LWÓW 17 WRZEŚNIA 1939 ROKU, KORPUS OCHRONY POGRANICZA (KOP)
LWÓW 17 WRZEŚNIA 1939 ROKU
W środowisku polskich historyków panuje opinia, że z dniem 17 września 1939 roku kampania wrześniowa została ostatecznie przegrana. Trudno się z tym nie zgodzić. Do agresora z zachodu, dysponującego prawie 2 milionami żołnierzy, 10 tys. dział, 2800 tys. czołgów oraz 2 tys. samolotów, dołączył nieprzyjaciel, który rzucił do walki ponad 300 tys. żołnierzy, 4 tys. dział, 5 tys. czołgów oraz tysiąc samolotów. Wojsko Polskie, poważnie osłabione walkami na zachodzie nie miało fizycznych szans powstrzymania takiej siły. Lecz czy rzeczywiście tak było? Czy na wschodzie naprawdę nie było wojsk, mogących jeżeli nie powstrzymać, to chociaż stawić twardy opór Armii Czerwonej?
"Długośmy na ten dzień czekali,
Z nadzieją niecierpliwą w duszy,
Kiedy bez słów towarzysz Stalin
Na mapie fajką strzałki ruszy..." WANDA WASILEWSKA
Tysiąc - kilometrowa granica Rzeczypospolitej ze Związkiem Radzieckim, wyznaczona w 1921 roku na mocy postanowień pokojowych w Rydze, niemal cały czas zwracała uwagę polskich władz oraz dowództwa armii. Obronę jej powierzono, utworzonemu w 1924 roku Korpusowi Ochrony Pogranicza, który skupiał się na walce z "rajdami" i dywersją małych sowieckich oddziałów, przekraczających granice, zwykle w celu porywania i mordowania przedstawicieli polskich władz oraz podpalania wiosek czy posterunków granicznych.
KORPUS OCHRONY POGRANICZA (KOP)
Korpus Ochrony Pogranicza, KOP – formacja wojskowa czasu pokoju utworzona w 1924 roku do ochrony wschodniej granicy II Rzeczypospolitej przed penetracją agentów, terrorystów i zwartych uzbrojonych oddziałów dywersyjnych przerzucanych przez sowieckie służby specjalne z terenu ZSRR na terytorium II Rzeczypospolitej. W czasie stanu wojny funkcja KOP miała dobiec końca, a jego jednostki miały zgodnie z planem mobilizacyjnym zasilić oddziały i pododdziały Wojska Polskiego w linii.
Wkrótce po podpisaniu traktatu ryskiego w marcu 1921 roku po zakończonej zwycięsko wojnie z bolszewikami 1919 – 1920, władze sowieckie rozpoczęły kampanię odrzucania uznania ustalonej traktatem granicy z Polską. W tym celu w pierwszych latach powojennych zaczęto w Związku Sowieckim potajemnie organizować i szkolić terrorystyczne bandy, składające się z Białorusinów i Ukraińców zamieszkałych po obu stronach granicy. Zakrojona na szeroką skalę akcja dywersyjna prowadzona w sposób zorganizowany, oraz grasujący bezkarnie pospolity bandytyzm białoruskich i ukraińskich, a czasem także i litewskich mniejszości narodowych zamieszkujących obszary przygraniczne, stworzyły niezwykle niebezpieczny stan zagrożenia, którego słabe siły policyjne nie mogły opanować.
Po licznych aresztowaniach w latach 1922 – 23 bandytyzm ten nieco przycichł, ale już w roku następnym szczególnie aktywna w terroryzowaniu ludności okazała się tzw. „Ukraińska Organizacja Wojskowa”. Palono polskie domy i całe zagrody, rabowano mienie , grabiono dobytek, mordowano Polaków. Ustawiczne naruszanie granicy, coraz śmielsze głębokie wnikanie zorganizowanych wrogich band z terytorium Rosji i Litwy w tereny już nie tylko pogranicza, ale i przygranicznych powiatów i województw, brak możliwości spokojnej pracy, niepewność życia mieszkańców, oraz bezsilność organów państwowych – spowodowały powszechny ferment i najwyższe zagrożenie na całym obszarze Kresów Południowo – Wschodnich.
Zagrożenie to doszło do szczytu w roku 1924, kiedy z terytorium Rosji liczący około stu uzbrojonych ludzi oddział pod dowództwem oficera Armii Czerwonej przekroczył granicę i w nocy z 3/4 sierpnia 1924 roku zaatakował miejscowość Stołpce w województwie nowogródzkim. Bandyci opanowali miasteczko, splądrowali liczne sklepy i domy, a przed wycofaniem zniszczyli posterunek policji i stację kolejową, rabując dobytek i mordując kilkunastu mieszkańców – Polaków.
Po wydarzeniach w Stołpcach, oraz wobec całkowitej bierności władz sowieckich i litewskich, popierających wręcz potajemnie dywersję i terroryzm na wschodnich terenach Rzeczypospolitej, rząd polski postanowił utworzyć specjalną formację wojskową dla opanowania sytuacji. Formacji tej nadano nazwę Korpusu Ochrony Pogranicza – KOP, podporządkowując ją Ministerstwu Spraw Wewnętrznych.
Zadaniem korpusu było spacyfikowanie całej wschodniej granicy państwa, zlikwidowanie wszelkich zagrożeń i wrogich wobec państwa polskiego działań, zapewnienie miejscowej ludności opieki i spokoju, oraz ugruntowanie pełnego stanu bezpieczeństwa publicznego. Obszar przygraniczny został podzielony na trzy strefy:
Droga graniczna – do 15 m. szerokości od linii granicznej, strefa nadgraniczna – od 1 do 6 km. szerokości oraz pas graniczny do 30 km. szerokości w głąb kraju.
Organizację korpusu powierzono gen. dyw. Henrykowi Minkiewiczowi, który był równocześnie pierwszym dowódcą KOP / 1924 – 1929 /. Kolejno dowódcami byli:
gen. bryg. Stanisław Tassaro / 1929 – 1930 /,
gen. bryg. Jan Truszewski / 1930 – VIII. 1939 /,
i od 31 sierpnia 1939 roku gen. bryg. Wilhelm Orlik – Rückemann.
Pierwsze trzy brygady KOP już w listopadzie 1924 roku objęły najbardziej zagrożone wojewódzkie odcinki graniczne – wołyński, nowogrodzki i wileński, a w dalszej kolejności - tarnopolski, całe Polesie, granice z Litwą, Łotwą, Prusami Wschodnimi w rejonie Suwałk i Rumii.
Korpus składał się z wyborowych jednostek o pełnych stanach osobowych. Kontyngent żołnierzy służby czynnej był specjalnie dobierany, głównie z województw zachodnich. Wkrótce też widoczne były wyjątkowo pozytywne rezultaty wytężonej i zarazem niebezpiecznej dla żołnierzy KOP działalności.
Nie tylko bowiem uniemożliwione zostały wszelkie dalsze próby naruszania granicy z zewnątrz, nie tylko stłumione i opanowane wrogie dla państwa i groźne dla ludności wystąpienia ukraińskich, białoruskich i litewskich band dywersyjnych, ale przede wszystkim wprowadzone zostały na całym obszarze – spokój, ład i pełne poszanowanie prawa.
Wojenne działania KOP były zależne od kierunku zagrożenia i rozwoju sytuacji na froncie . W wypadku wojny na wschodzie korpus miał pełnić rolę pierwszego rzutu osłony walczącej armii. Nie przewidywano bowiem użycia korpusu w całości, jako formacji bojowej. W wypadku wojny na zachodzie kraju, KOP miał wystawić pełne wielkie jednostki bojowe, oraz inne oddziały pomocnicze, po czym korpus miał się częściowo odtworzyć i nadal pełnić służbę na wschodniej granicy.
W 1939 roku KOP zmobilizował trzy pełne brygady górskie, dwie pełne rezerwowe dywizje piechoty / 35 i 38 /,dalsze dwie / 33 i 36 /, dywizje rezerwowe piechoty o niepełnych stanach osobowych oraz kilka innych mniejszych oddziałów pomocniczych.
Wszystkie te siły zostały przerzucone na front zachodni. Na granicy wschodniej pozostały jedynie osłabione i niepełne jednostki korpusu, odtworzone głównie z rezerwistów i poborowych. Nie dysponowały one dlatego tym samym wysokim poziomem uzbrojenia, wyszkolenia i spoistości, jaki prezentowały jednostki KOP przerzucone do walki z Niemcami. Rozlokowane w nadgranicznych stanicach od Dźwiny po Dniestr, na odcinku długiej, liczącej 1412 granicy z Sowietami, w sile zaledwie 24 batalionów piechoty, 2 batalionów fortecznych, oraz 7 szwadronów i 1 dywizjonu kawalerii, zaatakowane 17 września 1939 roku przez liczącą blisko milion żołnierzy armię sowiecką – stawiały zacięty opór, broniąc polskiej granicy państwowej w walkach trwających do 1 października 1939 roku, spotkały się dlatego ze szczególną bezwzględnością sowieckiego agresora.
Rannych żołnierzy dobijano, albo umierali oni z zadanych ran bez pomocy lekarskiej, a wziętych do niewoli oficerów i szeregowych mordowano bestialsko na miejscu.. Podobny los spotkał żołnierzy i oficerów korpusu więzionych później w Ostaszkowie. Wiosną 1940 roku wszyscy zostali wymordowani przez NKWD.
Z rąk sowieckich oprawców zginął również w Katyniu Henryk Minkiewicz, generał w stanie spoczynku ,organizator i pierwszy dowódca KORPUSU OCHRONY POGRANICZA.
Dopiero podpisanie między dwoma państwami w 1932 roku paktu o nieagresji oraz protokołu "o dobrosąsiedzkich stosunkach" w listopadzie 1938 roku unormowało sytuację.
Uległa jednak ona gwałtownemu pogorszeniu pod koniec sierpnia następnego roku, kiedy to III Rzesza oraz Związek Radziecki ku zaskoczeniu całego świata podpisały pakt o nieagresji, nazwany od nazwisk sygnatariuszy Paktem Ribbentrop-Mołotow. Stanowiło to kres francusko-angielskich zabiegów o pozyskanie do koalicji antyniemieckiej Związku Radzieckiego i w zasadzie przesądziło o wybuchu wojny. Tajna klauzula jaką zawierała owa umowa określała podział stref wpływów obydwu państw w Europie Środkowej i Wschodniej. W radzieckiej strefie interesów znalazły się Finlandia, Estonia oraz Łotwa, a także pośrednio Rumunia i Polska.
Niemcy zaakceptowali pretensje Sowietów do Besarabii i Północnej Bukowiny - części Rumunii, które przed I wojną światową znajdowały się w granicach Cesarstwa Rosyjskiego.
W Polsce granice radzieckich interesów stanowiły rzeki Wisła, Narew i San. Niemcy zadowolili się terenami zachodniej części Rzeczypospolitej oraz wpływami na Litwie.
Znaczenie paktu oraz zagrożenie jaki ze sobą niósł zostało przez Polskę zignorowane. Minister spraw zagranicznych Józef Beck nie mógł uwierzyć, że dwaj najzagorzalsi wrogowie gotowi są porozumieć się w jakiejkolwiek politycznej kwestii. Zbagatelizowano fakt, iż tego typu umowy podpisywane są przez państwa mające wspólne granice, a przecież Związek Sowiecki nie graniczył z III Rzeszą.
Jeszcze...1 września 1939 roku o godzinie 4:45 Wojska niemieckie, realizując plan "Fall Weiss" przekroczyły granice Rzeczypospolitej. Wybuchł konflikt polsko-niemiecki, który wkrótce przerodził się w II wojnę światową.
Wojsko Polskie stanęło do z góry przegranej batalii o młodą, bo zaledwie dwudziestoletnią niepodległość. Biło się dzielnie o czym świadczą przykłady takich bitew jak: Westerplatte, Węgierska Górka, Mokra, Wizna, Bzura czy wiele innych bardziej lub mniej znanych batalii.
Jednak na skutek błędów w rozmieszczeniu wojsk, spóźnionej mobilizacji, objęcia fatalnej doktryny wojennej oraz przygniatającej przewagi technicznej wroga, po dwóch tygodniach walk sytuacja była niemalże krytyczna:
Warszawa - główny punkt oporu - została okrążona; w "korytarzu pomorskim", ostatnimi siłami broniły się odcięte od reszty kraju wojska Lądowej Obrony Wybrzeża;
Niemcy po rozgromieniu polskich armii w centrum kraju podchodzili pod Chełm i Lwów, a polskie armie "Poznań" i "Pomorze" po początkowych sukcesach kontrataku pod Kutnem zostały niemal całkowicie unicestwione.
12 września (9 dni po wypowiedzeniu wojny Niemcom) na konferencji w Abbeville, przedstawiciele Sztabów Generalnych zachodnich sojuszników Polski - Anglii i Francji uznali, że żadna pomoc materialna nie ma sensu wobec szybkości z jaką wojska niemieckie posuwały się w głąb terytorium państwa polskiego.
Stanowiło to pogwałcenie traktatów sojuszniczych jakie Anglicy i Francuzi zawarli z Polską tym bardziej, że o wynikach tych rozmów nie powiadomiono rządu walczącego kraju...
Stalin, który od swych agentów na zachodzie dowiedział się o postanowieniach konferencji w Abbeville zrozumiał, iż dostał zielone światło do wypełnienia zobowiązań zawartych w Pakcie Ribbentrop-Mołotow. Niemcy już od 8 września nalegali na szybkie włączenie się ZSRR do walki. Lecz 8 września wojna nie była jeszcze rozstrzygnięta. Tydzień późnej już tak...
"...Krzyk jeden pomknął wzdłuż granicy
I zanim zamilkł,
Zagrzmiały działa,
To w bój z szybkością nawałnicy
Armia Czerwona wyruszała..." JERZY PUTRAMENT (AGENT NKWD)
O 3:00 nad ranem, 17 września 1939 r. wojska sowieckie przekroczyły granicę polską. Wejście to różniło się całkowicie od tego „niemieckiego" sprzed dwóch tygodni.
Mijając posterunki graniczne, czerwonoarmiści wymachiwali do zaskoczonych żołnierzy KOP-u białymi flagami, czołgiści w otwartych wieżyczkach czołgów wykrzykiwali: Wpieriod ! Na Germańca ! Rebiata !
Mimo tego wiele strażnic KOP-u stawiło zacięty opór. Najdłużej broniły się placówki "Ludwikowo", "Sienkiewicze" oraz "Dawidówek".
Do Sztabu Generalnego pierwsze wiadomości o przekroczeniu granicy przez Sowietów nadeszły około godziny 6:00. Tak brzmiał meldunek dowódcy pułku KOP "Podole", ppłk Marceli Kotarba:
"Przewaga bardzo duża, bijemy się uporczywie i będę się starał jak najdłużej moje kierunki osłaniać...
W podobnym tonie przybywało innych meldunków z pozostałych odcinków nowego, wschodniego frontu. Naczelne dowództwo - co zrozumiałe - wpadło w panikę. Mnożyły się przesadzone informacje o postępach wojsk sowieckich: w południe nadeszły wiadomości o przekroczeniu przez Armię Czerwoną Dniestru pod miejscowością Uśnieczek, 40 kilometrów od Kołomyi.
Mimo, iż okazało się to nieprawdą, w obliczu całkowitego chaosu i niemal beznadziejnej sytuacji szef francuskiej misji wojskowej w Polsce gen. Faury naciskał na marszałka Rydza-Śmigłego - Wodza Naczelnego by jak najszybciej wyruszył w stronę granicy rumuńskiej.
Było to zachowanie uzasadnione. Widmo pochwycenia przedstawicieli polskich władz i wojska przez Sowietów stawało się coraz bardziej realne, a gdyby ziściło się stanowiłoby całkowitą katastrofę.
W wyniku narady z ministrem spraw zagranicznych, Józefem Beckiem oraz premierem Felicjanem Sławoj-Składkowskim, marszałek Rydz-Śmigły zrezygnował z planów utworzenia obrony na linii Dniestru, na tzw. "przedmościu rumuńskim" - gdzie zamierzał czekać na ofensywę sojuszników na zachodzie - i wydał kontrowersyjny do dziś rozkaz:
"Sowiety wkroczyły. Nakazuję ogólne wycofanie na Rumunię i Węgry, najkrótszymi drogami. Z bolszewikami nie walczyć, chyba w razie natarcia z ich strony lub prób rozbrajania oddziałów. Zadanie Warszawy i miast, które miały się bronić przed Niemcami - bez zmian. Miasta, do których podejdą bolszewicy, powinny z nimi pertraktować w sprawie wyjścia garnizonów do Węgier lub Rumunii". W nocy z 17 na 18 września Naczelny Wódz wraz z polskimi władzami przekroczył granicę Rumunii, gdzie został internowany.
Rozkaz ten pogłębił chaos jaki powstał w wyniku wkroczenia wojsk sowieckich. Wielu dowódców liniowych nie wiedziało jak zachować się w obliczu nowego zagrożenia zwłaszcza, że czerwonoarmiści celowo dezinformowali Polaków, głosząc, iż przekroczyli granicę w charakterze sojuszników w walce z Niemcami.
Wiele jednostek podjęło jednak próby oporu przeciw przeważającemu pod każdym względem nieprzyjacielowi. W północno-wschodnich regionach kraju w rezultacie ciężkich walk rozbite zostały Baony KOP "Krasne", "Budsław" oraz "Iwieniec".
W Wilnie, przygotowywanym od połowy września do odparcia ataku niemieckiego skoncentrowano 8 batalionów piechoty wspartych 14 lekkimi działami oraz dwoma działami przeciwlotniczymi.
17 września do Wilna wycofały się oddziały pułku KOP "Wilno", 20 Bateria Plot. oraz Baon Obrony Narodowej "Postawy".
Łącznie garnizon miasta stanowiło prawie 7 tys. żołnierzy, jednak pozbawionych artylerii i broni przeciwpancernej. Funkcję dowódcy obrony objął najstarszy stopniem oficer - pułkownik dypl. Jarosław Okulicz-Kozaryn.
Wieczorem 18 września, po otrzymaniu meldunków o zbliżaniu się czołgów sowieckich wydał on rozkaz odwrotu na granicę litewską, po czym sam opuścił Wilno.
Zamieszanie jakie powstało w wyniku wydania takiego rozkazu sprawiło, iż doszło do szeregu nieskoordynowanych walk z wkraczającą do miasta Armią Czerwoną. Do końca walczyli harcerze i warta honorowa przy grobie z sercem marszałka Piłsudskiego na Rossie.
Zdecydowana większość improwizowanego garnizonu Wilna wycofała się z miasta i w dniach 19-20 września przekroczyła granicę Litwy.
Zupełnie inaczej wyglądała sytuacja w Grodnie. Stacjonowały tutaj tylko słabo uzbrojone oddziały rezerwowe oraz wartownicze, dowodzone przez pułkownika w stanie spoczynku Bronisława Adamowicza.
Dowódca Okręgu Warownego "Grodno" zamierzał wykonać rozkaz gen. Olszyny-Wilczyńskiego i ewakuować wojsko z miasta w razie pojawienia się Armii Czerwonej.
Całkowicie inne stanowisko prezentował wiceprezydent Grodna Roman Sawicki, który wezwał ludność cywilną do budowy umocnień oraz walki z nieprzyjacielem.
20 września do miasta od południowego zachodu wjechało około 20 sowieckich czołgów XV Korpusu Pancernego.
Bez przeszkód pokonały most na Niemnie i dotarły do centrum. Tu natrafiły na twardy opór: celny ogień działka plot. oraz młodzież szkolna uzbrojona w butelki z benzyną unieszkodliwiły 8 czołgów.
Pozostałe zostały zmuszone do odwrotu. Obrońców wzmocnili żołnierze zgrupowania "Wołkowysk" gen. w stanie spoczynku Wacława Przeździeckiego (Rezerwowa Brygada Kawalerii), którzy weszli do miasta w nocy z 20 na 21 września.
Dowodzenie objął gen .Wacław Przeździecki.
Następnego dnia Sowieci ponowili atak. Piechota wsparta czołgami oraz silną artylerią w ciągi kilku godzin dotarła do mostu na Niemnie i opanowała go. Czołgi ponownie wjechały do centrum. Wobec beznadziejnej sytuacji Polacy zdecydowali się na odwrót.
Walki trwały do późnych godzin wieczornych. Ich złowrogim epilogiem było wymordowanie przez Sowietów wziętych do niewoli obrońców Grodna (ich masowe groby odkryto dopiero w roku 1992...).
Większość Rezerwowej Brygady Kawalerii, stanowiącej trzon obrony Grodna, wkrótce przekroczyła granicę Litwy. Generał Olszyna-Wilczyński został 22 września zatrzymany pod Spockiniami przez zmotoryzowaną kolumnę sowiecką i wraz ze swym adiutantem kpt. w stanie spoczynku Mieczysławem Skrzemeskim zamordowany...
"...Zwycięstw się szlak ich serią znaczy,
Sztandar wolności okrył chwała,
Głowami polskich posiadaczy
Brukują Ukrainę całą.
Pada Podole,
W hołdach Wołyń,
Lud pieśnią wita ustrój nowy,
Płoną majątki i kościoły
I Chrystus z kulą w tyle głowy...". To utwór anonimowy.
Na znacznie twardszy opór trafiła Armia Czerwona na południe od bagien Prypeci, na Polesiu, Wołyniu i Podolu.
Znajdowały się tam większe zgrupowania wojsk polskich, przygotowujących się do walki z Niemcami.
Na Polesiu dowódca OK nr IX gen. Franciszek Kleeberg skoncentrował podległe sobie wojska na linii Brześć - Pińsk.
Dysponował on siłą 20 batalionów piechoty, które jednak wspierało tylko 10 dział polowych i niewiele więcej przeciwpancernych. Część tych sił już toczyła walki z Niemcami (Zgrupowanie "Kobryń" płk Adama Eplera, w sile 7 batalionów, 10 dział oraz 4 działa ppanc.) w rejonie Kobrynia, gdzie podeszła 2 Dywizja Zmotoryzowana.
Na tzw. Polesiu Wołyńskim stacjonowało (w garnizonach, ośrodkach zapasowych czy w trakcie przemarszu) dalsze 30 batalionów , 40 dział polowych, kilkanaście ppanc., 11 czołgów i 3 pociągi pancerne. To była już dosyć znaczna siła, z którą tak Wehrmacht idący od zachodu jak i Armia Czerwona musiały się liczyć.
Gdy późnym wieczorem 18 września gen. Kleeberg otrzymał rozkaz Naczelnego Wodza postanowił skoncentrować podległe sobie oddziały w rejonie na zachód od Kowla.
Stamtąd zamierzał wyruszyć w kierunku granicy rumuńskiej i zgodnie z otrzymanym rozkazem przekroczyć ją. Jego grupa oderwawszy się od Niemców ze śpiewem na ustach pomaszerowała na Kowel, gdzie jak mówiono było "wiele wojska, dużo sprzętu i olbrzymie zapasy amunicji i środków do dalszej walki".
Po dotarciu w zamierzony rejon, oddziały te zostały zreorganizowane i nazwane Samodzielną Grupą Operacyjną "Polesie". Nawiązano kontakt z wojskami sowieckimi, które już dotarły do Kowla, w celu zapewnienia swobodnego przemarszu do granicy.
Wobec fiaska negocjacji, gen. Kleeberg rozkazał marsz na Włodawę. Doskonale zdawał sobie sprawę, że wykorzystując pas "ziemi niczyjej" jaki nagle wytworzył się między wycofującymi się Niemcami, a prąca na zachód Armią Czerwoną umożliwi mu swobodny dostęp do Bugu pod Włodawą. Dalej planował marsz na pomoc jedynemu pewnemu punktowi oporu - Warszawie...
22 września SGO "Polesie" w rejonie miejscowości Maloryt napotkała zgrupowanie ppłk Ottokara Brzozy-Brzeziny, które po zreorganizowaniu utworzyło 50 Dywizje Piechoty "Brzoza".
Pięć dni później oddziały Kleeberga wkroczyły do Włodawy, entuzjastycznie witane przez ludność cywilną. Do SGO "Polesie" dołączyły kolejne jednostki, m.in. dwubrygadowa Dywizja Kawalerii "Zaza" (utworzona z niedobitkow Suwalskiej Brygady Kawalerii oraz oddziałów Podlaskiej Brygady Kawalerii), pod dowództwem gen. Podhorskiego.
Tego też dnia do żołnierzy dotarły wieści o kapitulacji Warszawy, co postawiło dalszy marsz na zachód pod wielkim znakiem zapytania... Po długiej i burzliwej naradzie generałowie zdecydowali się poprowadzić swe wojsko w kierunku na Dęblin, a stamtąd przebić się w Góry Świętokrzyskie i zainicjować wojnę partyzancką.
29 września podjęto marsz na Radzyń-Łuków. Zanim jednak doszło do kontaktu z wojskami niemieckimi, stoczono szereg zwycięskich bitew z Armią Czerwoną, usiłującą zniszczyć siły polskie.
60 Dywizja Piechoty "Kobryń" płk Adama Eplera pokonała wojska sowieckie pod Jabłonią, a dzień później również pod Milewem. Godny odnotowania jest fakt, iż wzięto znaczną liczbę jeńców sowieckich, którzy na własną prośbę zostali wcieleni do jednostek polskich, gdyż odmówili powrotu do swoich. Brali oni udział w dalszych walkach aż do końca kampanii...
Dużo trudniejsze zadanie miał dowódca KOP-u, gen. Wilhelm Orlik-Rückemann Dysponował on siłą 16 batalionów piechoty (w tym jednym batalionem saperów), 7 szwadronami kawalerii oraz 14 działami. Nie były to małe siły, lecz zostały one rozciągnięte na długości prawie 250 km, co nie dawało szans skutecznej obrony.
Minęły trzy dni zanim wojska te skoncentrowały się w wyznaczonym przez generała rejonie. 22 września wyruszyła w kierunku przeprawy na Bugu pod Szackiem, gdzie dotarła 27 września tylko po to by dostrzec sowieckich żołnierzy z 52 Dywizji Strzelców.
Doszło do bitwy. Zupełnie zaskoczeni Sowieci ponieśli ciężkie straty (zniszczono lub zdobyto 20 czołgów, oraz wzięto do niewoli 300 jeńców) i zmuszeni zostali pozostawić pole Polakom.
Grupa gen. Wilhelma Orlika-Rückemanna przekroczyła Bug. Kolejnym celem było przedostanie się do lasów na południe od Parczewa.
Niestety 1 października Polaków pod Wytycznem zaatakowały sowieckie czołgi. Walki trwały przez kilka godzin. Wobec kończącej się amunicji, żołnierze Grupy oderwali się od nieprzyjaciela i odeszli w rejon lasów pod Sosnowicą, gdzie Grupa została rozwiązana.
Pod Włodzimierz na Wołyniu Armia Czerwona podeszła już 19 września. W samym mieście otoczyło siły polskie w koszarach Szkoły Podchorążych Rezerwy Artylerii.
Polski dowódca wysłał parlamentariuszy z warunkami kapitulacji, które zapewniały zachowanie broni osobistej oraz swobodny przemarsz do Rumunii.
Sowiecki dowódca, Komdiw Bogomołow zgodził się na te warunki, ale gdy tylko żołnierze polscy opuścili koszary oznajmił, iż "na skutek zmian zaszłych w sytuacji międzynarodowej oficerowie musza złożyć broń i od tej chwili są uważani za jeńców wojennych." Później ich nazwiska znalazły się na listach katyńskich...
Zupełnie nie powiodły się plany obrony Równego przez oddziały KOP-u. Na miasto uderzały czołgi 5 Armii komdiwa Sowietnikowa, które z łatwością łamały obronę pułku KOP "Równe". Baon "Ostróg" został zniszczony już na granicy, baon „Dederkały” zmuszony do odwrotu na Poczajów i Brody.
Bez walki oddano Tarnopol mimo iż miasto posiadało silny kilkutysięczny garnizon, który mógł bronić się nawet do tygodnia. Jedynie mała grupka oficerów i szeregowców ostrzelała z wieży kościoła wkraczające oddziały sowieckie. Zostali natychmiast schwytani i rozstrzelani na miejscu...
Już 19 września Armia Czerwona podeszła pod Lwów, który w tym czasie opierał się od zachodu atakom wojsk niemieckich.
Dowódca Samodzielnej Brygady Pancernej płk Iwanow wystosował do dowódcy obrony Lwowa, gen. Langera żądanie poddania miasta. Nie czekając na odpowiedź, Sowieci przypuścili 20 września próbę wkroczenia do Lwowa.
Zostali jednak odparci tracąc jeden czołg. Mimo iż nastroje wśród żołnierzy garnizonu oraz ludności cywilnej były dobre, zapasów żywności starczyłoby na trzy miesiące, a amunicji na około dwa tygodnie obrony, gen. Langer oraz jego sztab byli przeciwni kontynuowaniu walki ze względu na „brak możliwości poprawy ogólnego położenia kraju”, które pod dwudziestu dniach wojny było beznadziejne.
Rano 22 września polska delegacja podpisała w Winnikach dokument, na mocy którego przekazano miasto Lwów Armii Czerwonej.
Punkt 8 gwarantował oficerom wolność osobistą i nietykalność własności. Gen. Langer po podpisaniu dokumentu miał powiedzieć: „Z Niemcami prowadzimy wojnę. Miasto biło się z nimi przez 10 dni. Oni, Germanie, wrogowie całej Słowiańszczyzny. Wy jesteście Słowianie...”
Sowieci złamali postanowienia zapisane w punkcie 8 i wielu z oficerów broniących Lwowa zostało wymordowanych w Starobielsku.
„...Już starty z map wersalski bękart,
Już wolny Żyd i Białorusin,
Już nigdy polska ręka
Ich do niczego nie przymusi.
Nową wolność głosi Prawda,
Świat cały wieść obiega w lot,
Że jeden odtąd łączy sztandar gwiazdę,
Sierp hackenkreuz i młot !”… Utwór napisany przez Wandę Wasilewską i Jerzego Putramenta (przedwojennego agenta NKWD).
29 września w Moskwie po burzliwych negocjacjach (Niemcy proponowali pozostawić kadłubowe państwo polskie bez Pomorza, Wielkopolski i Śląska, ze wschodnią granicą od Grodna po Przemyśl.
Na takie rozwiązanie nie godził się Stalin, argumentując, że może to stanowić w przyszłości niebezpieczeństwo dla dobrych stosunków między III Rzeszą a Związkiem Radzieckim) podpisano trzy protokoły, regulujące nową granice między obydwoma państwami.
Niemcy w zamian za ziemie między Wisłą, Bugiem i Sanem zgodzili się przekazać Litwę sowieckiej strefie wpływów. Obie strony zobowiązały się wspólnie walczyć z polskim podziemiem niepodległościowym oraz nie tolerować żadnej polskiej agitacji dotyczącej terytorium drugiej strony.
"„...Tych dni historia nie zapomni,
Gdy stary ląd w zdumieniu zastygł...”
W 1992 roku Rosyjskie Ministerstwo Obrony wydało w Moskwie książkę „Grif siekrietnosti snjat”, w którym podaje dokładną ilość sprzętu wojennego zdobytego we wrześniu i październiku 1939 roku w Polsce.
OTO BILANS:
247325 karabinów, 8566 ciężkich karabinów maszynowych, 12783 szable, 740 dział różnych kalibrów, 36 czołgów, 64 samochody pancerne, 131 samolotów oraz 4579 innych pojazdów mechanicznych.
Łącznie stanowi to uzbrojenie co najmniej trzech armii polowych z 1939 roku !
W oparciu o prawie 30 ośrodków zapasowych przeniesionych z centrum kraju można było zorganizować twardą obronę.
Dodatkowo na wschodzie stacjonowały liczne garnizony kresowe ze znaczną ilością rezerw uzbrojenia. To na wschód wycofywały się wojska pobite przez Niemców by zreorganizować się i podjąć na nowo walkę.
Podjęcie obrony na „przedmościu rumuńskim” było jak najbardziej możliwe. Stacjonowały już tam czołgi płk Maczka, brygada zmotoryzowana oraz batalion czołgów mjr Łuckiego, liczący łącznie 50 maszyn, z których ani jeden nie oddał strzału...
Lecz tego typu błędów podczas ostatniej fazy kampanii popełniono znacznie więcej. Jeden być może jest tutaj kluczowy.
Gdyby siły KOP-u generałów Kleeberga i Orlika-Rückemanna wycofały się na południe, a nie podjęły zgubny marsz na zachód, to najprawdopodobniej w rejonie Kowla doszło by do wielkiej bitwy z Armią Czerwoną.
Oprócz samych wojsk obu generałów znajdowały się tam znaczne siły polskie m.in. batalion kolarzy ze Śląska, dywizjon 36 moździerzy 81mm kpt. J. Cebuli, kilka baterii artylerii lekkiej oraz 18 czołgów. Zgrupowanie to odeszło na Krasnystaw zamiast podjąć próbę obrony w rejonie Łucka.
W samym Łucku znajdowało się 9 tys. żołnierzy w tym tysiąc oficerów, którzy poddali się Sowietom bez walki. Bardzo prawdopodobne, że wsparte jednostkami KOP-u Kleeberga i Orlika-Ruckemana mogłoby stanowić twardy orzech do zgryzienia dla wojsk sowieckich.
Rodzi się jednak pytanie czy w obliczu całkowitej klęski na froncie zachodniej i centralnej Polski, wielka bitwa na wschodzie miałaby jakieś znaczenie.
Zapewne nie. Przedłużyło by to kampanię o kilka tygodni lecz na jej wynik nie było by w stanie wpłynąć. Spalono by więcej sowieckich czołgów, zabito więcej czerwonoarmistów, lecz i polskie straty były by zdecydowanie większe.
Część z tych wojsk podjęła udaną próbę przebicia na Węgry i Rumunię, gdzie po długiej odysei wzmocniły skład polskiej armii we Francji, a później Wielkiej Brytanii.
Część zrzuciła mundur i zakopała broń, która mogła przydać się w późniejszej walce partyzanckiej. Myślę i nie jestem w tym odosobniony, że nie mamy prawa dziś oceniać decyzji dowódców walczących wtedy z Armią Czerwoną.
Ich rozkazy nawet te najbardziej kontrowersyjne miały jakąś podstawę i zostały wydane z myślą o dobru kraju oraz armii. Mimo iż w większości były one fatalne w skutkach to okoliczności w jakich je wydano w całości zmazują winę z tych, którzy te decyzje podejmowali.
Jednym z najdzielniejszych dowódców kampanii wrześniowej był Wilhelm Orlik-Rückemann.
Urodził się 1 sierpnia 1894 we Lwowie w rodzinie polskiej o korzeniach żydowskich. W latach 1910-1911 organizował skautowy Oddział "Zarzewia" w I Gimnazjum Realnym we Lwowie, na tamtejszej Politechnice rozpoczął w 1912 roku studia na wydziale budowy dróg i mostów. Studia te przerwała jednak I wojna światowa.
Był żonaty z Różą Fajans, która pochodziła ze znanej warszawskiej rodziny Fajansów, właścicieli m. in. "Żeglugi na Wiśle" i działaczy społeczności żydowskiej.
W sierpniu 1914 wstąpił do Legionów Polskich. Był oficerem 6 Pułku Piechoty. W 1917, po kryzysie przysięgowym, został wcielony do cesarskiej i królewskiej Armii. Służył w niej m.in. w 19 pułku strzelców. Ukończył też w 1918 roku szkołę oficerów rezerwy.
4 listopada 1918 przeszedł do Wojska Polskiego. Podczas wojny polsko-ukraińskiej w 1919 dostał się do niewoli, jednak został z niej zwolniony po podpisaniu sojuszu między Piłsudskim a Petlurą.
Podczas wojny polsko-bolszewickiej wyróżnił się jako zdolny dowódca. 16 sierpnia 1920 roku otrzymał dowództwo nad 1 pułkiem czołgów i dowodził nim do 1921.
W 1921r. uzyskał zezwolenie na przybranie do nazwiska rodowego "Rückemann" nazwiska "Orlik Kazimierz” .
Bohater z pod Kocka, wielokrotnie odznaczany:
Krzyż Srebrny Orderu Wojennego Virtuti Militari,
Krzyż Komandorski Orderu Odrodzenia Polski,
Krzyż Niepodległości,
Krzyż Walecznych (czterokrotnie),
Złoty Krzyż Zasługi,
Medal Dziesięciolecia Odzyskanej Niepodległości,
Odznaka "Znak Pancerny" - nr. 243.
„...I święcić będą nam potomni,
Po pierwszym września, siedemnasty...”
Opracował Aleksander Szumański "Głos Polski" Toronto
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 2640 odsłon