Towarzysz Iwiński w obronie konfekcji…
…a ja ramię w ramię razem z nim, niczym Superredaktor oponujący się u boku Ludzi z Najwyższej Półki. Towarzysz Iwiński zauważył bez wątpienia słusznie, iż:
Zgadza się – to, w co się ubieramy, nie powinno nikogo interesować i tym bardziej być karalne. Jeśli towarzysz Iwiński ma ochotę założyć bluzeczkę na ramiączkach z podobizną Wawrzyńca Berii czy wełniane stringi ozdobione Józefem Stalinem, to prawo nie powinno mu tego zabraniać. Obrońca wolności obywatelskich co prawda nie wysłowił się jasno dlaczego, niemniej powściągliwość ta z pewnością była wynikiem wrodzonej skromności. Otóż, pomijając inne aspekty, wolność noszenia tiszertów z dowolnymi napisami ma pozytywne znaczenie praktyczne. Nikt nie ma wypisanych na twarzy cech charakteru, prawda? No to wyobraźmy sobie teraz, że przychodzi do nas ubrany w bawełniane wdzianko ozdobione mordką Jana Sierowa (w tle logo Smiersza) aplikant i prosi o pracę. Albo równie elegancko wystrojony oferent, reklamujący swój towar. Wystarczy wówczas jeden rzut oka na tors gościa i od razu wiemy, co o nim myśleć. Bezcenna oszczędność czasu, pieniędzy i nerwów. Bez dwóch zdań już ten utylitarny argument powinien wystarczyć jako uzasadnienie słuszności racji tow. Iwińskiego.
Jestem zatem za nieskrępowaną wolnością w zakresie ornamentów garderoby. Jedni lubią koszule w paski, inni w sierpy i młoty, jeszcze inni – w swastyczki.
PS. Najmilsi, ja Was wszystkich kocham bezkompromisową miłością żarliwą! Sądzę, że za stworzenie tym szczerym wyznaniem nowego klimatu w polityce międzyblogerowej, przywracającej centralną pozycję wielostronnej współpracy i dialogowi w przyszłym roku moja kandydatura do pokojowej nagrody lenino… pardon… noblowskiej nie będzie miała poważnych konkurentów.
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 945 odsłon