Tajne, nadzwyczajne posiedzenie Rządu...
Na początku chciałbym zaznaczyć, że poniższy tekst jest wytworem nie tylko mojej wyobraźni. Tak więc podobieństwo postaci oraz nazwisk osób, nazw instytucji, może być zupełnie przypadkowe o czym pragnę poinformować.
Luźny stenogram z tajnego, rozszerzonego posiedzenia rządu.
Data: październik 2009, sobota po piątku, po zmroku
Miejsce spotkania: miejscowość na Dolnym Śląsku, spotkanie plenerowe przy zniczach
Temat: podsumowanie minionego półmetka sprawowania rządów koalicji PO-PSL
Premier: witam wszystkich w tym szczególnym miejscu… w obecności naszych przodków.
Na początku – zagaił Premier – chciałbym podziękować… (słysząc te słowa, kilku ministrów czym prędzej zaczęło się pakować, pochlipywać pod nosem i wstawać z krzeseł. A pani Minister Zdrowia nawet załkała, szepcząc „Nie dali mi szansy!")
… podziękować za wysiłek, nie za dalszą współpracę – szybko dopowiedział premier, któremu rząd się trochę rozłaził. Zrobił pauzę i figlarnie się uśmiechnął. Rząd dopiero wtedy wrócił na miejsca. Dziękuję także za zdanie komórek Krzyśkowi.
Był chłodny, sobotni wieczór. W TVP 1 krajowi szansoniści odkurzali stare szlagiery, a w telewizji TVN niania Frania o serce pana Skalskiego zabiegała. Na prywatkach ludzie martwili się o przyszłość imprezy (czy aby na pewno nie skoczyć do hipermarketu po jeszcze jedną flaszkę?), a mężowie i żony stanu zebrani w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów troskali się o przyszłość Polski.
Było to posiedzenie nieformalne. I to tak bardzo, że zaproszono nawet przyjaznego wszystkim państwu Posła z Penisem oraz akademika Muchołapskiego, znanego też szerzej jako Wicemarszałek Sejmu. Ten ostatni wprowadzał zresztą więcej zamieszania niż powagi, bo ciągle go trzeba było uciszać. Wciąż na głos układał obelżywe wiązanki o moralnych karłach bolszewickich z PiS, Jarosławie Bierucie, Lechu Gomułce, stalinowcach z CBA oraz kaczo grubasach nie bacząc na miejsce spotkania.
Najpierw było nasze pierwsze 100 dni – rzekł z dumą w głosie Premier.
Matur w przyszłym roku ma nie być, bo nauczyciele znów chcą strajkować – przerwała nagle Premierowi pani Minister Edukacji.
Obecni wydali z siebie lekki pomruk. Przerażone oczy wpatrywały się w Premiera z pewną taką niepewnością. Szef Doradców Premiera zakasłał w mankiet.
– Za naszej kadencji nie ma strajków – przypomniał delikatnie. – My prowadzimy dialog społeczny.
Pani Minister Edukacji spąsowiała i wydukała ciche „przepraszam".
– To co robiło dwanaście tysięcy nauczycieli na manifestacji? – spytał Koalicyjny Wicepremier (nieco mechanicznym głosem).
– Wyrażało poparcie dla rządu – oświadczył Szef Doradców. – Mieli dosyć ponurych lat tyranii ciemniaków i zaraz po obaleniu kaczystów wylegli radośnie na ulice wyrażać swe szczęście pląsami i śpiewem.
– Ale dlaczego śpiewali Międzynarodówkę? – dopytywał się Minister Obrony.
– W uznaniu dla nowej jakości w mojej polityce międzynarodowej! – z dumą ogłosił Minister Spraw Zagranicznych. – To znaczy… W naszej polityce międzynarodowej. – poprawił się zaraz nieco ciszej, zgromiony wzrokiem Premiera.
– U nas też były stra... znaczy, demonstracje poparcia dla rządu! – wypaliła Minister Zdrowia. – I od razu się poprawiło. Liczba chorych spadła tak bardzo, że pielęgniarki mogły odejść od łóżek pacjentów. Bo kim się tu opiekować, kiedy wszyscy zdrowi !
– entuzjazmowała się pani minister. – Potem lekarze przestali operować, no bo kogo tu rozcinać, jak wszystkim żyje się lepiej! I jaka od razu oszczędność dla budżetu! NFZ niczego nam nie musi refundować!
– A u mnie rząd demonstracyjnie poparli celnicy! – włączył się Minister Finansów. – Dość mieli tej PIS-owskiej polityki podejrzeń i pomówień. Przecież nie będą grzebać obcym ludziom w bagażu i traktować ich jak przestępców! Więc przestali robić te upokarzające kontrole na granicy. Tylko że Kierowcy to jakaś nieuświadomiona prawicowa dzicz, w ogóle się nie połapali. Zamiast jechać przez przejście graniczne, chcieli blokować Warszawę! Kompletne cymbały!
– Górnicy też są z rządem! – oświadczył uroczyście (choć nieco mechanicznym głosem) Wicepremier Koalicyjny, który był też i Ministrem Gospodarki. – Niektórzy zjechali pod ziemię, żeby wyrąbać sto chodników na sto dni rządu.
– I nie wyszli, dopóki nie skończyli! Takie charakterne chłopaki! – dopowiedział Minister Infrastruktury. Było to wszystko, co miał do powiedzenia od dnia zaprzysiężenia.
– Tego będziemy się trzymać! – rzekł Szef Doradców. – Ale żeby wszystko ładnie w poniedziałek na konferencji prasowej wypadło, mam tu dla każdego ściągawkę. Początek jest wszędzie taki sam. „Nadeszła wiekopomna chwila".
– To moje – szepnął Minister Rolnictwa.
– „Po latach niewoli i mrocznej PISowskiej opresji zaświtała jutrzenka swobody – czytał Szef Doradców. – Jak po burzy nadchodzi spokój, a po nocy dzień, jak po głodzie dostatek, a po suszy deszcz". Dalej trzeba powiedzieć, że zastaliście ministerstwa zrujnowane, ale zostawicie murowane. I dołożyć listę osiągnięć własnych.
– Z tym deszczem to bym się nie wyrywał – pokręcił głową Minister Kultury – bo jak będą kolejne powodzie, to popłyniemy jak rząd Cimoszewicza.
I wtedy zapadła niezręczna cisza. Dopiero wówczas dało się słyszeć dziwne odgłosy dobiegające z drugiego końca sali, gdzie siedział Minister Sprawiedliwości. Otaczała go grupka siwych, doświadczonych sędziów i adwokatów, którzy mamrotali monotonnie, lecz głośno. Było to zagłuszanie, na wypadek gdyby minister musiał przedstawić informacje niejawne. Każdy z adwokatów miał też przy boku krótką poręczną pałkę, bo przecież nigdy nie wiadomo, kiedy w pobliżu pojawi się jakiś młody konkurent bezczelnie chętny do praktyki w zawodzie.
– U mnie wszystko jak trzeba! – uśmiechnął się szeroko minister. – Wywaliliśmy na zbity pysk wszystkich PISowskich prokuratorów, sędziów, prezesów i innych tam. Teraz będziemy stawiać im zarzuty.
– A jakie? – zaciekawił się Minister Obrony.
– Takie tam… – Minister Sprawiedliwości machnął ręką – że faktury za środki czyszczące zgubione, dwóch spóźniało się do pracy, jeden ma nieaktualne badania okresowe, jeden dziecko nieślubne z ukraińską gosposią, trzech jadło służbowe obiady w Pizza Hut. W ogóle straszny bałagan był w naszym pionie. Kilka osób próbowało wszczynać postępowania, ktoś podobno przesłuchiwał świadków, jeden sędzia to nawet chciał wydać jakiś wyrok, ale go na szczęście woźny sądowy w porę związał i zakneblował.
– Skaranie boskie z tymi PiS-owskimi złogami! – sapnął Poseł z Penisem. – Na mnie też ciągle jakieś sądy i kontrole nasyłali! PIT-y, VAT-y, ZUS-y! A niby skąd na to wszystko mam wziąć? Co to ja, Caritas? Emeryci, studenci jacyś.
– Spokojnie – rzekł Minister Sprawiedliwości. – To jest już normalny kraj, nikt tu nikogo po sądach ciągał nie będzie!
– Tylko tego maoistowskiego chłystka Ziobrę, tego hunwejbina padlinożernego trzeba postawić przed Trybunał Stanu! – włączył się Wicemarszałek. – I Antka, i braci, i Ziobrę, i Szczygłę, i Antka. I Ziobrę! I braci! I CBA i CBA !
Minister Sprawiedliwości wskazał głową na kąt sali, gdzie dwóch radców w eleganckich garniturach zrzucało co chwila paprotki z półki na laptopa, fotografowało efekty i pilnie notowało. – Bez pośpiechu, panowie. Jak dopasujemy odciski doniczek, to się przyszykuje najpierw trybunalik, a potem przytulną celę. Tego fircyka z CBA to też posadzimy, za te dwa palce „V”, co tak wykoślawił.
– Dobra robota! – pochwalił Premier – Kto następny?
Wtedy Minister Obrony podniósł rękę.
– Nasze wojska donoszą, że w Afganistanie i w Iraku nie ma już żadnych PISowców – zameldował. – Ostatnich trzech wytropiliśmy w Karbali. Nie było łatwo, bo to szczwane bestie, kute na cztery nogi. Próbowali nam wmówić, że są z partii Baas, a nie PIS.
– PIS, Baas, jeden pies – sentencjonalnie mruknął rozmarzony Minister Zagraniczny. – Trzeba dorżnąć watahę.
– Operacja jest w toku – poinformował Minister Obrony. – Teraz jedziemy szukać ich do Czadu.
– Tam nie będzie łatwo – zafrasował się Wicemarszałek Sejmu. – Czarna sotnia szkodników z PiS łatwo się może ukryć wśród miejscowych czarnych.
– W kraju też mogłoby iść sprawniej – z wyrzutem rzekł były Minister Spraw Wewnętrznych. – Robimy w resorcie, co możemy, ale koalicjanci nam nie pomagają.
Minister Rolnictwa bezradnie rozłożył ręce. – Takie uwarunkowania, co robić… Mój pion jest wyczyszczony z pisiactwa. Teraz wyrzucamy tych, co głosowali kiedyś na AWS. Ale nie mamy jak ścigać niedobitków po lasach, bo wszystkie wykupił Piskorski.
– W moim ministerstwie było łatwiej – pochwalił się Minister Zagraniczny. – Okazało się, że wszyscy, którzy byli za PIS-em, tylko udawali. Tylko prezydent ciągle się wpieprza, ambasadorów mi chce nominować, na spotkania międzynarodowe próbuje jeździć.
– Trzeba go jakoś załatwić, ale tak na mur beton – stwierdził Szef Doradców.
– Z naukowego punktu widzenia mam pomysł – nieśmiało odezwała się pani Minister Nauki. Był to pierwszy pomysł w jej resorcie od zaprzysiężenia. – Ten zestrzelony amerykański satelita mógł zawierać broń biologiczną. I jak przelatywał nad Polską, to mógł mieć przeciek.
– A co to niby pomoże? – zdziwił się Poseł z Penisem.
Twarz Ministra Spraw Wewnętrznych rozjaśnił uśmiech! – Łapię! Kocia grypa! To działa z opóźnieniem ! Powiemy, że to była kocia grypa, groźny wirus C2H5OH! A satelita przeleciał akurat nad Krakowskim Przedmieściem! Genialne! W Pałacu Prezydenckim zrobi się kwarantannę, a media się zaplują czerwonymi paskami!
Premier pokiwał głową z uznaniem dla konceptu, zapisał coś w notesie i rzekł: – Wszystko pięknie, ładnie, ale musimy przyśpieszyć, kochani, bo się spóźnię na autobus!
– Do Gdańska? – spytał nieskładny chór kilku głosów
– Nie, na Dworzec Centralny. Linia xxx – odparł Premier.
– Kolejarze straj… Znaczy, manifestują poparcie dla rządu!? – rzuciła ryzykowny domysł Minister Zdrowia
– Niechby tylko spróbowali! – zażartował rubasznie Minister Spraw Wewnętrznych, bo tak się w resortach siłowych żartuje. – Nie, po prostu premier jedzie do Brukseli.
– Ale przecież to dopiero za dwa tygodnie? – zdziwiła się Minister Edukacji. – I dlaczego przez Centralny?
– Podróż trochę potrwa. – wyjaśnił Minister Zagraniczny. – Premier musi kupić mordoklejki. Potem mamy pośpieszny pociąg do Łodzi Fabrycznej. Nocujemy w hotelu Grosik. Rano złapiemy autostop na lotnisko Lublinek. Stamtąd Ryanairem lecimy do Charleroi.
– To pod Brukselą – błysnął wiedzą Minister Obrony. – Tam to dopiero nie lubią PiS-u! A niedaleko jest Waterloo, gdzie kiedyś Anglicy dokopali temu francuskiemu Kaczorowi!
– Dwa dni później mamy lot do Lyonu. Stamtąd autokarem do Calais – ciągnął były już Minister Sportu – i już w środę przeprawiamy się barkami przez kanał La Manche. Śpimy w Dover, pod miastem jest taki mały, słodki bed & breakfast.
– Znam, znam – pokiwał głową Poseł z Penisem. – Zawsze się tam zatrzymuję, jak wiozę forsę na Kajmany.
– O świcie przyjedzie po nas ambasador Wielkiej Brytanii i zabierze samochodem do Southampton – kontynuował Premier. – Wieczorem odpływamy znów do Francji na pokładzie frachtowca „Duma Walijczyków". Skromna kabina trzeciej klasy, z widokiem na maszynownię.
– Genialne! – sapnął Minister Zagraniczny. – To się nazywa tanie państwo! Nie jakieś tam luksusowe samoloty rządowe!
– No dobra! – Premier klasnął w ręce. – Czas leci! Mamy już w końcu dwa lata rządów i czas najwyższy o tym właśnie porozmawiać. Następne resorty, proszę referować! Po kolei: obniżka podatków, podwyżki dla wszystkich, nowe autostrady, metro, stadiony, dotacje z Unii, wzrost gospodarczy, czystsze środowisko, proszę bardzo!
Ale klaśnięcie Premiera odbiło się tylko od marmurów . Pozostali ministrowie pierzchli bowiem w popłochu, wykorzystując nieuwagę Premiera, przerażeni najwyraźniej faktem, że będą musieli opowiedzieć o swoich sukcesach. Być może mieli ich tak wiele, że po prostu nie wiedzieli, od którego zacząć. Tak czy inaczej na posiedzeniu nie został prawie nikt.
– Z kim ja muszę pracować..., a w poniedziałek trzeba by było jakąś konferencję prasową o tych naszych dwóch latach – westchnął Premier.
– Ja właściwie też muszę już lecieć… – bąknął Minister Kultury. – Na Polsacie zaczyna się „Halo, Hans".
– Może zwołamy jakiś szczyt? – zaproponował były Minister Spraw Wewnętrznych.
– Jaki szczyt?
– Biały szczyt, zielony szczyt, nie wiem, czerwony szczyt – na głos myślał były minister. – Najlepiej jakiś szczyt wszystkiego. No taki szczyt na półmetek naszych rządów przecież…
– Za późno – Premier spojrzał na zegarek. – Nie zdążymy nikogo zawiadomić. A poza tym na Canal Plus zaraz będzie magazyn ligowy, chciałem sobie obejrzeć.
– Mam! – wykrzyknął Szef Doradców. – Odwołamy te pół kadencji i przesuniemy na pózniej !
– Odwołamy?
– Tak jest! Odwołamy! Ile niby już rządzimy? – zadał podchwytliwe pytanie Szef Doradców.
– No niby 2 lata – rzekł niepewnie premier.
– A figa! A gdzie soboty, niedziele i święta? To niby też ma się liczyć?! – zaperzył się Szef Doradców. – Jak policzymy tylko dni robocze, to mamy dodatkowe pół roku !
– Odejmij jeszcze moje Peru, Dolomity i Grecję ! – przypomniał uradowany Premier – Przecież na urlopie nie rządzą, co nie? To kiedy wtedy wypadnie ?
– Gdzieś na Wielkanoc – odparł Minister Zagraniczny. – Wtedy trochę nie wypada świętować. Może pierwsza niedziela po Wielkanocy?
– Weekendu szkoda – mruknął Premier. – Lepiej we wtorek, poniedziałków nie lubię.
– Nie lubię wtorków – zaprotestował Wicepremier Koalicyjny (nieco mechanicznym głosem).
– No to w środę – zdecydował Premier. – Jaki to będzie dzień?
– Może na 1 kwietnia, to czwartek … – odparł Szef Doradców.
–Doskonale ! – zatarł ręce Premier. – A kogo obwinimy za niewłaściwe obliczenie okresu naszych rządów? PIS? – zapytał niepewnie.
– PIS! – bez wahania potwierdził Szef Doradców.
– PIS! – przytaknęli chórem pozostali jeszcze ministrowie, niecierpliwie zerkając ku bramie wyjściowej.
– Już by nas dawno stąd na kopach pogonili, gdyby nie ten PIS – mruknął pod nosem Wicemarszałek Sejmu. Ale, jak zawsze, nikt nie zwrócił uwagi na to, co miał do powiedzenia. Trudno się dziwić. W końcu sam sobie na to ciężko zapracował.
Tekst na podstawie:
http://peb.pl/kawaly-i-zabawne-teksty/259806-dowcipy-o-platformie-obywatelskiej.html
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 1952 odsłony
Komentarze
Re: Tajne Nadzwyczajne Posiedzenie Rządu
24 Października, 2009 - 22:19
Dobre, a nawet bardzo dobre. A gdyby to jeszcze rozpowszechnić, to byłaby zabawa.
_________________________________
"Strzeżcie się Wilki, strzeżcie się przynęty..."
"...dopomóż Boże i wytrwać daj..."
Dobre!
24 Października, 2009 - 23:10
Ale w podsłuchach ci Państwo klną troszku bardziej!
Bardzo dobre
25 Października, 2009 - 08:14
dowcipne jak u Mark Twain.
:))) świetne
25 Października, 2009 - 13:34
Zebe
zachęcił do przypomnienia sobie pewnego miejsca w sieci,miejsca,ktore stało
się "zaczynem" do tego artykułu
i oto znalazłam taką perełke Mistrza,ktory juz (niestety)z góry USMIECHA
się do nas...........
".....skoro budujemy drugą IRLANDIE,"....
warto zastosowac pewną
.mądrości ludową(irlandzką)
"rzeczywistość jest złudzeniem wynikającym z niedoboru alkoholu
w organizmie...."
drogi panie Macieju,czytając z nami powyższy artykuł,tez się smiejesz,PRAWDA ?
gość z drogi
@gość z drogi
30 Października, 2009 - 17:46
Dziś był pogrzeb. W mediach cisza.
Takich czasów dożyliśmy.
Pzdr
zebe......i to jest najsmutniejsze
8 Grudnia, 2009 - 12:19
ale nie martwmy się,poki żyje w naszej pamieci,to merdia
niech sie "wypchają"zbliza się czas grudniowych spotkan
i spiewania kolęd,gdzieś w necie jest takie miejsce,gdzie pamietają o tych,co odeszli
zostawiłam sobie na pamiatkę Jego ostatnie zdjęcie z Gazety Polskiej.......
..ten Jego mądry usmiech,wciąz o czyms nam przypomina,sed pozdr :)
gość z drogi
Yes, yes, yes ! pzdr
25 Października, 2009 - 14:03
Yes, yes, yes !
pzdr
ziuk