Zielone ludziki grasują w Polsce
Choć do kamuflażu używają raczej garniturów od Armaniego, niż mundurów moro, dobrze służą swym mocodawcom. Mają wielki komfort pracy, gdyż świadome działanie przeciw polskiej racji stanu jest praktycznie niemożliwe do udowodnienia: ktoś ustawił przetarg na terminal LNG umożliwiając zwycięstwo firmie powiązanej kapitałowo z Gazpromem, ktoś podjął decyzję jego budowy w najgorszej lokalizacji – na wyspie Uznam, nie mającej połączenia z krajem. Inny "złośliwy chochlik" dopisał pkt. 5 do umowy w sprawie przesyłu gazu rurociągiem jamalskim o zrzeczeniu się opłat tranzytowych ("Polska gwarantuje swobodny przepływ gazu").
Jeszcze wyraźniej, niż w energetyce, widać efekty aktywności "zielonych ludzików" w obronności. W swej 1000- letniej historii Polska nigdy nie była tak bezbronna jak obecnie, a słabość jest zaproszeniem do agresji. I pomyśleć, że jeszcze w 2000 roku, gdy resort obrony obejmował Br. Komorowski, polska armia liczyła 200 tys. żołnierzy...
W III RP MON nie miało szczęścia do ministrów. Resortem kierowali: bibliotekarz, działacz ZMS, inżynier rybołóstwa, nauczyciel historii, psychiatra. Nic dziwnego, że człowiek z doktoratem z zakresu obronności był tam "ciałem obcym". Wiceminister dr R. Szeremetiew organizował brygady Obrony Terytorialnej i zdołał utworzyć 7 z nich (z planowanych 15-tu). Wprawdzie batalion OT jest trzy razy mniej skuteczny niż batalion pancerny, ale jest 49 razy tańszy. Niestety, nie było "chemii" między wiceministrem, a ministrem Komorowskim. Dr. Szremetiew był inwigilowany przez WSI, później zorganizowano wyrafinowaną kombinację operacyjną (aresztowano asystenta Szeremetiewa pod zarzutem korupcji) i niewygodnego wiceministra zwolniono. Wprawdzie zarzuty się nie potwierdziły, ale po ustąpieniu Szeremetiewa wszystkie jednostki OT zlikwidowano (ostatnią w 2010 roku). Obecnie Polska jest prawdopodobnie jedynym krajem świata z armią bez komponentu obrony terytorialnej. Czy może być lepszy sposób na "rozłożenie" armii jak reorganizacja? Ministerstwo Obrony tryumfalnie anonsuje: "Profesjonalizacja lub przejście na armie w pełni zawodowe jest zjawiskiem absolutnie nowatorskim w skali Europy i świata". Równie entuzjastycznie wypowiedział się D. Tusk: "Młodzi ludzie nie muszą już spędzać najlepszych lat w koszarach". Nie mamy przeszkolonych rezerwistów, ze szkół wycofano przysposobienie obronne, zlikwidowano "ze względów ekonomicznych" ostatnią fabrykę amunicji do czołgów (decyzję podjęto na szczeblu kapitana!). "Kły polskiej armii" – jak nazwał myśliwce F-16 D. Tusk - są nieuzbrojone (zdolność bojową uzyskają w 2018), w dodatku zdolnych do latania jest ok. połowy.
Na czym miało polegać kuriozalne porozumienie o współpracy między FSB, a Służbą Kontrwywiadu Wojskowego (2011)? Czy bez uzgodnień z rosyjską CYWILNĄ policją polityczną (dawna KGB) nasz kontrwywiad nie może wykonywać swej pracy (tj. łapać śzpiegów)?
Pod hasłem profesjonalizacji nasza armia została zredukowana do ok. 30. tys żołnierzy + 60. tys. mundurowych urzędników. Nie sposób odmówić swoistej logiki w argumentacji prezydenta Komorowskiego wypowiadającego się na temat reorganizacji (wygaszania?) uczelni wojskowych, że zmniejszona armia nie potrzebuje tylu specjalistów. W tym samym czasie jednak, Rosjanie utworzyli 70 nowych uczelni wojskowych i szkół kadetów...
Sztandarową inicjatywę prezydenta, czyli Strategiczny Przegląd Bezpieczeństwa Narodowego – dokument wytworzony przez 200 ekspertów, strategów, analityków, autorytetów moralnych ogłoszono w końcu 2013 roku. Zawartą tam tzw. Doktrynę Komorowskiego najlepiej ujmują jego słowa "nikt na nas nie czyha". Jako największe zagrożenie Polski wskazano terroryzm islamski (sic!), w związku z czym "specjalny wysiłek na rzecz dozbrojenia polskiej armii nie wydaje się konieczny. Wystarczy unowocześnianie posiadanego uzbrojenia (...)". Podpis prezydenta Komorowskiego umożliwił wprowadzenie bałaganu kompetencyjnego w systemie dowodzenia za pomocą tzw. reformy systemy kierowania i dowodzenia Siłami Zbrojnymi(2013).
Komorowski, jak nikt inny w III RP, jest odpowiedzialny za stan polskiej obronności, ponieważ przez co najmniej 10 lat swojej kariery miał wpływ na decyzje dotyczące wojska jako wiceminister, minister, przewodniczący Sejmowej Komisji Obrony i prezydent "Zgody i Bezpieczeństwa".
"Zgodę" zainaugurował pierwszą swoją decyzją w pałacu prezydenckim – usunięciem krzyża z Krakowskiego Przedmieścia, co głęboko podzieliło społeczeństwo. Obyśmy nie musieli doświadczyć skutków tego "Bezpieczeństwa" nad którym, jako prezydent pracował 5 lat.
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 2860 odsłon
Komentarze
mamy zgode
21 Maja, 2015 - 09:25
Witam! Ostatnio kupuje sie Francuskie helikoptery,rozwalajac zaklady w Mielcu i Swidniku! Przeciez ,to jest zdrada Polskiej racji stanu! Pozdrawiam!
ronin