Wojciech Sumliński - rozprawa z dn. 07.05.2015 r.

Obrazek użytkownika ander
Kraj

Przedstawiam Państwu kolejną relację z procesu, w którym Prokuratura, powołując się na art.230 par.1 kodeksu karnego, oskarża dziennikarza śledczego Wojciecha Sumlińskiego oraz byłego wysokiego funkcjonariusza kontrwywiadu PRL, płk. Aleksandra L., o rzekomą płatną protekcję podczas weryfikacji żołnierzy WSI, prowadzonej przez komisję pod przewodnictwem Antoniego Macierewicza. Rozprawie przewodniczył sędzia Stanisław Zdun, na rozprawie zostali przesłuchani świadkowie Romuald Szeremietiew, były wiceminister MON, oraz Andrzej Kowalski, były p.o. szefa SKW. Przesłuchanie księdza Stanisława Małkowskiego nie doszło do skutku, bowiem zanim mogły zostać odebrane od niego zeznania, musiał się on udać do swoich obowiązków duszpasterskich - najprawdopodobniej dojdzie do tego na kolejnej rozprawie.

Odnosząc się do sprawy, na którą został wezwany w charakterze świadka, Romuald Szeremietiew stwierdził, że nie ma wiedzy o jakiejś możliwości korupcji podczas weryfikacji żołnierzy WSI przed Komisją Weryfikacyjną. Dziennikarza Wojciecha Sumlińskiego zna z jego publikacji, płk. Leszka Tobiasza sobie nie przypomina, natomiast zna płk. Aleksandra L., którego poznał przez swoich wojskowych współpracowników, gdy pracował w resorcie obrony w latach 1997-2001 i wie, że Aleksander L. pracował w Agencji Mienia Wojskowego.

Zapytany przez obrońcę Wojciecha Sumlińskiego, mecenasa Waldemara Puławskiego, na okoliczność swoich kontaktów z WSI, Romuald Szeremietiew kategorycznie stwierdził, że były one wykluczone, a sam miał z nimi nieprzyjemne doświadczenia. Rozszerzając tę kwestię, świadek wyjaśnił, że gdy zajmował swoje stanowisko w MON, był odpowiedzialny za modernizację techniczną sił zbrojnych - w tym odpowiadał za przetargi na zakup uzbrojenia. Przed rozstrzygnięciem bardzo dużych przetargów, m.in. na samolot wielozadaniowy, transporter opancerzony oraz system rakietowy, pojawiły się plotki, że w jego otoczeniu dochodzi do praktyk korupcyjnych, a w piśmie "Rzeczpospolita" ukazał się artykuł podpisany przez Annę Marszałek oraz Bertolda Kittela, że jeden z jego współpracowników jest łapownikiem, a on sam posiada majątek z nielegalnych źródeł. Na kilka tygodni przed ukazaniem się tego artykułu Romuald Szeremietiew został zaproszony przez ówczesnego ministra MON, Bronisława Komorowskiego, na rozmowę, który powiedział mu, że ma dla niego przykrą informację o możliwości ukazania się tekstu, poruszającego właśnie te kwestie, w jakiejś ważnej gazecie. Minister Komorowski powiedział, że jest to bardzo poważna sprawa i zapytał Romualda Szeremietiewa, czy potrafi się wytłumaczyć z budowy domu. Pytanie to zaskoczyło świadka, ponieważ nie utrzymywał z ministrem Komorowskim bliższych, osobistych relacji, a o budowie domu niemal nikt z jego  współpracowników w MON nic nie wiedział. Gdy przyszli do niego dziennikarze, okazało się, że sprawa budowy domu była kwestią węzłową.

Po tym artykule Romuald Szeremietiew w dn. 12.07.2001 r. stracił swoje stanowisko, został poddany kontroli przez Urząd Skarbowy, a wątki poruszone w artykule były badane przez organy ścigania, przy czym na podstawie dwóch z nich Prokuratura sformułowała akt oskarżenia, a pozostałe zostały umorzone. Sprawa toczyła się w latach 2001 - 2010, kiedy to zapadł ostatni wyrok sądowy, który uniewinnił go ze wszystkich zarzutów. Jeśli chodzi o zarzut, że dopuścił swojego współpracownika do informacji niejawnych, Sąd ustalił, że kwestie ochrony tej tajemnicy były w kompetencjach ministra MON i to minister Komorowski powinien o to zadbać, ponieważ miał do tego odpowiednie instrumenty oraz uprawnienia, czyli kontrwywiad WSI, podporządkowany bezpośrednio i wyłącznie ministrowi, oraz pełnomocnika ochrony informacji niejawnych, również podporządkowanego bezpośrednio ministrowi, który mu składał raporty z wyników swoich kontroli. Świadek dodał, że w tej sprawie nie było żadnego dalszego postępowania - co wywołało jego niemałe zdziwienie, bowiem doszło przecież do przestępstwa. W rezultacie tych wydarzeń nie doszło do zakończenia przetargów w przewidzianym terminie, a ponieważ w 2001 r. odbyły się wybory, w wyniku których władzę przejęło SLD i dokończył je rząd, powołany przez tę partię.

Romuald Szeremietiew dodał, że został zlikwidowany jako osoba zaufania publicznego oraz złamano mu karierę, a odnosząc się do pytania mecenasa Puławskiego o motywy jego usunięcia z MON, stwierdził, że jego zdaniem chodziło przede wszystkim o to, aby nie przeprowadził tych przetargów, a także, aby jako osoba objęta zarzutami, nie mógł krytykować decyzji, które zostały później podjęte. Świadek dodał, że w sprawie rzekomego posiadania nielegalnego majątku, nie postawiono mu żadnych zarzutów, a jego legalność potwierdziła również kontrola z Izby Skarbowej. Świadek przywołał też słowa, które jakoby miał wypowiedzieć minister Komorowski, że jeśli się okaże, że Romuald Szeremietiew jest niewinny, to on, Komorowski, jako człowiek honoru, nie będzie mógł pełnić funkcji publicznych - podobno pytany o te słowa Bronisław Komorowski nie mógł sobie przypomnieć, aby kiedykolwiek takie oświadczenie składał.

Wojciech Sumliński zapytał świadka, aby jeszcze raz przypomniał, czyja publikacje doprowadziły do jego usunięcia z MON - świadek odpowiedział, że m.in. Anny Marszałek. Odpowiadając na kolejne pytanie oskarżonego dziennikarza, o możliwych powiązaniach Anny Marszałek z tajnymi służbami, świadek odparł, że takiej wiedzy, aby się nią posłużyć w trybie sądowym nie posiada, ale docierały do niego takie opinie, choć Anna Marszałek temu zaprzeczała.

Wojciech Sumliński chciał się również dowiedzieć, co świadek wie o kontaktach Bronisława Komorowskiego z Aleksandrem L., bowiem mówił o tym w swoich zeznaniach Piotr Woyciechowski. Świadek zaznaczył, że nie zna tych zeznań, ale wie, że takie kontakty były na początku lat 90-tych, kiedy Bronisław Komorowski był wiceministrem MON, nie potrafi się jednak wypowiedzieć o stopniu zażyłości tych relacji. Odnosząc się do swojej znajomości z Aleksandrem L., świadek zeznał, że jako wiceminister MON był odpowiedzialny m.in. także za logistykę, co powodowało, że był partnerem dla Agencji Mienia Wojskowego, w której pracował Aleksander L. Pytany, czy zna podobne przypadki kombinacji operacyjnych, które doprowadziły w stosunku do jakichś osób "likwidację zaufania publicznego", świadek przywołał postać byłego wojewody śląskiego, Marka Kempskiego, wobec którego również postawiono zarzuty z pogranicza korupcji - choćby w artykułach prasowych, których autorką była m.in.... Anna Marszałek. Świadek dodał, że Marek Kempski był kandydatem do wysokich stanowisk w MSW, a także zdecydowanym zwolennikiem lustracji w służbach specjalnych. Zdaniem Romualda Szeremietiewa, tego typu artykuły nie były działaniami przypadkowymi i trudno mu uwierzyć, że wynikały z jakichś błędów. "Polityk jest jak mucha, można go zabić gazetą" - dodał.

Na pytanie Wojciecha Sumlińskiego, czy oficer WSI może inicjować, bez poinformowania o tym swoich przełożonych, jakieś działania prowokacyjne czy też operacyjne, były wiceminister MON odpowiedział, że jest to kwestia kontroli, również politycznej, nad służbami, oraz od jakości ludzi pracujących w służbach, którzy mogą ulec pokusie wykorzystania swojego stanowiska w sprawach prywatnych - lecz korzystanie z tej możliwości jest co najmniej naruszeniem obowiązków, a może stanowić przestępstwo. Świadek zaznaczył, że nie miał dostępu do WSI, ponieważ nadzór nad tą służbą sprawował bezpośrednio Bronisław Komorowski, a kiedy wnioskował do ministra o poszerzenie tego nadzoru, stanowczo mu tego odmawiano. Nie wie, jakie relacje łączyły ministra Komorowskiego z szefami WSI, gen. Tadeuszem Rusakiem i jego zastępcą, płk. Kazimierzem Mocholem, ale często ich widywał w siedzibie ministra.

Następnie Wojciech Sumliński zwrócił się do Sądu, czy Aleksander L. może odpowiedzieć na pytanie o swoje relacje z płk. Mocholem. Sąd zapytał o to Aleksandra L. - odpowiadając, płk. Aleksander L. najpierw zaznaczył, że nigdy nie pełnił służby w WSI, bowiem został zwolniony z WSW 10 października 1991 r., a WSI zostały powołane w listopadzie 1991 r, a potem wyjaśnił, że w czasie, gdy Bronisław Komorowski był wiceministrem MON, był u niego dwukrotnie, jako szef Zarządu I WSW, służbowo, na polecenie gen. Buły. Natomiast Kazimierza Mochola, zastępcę szefa WSI, poznał jeszcze podczas swojej służby wojskowej, a potem odnowił tę znajomość na WAT, kiedy to widzieli się 3 - 4 razy, nigdy w cztery oczy; składają sobie telefonicznie życzenia imieninowe, ale nigdy nie odwiedzał go w budynku WSI.

Po tych wyjaśnieniach oskarżonego Aleksandra L., Sąd zwolnił świadka Romualda Szeremietiewa i po przerwie przystąpił do przesłuchania kolejnego świadka, Andrzeja Kowalskiego, p.o. szefa SKW w dniach 5 - 20 listopada 2007 r.

Mecenas Puławski zapytał świadka, czy jest pewien tych dat oraz kto był jego następcą po jego odwołaniu - świadek potwierdził, że jest pewien, a jego następcą był płk. Grzegorz Reszka. Waldemar Puławski chciał się również dowiedzieć, czy w tym czasie świadkowi sygnalizowano w jakiś sposób, przez osoby na wysokim szczeblu, o pojawieniu się sprawy istotnej ze względu na bezpieczeństwo państwa - świadek zaprzeczył. Sąd zapytał, czy ówczesny marszałek Sejmu Bronisław Komorowski zwracał się do niego z jakąś ważną sprawą, prosił o ochronę kontrwywiadowczą itp. - świadek ponownie zaprzeczył, aby taka sytuacja miała miejsce. Wojciech Sumliński przypomniał, że podczas składania swoich zeznań Bronisław Komorowski mówił, że informował SKW o podejrzeniu korupcji podczas weryfikacji żołnierzy WSI, ale ta ponoć działała za wolno, w zwiazku z czym sprawę przejęła ABW - jak w związku z tym świadek odniósłby się do tej sytuacji? Andrzej Kowalski odpowiedział, że nie było takiego zgłoszenia, kiedy on pełnił obowiązki szefa SKW. Powstałby wtedy przede wszystkim dokument, opisujący takie zgłoszenie - a on nie pamięta takiej sytuacji. Informacje tej rangi spowodowałyby zwołanie odprawy przez szefa SKW z wybranymi funkcjonariuszami funkcyjnymi w celu rozważenia zaistniałej sytuacji i podjęcia decyzji o kolejnych krokach. Ze względu na zagrożenie bezpieczeństwa państwa, konieczna byłaby również konsultacja z ministrem MON, oraz ewentualnie z premierem. Jego zdaniem, jeśli tak zeznawał Bronisław Komorowski, to albo jest to jakaś pomyłka, albo jakiś błąd w zeznaniach osoby zeznającej, być może nieintencjonalny, choć jest to opowieść o czymś, czego nie było.

Pytany przez Wojciecha Sumlińskiego o swoją wiedzę na temat płk. Leszka Tobiasza, świadek zaznaczył, że nie miał o nim wiedzy umocowanej w dokumentach, a tylko wiedzę tzw. "korytarzową", przy czym z nazwiskiem "Tobiasz" były związane dwie osoby, ojciec i syn, co świadek zaczął rozgraniczać, gdy najpierw usłyszał, że jest kwestia przyjęcia młodego Tobiasza do służb, a później, że jest jego ojciec, który się dopytuje, czy istnieje taka możliwość. Potem świadek słyszał, że syn został przyjęty do służb, i że podobno jest kompetentny. Sąd uchylił pytania Wojciecha Sumlińskiego, który chciał się dowiedzieć od świadka, czy w takim razie może on powiedzieć, że starania ojca zakończyły się sukcesem.

Świadek nie miał żadnej wiedzy o tym, że wobec płk. Leszka Tobiasza są prowadzone postępowania w Prokuraturze Garnizonowej, natomiast słyszał, że płk. Tobiasz starał się o wysłanie na placówkę dyplomatyczną, ale nie zna szczegółów. Świadek dodał, że jest niemożliwe, aby w normalnej służbie specjalnej ktoś mógł się starać o wyjazd za granicę, gdy jest wobec niego prowadzone jakiekolwiek postępowanie, a tym bardziej prokuratorskie. Nic nie wie też, aby płk. Grzegorz Reszka miał w jakiś emocjonalny sposób zareagować na taką możliwość, ale świadek nie utrzymywał z płk. Reszką bliskich relacji, bowiem w tamtym czasie płk. Reszka, z pomocą zespołu audytorów, na zlecenie premiera prowadził audyt sprawdzający działalność służb, więc ich relacje ograniczały się do pytań zadawanych przez płk. Reszkę i wyjaśnień świadka.

Wojciech Sumliński zapytał, czy oficer WSI może samodzielnie, bez powiadamiania swoich przełożonych inicjować i prowadzić jakieś działania operacyjno-rozpoznawcze - Andrzej Kowalski odpowiedział, że w zgodzie z przepisami jest to całkowicie niemożliwe. Takie działania reguluje ustawa, rozporządzenia wewnętrzne oraz przepisy niejawne, do których nie może się odnieść - podejmować je może tylko osoba wyznaczona na stanowisko, na którym może takie działania realizować, w jednostce, która posiada takie uprawnienia. Wyjątkowa sytuacja może zaistnieć w dwóch przypadkach: kiedy szef służby powołuje w trybie niejawnym specjalny zespół z uprawnieniami,  w skład którego mogą wchodzić różni funkcjonariusze, lub w sytuacji, gdyby taki funkcjonariusz był tajnym współpracownikiem innej służby. 

Odnosząc się do pytania Wojciecha Sumlińskiego o "naradę" Bronisława Komorowskiego, Pawła Grasia, Krzysztofa Bondaryka oraz Leszka Tobiaszaw w biurze poselskim Bronisława Komorowskiego, świadek stwierdził, że wie o niej tylko z mediów. Niezrozumiałe jest dla niego, że tego typu sprawa nie została zgłoszona do SKW. Gdyby to było w czasie, gdy on pełnił obowiązki szefa SKW, domagałby się formy pisemnej takiego zgłoszenia - po pierwsze, od płk. Leszka Tobiasza, z opisem, jakiego rodzaju jest to sytuacja przestępcza, a po drugie, z dołączoną do tego opisu opinią szefa ABW Bondaryka. Jeśli jednak ktoś by uznał, że ze względów pozamerytorycznych, np. politycznych, nie może on być poinformowany o zaistniałej sytuacji, jako osoba wyznaczona na swoje stanowisko przez poprzedniego premiera, oceniłby to jako przejaw niezrozumienia konstrukcji systemu bezpieczeństwa państwa. Wojciech Sumliński zauważył, że nie powstała żadna notatka, aby takie spotkanie miało miejsce - Andrzej Kowalski stwierdził, że nie mieści się to w jego wyobraźni, urąga to wszelkim zasadom w takich przypadkach, tj. kradzieży tajemnicy państwowej czy korupcji, a z perspektywy jego doświadczeń, zawsze były tworzone jakieś dokumenty, będące podstawą do dalszych działań służb.

Na tym przesłuchanie świadka zostało zakończone. Wojciech Sumliński wycofał wniosek o przesłuchanie Kazimierza Szurowskiego. Kolejne rozprawy odbędą się w następujących terminach:
20.05.2015 r., godz.10:00 sala 134
28.05.2015 r., godz.10:00 sala 29

Wszystkie ww rozprawy odbędą się w Sądzie Rejonowym dla Warszawy Woli, ul. Kocjana 3.

Uprzejmie proszę Szanownych Czytelników tej relacji, aby w ewentualnych komentarzach posługiwać się imieniem i inicjałem nazwiska, współoskarżonego w tym procesie wraz z dziennikarzem Wojciechem Sumlińskim, byłego wysokiego oficera kontrwywiadu PRL, Aleksandra L., ponieważ nie wyraził on zgody na podawanie w relacjach z procesu swoich danych osobowych ani na publikowanie swojego wizerunku.

Twoja ocena: Brak Średnia: 5 (18 głosów)

Komentarze

A sprawcy chodzą wciąż według planu

Czy Temida weźmie ich za łapy?

Wiele wskazuje że to kacapy

Wsparci agentami z wiecznym piórem

Stoją za mafią czerwonym murem

Czas ich wolności bliski finału

Winni szykować się do przemiału

Pozdrawiam

Vote up!
8
Vote down!
0

"Z głupim się nie dyskutuje bo się zniża do jego poziomu"

"Skąd głupi ma wiedzieć że jest głupi?"

#1477750

Dziękuję za jak zwykle trafny, wierszowany komentarz.

Mam nadzieję, że Temida ich weźmie w końc za łapy.

Pozdrawiam serdecznie

Vote up!
8
Vote down!
0

ander

#1477810

Witaj

Pan Wojciech Sumliński jest Wielkim Polakiem Patriotą.

A ciąganie Go po sądach, jest ciężką obelgą

rzuconą w twarz KAŻDEMU prawemu Polakowi.

O żyrandolowej flanelce będzie na czarnych kartach Historii,

a Pan Sumliński już wpisał się złotymi zgłoskami

w pamięć Narodu.

Wymowy książki "Niebezpieczne związki Bronisława Komorowskiego"

nie zagłuszą już żadne zaklęcia.

Pozdrawiam

 

Vote up!
9
Vote down!
0

Tylko ta myśl ma wartość, która przekona kogoś jeszcze

#1477760

"Wymowy książki "Niebezpieczne związki Bronisława Komorowskiego"

nie zagłuszą już żadne zaklęcia."

Aż sam wczoraj sprawdziłem - jest na pierwszym miejscu najlepiej sprzedających się książek w empiku. Nie można tego nie zauważyć. Trudno im będzie to zagłuszyć czy zamilczeć - choć "zaprzyjaźnieni" dziennikarze i redaktorzy robią, co mogą...

Pozdrawiam

Vote up!
8
Vote down!
0

ander

#1477812

Wiedza idzie w Naród.

"Litwina" zadusi.

A plewa zagłusza, bo JESZCZE może.

Vote up!
6
Vote down!
0

Tylko ta myśl ma wartość, która przekona kogoś jeszcze

#1477822

Po ukazaniu sie książki Sumlińskiego o "prowadzeniu" Komorowskiego przez służby przez ćwierć wieku w normalnym kraju Bredzisław byłby juz politycznym trupem...ale nie w patologicznej III RP...póki nie odejdzie sitwa Po nic się nie zmieni a "niezawisły" sąd skaże Sumlińskiego...

Vote up!
5
Vote down!
0

Yagon 12

#1477866

No właśnie - w normalnym kraju...

Natomiast co do Sądu - ciągle jednak wierzę, że są w Polsce sędziowie, którzy się nie boją tej sitwy i potrafią wydać sprawiedliwy wyrok.

Pozdrawiam

Vote up!
4
Vote down!
0

ander

#1477875