Polityka mafijna cz.2.
Polityka mafijna cz. 2.
Zamiast rozumnej troski o dobro wspólne cyniczna dbałość o prywatne
interesy.
W
poprzedniej części artykułu rozważaliśmy teorię w tej części zachęcamy
Państwa do zapoznania się z analizą sytuacji w Polsce, wśród wyznawców głównych
sił politycznych ta analiza może nie wzbudzić entuzjazmu. Zapraszam ...
Apogeum postkomunizmu
Powszechne jest w Polsce
złudzenie, że wystarczy utrzymać instytucje liberalno-demokratyczne na wzór
zachodni, aby na drodze ewolucji problemy korupcji, niewydolności państwa,
nieprzejrzystości gry politycznej i rynkowej rozwiązały się same. Potrzebujemy
jedynie więcej czasu – powtarzają obrońcy układu okrągłostołowego – a
społeczeństwo obywatelskie dojrzeje, instytucje okrzepną. W świetle
powyższych ustaleń, ta argumentacja jest nie do utrzymania. Mafijny duch
unoszący się nad nowymi formami wspólnotowości idzie bowiem pod prąd logice
racjonalnego i etycznego społeczeństwa stowarzyszeń (czyli liberalnego ideału),
niosąc ze sobą emocjonalne, estetyczne i antyspołeczne (w sensie stosunku do
zastanej całości) uspołecznienie. „Niedojrzali do demokracji” Polacy nie tylko
już nie dojrzeją, ale wprost przeciwnie: coraz bardziej koncentrować się będą
na swoich niszach, operujących w innej niż liberalna logice, a często wprost z
nią sprzecznej. Oto fundamentalny wymiar niedostrzeżonego wejścia w późną
nowoczesność.
Nad Wisłą, jak zwykle, sytuacja
jest szczególnie skomplikowana: nowa mafijność nakłada się bowiem na starą,
typową dla postkomunizmu. Chodzi mi tu zarówno o siłę antyrozwojowych grup
interesu (Andrzej
Zybertowicz określa tym mianem m.in. postpeerelowskie służby specjalne,
postnomenklaturowy biznes, korporacje prawnicze, lobby górniczo-związkowe
itp.), jak i o cechy systemowe postkomunizmu, generujące paternalistyczną,
klientelistyczną i korupcjogenną kulturę kontraktu. Mówiąc o tych ostatnich mam
więc na myśli przede wszystkim niesterowność instytucji państwowych, kapitalizm
sektora publicznego, polityzację gospodarki i mediów, nieprzejrzystość gry
politycznej i gospodarczej. Postkomunistyczne reguły premiują mafie –
metaforyczne i dosłowne, niszowe i mainstreamowe w o wiele większym stopniu niż
organizacje publicznego pożytku.
System postkomunistyczny, zgodnie
z obawami Jadwigi
Staniszkis, okazał się przy tym zdolny do reprodukcji. Zasada kooptacji
działa od lat w sposób niezakłócony, dzięki czemu obciążonych biograficznie
PRL-em zastępują stopniowo młodsi, coraz częściej pozbawieni wprawdzie garbu
komunistycznego, ale o tej samej mentalności. Dlatego nie ma większego
sensu poznawczego założenie, na którym opiera swoje analizy większość
publicystów „lewicowych” i zbyt wielu „prawicowych”, że postkomunizm umarł wraz
z upadkiem SLD. Rządy Platformy Obywatelskiej są tego najlepszym dowodem. JESZCZE
NIGDY DEMOKRACJA NIE BYŁA TAK FASADOWA JAK OBECNIE. Postpolityczna
teatralizacja, doprowadzona przez Donalda Tuska do zenitu, skrywa realną
politykę przed oczami obywateli znacznie skuteczniej niż był w stanie to robić
którykolwiek z liderów SLD w czasach świetności tej formacji. Żadna z opisanych
przez Staniszkis reguł systemu postkomunistycznego nie przestała obowiązywać.
Układ antyrozwojowych grup interesu, sportretowany przez Zybertowicza, również
ma się dobrze. Lokalna, zwulgaryzowana wersja liberalizmu, którą Zdzisław
Krasnodębski określił mianem liberalizmu
nietzscheańsko-postmodernistycznego (choć właściwsze byłoby określenie go jako
nihilistyczno-postmodernistycznego, Nietzsche nie był wszak zwolennikiem
nihilizmu, lecz jego największym krytykiem), obleczona w szaty nowoczesnej,
europejskiej technokracji, święci większe niż kiedykolwiek tryumfy. Zatem
wszystkie kluczowe wymiary postkomunizmu: systemowy, lobbystyczno-przestępczy i
ideologiczny, wciąż przenikają polską rzeczywistość. Zamiana SLD na PO
zmienia tu w istocie tyle (poza końcem WSI), że ta ostatnia, dzięki
solidarnościowemu rodowodowi, jest akceptowalna dla większej liczby głównych
prosystemowych lobbies. Co
więcej, obecna partia władzy lepiej niż dawna SDRP opanowała sztukę
współczesnej sofistyki i ze zdumiewającą skutecznością wypchnęła z debaty
publicznej resztki realnej polityki. Cieszy się też dużo większym i
stabilniejszym poparciem zwykłych ludzi, pomimo o wiele gorszej jakości rządów.
Mamy więc dziś do czynienia z apogeum, a nie ze schyłkiem postkomunizmu.
Jak to możliwe, że wróciliśmy de facto do standardów przedrywinowskich
pomimo „rewolucji semantycznej” lat 2003-05, nawiązując do określenia Rafała Matyi? Na
proces kolonizacji PO przez układ postnomenklaturowy słusznie wskazał Bronisław
Wildstein. Z drugiej strony, by znów nawiązać do spostrzeżeń Matyi, re-konsolidację
antyrozwojowych grup ułatwiło Prawo i Sprawiedliwość, jednocześnie doskonale
zrażając do siebie establishment i nie ustanawiając nowych reguł dystrybucji
zaufania. Prowadzona przez Jarosława Kaczyńskiego polityka
„instytucjonalizacji nieufności” skazała więc projekt IV RP, w istocie swojej
rewolucyjny, na wąskie zaplecze społeczne i kadrowe oraz wepchnęła go w
postkomunistyczną z natury praktykę zawłaszczania instytucji. Rewolucja
prowadzona w taki sposób obarczona była wielkim ryzykiem nagłego zwrotu społecznych
nastrojów, a w razie wyborczej porażki – łatwości powrotu do status quo ante, co też się stało.
Inny lud
Chcę jednak zwrócić uwagę przede
wszystkim na czynnik trzeci, niemal powszechnie niedostrzegany lub
interpretowany opacznie. Mianowicie, na metamorfozę ludu III RP.
Twierdzę, że w ostatnich latach społeczeństwo polskie dotknęła zmiana
paradygmatu, związana z przejściem do późnej nowoczesności. To, co Szlandak
nazywa fragmentacją,
a Maffesoli – trybalizacją,
wiąże się z kilkoma fundamentalnymi przeobrażeniami polskiego narodu,
zasadniczo rzutującymi na jego stosunek do wspólnoty politycznej i państwa, a
co za tym idzie, także na perspektywy naszej polityki.
Po pierwsze, jest
to wspomniane przejście od racjonalności do emocjonalności i od etyki do
estetyki. Tradycyjna, właściwa dla poprzedniej fazy nowoczesności debata
publiczna była możliwa dzięki systemowi bezosobowych i abstrakcyjnych pojęć,
takich jak „obywatelstwo”, „republika” czy „prawo”. Współczesny lud ich nie
rozumie, bo mniej lub bardziej świadomie odrzuca świat abstrakcji na rzecz
świata empatii. „Ludzie neoplemienni rozumieją rozkosz, piękno, płacz i
śmiech” – zauważa Marta
Bucholc. Dlatego mąż stanu rozwodzący się o meandrach polsko-rosyjskiej
umowy gazowej czy projekcie naprawy państwa będzie dla publiczności w najlepszym
razie nudny, a bardzo prawdopodobnie - śmieszny i nieatrakcyjny. W
przeciwieństwie do grającego naprzemiennie role troskliwego przyjaciela, błazna
i przywódcy postpolityka. Richard Sennett nazwał to „tyranią intymności”,
wskazując na narcyzm jako na tak głębokie zaabsorbowanie współczesnego
człowieka sobą, że traci on zdolność rozumienia rzeczywistości abstrakcyjnej i
bezosobowej. Wprawdzie ten amerykański socjolog rozpatrywał jako podmiot
pojedynczego człowieka, jeśli jednak zważymy, że dzisiejszy schyłek
indywidualizmu oznacza przesunięcie autonomii z jednostki na grupę, docenimy
metaforę narcyzmu jako doskonale oddającą zatracenie się w życiu wewnętrznym
społecznej „wysepki” - i ekstrapolacji tego spaczonego sposobu widzenia świata
na życie publiczne – wielu małych wspólnot. Tyrania intymności, która nam
grozi, wiąże się zatem z grupowym narcyzmem.
Po drugie, carpe diem. Podczas gdy człowiek
nowoczesny myślał przede wszystkim o przyszłości, a co za tym idzie przemawiały
do niego projekty budowy lepszego świata, dziś horyzont myślenia i działania
wyznacza teraźniejszość, satysfakcja tu i teraz. Obniża to radykalnie
polityczne szanse reformatorów, a wzmacnia demagogów i pochlebców.
Trzeci aspekt metamorfozy.
Jak społeczeństwo złożone z takich wspólnot może funkcjonować w zastanej
rzeczywistości politycznej, zbudowanej na bazie abstrakcyjnych idei? Przyjmując
postawę „tak jakby”. A więc stosunek dalece ambiwalentny, wychodzący z jednej
strony z niezgody i chęci sprzeciwu wobec władzy, z drugiej zaś – z daleko
idącej pobłażliwości dla polityki jako nieistotnego spektaklu, pobłażliwości
mającej wręcz cechy konserwatyzmu sytuacyjnego. Neoplemienny lud sam bowiem
aktywnie przekształca politykę w kabaret. A więc stosunek tego ludu do
polityki cechuje z jednej strony, manifestujący się głównie poprzez apatię,
ironię i sporadyczne bunty opór, z drugiej strony – wynikająca z braku
alternatywnej wizji zachowawczość.
I aspekt czwarty, kluczowy
z punktu widzenia tak zwanej wojny polsko-polskiej. Społeczeństwo, jak mówiliśmy,
podlega podziałowi na niewielkie, skupione na sobie i niechętne innym,
wspólnoty. „Na naszych oczach rodzi się powszechna niemożność zrozumienia
Innego. Już nie trzeba starać się go zrozumieć – zauważa Szlandak - bo jest
sieć, gdzie ulokowani są „nasi”, czasem dziesiątki czy setki kilometrów od nas
(…) Uprawiamy życie społeczne na odrębnych wyspach. Pojawia się kultura
towarzystw wzajemnej adoracji. To, co publiczne, zamyka się w coraz liczniejszych
i mniejszych niszach stylu życia, a granice tych nisz są jednocześnie dla ludzi
granicami ich świata”. To diagnoza głębokiej dezintegracji społeczeństwa.
Polityka demokratyczna, chcąc nie chcąc, spełniać musi w tej sytuacji funkcję
jednoczącą. Jak jednak skleić nie mające wspólnych wartości ani wspólnego
języka grupy? Najskuteczniejszym narzędziem zjednoczenia klanów jest wskazanie
wroga. Schmittowski Inny coraz rzadziej bywa jednak zdrajcą czy pasożytem,
częściej zaś nieestetycznym oszołomem, prymitywem, biedakiem czy starcem, bo
etykę zastąpiła estetyka. Walka jest spersonalizowana i odideologizowana.
Konflikt zorganizowany wokół takich kategorii demoluje resztki republikańskiego
języka i kultury politycznej i jest w oczywisty sposób dysfunkcjonalny z
perspektywy dobra wspólnego. Jego dynamika skłania uczestników do eskalacji
agresji, stawiając ich w sytuacji określanej w teorii gier jako dylemat
więźnia, której przykładem jest wyścig zbrojeń – obawa przed agresją
przeciwnika zachęca do zbrojenia się, nawet jeśli jest ono zabójcze dla gracza,
i będąc docelowo groźne dla wszystkich. Wygrywa najczęściej ten, kto ma
więcej zasobów.
Wojna klanów
Konflikt PO-PiS od kilku lat, a
zwłaszcza od zwycięstwa Bronisława Komorowskiego w wyborach prezydenckich, ma
taki właśnie kształt. „Obciachowy” Kaczyński przegrywa ze „swoim” Tuskiem,
mając nieporównanie mniejsze zasoby i mówiąc językiem antykomunistycznej
inteligencji, a więc abstrakcyjnym, skrajnie nie-empatycznym. Jeśli premierowi
udało się zawiązać z częścią elektoratu „brudną wspólnotę” obciążonych
wyrzutami sumienia z tego powodu, że źle myśleli lub mówili o zmarłym
tragicznie prezydencie, to szef opozycji doskonale tę wspólnotę wzmacnia,
koncentrując się na moralnej kontestacji przeciwnika. Zajęty prowadzeniem
tej nierównej walki, Kaczyński nie ma czasu na rozwijanie programu naprawy
państwa ani na budowę szerszego zaplecza społecznego, które jest niezbędne dla
rewolucji, którą jakoby chce przeprowadzić. Zamknięty w niszy swojej
partii, obrasta z wolna klientelistyczno - „rodzinnymi” zależnościami typowymi
dla postkomunistycznych organizacji. Staje się coraz mniej antysystemowy, a
coraz bardziej antyestablishmentowy, choć można mieć zasadnicze wątpliwości,
czy ograniczone do weteranów PC i nieufne wobec prawie wszystkich wokół
ugrupowanie opozycyjne posiada wystarczająco „długą ławkę”, aby dokonać wymiany
elit…
PO, mając pełnię politycznej
władzy i słabego konkurenta, dryfuje natomiast bez celu, dewastując finanse
publiczne ostentacyjnym niedziałaniem, a armię, edukację i politykę zagraniczną
- błędami i zadziwiającą nieudolnością. Jest bowiem – jak zauważył Matyja –
partią status quo, jej główna funkcja
to utrzymywanie równowagi między licznymi, głównie antyrozwojowymi lobbies, które wyniosły ją do władzy,
aby chroniła je przed PiS-owskim zagrożeniem. Tę rolę gra znakomicie. To jednak
wszystko, na co ją stać. Opanowała sztukę harmonizacji mafijnych interesów
postkomunistycznych i umiejętność zarządzania mafijnymi nastrojami społecznych
„wysepek” po to, by pozwolić państwu gnić. ROZUMNĄ TROSKĘ O DOBRO WSPÓLNE
ZASTĄPIŁA CYNICZNĄ DBAŁOŚCIĄ O DOBRO PRYWATNE. OTO POLITYKA MAFIJNA.
Metafora mafii ma potrójny
sens. Z jednej strony, pokazuje antyrozwojową i niemoralną orientację
kluczowych grup interesu w Polsce i takież cechy postkomunizmu jako systemu. Z
drugiej strony, podkreśla zagrożenie płynące ze strony nowych wspólnot, jako
„brudnych” i nacechowanych „etycznym immoralizmem”. Wreszcie, uwypukla ich
patologiczną kompatybilność i wzajemne wzmacnianie się. Polityka
skoncentrowana na oddawaniu mafiom, co mafijne z pewnością nie ma przyszłości,
prowadząc nieuchronnie do głębokiego wyniszczenia otoczenia. Czy jednak
polityka republikańska ma jakiekolwiek szanse w dającej się przewidzieć
perspektywie?
Ku pracy u podstaw
Arystoteles uważał, że bycie
dobrym obywatelem jest możliwe tylko w dobrej wspólnocie. Trwała dyspozycja do
dokonywania właściwych wyborów, czyli cnota, może się bowiem urzeczywistnić
tylko w działaniu. Jeden z najwybitniejszych arystotelików, Alasdair MacIntyre,
szukając miejsc, gdzie dziedzictwo cnoty można by zaktualizować, wskazał na
małe wspólnoty. Jeśli otoczenie jest zepsute, należy budować społeczne
nisze na podobieństwo średniowiecznych benedyktynów, prowadzące dobre życie na
niewielka skalę, ale też zachowujące gotowość do pokazania światu
przechowywanych „skarbów”, gdy ów do tego dojrzeje.
Wyniszczające starcie dwóch
sił może zwykle ucywilizować wejście do gry trzeciej, zdolnej do narzucenia
własnych reguł. Jeśli mają to być reguły racjonalne i moralne, „ten
trzeci” musi wyrosnąć obok bieżącej polityki. Być może na morzu „brudnych
wspólnot” będzie możliwe powstanie archipelagu wspólnot republikańskich,
zdolnych do zaprowadzenia sprawiedliwego ładu, gdy nadarzy się po temu
sposobność. Wymagałoby to ze strony ich członków długotrwałej, cierpliwej pracy
u podstaw. Pozostaje jej się oddać.
Bartłomiej Radziejewski (ur.
1984) – redaktor naczelny „Rzeczy Wspólnych”. Politolog, publicysta, eseista.
Mieszkający w Warszawie lublinianin.
Kwartalnik „Rzeczy Wspólne”
Prenumerata i zakup pojedynczych egzemplarzy wersji
papierowej
http://www.rzeczywspolne.pl/gdzie-kupic/
Fundacja Republikańska
Fundacja Republikańska na
Facebook-u
Zostań
darczyńcą Fundacji Republikańskiej
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 1712 odsłon
Komentarze
http://youtu.be/EamBLb2JA9A
23 Czerwca, 2011 - 17:04
http://youtu.be/EamBLb2JA9A
Długosz
23 Czerwca, 2011 - 17:13
Szanujmy Ludzi Prawych... Może nie na temat,,,, Przepraszam.... Tak mi się chce pisać /// Dobra... Wytrzymam...Źle mi bez Leszka Długosza i bez jwp..Posłuchajcie i nie damy się..http://youtu.be/EamBLb2JA9A.
ide spać;;;;;
23 Czerwca, 2011 - 17:47
To sp....
Noooooo
23 Czerwca, 2011 - 17:52
no