Donosy medialne , a szara rzeczywistość... po tragedii na "Śląsku"
Jedną z niezaprzeczalnych patologii w górnictwie jest monstrualna ilość zw. zawodowych, które następnie tworzą koła, federacje branżowe, a w efekcie finalnym, mają swoje odbicie w komisji trójstronnej.
Ta wielorakość jest autentycznym utrudnieniem w prowadzeniu działalności przedsiębiorcy górniczego.
Nie jest tajemnicą, że taka sytuacja zmusza zarządy kopalń do prowadzenia polityki w taki sposób, aby z jednej strony zjednywać sobie działaczy związkowych, a z drugiej strony skłócać ich między sobą.
Zawierane są różne „potajemne” pakty w określonych sytuacjach. Przedsiębiorcy wykorzystują rywalizację pomiędzy związkowcami. Różnie to wygląda na różnych kopalniach.
Sami byliśmy świadkami strajku na „Budryku”, czy w „Zofiówce”, gdzie nie wszystkie związki uczestniczyły w strajku. Podobne jest też zachowanie niektórych związków w przypadku katastrof. Nie zawsze jest wspólne stanowisko.
Powiem więcej – nigdy go nie ma.
Z powodów przedstawionych powyżej.
Trzeba też sobie powiedzieć, że to głównie związki są pierwszymi adresatami skarg pracowników oraz tzw. „donosów”, którymi tak ekscytują się dziś media. Donosy docierają także do władz kopalnianych oraz organów nadzoru. Często bywa, że powiadamiana jest też Policja. To stała praktyka.
Ja tego nie potępiam jako zjawiska. Sam, podczas mojej pracy w kopalni, otrzymywałem sporo takich anonimowych telefonów w sprawie różnych zagrożeń. Wszystkie informacje sprawdzałem. Duża część z nich była prawdziwa. Zdarzały się jednak takie, które po sprawdzeniu okazywały się prymitywną skargą na przełożonego, czy też kolegów.
Nie znam, podkreślam, nie znam sytuacji, gdzie taka anonimowa informacja byłaby zbagatelizowana.
Organa nadzoru w trakcie kontroli niejednokrotnie powoływały się na tego typu informacje. Ktoś kto twierdzi, że tego typu informacje są bagatelizowane, to nie wie o czym mówi.
Zarzucanie zaś organom nadzoru tolerowanie zagrożeń w kopalniach jest zwykłym oszczerstwem. Mówię to z całą odpowiedzialnością. Pomiędzy bajki należy też włożyć rzekome kumoterstwo i świadome ochranianie dyrekcji kopalń.
Wracając do związków. Taki donos nigdy nie był zlekceważony przez działaczy. Nie znam sytuacji, gdzie Dyrekcja nie wyjaśniłaby sprawy. Zignorowanie takiej sprawy byłoby równoznaczne ze zdjęciem dyrektora ze stanowiska. O to by związki już zadbały.
Dziś wszelacy związkowcy mają kolejną, doskonałą okazję ugrać swoje. O co akurat walczą? Zapewne każdy o swoje coś.
Dziwią mnie więc dzisiejsi informatorzy medialni, wyłuskiwani przez dziennikarzy. Wystarczy przecież zapytać:
Czy Pan monitował gdziekolwiek przed tragedią !
To takie proste, ale nie pasuje do koncepcji. Medialnej koncepcji.
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 1170 odsłon
Komentarze
Zebe
20 Września, 2009 - 18:29
Przeczytałem z ciekawością Twoją wypowiedź i myślę, że masz rację. Praca w górnictwie obarczona jest ryzykiem i od czasu do czasu dochodzi do tragedii. Na gwałt szuka się kozła ofiarnego. Najczęściej winna ma być dyrekcja. Nagonkę urządzają media, dla których tragedią jest brak tragedii.
W nagonce biorą udział związki zawodowe, a właściwie, to "znający wszystko od podszewki" niektórzy działacze - plotkarze. Ich produkt mają kupić czytelnicy "Faktów", "Super Expressów" czy innych "Dzienników".
pzdr
Milton
lekceważenie bezpieczeństwa w kopalniach to fakty
21 Września, 2009 - 15:26
proceder "oszukiwania" czujników stężenia metanu nie jest niczyim wymysłem. W jednej z prokuratur na Śląsku toczyło się śledztwo związane z tzw. krosowaniem tychże czujników, tak by automatycznie nie wyłączały urządzeń pod ziemią wstrzymując wydobycie. Zlecali to pracownicy nadzoru kopalnianego - nie sądze, że z własnej inicjatywy. Władze kopalniane muszą wiedzieć o takich praktykach. Wszystko jest dobrze dopóki gdzieś nie dojdzie do wybuchu.
oszołom z Ciemnogrodu
@oszołom
24 Września, 2009 - 16:18
Zgadza się , na kopalni Rydułtowy po zapaleniu metanu właśnie odkryto taką zafałszowaną sieć.
Pzdr