Uroczystości (2)

Obrazek użytkownika Andrzej Wilczkowski
Kraj

Uroczystości siedemdziesiątej rocznicy. (część 2)

Krótko mówiąc: widzę trzy takie miejsca starć zbrojnych, gdzie na uroczystościach organizowanych przez władze lokalne powinni się pojawić najwyżsi dostojnicy państwowi, wcześniej wspierając te inicjatywy odpowiednią dotacją.


Miejsca te powinny spełniać trzy warunki:

1. Działania bojowe powinny się rozpocząć w pierwszym dniu wojny, czyli 1 września 1939
2. Działania te powinny mieć jakieś cechy symboliczne
3. Działania te poza wyjątkowym bohaterstwem żołnierza powinny być znaczące dla dalszego przebiegu wojny – chociażby w skali operacyjnej.

Omówię wszystkie trzy.
1. Westerplatte
2. Obrona Gdyni
3. Bitwa pod Mokrą.
W moim przekonaniu najlepszym miejscem będzie Mokra w powiecie kłobuckim, w gminie Miedźno, ale zacznę od Westerplatte, która to placówka wyraźnie znalazła się w centrum uwagi w ostatnich miesiącach.

Zwrócić chcę wszelako uwagę, że II Wojna Światowa zaczęła się naprawdę nie od starcia zbrojnego tylko od zbrodni wojennej.
W dniu 1 września o godz.. 4.40, a więc na 5 minut przed strzałem ze Schlezwiga-Holsteina nad otwarte miasto Wieluń nadleciały niemiecki samoloty, przekraczając granicę bez wypowiedzenia wojny. Wieluń, w którym nie było polskiego wojska, ani żadnej obrony został zniszczony w 75%.
Tu przede wszystkim powinni się zjawić przedstawiciele Państwa zanim udadzą się na pola bitewne.

1 pole bitewne - Westerplatte
Uważam, że trzęsienie ziemi w sprawie „jak to naprawdę było na Westerplatte”, wymknęło się ostatnio spod kontroli intelektualnej a co gorsze i emocjonalnej.

Uważam, że każde prostowanie historii, jest rzeczą konieczną i nie sądzę, żeby należało ronić łzy nad bohaterami, którzy nagle ukazali się nam w innym świetle.
Zresztą – prawdziwym bohaterom to „inne światło” nie zaszkodzi.

Już dawno temu zauważyłem, że ludzie, którzy wojny nie pamiętają – niewiele z niej rozumieją.

Zakorzeniło się mianowicie – nawet wbrew sienkiewiczowskiej wizji – głębokie przekonanie, że bohaterem narodowym może być jedynie ten, który w obliczu wroga jest trzeźwy niczym niemowlę i na ciosy przeciwnika wystawia pierś. Nie daj Boże, żeby sobie popił a potem latał nago po piachu i przeciwko niemieckiej potędze reprezentowanej przez całkiem duży pancernik wypinał inne części ciała.

Otóż naczytałem się wspomnień żołnierskich i zaiste  nie spotkałem się z sytuacją, żeby gdzieś tam w maniereczce nie bulgotała wódka – pocieszycielka żołnierza. Być może nie było jej w formacjach muzułmańskich, a na pewno nie było jej w taborach armii polskiej w 1939 roku. To nie znaczy, żeby Żołnierz Polski był wówczas członkiem kółka różańcowego trzeźwości. Jak dorwał – to się napił. A było skąd brać. W zdobytych taborach niemieckich znajdowano jej mnóstwo. Wynoszono z płonących czołgów wroga, przyjmowano od ludności, jako podarunki.
Nie załamujcie faryzejsko rąk, szanowni państwo. Sami byście pili gdyby się wam świat walił na łeb, gdybyście widzieli to, co oni widzieli. I dobrze by było, gdybyście się potem potrafili wypiąć na pancernik, albo chociaż pokazać mu międzynarodowy znak protestu.

Co myślę o konflikcie dowódców placówki.
Kto to był major Sucharski?

Na przedwojennych zdjęciach majora na jego piersi widać najwyższe odznaczenia za osobiste męstwo na polu walki. Są to: Krzyż Virtuti Militari i Krzyż Walecznych. Sucharski otrzymał te odznaczenia podczas wojny z bolszewikami. Byle kto ich nie dostawał. Nie ma podstaw do wyrażenia sądu, że na Westerplatte załamał się ze strachu, chociaż ludzie po dwudziestu latach pokoju się zmieniają i mogą już nie mieć ochoty do nadstawiania karku.
Trzeba jednak rozróżnić osobistą odwagę od odpowiedzialności za podkomendnych.
Major dostał rozkaz utrzymania placówki (z tego co wiem) przez dwanaście godzin. Utrzymał ją przez czas trzykrotnie dłuższy. (do wieczora dnia następnego). Miał prawo uznać, że rozkaz został wypełniony, a dalszy opór nie ma sensu. Był chyba jedynym żołnierzem na Westerplatte (a oficerem na pewno), który miał doświadczenie frontowe w dowodzeniu. Nie wiedział – prawie na pewno – o obronie rejonu Gdyni przez płk Dąbka, a przede wszystkim jakim jasnym światłem paliła się w całej Polsce podawana przez radio informacja, że „Westerplatte jeszcze się broni”.

Kpt. Dąbrowski był innym typem dowódcy. Uważał, że po to jest żołnierzem, żeby bronić ojczyzny, a bronić jej można jedynie przez walkę z wrogiem. W moich rozmowach z uczestnikami Kampanii Wrześniowej natknąłem się na wielu tak właśnie myślących. Takimi byli oficerowie Wołyńskiej Brygady Kawalerii, tacy szli później do konspiracji, partyzantki. Z wieloma nie było mi danym rozmawiać – bo zginęli.

Obie postawy – zarówno majora jak i kapitana rozumiem, chociaż bliższy mi jest sposób rozumowania kapitana Dąbrowskiego.

W każdym razie uważam, że wewnętrzny konflikt na Westerplatte niesłychanie dynamizuje ten z pozoru drobny incydent II Wojny. To wręcz wyznanie wiary żołnierzy i oficerów. Dwaj osobiście bardzo odważni ludzie walczyli ze sobą o swój pogląd na to co jest dobrem ojczyzny i czy jest ono tożsame z dobrem żołnierzy – jej obywateli. Wygląda na to, że ci żołnierze – młodzi chłopcy im na to odpowiedzieli.

Jako symbol – Westerplatte nie jest najlepsze. Pierwszy wystrzał ze Schlezwiga jest bardzo spektakularny, nawet lepszy od wystrzału z Aurory, bo tam w Petersburgu strzelano ślepakiem, ale przypomnę, że czasowo nie jest pierwszym strzałem w agresji a ponadto nie jest strzałem na terytorium znajdującym się w granicach Rzeczypospolitej. Prosto mówiąc Polacy i Niemcy starli się na terenie Wolnego Miasta Gdańska. Z punktu widzenia strategicznego Westerplatte nie miało żadnego znaczenia.
Miało jednak dla Polaków, którzy przez tydzień słyszeli w komunikatach słowa „Westerplatte broni się jeszcze” - chociaż w tym czasie broniło się całe polskie wybrzeże. Ostatni akt obrony Gdyni – chluby dwudziestolecia miał miejsce na Kępie Oksywskiej w dn. 19.9.39, a Hel skapitulował w dniu 2.10.39.

Brak głosów