Wojciech Sumliński - rozprawa z dn. 11.02.2015 r.

Obrazek użytkownika ander
Kraj

Przedstawiam Państwu kolejną relację z procesu, w którym Prokuratura, powołując się na art.230 par.1 kodeksu karnego, oskarża dziennikarza śledczego Wojciecha Sumlińskiego oraz byłego wysokiego funkcjonariusza kontrwywiadu PRL, płk.Aleksandra L., o rzekomą płatną protekcję podczas weryfikacji żołnierzy WSI, prowadzonej przez komisję pod przewodnictwem Antoniego Macierewicza. Rozprawie przewodniczył sędzia Stanisław Zdun, a przesłuchiwanym świadkiem był Przemysław Sułkowski, bliski znajomy płk. Leszka Tobiasza, znający także płk. Aleksandra L. Przesłuchanie odbywało się z udziałem biegłego psychologa, ze względu na aktualny stan zdrowia świadka. Przemysław Sułkowski z trudem odpowiadał na zadawane pytania, na wiele z nich odpowiadał fragmentarycznie lub stwierdzał - nie wiem, nie pamiętam, być może.

Na pytanie Sędziego, czy wie, w jakiej sprawie został wezwany, świadek odparł, że zna płk. Leszka Tobiasza oraz płk. Aleksandra L., natomiast nie pamięta samego tła sprawy, w której został wezwany. Nie potrafił sobie przypomnieć, skąd zna ww pułkowników, natomiast pamięta, że Leszek Tobiasz był pułkownikiem WSI, a Aleksander L. pułkownikiem w stanie spoczynku, który pracował w służbach specjalnych. Spotykał się z nimi towarzysko, w swoim biurze lub w restauracjach. Na pytanie Sądu, czy podczas tych spotkań była mowa o jakichś interesach czy łapówkach, świadek najpierw kategorycznie zaprzeczył, ale po chwili dodał, że być może była o tym mowa - ze względu na stan zdrowia, nie potrafi jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie. Na pytanie mecenasa Waldemara Puławskiego, obrońcy Wojciecha Sumlińskiego, czy przypomina sobie, aby podczas tych spotkań była mowa o zakupie Aneksu do Raportu WSI, świadek zaprzeczył.

Kolejne pytanie zadał Wojciech Sumliński, który zapytał świadka, kiedy świadek poznał płk. Leszka Tobiasza. Przemysław Sułkowski odpowiedział, że nie pamięta, kiedy - niejasno wspominał jakieś polowania, ale nic więcej nie był w stanie na ten temat powiedzieć. Nie był też w stanie odpowiedzieć na pytanie Sądu, jak długo znał się z płk. Tobiaszem, mówiąc tylko, że "długo" - a jeśli chodzi o okoliczności poznania go, to nie odpowiedział na to pytanie, za to przypomniał sobie, że przyjął do pracy córkę płk. Tobiasza.

Wojciech Sumliński zapytał, czy świadek wie, po co płk. Leszek Tobiasz przywiózł go do Zaborka (impreza urodzinowa Mariana Cypla w kwietniu 2008 r.- przyp.aut.) - Przemysław Sułkowski odparł, że prawdopodobnie dlatego, że był jego przyjacielem, choć jednocześnie podejrzewał jakiś "szwindel". Na pytanie oskarżonego dziennikarza, czy płk. Tobiasz czegoś oczekiwał od świadka, Przemysław Sułkowski odparł, że "absolutnie nie". Następnie Wojciech Sumliński zapytał, czy świadek przypomina sobie , że w maju 2008 r. (po zatrzymaniu, a następnie zwolnieniu Wojciecha Sumlińskiego - przyp.aut.) świadek dzwonił do niego kilkadziesiąt razy, aby się spotkać - Przemysław Sułkowski zaprzeczył, mówiąc, że nie dzwonił. Wojciech Sumliński stwierdził, że to nieprawda, bowiem w tamtym czasie jego telefon był na podsłuchu i są bilingi, potwierdzające ten fakt. Świadek odparł, że sobie tego nie przypomina, ale po chwili wahania dodał -  "być może..."

Na pytanie Wojciecha Sumlińskiego, czy świadek przypomina sobie spotkania z płk. Leszkiem Tobiaszem po powrocie z imprezy w Zaborku, Przemysław Sułkowski odpowiedział bardzo niejasno, mówiąc, że przypomina sobie lunch z płk. Tobiaszem w jakiejś restauracji, podczas którego coś mogło być nagrywane, choć nie jest pewien, czy rzeczywiście było - na pytanie Sądu, czy widział w takim razie mikrofon lub dyktafon, świadek odparł, że być może płk. Tobiasz tylko mu o tym mówił, a on nie wie, czy rzeczywiście je miał. Wojciech Sumliński zapytał, czy płk. Leszek Tobiasz w jakikolwiek sposób "naciskał" na świadka - Przemysław Sułkowski się obruszył, mówiąc, że płk. Tobiasz "jest ok". Nie był też sobie w stanie przypomnieć spotkania po imprezie w Zaborku, w którym, oprócz płk. Leszka Tobiasza, brała udział jeszcze jedna osoba - co w kolejnym pytaniu zapytał go oskarżony dziennikarz.

Po tej odpowiedzi świadka Wojciech Sumliński, za zgodą Sądu, wygłosił oświadczenie. Stwierdził, że nalegał na przesłuchanie Przemysława Sułkowskiego, bo liczył na poprawę jego stanu zdrowia i doprowadzenie do jego konfrontacji z jeszcze jedną osobą, aby wykazać, że Przemysław Sułkowski, pod wpływem nacisku ze strony płk. Leszka Tobiasza, gdy Sąd I Instancji go (Wojciecha Sumlińskiego) nie aresztował, usiłował go pomówić, bo tzw. materiał dowodowy, zebrany przez płk. Tobiasza nie spowodował, że znalazł się w więzieniu. Zeznania Przemysława Sułkowskiego miały wzmocnić zeznania płk. Leszka Tobiasza. Dzisiaj widzi, że będzie trudno o przeprowadzenie konfrontacji Przemysława Sułkowskiego z innym świadkiem, który zadeklarował mu, że gdyby Przemysław Sułkowski mówił nieprawdę, to będzie gotów stawić się w Sądzie - bowiem stan zdrowia Przemysława Sułkowskiego to uniemożliwia. Wojciech Sumliński zadeklarował, że złoży odpowiedni wniosek dowodowy po rozmowie ze świadkiem, jeśli wniosek o taką konfrontację zostanie dopuszczony przez biegłych (ze względu na stan zdrowia Przemysława Sułkowskiego - przyp.aut.)

Po oświadczeniu Wojciecha Sumlińskiego, Sąd przystąpił do odczytywania zeznań świadka, złożonych w dn. 06.11.2008 r., podczas postępowania przygotowawczego. Wynika z nich, że Przemysław Sułkowski poznał Aleksandra L. w styczniu 2007 r. w swoim biurze, do którego przyprowadził go płk. Leszek Tobiasz. Podczas rozmowy Aleksander L. przechwalał się kontaktami, które jakoby posiadał. Aleksander L. chciał także od niego pożyczyć 25 tys. zł na leczenie swojej żony, chorej na raka. Ponieważ za Aleksandra L. poręczył płk. Leszek Tobiasz, Przemysław Sułkowski pożyczył mu te pieniądze, choć był zdziwiony, że Aleksander L. właśnie od niego chce je pożyczyć, posiadając jednocześnie tak szerokie kontakty. Kwota pożyczki została zwrócona w terminie. Podczas spotkania, do którego doszło wiosną 2007 r. w restauracji nazywanej "Mleczarnia", Aleksander L. twierdził, że ma dostęp do Aneksu, ale Przemysław Sułkowski nie wyrażał zainteresowania tym tematem. Do rozmowy na temat Aneksu doszło również w biurze Przemysława Sułkowskiego, gdzie Aleksander L. miał mówić bezosobowo, że dostęp do tego dokumentu kosztuje 300 tys. zł; mówił tak pomimo tego, że biurze tym była wyraźnie widoczna kamera z migającą diodą, sygnalizującą nagrywanie - przy czym nie była to prawdziwa kamera, a tylko jej atrapa. Przemysław Sułkowski myślał, że może to być jakaś prowokacja ze strony Aleksandra L.; sytuacją tą był również zaskoczony płk. Leszek Tobiasz.  Podczas spotkań Aleksander L. dużo mówił, kreował siebie jako osobą mocno ustosunkowaną, z szerokimi kontaktami, również wśród arcybiskupów, do których potrafił podczas takiego spotkania zadzwonić. Aleksander L. twierdził, że ma także dojścia do Antoniego Macierewicza oraz Bronisława Komorowskiego. Przemysław Sułkowski najpierw sądził, ze to tylko przechwałki, ale zmienił zdanie, gdy Aleksander L. załatwił mu m.in. zaproszenie na uroczystości, które odbywały się sierpniu 2007 r. w Ordynariacie. Mimo tego zaczął powoli studzić kontakty z Aleksandrem L., ponieważ znajomość z nim nie przekładała się na jakieś rzeczywiste kontakty biznesowe; nie podobała mu się także jego swoboda w wypowiadaniu się o przestępstwie. Jesienią 2007 r. Aleksander L. zaczął mówić pejoratywnie o płk. Leszku Tobiaszu; wcześniej tak nie mówił. Raz zdradził mu także tajemnicę wojskową - płk. Leszek Tobiasz miał mu jakoby kiedyś podstawić jakiegoś rosyjskiego szpiega.

W kwietniu 2008 r. Przemysław Sułkowski wziął udział, na zaproszenie Aleksandra L., w przyjęciu w Zaborku, u "hrabiego", jak Aleksander L. nazywał Mariana Cypla. Aleksander L. prosił go również, aby na to przyjęcie zabrał płk. Leszka Tobiasza, którego z kolei nazywał "fryzjerem". Na przyjęciu było ok. 15 osób. Aleksander L. przedstawił mu trzy osoby, wśród których byli Wojciech Sumliński, któremu dał swoją wizytówkę, oraz Janusz Szum. Wojciech Sumliński sprawiał wrażenie spokojnego, stonowanego; po jakimś czasie zorientował się, że jest on dziennikarzem. Chwilę z nim rozmawiał, również o branży ubezpieczeniowej, w której działał; Wojciech Sumliński miał mu powiedzieć, że być może firma jego żony może mu  załatwić jakieś interesujące kontakty w tej branży. Dziennikarz miał odjechać z tego przyjęcia nowym, luksusowym modelem terenowego Mercedesa, wartym ok. 300 - 400 tys. zł.

Ponownie miał widzieć Wojciecha Sumlińskiego kilka dni po przyjęciu w Zaborku, w restauracji nazywanej "Mleczarnia", podczas jego imprezy imieninowej lub urodzinowej. Byli tam również obecni Aleksander L. i jeszcze jeden mężczyzna, znany mu z mediów, którym okazał się być Stanisław Iwanicki. Ponieważ Aleksander L. dość szybko wyszedł z tej imprezy, on również ją szybko opuścił. Później nie miał już kontaktów z Wojciechem Sumlińskim; co prawda raz do niego dzwonił, prosząc o namiary firmy jego żony, ale ich nie uzyskał, bo dziennikarz najwyraźniej nie był zainteresowany nawiązaniem współpracy.

Przemysław Sułkowski nie wykluczył, że podczas późniejszych rozmów z płk. Leszkiem Tobiaszem, nazywał Wojciecha Sumlińskiego łapówkarzem, ale nie wyklucza, że mógł tak mówić na podstawie informacji, zamieszczanych w mediach. Podczas spotkań z płk. Tobiaszem mówił mu również, że jego zdaniem Wojciech Sumliński kreuje się na ofiarę (spotykając się już po ujawnieniu rzekomej afery korupcyjnej - przyp.aut.). Z kolei płk. Tobiasz mówił mu, że "czuwa nad tą sprawą". Podczas przyjęcia w Zaborku Przemysław Sułkowski nie zauważył, aby płk. Leszek Tobiasz rozmawiał z Wojciechem Sumlińskim. Gdy Aleksander L. został zwolniony z aresztu, zadzwonił do niego z prośbą o spotkanie, najprawdopodobniej chcąc pożyczyć pieniądze na kaucję; w końcu jednak o to nie poprosił. Mówił mu, że weryfikuje swoich znajomych. Potem Aleksander L. był u niego jeszcze raz, ale później nie miał z nim już kontaktów.

Przemysław Sułkowski zeznał również, że z nikim nie rozmawiał o działalności korupcyjnej oskarżonego dziennikarza i nic o tym nie wie - Wojciech Sumliński żadnych propozycji korupcyjnych mu nie składał. Z kolei płk. Leszek Tobiasz miał mu opowiadać, że osoby zamieszane w korupcję grają na giełdzie azjatyckiej, a sam Wojciech Sumliński miał mu "skakać do gardła, gdzie jest forsa", będąc przy tym ubrany jak gangster; miało to ponoć miejsce już po tym, jak sprawa została nagłośniona przez media. Przemysław Sułkowski zeznał także, że w tamtym okresie pożyczył płk. Leszkowi Tobiaszowi, na około tydzień, swój telefon.

Po potwierdzeniu przez Przemysława Sułkowskiego, że podtrzymuje swoje zeznania z postępowania przygotowawczego, złożone w dn. 06.11.2008 r., Sąd zezwolił stronom na zadawanie pytań. Mimo obiekcji, ze względu na stan zdrowia świadka, czy jest sens jego dopytywania, Wojciech Sumliński zadał mu jednak kilka pytań, dotyczących znajomości świadka z Aleksandrem L. Świadek potwierdził, że pożyczył pieniądze w kwocie 25 tys. zł Aleksandrowi L. na leczenie chorej na raka żony, jak również to, że Aleksander L. miał szerokie kontakty wśród biskupów, a także, że zaprosił go na przyjęcie w Zaborku, choć tego ostatniego nie był do końca pewien. Następnie Wojciech Sumliński zapytał świadka o luksusowy samochód, którym dziennikarz miał jakoby odjechać z tego przyjęcia - świadek nie potrafił sobie przypomnieć, czy rzeczywiście widział, jak Wojciech Sumliński odjeżdża stamtąd takim samochodem, czy być może tylko widział, że taki samochód tam stał, a o tym, że dziennikarz tym samochodem odjechał, ktoś mu tylko powiedział. Wojciech Sumliński, odnosząc się do tej sprawy, stwierdził, że na to przyjęcie przyjechał starym modelem hondy, wartym najwyżej 30 tys. zł. Przemysław Sułkowski potwierdził również, w odpowiedzi na kolejne pytania dziennikarza, że Wojciech Sumliński ani nic od niego nie chciał, ani nic mu nie obiecywał.

Sąd przystąpił do odczytywania kolejnych zeznań Przemysława Sułkowskiego z postępowania przygotowawczego, złożonych w dn. 15.01.2009 r. Potwierdzał on w nich, że Aleksandra L. poznał poprzez płk. Leszka Tobiasza; po pewnym czasie uznał go za tzw. "opowiadacza". Aleksander L., aby się przed nim uwiarygodnić, przedstawił mu któregoś razu biznesmena o nazwisku Zarajewicz, sprawiającego wrażenie, że ma bardzo duże kontakty i możliwości, z którym jednak do żadnej współpracy nie doszło. Aleksandra L. często widywał w towarzystwie innego mężczyzny, wyglądającego, jak były oficer.

Przemysław Sułkowski zeznał również, że ponieważ działał w branży ubezpieczeń i reasekuracji, w odpowiedzi na ogłoszenie, które znalazł w "Rzeczpospolitej", złożył aplikację na stanowisko wiceprezesa PKO BP. Pochwalił się tym rozmawiając któregoś razu z płk. Leszkiem Tobiaszem. Płk. Tobiasz miał na temat tej aplikacji rozmawiać z Aleksandrem L.; z kolei Aleksander L. przechwalając się swoimi kontaktami, miał Przemysławowi Sułkowskiemu proponować, że przedstawi go Prezydentowi, ale on nie był tym zainteresowany. W każdym razie konkursu na stanowisko wiceprezesa PKO BP nie łączył z Aleksandrem L. , choć płk. Tobiasz wspominał coś o 300 tys. zł, ale nie pamiętał, czy miało to jakiś związek z jego aplikacją, czy z inną sprawą, i czy ta rozmowa miała miejsce po złożeniu aplikacji, czy też już po rozmowie, którą odbył przed komisją bankową.

Odnosząc się do okazanej mu umowy prowizyjnej pomiędzy firmami BDB (której był prezesem), a firmą Profit Aleksandra L., Przemysław Sułkowski zeznał, że umowa ta była co prawda podpisana, ale nigdy nie weszła w życie; prawdopodobnie była podpisana po spotkaniu z Zarajewiczem, którego przyprowadził do niego Aleksander L., licząc, że w razie nawiązania jakiejś współpracy pomiędzy biznesmenami, on również coś przy tym zarobi. Przemysław Sułkowski z czasem zaczął wątpić w wiarygodność i rzetelność Aleksandra L.

Przemysław Sułkowski potwierdził odczytane przez Sąd swoje zeznania, wobec czego strony przystąpiły do ponownego zadawania pytań. Wojciech Sumliński drążył kwestię kamery, a w zasadzie jej atrapy, która miała być zainstalowana w biurze świadka, starając się dowiedzieć, czy Aleksander L. widział tę kamerę, a jeśli widział, to czy mógł wiedzieć, że to jest atrapa, kiedy mówił w obecności świadka, że może sprzedać Aneks. Niestety, świadek nie potrafił udzielić odpowiedzi na te pytania; nie pamiętał również, na którym to było spotkaniu z Aleksandrem L.

Ponieważ nie było więcej pytań, Sąd przystąpił do odczytywania kolejnych zeznań Przemysława Sułkowskiego z postępowania przygotowawczego, tym razem złożonych w dn. 26.05.2009 r. Mowa jest w nich o spotkaniu, do którego doszło w 2-ej połowie lutego lub w marcu 2007 r. w restauracji nazywanej "Mleczarnia", w którym brali udział on, Aleksander L., płk. Leszek Tobiasz, i być może jeszcze jeden mężczyzna - ten sam, którego widywał wyłącznie w towarzystwie Aleksandra L., o czym już wcześniej zeznawał. Podczas tego spotkania Aleksander L. miła mówić o handlu Aneksem i coś o wywiadzie amerykańskim. Przemysław Sulkowski miał wtedy wyrazić swoje oburzenie, a nawet zarzucić Aleksandrowi L. w mocnych słowach konfabulację. Aleksander L. w ogóle często mówił o Aneksie w jego obecności. Pytał o to płk. Leszka Tobiasza, który mu powiedział, że to jest ta przerażająca propozycja, o której mu kiedyś już ogólnikowo wspominał, ale ma się o to nie martwić, bowiem on (płk. Tobiasz - przyp.aut.) to dokumentuje i sprawa ta doczeka się finału. Od tej pory był posłuszny sugestiom płk. Tobiasza, dotyczących spotkań z Aleksandrem L. Wiedział również, że płk. Tobiasz te spotkania nagrywa, a przynajmniej tak twierdzi, bo pokazywał mu nawet dyktafon, za pomocą którego to robi - z tego powodu można powiedzieć, że wkręcali Aleksandra L., a on (Przemysław Sulkowski - przyp. aut.) był dla niego wabikiem, aby Aleksander L. się nie spłoszył. Przemysław Sułkowski zeznał także, że płk. Leszek Tobiasz specjalnie zabrał go na spotkanie z Aleksandrem L., aby go podpuszczał w kwestii Aneksu i w ten sposób pomógł płk. Tobiaszowi w gromadzeniu dokumentacji; on sam myślał, że jest to akcja służb.

Po odczytaniu tych zeznań, pierwsze pytanie zadał Wojciech Sumliński, który zapytał świadka, nawiązując, że Aleksander L. proponował mu spotkanie z Prezydentem, czy to znaczy, że Aleksander L. miał kontakty z Prezydentem Kaczyńskim (spotkanie miało miejsce w 2007 r. - przyp.aut.). Świadek nie był w stanie sobie przypomnieć, o którego Prezydenta chodziło; ponieważ ze strony publiczności słychać było nazwisko "Komorowski",  świadek je powtórzył, mówiąc, że chodziło o Komorowskiego. Sąd zapytał, dlaczego świadek zeznając w 2008 i 2009 r., mówił o Komorowskim "prezydent" - spowodowało to reakcję biegłej psycholog, obecnej na rozprawie, która powiedziała, że nazwisko to zostało podpowiedziane przez publiczność i świadek się widocznie zasugerował. Po chwilowej konsternacji, świadek sprostował, że chodziło mu o Kwaśniewskiego.

Na pytanie Wojciecha Sumlińskiego, w jaki sposób świadek odniesie się do swoich zeznań, że był "wabikiem" oraz że posłusznie stosował się do zaleceń płk. Tobiasza dotyczących spotkań z Aleksandrem L., świadek odpowiedział, że nie rozumie pytania, on nie ma w zwyczaju komuś usługiwać - pomagał płk. Tobiaszowi, ponieważ byli przyjaciółmi, a on sam był przekonany, że pomaga w tej sprawie służbom.

Na tym przesłuchanie świadka zostało zakończone. Opuścił on salę w towarzystwie biegłej psycholog, aby mogło zostać przeprowadzone badanie psychologiczne, celem wydania opinii dla Sądu.

Wojciech Sumliński złożył krótkie oświadczenie, że w sprawie ustalenia adresu płk. Grzegorza Reszki, o co został poproszony przez Sąd, nie udało mu się tego ustalić w SKW, bo odmówiono mu takiej informacji. Po tym oświadczeniu Sąd poprosił strony, aby ustosunkowały się do listy 11-tu świadków, dołączonych do aktu oskarżenia, czy zeznania tych świadków mają być do odczytania, czy też któraś ze stron będzie wnioskowała o ich wysłuchanie przed Sądem.

Następnie Sąd postanowił odczytać zeznania Mariana Cypla, złożone w postępowaniu przygotowawczym. Wynika z nich, że Marian Cypel poznał Wojciecha Sumlińskiego, kiedy przyjechał do niego z Aleksandrem L., na przyjęcie do Zaborka w dn.18.04.2008 r. Krótko rozmawiał z Wojciechem Sumlińskim; rozmawiał, również krótko, z Leszkiem Tobiaszem. Widział, że Wojciech Sumliński rozmawiał z Leszkiem Tobiaszem, ale nie wie, o czym. Wie, że na tym przyjęciu był ktoś ze służb specjalnych. Jeszcze raz widział Wojciecha Sumlińskiego na imprezie swojego siostrzeńca, Arkadiusza Okonia, również w Zaborku; nie było tam wtedy ani Aleksandra L., ani Leszka Tobiasza. Ze służb specjalnych odszedł w początku lat 90-tych; we WSI nie pracował. Leszka Tobiasza znał od 4 - 5 lat, była to luźna znajomość. Spotykał się z nim 10 - 15 razy, z jego (Tobiasza) inicjatywy. Leszek Tobiasz wspominał o swojej weryfikacji, ale nie wchodził w szczegóły. Wypytywał go, czy może mu zorganizować spotkania z biskupami Głódziem i Dydyczem. Zastanawiał się z Aleksandrem L., jaki Leszek Tobiasz może mieć w tym cel. Na przyjęciu w Zaborku miało być ok. 14 osób; było kilka osób więcej, bo Aleksander L. miał zwyczaj przyprowadzać na takie przyjęcia swoich znajomych.

Na tym rozprawa została zakończona. Kolejne rozprawy odbędą się 03.03.2015 r. godz.10:00 w sali 24 oraz 02.04.2015 r. godz.10:00, również w sali 24, w Sądzie Rejonowym dla Warszawy Woli, ul. Kocjana 3.

Uprzejmie proszę Szanownych Czytelników tej relacji, aby w ewentualnych komentarzach posługiwać się imieniem i inicjałem nazwiska, współoskarżonego w tym procesie wraz z dziennikarzem Wojciechem Sumlińskim, byłego wysokiego oficera kontrwywiadu PRL, Aleksandra L., ponieważ nie wyraził on zgody na podawanie w relacjach z procesu swoich danych osobowych ani na publikowanie swojego wizerunku.

 

5
Twoja ocena: Brak Średnia: 5 (15 głosów)

Komentarze

Bo psycholog występuje w roli kwiatka

Czyżby świadek miał lęki o swoje życie?

Możliwe że to jest  specjalne przykrycie

Pozdrawiam

Vote up!
1
Vote down!
0

"Z głupim się nie dyskutuje bo się zniża do jego poziomu"

"Skąd głupi ma wiedzieć że jest głupi?"

#1465372

W tej sprawie jest wiele "specjalnych" okoliczności...

Jak to w służbach.

 

Pozdrawiam i dziekuję za komentarz

Vote up!
2
Vote down!
0

ander

#1465385