przez całą Francję. Powstanie się skończyło, a front wschodni nadal tkwi w miejscu. Warszawa opustoszała, ale jest nadal intensywnie rabowana i burzona. Są jednak korekty w stosunku do planów Hitlera – w każdym razie do tej wersji jaką znałem od lat. Mianowicie – nie całą ludność wymordowano a i z substancji budowlanej zostało około 15%.
Od października armia czerwona wojuje na Węgrzech i dalej na Bałkanach. A przecież Stalin ma swoje ambicje. Chce być pierwszy w Berlinie. Front jednak ani drgnie. Co go broni? Otóż tak naprawdę bronią go jedynie niewielkie oddziały saperów niszczących Warszawę. Dopóki słychać odgłosy wybuchów świadczących, że w mieście walą się resztki domów, nikt nie zabiera się do forsowania Wisły, mimo że przyczółek na lewym brzegu jest już od dawna.

Po kilku tygodniach od upadku powstania niemiecki sztab generalny decyduje się na ofensywę w Ardenach. Przygotowywana jest starannie. Atak zaczyna się dopiero w dniu 16 grudnia 44 roku. W operacji bierze udział 25 dywizji w tym 7 pancernych. Część sił ściągnięto z oniemiałego frontu w Polsce. Planując tę operację wermacht liczy na jeszcze co najmniej miesiąc spokoju na wschodzie, ale się przelicza. Wprawdzie w ostatnich tygodniach z opustoszałej Warszawy dobiegają już tylko dźwięki fortepianu, na którym gra Szpilman, ale w niecały miesiąc po ustaniu walk powstańczych czyli w październiku Rosjanie wkraczają na Węgry. W grudniu oblegają Budapeszt. Bardzo krwawe walki toczą się tam równolegle z ofensywą w Ardenach. Sztab Armii Czerwonej planuje ofensywę na kierunku berlińskim dopiero na 20 stycznia 45 roku. Jedynie na osobistą prośbę Churchilla Sowieci wyruszają o 8 dni wcześniej. Ale już wówczas wiadomo, że ofensywa w Ardenach dogorywa i Niemcy żadnych znaczących sukcesów już nie osiągną. Zanim jednak to nastąpiło wermacht pokazał jeszcze zachodnim aliantom swoje zęby.
Pytanie – które się nasuwa – po co ta awantura w Ardenach. Już przecież co światlejsi stratedzy i politycy niemieccy rozmyślali nad tym jak powstrzymać armię czerwoną, a jeśli się poddać to Amerykanom i Anglikom.
Wszyscy dowódcy niemieccy operujący na froncie wschodnim musieli sobie zadawać pytanie – co po odkryciu niemieckich zbrodni na terenie Rosji zrobi armia czerwona kiedy wejdzie na teren Niemiec. Ofensywa na zachodnim froncie była potrzebna jedynie Stalinowi. Dawała mu czas i głęboki spokój, że nikt nie ubiegnie go w zdobyciu Berlina. Opóźniła posuwanie się aliantów o dobry miesiąc.
Jakie wnioski można wyciągnąć z tak obnażonego z wszelkich aneksów schematu? Pierwszy, który się nasuwa – to aż strach pomyśleć – że była jakaś tajna umowa pomiędzy Niemcami i Stalinem, że dopóki Warszawa nie zostanie doszczętnie zniszczona – to front nie drgnie. Taki domysł jest z punktu widzenia historycznego nieuprawniony, bowiem dotychczas nie odkryto żadnych śladów takiej zmowy, ale bo to jeden spisek nie znalazł żadnego potwierdzenia na piśmie? Jak już pisałem odkryto ślady hitlerowskich zamiarów zniszczenia Warszawy przed jej oddaniem. Rzecz w tym, że Hitler – poza nienawiścią do tego miasta – nie miał żadnego interesu w jego unicestwieniu i to jeszcze przy użyciu deficytowych (zwłaszcza w rejonach przyfrontowych) środków burzących, natomiast Stalinowi musiało na tym bardzo zależeć. Miasto, które przez pięć lat nie poddało się jednemu okupantowi mogło – gdyby zostało nienaruszone – strasznie dokuczyć następnemu. Wyszkoleni ludzie, magazyny broni, cała infrastruktura podziemna – to była jedna wielka mina podłożona sowietom. Oni musieliby to wszystko niszczyć, jeszcze długo po wojnie, jednocześnie tłumacząc zachodowi, że w Warszawie „tiszyna”.

Będzie bardzo dobrze, jeśli czytelnicy zechcą nie przyznać mi racji. Niech się ze mną kłócą – tu w blogu, czy w myślach. Ilekroć będą starali się w swoich intelektualnych rozważaniach udowodnić sobie, że powstanie nie miało sensu – o coś się potkną. Dlatego kończę jakby w pół zdania nie roztaczając infernalnych obrazów niszczenia miasta wraz z bezbronną ludnością przez niemieckiego okupanta w przypadku gdyby nie było powstania, czy też rozpraw z podziemną Warszawą dokonywanych przez sowieckiego okupanta, gdyby materialne i ludzkie struktury miasta nie ucierpiały podczas przejścia frontu.
Proszę tylko w swoich dywagacjach nie ruszać frontu. Front w Polsce stanął w pierwszych dniach sierpnia i tak stał niemal przez pół roku i taka jest prawda historyczna, a przecież Stalinowi bardzo zależało na zdobyciu Berlina. Miał wprawdzie umowę w tej sprawie z zachodnimi sprzymierzeńcami, ale – jak sądzę – nie specjalnie im ufał. Taki Patton na przykład był zupełnie nieobliczalny.

Andrzej Wilczkowski

P.s
Do tematu chyba jeszcze wrócę, bo chciałbym dorzucić jeszcze kilka słów o rozmowach, które prowadziłem na ten temat z płk. Szostakiem na początku lat ’80.
AW.

Brak głosów

Komentarze

 To ciekawe. Parę dni temu jakąś późną porą oglądałem (nwawet nagrałem) film Powstanie Warszawskie czy cos tak. Nie znam osoby historyka, który powiedział, ze gdyby nie powstanie, Stalin o 3 miesiące szybcie doszedł by do Berlina, i dalej zajął prawie całe Niemcy. Polska wobec przyzwolenia na zdobycie Stolicy nie była by dla Stalina zadną wartościa, nie dostali bysmy nawet Ziem Zachodnich, a stali bysmy się jak Litwa, Łotwa czy Estonia małą republiką. AK-owców i tak by wymordowano, lub chociaz zamknieto w obozach w Polsce lub i nie, miasto i tak odbudowano by na miare Stalina, nawet gdyby trzeba było domy wyburzac, jak obszar pod Pałac Kultury, zachowały się zdjęcia istniejacej jednak nawet po wojnie struktury budynków w tamtym obszarze. Ronienie łez przez przekaziory jakich to strat dopuścili sie przywódcy Powstania zakrawa na kpine. Tym niemniej, to co czytam w Pana wypowiedzi jeszcze temat pogłębia, porozumienie z Niemcami, porozumienie z aliantami - to prowadziło by wprost do podziału Niemiec, a chyba nie taki miał zamiar Stalin. 

Vote up!
0
Vote down!
0
#176307

Kolega 5plus ma rację. "Nie taki był zamiar Stalina". Zapominamy wszyscy o wojskowym aspekcie sprawy - operacja pk. "Bagration", w wyniku której radzieckie wojska znalazły się nad Wisłą, rozpoczęła się pod koniec czerwca 1944 roku na Białorusi i to wschodniej Białorusi. Jej celem było wyzwolenie tej sowieckiej republiki oraz wyparcie wojsk niemieckich na linie Wisły, z zadaniem uchwycenia przyczółków na jej lewym Brzegu. Na te przyczółki sowieckie dowództwo nie wyznaczyło bynajmniej Warszawy - sztuka wojenna nie przewiduje zdobywania dużych miast od czoła; tylko z okrążenia i właśnie temu celowi miało służyć uchwycenie przyczółku w okolicach Warki. Walki na przyczółku warecko - magnuszewskim były bardzo krwawe - bo w sierpniu 1944 roku Niemcy wykonali manewr odwrotny, niż kilka miesięcy później, szykując się do operacji w Ardenach - wówczas (w sierpniu 1944) pchali wszystkie siły na wschód. Słynną dywizję pancerną SS "Herman Goring" ściągnięto przecież z Włoch. Walki o ten przyczółek trwały miesiąc, Sowieci (przy wsparciu naszej Brygady Pancernej) zdołali go utrzymać, ale nacierać dalej nie byli w stanie! Nie byli zresztą w stanie nacierać na całym froncie w Polsce, bo pod koniec operacji "Bagration" straty stanu osobowego biorących w niej udział, wynosiły 50%, w sprzęcie - około 70%. Musieli dopiero podciągać posiłki, co przy zniszczonej infrastrukturze komunikacyjnej na wschodzie Polski, było zajęciem czasochłonnym. Sowieci nie mieli po prostu sił, aby bez porozumienia z dowództwem AK i bez pomocy oddziałów AK, zdobyć Warszawę od czoła. Dlatego stanęli. Pomoc dla powstania nadeszła dopiero w połowie września, Pragę wyzwoliła 1 Dywizja Piechoty 1 Armii Wojska Polskiego, ale los powstania był już przesądzony - przyczółek na Płycie Czerniakowskiej okazał się zbyt płytki.

Hitler wydał rozkaz zniszczenia Warszawy, zaraz po tym, gdy dotarła do niego wieść o jego wybuchu. Kazał tez wymordować mieszkańców. Erich von dem Bach-Zalewski, który kilka dni później objął dowództwo nad niemieckimi jednostkami, przeznaczonymi do tłumienia powstania, cofnął ten rozkaz; ryzykował głową, na jego szczęście Hitlerowi przeszedł już atak furii. Nie mniej jednak, przez te kilka dni Niemcy i ich pomagierzy wymordowali 50 tysięcy mieszkańców Woli. Miał więc przeciętny mieszkaniec stolicy prawo mieć pretensje do Komendy Głównej AK, która wywołała powstanie, bez żadnych szans na uzyskanie powodzenia, co zresztą podkreśla w swoim najnowszym opracowaniu na temat powstania jego uczestnik, profesor Jan Maria Ciechanowski. Jak podkreśla dodatkowo, ówczesny oficer Komendy Głównej generał Jerzy Kirchmayer, nie zaktualizowano planu "Burza", w zakresie włączenia doń Warszawy (pierwotnie ów plan wykluczał podejmowanie jakichkolwiek walk w dużych miastach), nie nawiązano żadnych kontaktów z sowieckim dowództwem - nawet na szczeblu armii (więc w jaki sposób Sowieci mieli przyjść powstaniu z pomocą, skoro nie było w tym zakresie żadnych uzgodnień), nie wyposażono oddziałów AK w odpowiednią ilość broni, nie ściągnięto do stolicy na czas oddziałów bojowych (1 sierpnia przebywały w niej tylko siły Kedywu - i tylko one miały broń - ręczną!), utracono czynnik zaskoczenia.

Czy Hitler zniszczyłby Warszawę, gdyby nie powstanie? Autor bloga ma racje, możemy tylko gdybać. W każdym razie już w połowie sierpnia 1944 roku, BiP KB AK zaczęło kombinować, jakby tu zrzucić odpowiedzialność za klęskę powstania z generałów Komorowskiego i Okulickiego, a przerzucić ją na kogoś innego - zachodnich aliantów, Stalina, czy na tzw. "czynniki obiektywne". To typowa postawa u sanacyjnych generałów, zagorzałych piłsudczyków, nieobca jak widać ich pogrobowcom.

Vote up!
0
Vote down!
0
#176310

faszyzmu. A może Hitler i Stalin to nieświadome marionetki i epizody w potężniejszej inżynierii ekonomiczno-społecznej. Dlaczego nikt nie informuje o tym, kto finansował te środowiska. Jak w jednym tak w drugim przypadku, były to systemy złodziejskie, ich dzikość cywilizacyjna i okrucieństwo polegało na mistyfikacji informacyjnej, okradaniu kreatywnych, majętnych i bezwzględnym eksterminowaniu niewinnej ludności, która doznawała skrajnej brutalności, ponieważ posiadała własną tożsamość, wartości, tradycję i historię. Te systemy kłamstwo uznawały i uznają za swój najcenniejszy oręż. Analogicznie jak w micie o trąbach , które pozwoliły zburzyć mury - porządek starego cennego miasta na szlaku kupieckim. Kłam kłam...
Sprawdzona teoria rewolucyjna potrzebuje tylko drobnych modyfikacji i adaptacji, dostosowania do aktualnych możliwości i potrzeb. Kto zatem dostarczał im technologię, kredyty i międzynarodowe wsparcie na salonach w skali dla nas niewyobrażalnej. Mając potężne zaplecze finansowe, kontrolę wielu instytucji nawet takich jak państwa, można tworzyć koncepcje przyszłości w perspektywie nie tylko dni miesięcy lat czy dekad ale może i na dłuższym etapie. Ryzyko powstania tzw. -izmów sprawdza się nie tylko w teorii. Najważniejsze jednak jest pytanie, w jakim celu spiritus movens tworzy kretynów i steruje nimi z bezwzględnością barbarzyńcy??

Vote up!
0
Vote down!
0

agasso

#176346

A jeśli Związek Sowiecki dawał w ten sposób Niemcom czas na zastanowienie się, czy nie zawrzeć z nim układu pokojowego i wspólnie wyruszyć na podbój Europy Zachodniej? Zatrzymanie frontu na Wiśle mogło być taką sugestią. Komunizm i narodowy socjalizm nie są zbyt odległe ideologicznie. Jednak Niemcy "nie skorzystali" i Sowieci po zwycięstwie sami musieli kontynuować swoją ekspansję przeciwko Zachodowi (zgodnie z doktryną marksizmu-leninizmu); w tym momencie jako "zimną wojnę"?

Vote up!
0
Vote down!
0
#176365