Platforma się zawsze wyżywi
Ubawił mnie setnie instynkt samozachowawczy posła Andrzeja Biernata z partii popularnie zwanej obywatelską. Biernat uzasadniał w bardzo mętnym wywodzie, dlaczego jego partia nie chce sama zrezygnować z budżetowego dofinansowania, skoro domaga się jego likwidacji. Otóż według Biernata partia obywatelska nie rezygnuje z dotacji państwowych, bo inni nie rezygnują. Czy to przypadkiem nie jest klasyczny syndrom psa ogrodnika?
A byłoby przecież ze wszech miar budującym przykładem dla innych, gdyby partia Donalda Tuska wcieliła swoje ideały w czyn, nie oglądając się na innych. Bo skoro Platforma brzydzi się finansowaniem z budżetu, uważając je za bezwstydne dojenie państwa przez polityków, to powinna dać świadectwo. Nic tak nie wychowuje jak dobry przykład, to wie każdy wychowawca i moralista. Skoro można równie skutecznie działać bez państwowego zastrzyku - a tak musi zakładać PO - to dlaczego tego nie zrobi, przy okazji udowadniając swoje racje?
Jednak takiego przykładu nie daje, a to znaczy, że są jakieś inne przesłanki trwania przez ekipę Tuska przy państwowym kurku z pieniędzmi. Konkretnie zaś takie, że oni doskonale zdają sobie sprawę, że nie są w stanie się wyżywić z samych składek i darowizn. Tylko głupi tego nie rozumie. Dzisiaj to już niemożliwe, żeby masową organizację, która polega między innymi na obecności w mediach, utrzymali ze składek poszczególni członkowie.
A zważywszy, że partiom politycznym zawsze chodzi o władzę, która daje dostęp do wszystkich innych mrocznych przedmiotów pożądania, to jedynym sposobem sposobem dania równych szans wszystkim (a o to przecież w demokracji nam chodzi), są ustawowe ograniczenia i społeczna kontrola nad finansowaniem partii politycznych. W każdym innym przypadku mamy do czynienia z próbą skorumpowania systemu. Dokładnie w ten scenariusz wpisuje się żądanie PO likwidacji finansowania partii z budżetu państwa.
Jak wynika ze sprawozdania finansowego Platformy popularnie zwanej obywatelską (podaję za wyliczeniem posła Wiplera, bo nie chciało mi się wertować sprawozdania), jedynie 3,33 procent środków PO pochodzi ze składek i darowizn, co oznacza, iż Biernat zakłada, że jego partia byłaby w stanie w stanie utrzymać się z sumy 30-krotnie mniejszej niż dotychczas. Jest to wierutna bzdura, a przecież Biernat nie wygląda na idiotę, wręcz przeciwnie, na bystrego machera, który nie da sobie w kaszę dmuchać i byle ciemnoty wcisnąć.
Jakaż więc może być przesłanka jego rozumowania lub też kombinowania, bo to drugie określenie wygląda na bardziej właściwe dla tego typu myślenia? Otóż wydaje mi się, a w zasadzie mam pewność, że ugrupowanie Donalda Tuska liczy po prostu na wsparcie szemranego biznesu. A pod tym określeniem ja rozumiem ludzi, którzy nie mają oporów przed korumpowaniem władzy, ustawianiem przetargów i dyktowaniem politykom, co ma być napisane w ustawie.
Niezwykły pociąg partii popularnie zwanej obywatelską do takich właśnie ludzi i praktyk jest powszechnie znany i mamy na to liczne dowody. Świetnie było to widać w aferze hazardowej, Amber Gold, czy choćby przetarg na wywóz śmieci w Warszawie oraz w tysiącu innych przekrętów. To jest truizm i oczywistość – Donald Tusk wrzucając temat zlikwidowania finansowania partii politycznych z budżetu liczy na pieniądze od biznesmenów spod ciemnej gwiazdy. Takich, co to ukradli nie tylko pierwszy milion, ale także wszystkie pozostałe.
Dzisiaj skrępowana ustawowymi ograniczeniami Platforma nie może rozwinąć skrzydeł, bo musi się rozliczać przed Państwową Komisją Wyborcza, a na domiar zgryzoty jeszcze publikować owo rozliczenie. Tusk et consortes cierpią więc bardzo, gdyż w takim systemie opozycja parlamentarna posiada porównywalne środki i nie może zmarginalizowana przez koalicję rządową za sprawą finansowej przewagi. Owszem, byłaby szansa, gdyby PO-PSL wygrały wybory w stylu Orbana, lecz jak wiadomo, nie bardzo się na to zanosi.
Natomiast w przypadku likwidacji finansowania z budżetu musiałyby wejść do gry inne sposoby, gdyż jak zaznaczyłem, we współczesnej polityce partii aspirującej poważnie do władzy nie sposób utrzymać się ze składek, zatem trzeba byłoby poszerzyć źródełko o osoby i instytucje prywatne, darowizny, lewizny i tak dalej. A wtedy hulaj dusza, piekła nie ma dla Platformy!
Albowiem w partii popularnie zwanej obywatelską aż roi się od Zbychów, Grześków i Mirów, a wokół niej od Rychów. Jednym zdaniem liczy na niewidzialną rękę aferzysty. Platforma popularnie zwana obywatelską pragnie brać i wydawać pieniądze w tajemnicy przed obywatelami. Ponieważ partia tysiąca afer zawsze się z tych afer wyżywi, jeśli jej na to pozwolić.
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 1118 odsłon