Ambasador Mirosław Jasiński – zdrajca Rzeczypospolitej

Rzecznik rządu Piotr Müller napisał na Twitterze: „Premier Morawiecki zdecydował o rozpoczęciu procedury odwołania ambasadora Polski w Republice Czeskiej. Nie ma zgody na skrajnie nieodpowiedzialne wypowiedzi ws. kopalni w Turowie. Każdy polski dyplomata ma obowiązek dbać o polskie interesy”.

Sprawa jest bardzo poważna, tym bardziej w sytuacji, gdy Polska jest celem bezprecedensowego ataku KE, wspieranego przez Niemcy. Próba zamknięcia kopalni Turów jest jednym z elementów niemieckiej układanki, by nie tylko zmienić rząd w Polsce – ale także podporządkować Polskę Republice Federalnej Niemiec i w konsekwencji pozbawić Polskę suwerenności i niepodległości.

O tym wie każdy myślący Polak a tym bardziej funkcjonariusz, upoważniony do występowania w imieniu Rzeczypospolitej Polskiej w stosunkach z rządem obcego państwa lub zagraniczną organizacją. W przypadku Ambasadora RP w Pradze Mirosława Jasińskiego okazało się, że ten osobnik nie był godny do jakiejkolwiek pracy zagranicą, nawet jako przysłowiowy facet na zmywaku. Bo tacy pracownicy, też tworzą zagranicą obraz Polski i Polaków…

Trudno mi zrozumieć, czym kierował się Mirosław Jasiński zgadzając się na sam wywiad z „Deutsche Welle”? Liczył na medal od nowego kanclerza RFN, czy na kasę z niemieckiej fundacji? Bo przecież chyba nie na order od Republiki Czeskiej, która od 30 lat zdrajcom nie przyznaje odznaczeń. Jest bowiem oczywiste, że za zdradę dyplomatyczną we wszystkich demokratycznych krajach grozi kara więzienia – a w krajach autorytarnych – kula w łeb!

Zdradę dyplomatyczną reguluje w Polsce art. 129 Konstytucji: „Kto, będąc upoważniony do występowania w imieniu Rzeczypospolitej Polskiej w stosunkach z rządem obcego państwa lub zagraniczną organizacją, działa na szkodę Rzeczypospolitej Polskiej, podlega karze pozbawienia wolności od roku do lat 10”. I na dychę Ambasador Mirosław Jasiński bezwzględnie zasłużył!

Podczas, gdy toczą się rozmowy z nowym rządem Republiki Czech w sprawie polubownego załatwienia sporu, w wyniku którego europejski trybunał TSUE w maju tego roku nakazał Polsce wstrzymanie pracy kopalni Turów do czasu rozstrzygnięcia sporu z Czechami, dupek Jasiński zgodził się na zwierzenia w niemieckiej prasie! I to w sytuacji, gdy Trybunał zasądził karę 500 tys. euro dziennie za każdy dzień niewykonania postanowienia! Takiego skandalu nie było od czasów komuny, gdy za zdradę dyplomatyczną groziła kara śmierci!

Mówiąc o genezie „sporu o Turów," Jasiński ocenił, że „to był brak empatii, brak zrozumienia i brak chęci podjęcia dialogu – i to w pierwszym rzędzie z polskiej strony”. – W końcu podobne rzeczy zdarzały się i w Bełchatowie czy Koninie i nikt tam z tego nie robił afery – powiedział.

Moje oburzenie wynika z faktu, że w swoim życiu miałem okazję występować w imieniu Rzeczypospolitej Polskiej w stosunkach z rządem obcego państwa. Kilkukrotnie byłem namawiany na udzielenie wywiadu (także polskiej prasie) w sprawie toczonych w tym czasie rozmów. Zawsze podnosiłem fakt, że nie mam do tego upoważnienia. Ambasador ma jednak to upoważnienie – lecz nie upoważnienie do działania na szkodę Rzeczypospolitej. Tej prostej w istocie sprawy nie pojął Mirosław Jasiński, którego nie zatrudnił by na zmywaku żaden praski pub piwny. Z pewnością i na warszawskiej Pradze...