Z Zeszytów Historycznych WiN-u... (3) - część 2/3
Ofensywa represji wymierzona w członków zalegalizowanej opozycji połączona była z próbami ostatecznego rozbicia działających w kraju oddziałów podziemia zbrojnego. W sygnowanych przez ministra Bezpieczeństwa Publicznego Stanisława Radkiewicza i Naczelnego Dowódcę WP Mariana Spychalskiego „Wytycznych dla pracy Wojewódzkich Komitetów Bezpieczeństwa na okres przed wyborczy” z 17 lipca 1946 roku ponownie stwierdzono, że „jest celowym posługiwanie się grupami bojowymi w ubraniach cywilnych. Akcje takie powinny być ściśle koordynowane z oddziałami umundurowanymi dla uniknięcia nieporozumień.” 22
Trudno nie docenić skuteczności działań podejmowanych przez tworzone przez UB oddziały prowokacyjne. Można wymienić co najmniej kilka celów, które realizowały (bądź realizować próbowały) tego rodzaju „oddziały leśne”.
Po pierwsze: bojówki podające się za grupy partyzanckie miały możliwość w prosty sposób uzyskać informacje o przeciwnikach politycznych, o osobach sprzyjających podziemiu i z nim współpracujących. W cytowanej już „Instrukcji dla oficerów zwiadu w terenie” czytamy, że podająca się za oddział podziemia grupa „przebiera się po cywilnemu lub pozostaje w mundurach wojskowych i udaje się do pobliskiego osiedla celem zorientowania się w sytuacji (nastawienie mieszkańców do bandy) zaczerpnięcia wiadomości o ostatniej dyslokacji bandy w wyżej wymienionym terenie.[?]”. Dodawano też bardziej szczegółowe zalecenia: „Zwiad powinien ustalić: kiedy ostatnio była [we wsi] banda? W jakiej sile? U kogo kwaterowała, kto z mieszkańców wsi kontaktuje się z bandą (miewa dłuższe rozmowy z członkami bandy na osobności podczas ich pobytu we wsi) do kogo bandyci odnoszą się z sympatią, kto z mieszkańców dobrowolnie udziela im wsparcia materialnego bandytom [tak w org. – M.K.], kto został obrabowany lub pobity przez bandę (wykorzystać to przy organizowaniu sieci agenturalnej) dowiedzieć się gdzie obecnie może się znajdować banda, dając do zrozumienia mieszkańcom, iż grupa bandycka, za którą się podajemy odbiła od oddziału i pragnie z nim połączyć się [podkr. - M.K.]. Na koniec należy zwrócić uwagę na nastawienie mieszkańców wsi do Rządu Jedności Narodowej i do Organów Bezpieczeństwa i [na] stosunek ich do band” 23 .
Trudno przecenić efektywność takich zabiegów. Jej ilustracją może być meldunek grupy KBW wysłanej w rejon Zawoji i Makowa Podhalańskiego: „Miejscowa ludność [?] bardziej przychylnie ustosunkowana do bandytów aniżeli do Wojska Polskiego. Nic się nie można od nich dowiedzieć jeżeli się nie podszyje pod partyzantów, pomimo tego i tak są ostrożni w rozmowie. W tych stronach w mundurze wywiadu nie da się przeprowadzić jedynie tylko po cywilnemu". 24
Częstokroć próbowano tą drogą nawiązać bezpośredni kontakt z rzeczywistym oddziałem partyzanckim w celu jego rozpracowania i zniszczenia. Takie zadanie postawiono przed wspomnianą już „czotą Czumaka”, która w ten sposób miała doprowadzić do likwidacji oddziału UPA dowodzonego przez Jarosława Starucha ps. „Stiach”.
O zaletach działalności oddziału po tym jak dowiedział się, iż „ludność traktuje nas rzeczywiście jako oddział leśny” Gronczewski przekonał się bardzo szybko: „Przez kilka dni buszowaliśmy w Lasach Gościeradowskich i Lipskich, oraz położonych w nich wioskach. Zdobyliśmy wiele cennych informacji o życiu i działalności oddziałów leśnych i o podziemnej robocie poszczególnych ludzi. Rozpoznaliśmy rejony, w których najczęściej przebywają oddziały leśne oraz ich drogi przemarszów”. 25
Z województwa rzeszowskiego podziemne komórki wywiadowcze w czerwcu 1946 roku informowały, że Wojewódzki Urząd Bezpieczeństwa Publicznego we współpracy z PPR organizuje oddziały partyzanckie, które mają na celu połączyć się z właściwymi oddziałami leśnymi, celem wprowadzenia tych ostatnich w zasadzkę. Dowództwo nad tymi grupami miał objąć Rosjanin, płk. Jewczenko, ze sztabu Grupy Operacyjnej Rzeszów. 26
Po drugie: działalność „fałszywych” grup partyzanckich miała służyć uzasadnieniu represji oraz spowodować dezorientacji ludności, która sprzyjała podziemiu jak i rzeczywistych oddziałów leśnych. Częste bywały przypadki, że grupa podająca się za oddział leśny najpierw otrzymała pomoc od mieszkańców wsi, po czym powracała, już w roli UB, w celu zaaresztowania „współpracowników bandy”. O tego rodzaju wypadkach informował WiN, pisząc, że „jednym z objawów indywidualnej prowokacji za strony PPR i UB jest wysłanie do upatrzonych osób listów z żądaniem złożenia oznaczonej kwoty pieniężnej na rzecz NSZ czy AK. Jeżeli ofiara daje się nabrać PPR uzyskuje podwójny sukces: otrzymuje za darmo pieniądze, a nadto dowód współpracy z reakcją, wystarczający im zupełnie do wykończenia danej osoby”. 27
Zilustrowano to m.in. przykładem młynarza Kaczmarczyka z miejscowości Wysocice w powiecie olkuskim. Ubrani w mundury WP funkcjonariusze UB przychodzili do niego dwukrotnie, żądając pieniędzy rzekomo „dla Polski Podziemnej”. Kiedy otrzymali żądane sumy UB aresztowało Kaczmarczyka za chęć ukrywania [partyzantów] i „pomoc nielegalnym organizacjom”. 28
W innej części województwa krakowskiego, w miejscowości Wielka Wieś w powiecie brzeskim, podając się za partyzantów 4-osobowy patrol UB poprosił mieszkańców, aby zebrali dla niego jakąś kwotę pieniężną, „gdyż są w ciężkim położeniu”. Na drugi dzień wszyscy ofiarodawcy zostali aresztowani. 29
Emigracyjny „Dziennik Polski i Dziennik Żołnierza” w cytowanym już artykule „Terror w Polsce” pisał: „Praktycznie wygląda to tak, iż najpierw występuje oddział dywersji pod maską partyzantki antykomunistycznej sympatyzującej rzekomo z Londynem, zachęcając ludzi do oporu wobec rządów komunistycznych i np. nie wykonywania świadczeń rzeczowych. Następnie zaś idą oddziały UB i KBW [?] uderzając z całym znawstwem i znajomością terenu w sprowokowanych chłopów”. 30
We wspomnieniach Gronczewskiego przytoczone są również podobne zdarzenia: jego oddział przybył na zabawę dożynkową na plebanii w miejscowości Rybitwy. Jego ludzie najpierw, podając się za oddział WiN, zapoznali się z mieszkańcami i partyzantami tam przebywającymi (uczestniczyli w rozmowach, słuchali kto wznosi antykomunistyczne toasty, etc.) po czym ujawnili się i dokonali aresztowań partyzantów. Następnie wzięli 120 mieszkańców jako zakładników (z których znaczną część pobito) po czym Gronczewski wykonał publiczną egzekucję na zaangażowanym w działalność podziemną człowieku o nazwisku Tłuczek. 31
Gronczewski podsumowując swoją działalność pisał: „aresztowań dokonywaliśmy w różnych okolicznościach, lecz z reguły w sposób tajemniczy [powinno być: potajemny] i w większości wypadków jako banda, więc wprowadziliśmy wielkie zamieszanie wśród poszczególnych organizacji podziemnych i doprowadziliśmy do wytworzenia się antagonizmów i wzajemnego uprzedzenia się w stosunku do innych organizacji. Takie czy inne aresztowanie, starcie czy wsypę przypisywała jedna organizacja drugiej.” Zapewne nieco wyolbrzymiając swoje sukcesy dodawał: „W terenie pozostawiliśmy po sobie taką atmosferę, że w podziemiu nikt nikomu nie wierzył. Każde spotkanie czy posunięcie traktowano jak podstęp i prowokację”. 32
Po trzecie: działalność bojówek prowokacyjnych służyła kompromitowaniu zbrojnego podziemia w oczach społeczeństwa, co z kolei miało osłabić więzi łączące oddziały leśne z ludnością. Między innymi w tym celu rekrutowano do tych formacji również element przestępczy i kryminalistów, którzy tą drogą znajdowali ochronę prawną i okazję do dalszej grabieży i rabunków. 33 Wydźwięk takich akcji był tym większy, że niejednokrotnie towarzyszyły im skrytobójcze zabójstwa dokonywane "na konto" podziemia, których ofiarami najczęściej były jednostki politycznie aktywne i cieszące się dużym autorytetem w lokalnym środowisku. Przy tym kamuflaż był w wielu wypadkach posunięty do tego stopnia, że UB nie tylko przybywało ponownie na miejsce „bandyckiej” zbrodni by, już w roli stróżów bezpieczeństwa, rozpocząć śledztwo, ale również - jak w szczegółowo opisanym w dalszej części artykułu przypadku dr. Szczepana Niedźwiedzia - posuwało się do udzielenia miejscowej milicji „surowej nagany” za brak odpowiedniej czujności w czasie gdy „na terenie gminy bandyci mordują ludność cywilną i strzelają do funkcjonariuszy UBP”. 34
Po czwarte: poprzez pobicia i skrytobójcze mordy uzyskiwano z jednej strony zastraszenie politycznych przeciwników i całego społeczeństwa. Fakt, że w ogromnej części tego rodzaju zabójstw ofiarami byli członkowie PSL, dodatkowo pozwalał skutecznie odmienić sytuację, w której - jak raportował Komitet Wojewódzki PPR w Krakowie przy okazji opisu sytuacji politycznej w powiecie nowotarskim - „chłopi wolą zapisać się do PSL, bo są pewni, że bandy nie będą ich terroryzować”. 35 Wydaje się, że trafnie WiN scharakteryzował ówczesną sytuację, pisząc w czerwcu 1946 roku, że „kierowanie ostrza akcji terrorystyczno - dywersyjnej w coraz większym stopniu przeciwko PSL, stronnictwu legalnemu, wchodzącemu w skład Rządu, podlegającemu zatem w zasadzie takiej samej ochronie prawnie jak PPR, rolę UB jako narzędzia partyjnego PPR, uwypukla bardziej wyraźnie niż kiedykolwiek wcześniej”. 36
Po piąte: poprzez egzekucje w sposób fizyczny likwidowano pojedynczych przeciwników politycznych a w wielu wypadkach zadawano straty oddziałom leśnym, które nierzadko były znienacka atakowane przez leśne bojówki UB.
Starcia z partyzantami i zasadzki na oddziały partyzanckie opisywał również Gronczewski. Opisuje on także przypadki dokonywanych przez podległą mu grupę aresztowań a także zabójstwo łącznika przysłanego przez inny oddział partyzancki dla nawiązania łączności.
Rozbicie struktur Państwa Podziemnego i funkcjonowanie na różnych terenach dużej liczby oddziałów partyzanckich nikomu nie podporządkowanych bądź też utrzymujących iluzoryczne kontakty z innymi organizacjami stwarzało doskonałe warunki dla działalności prowokacyjnej. Niewątpliwie walczące „z reakcją” struktury nowej władzy potrafiły te możliwości wykorzystać. M.in. ze względu na dużą efektywność działań prowokacyjnych i skuteczność misternych operacji agenturalnych nie sposób opisywać dziejów powojennego podziemia politycznego i zbrojnego bez uwzględnienia takich operacji.
- Oddziały prowokacyjne w Krakowskiem
W kwietniu 1946 roku WiN raportował do Londynu: „w coraz większym stopniu teren nasilony [tak w oryg. - M.K.], jest oddziałami dywersyjnymi UB i PPR i działającymi pod firmą NSZ i AK, co jest dla społeczeństwa i różnych organizacji największym nieszczęściem i niebezpieczeństwem”. 37 Informacje te zlustrowano m.in. danymi liczbowymi z województwa krakowskiego podając, że wywiad WiN do kwietnia 1946 roku zlokalizował szesnaście tego rodzaju grup (każda o liczebności od 6 do 18 osób) w rejonie Nowego Sącza i Nowego Targu, cztery w powiecie bocheńskim i jedna w powiecie brzeskim. Oddziały te dla lepszego kamuflażu i w celu zdobycia zaufania okolicznej ludności i działających tam grup konspiracyjnych miały nawet przeprowadzać „napady” na miejscowych działaczy PPR. 38
W następnym sprawozdaniu (maj 1946 r.) wywiad WiN twierdził, że „wszystkimi grupami partyzanckimi w krakowskim kieruje Chlebowski mimo choroby (ranny w akcji pod Łapanowem). – Rozkazów na piśmie w ogóle nie wydaje się [podkr. – M.K.]. Kontakt jest utrzymywany przez Komitet PPR w Nowym Targu i komórki miejskie PPR w Krakowie. – Straty w ludziach wyrównywane mają być przez ochotników z ORMO”. 39 Wiadomość ta jest prawdopodobna: Jan Chlebowski był wówczas oficjalnie szefem Wydziału Propagandy KW PPR w Krakowie – w akcji oddziału Jana Dubaniowskiego „Salwy” pod Łapanowem rzeczywiście został ranny w rękę. Nawet jeśli Chlebowski nie był dowódcą tych jednostek mógł z ramienia PPR odpowiadać za koordynację ich działań.
Żołnierze oddziału kpt. Jana Dubaniowskiego "Salwy" . Dowódca stoi w środku.
Poza tym WiN donosił, że w powiecie olkuskim działa trzynastoosobowa bojówka prowokacyjno-dywersyjna, dowodzona przez byłego kierownika PUBP w Olkuszu, który „rzekomo wskutek «nadużyć» władzy uciekł i jest ścigany przez władze listami gończymi. Jest to jednak tylko trick dla lepszego zamaskowania się w terenie”. Ponadto informowano, że z działających w okolicach Nowego Targu i Nowego Sącza oddziałów „partyzanckich” dwa są dowodzone przez oddelegowanych z Urzędu Bezpieczeństwa byłych AL-owców używających pseudonimów „Iskra” (NN) i „Żyła” (NN). Dodawano też, że rozpoznane zostały „bojówki PPR” w Łagiewnikach, Kurdwanowie, Borku Fałęckim i w Krakowskiej Hucie Szkła. 40
Z niebezpieczeństw i zagrożeń, jakie niósł ze sobą charakter działalności bojówek prowokacyjnych doskonale zdawali sobie sprawę dowódcy rzeczywistych zgrupowań i oddziałów partyzanckich. Niejednokrotnie też dochodziło do starć pomiędzy nimi. „Trudno przeprowadzić rozgraniczenie – czytamy w sprawozdaniu WiN za wrzesień 1946 – które akcje zostały wykonane przez polskie O[ddziały] L[eśne], a które przez prowokacyjne bojówki UB i PPR, a które jeszcze przez bandy rabunkowe, których nie brak we wszystkich terenach. Np. liczne leśne bandy PPR i bandyckie na Podhalu podszywając się pod miano grup «Ognia» i «Błyskawicy» uprawiają swój prowokacyjno – rabunkowy proceder. «Ogień» reaguje na to kolejnym likwidowaniem tych grup”. 41
Rozbicie i rozproszenie jednego z takich oddziałów właśnie przez partyzantów Józefa Kurasia „Ognia” opisuje w swych wspomnieniach Eugeniusz Wojnar, ówczesny instruktor propagandy w Komitecie Powiatowym PPR w Nowym Targu. Oddział ten utworzono w Nowym Targu latem 1946 roku. „Założenie tej operacji było proste – pisał Wojnar – grupa miała działać w terenie, pozorować oddział zwalczający władzę ludową, poznawać teren, jego zakamarki, kryjówki i obozowiska oddziałów rzeczywistej bandy, [oraz] nawiązywać kontakty z miejscową ludnością w celu zdobycia potrzebnych informacji [żeby] tą drogą przyczynić się do jej rozpracowania i zniszczenia”. Całe przedsięwzięcie zakończyło się w tym wypadku zupełnym niepowodzeniem. Dobrze uzbrojona i zaopatrzona w środki łączności grupa już pierwszego dnia po założeniu obozowiska w lesie została przez „ogniowców” zaatakowana i rozbita: „Stało się to tak nagle, że żołnierze i aktywiści mający za sobą lata walki w partyzantce, zmuszeni byli ratować się ucieczką. Przez parę dni można było obserwować wracających do miasta ludzi w ubraniach na wpół wojskowych, na wpół cywilnych, z karabinami i bez, byle jak odzianych, był to żałosny i smutny widok, który nas – działaczy partyjnych – nie mógł napawać otuchą i optymizmem”. 42
Możliwe, że właśnie to samo zdarzenie opisuje Stanisław Wałach – w 1946 roku szef PUBP w Limanowej i dowódca jednego z oddziałów prowokacyjnych. Unika on wprawdzie terminów typu „oddziały prowokacyjne” czy „antypartyzanckie” i nie ujawnia szerzej zadań przed nimi stawianych, jednakże wprost mówi o utworzeniu „niewielkich grup penetracyjnych, których zadaniem byłoby wyśledzenie kryjówek «Ognia»”. 43 Wałach nie napisał ile takich jednostek utworzono, jednak konsekwentnie używał liczby mnogiej, stwierdzając także, że wyznaczono go dowódcą „jednej z takich grup”. Natomiast J. Depo stwierdza, że latem 1946 r. obok oddziałów KBW i wojska w pow. nowotarskim działały „dwie grupy specjalne WUBP w Krakowie. Jedną z nich kierował Jan Dąb-Kocioł, drugą mjr Stanisław Wałach”. 44 Bezpośrednim zleceniodawcą takich działań był szef krakowskiego WUBP Jan Bielecki, który specjalnie w tym celu wezwał Wałacha do swojej siedziby w Krakowie. Wałach miał operować w rejonie Turbacza, czyli w centrum działalności zgrupowania Józefa Kurasia, możliwe jest więc, że prawdą jest, iż w tym wypadku grupa miała bezwzględny zakaz schodzenia do wsi, gdzie ludność generalnie była zaznajomiona z partyzantami i łatwo mogła zdekonspirować grupę Wałacha. Członkami grupy byli przede wszystkim UB-owcy ze stażem w AL., m.in.: Franciszek Ostafin, Stanisław Moniowski, Tadeusz Pędziałek, Maurycy Grzesiak i Kazimierz Chełmecki. Dokooptowano także trzech żołnierzy KBW do obsługi radiostacji. Oddział wyposażono w broń automatyczną i granaty. Pierwszy raz oddział operował przez okres około tygodnia i powrócił do Krakowa. Po kilkudniowej przerwie „partyzanci” pod dowództwem Wałacha ponownie wyruszyli w góry. Tym razem jednak zauważony przez jednego z baców oddział został zaatakowany przez żołnierzy „Ognia”. Nie wiadomo czy prawdą jest informacja Wałacha, że grupa nie poniosła żadnych strat. Wszyscy rzucili się do bezładnej ucieczki: „ Nie wiem czy ktokolwiek mnie usłyszał w tym piekle – pisał Wałach – W czym kto był – boso, bez marynarki – każdy gnał na oślep, byle nie zostać w kotle. Strzeliłem do radiostacji […] i w kilkanaście sekund dopadłem lasu. Po upływie niepełnej godziny byłem już w Nowym Targu. Nic nie wiedziałem, co się stało z ludźmi.” Możliwe, że to o tym wydarzeniu pisał pepeerowiec E. Wojnar (świadczyć może o tym wiele podobieństw, ogólna zbieżność czasowa i tylko nieznaczne różnice). Jednakże obaj autorzy unikają podania daty tych zdarzeń, co utrudnia ich pełną weryfikację. Trudno także potwierdzić ostateczny finał akcji oddziału Wałacha był zgodny z jego stwierdzeniem, że „do popołudnia wrócili jednak wszyscy [członkowie grupy].” 45
Z Zeszytów Historycznych WiN-u... (3) - część 3/3>
Strona główna>
22. Wytyczne operacyjne szczególnej wagi nr 00167/III z 29 marca 1946 do wiadomości wyłącznie dowódców OW i Komitetów Bezpieczeństwa, cyt. za: L. Grot, Działania…, op. cit., s. 482.
23. CAW, Zesp. KBW, sygn. 1580/75/403, k. 150, Instrukcja dla oficerów zwiadu w terenie, (brak daty).
24. CAW, Zesp. KBW, sygn. 150/75/90, Meldunek zwiadowczy Sztabu 6 Specjalnego Pułku KBW nr 00330 z 25 lipca 1946.
25. E. Gronczewski, Działalność operacyjna Grupy Specjalnej…, op. cit., cz. II, nr 23/139,
26. SPP Londyn, Archiwum Del. WiN, Kol. 19, teczka 6, Sprawozdanie informacyjne WiN za czerwiec 1946 r., część B, s. 7.
27. SPP Londyn, Archiwum Del. WiN, Kol. 19, teczka 5, Sprawozdanie informacyjne WiN za maj 1946 r., część B, s. 5.
28. SPP Londyn, Archiwum Del. WiN, Kol. 19, teczka 5, Sprawozdanie informacyjne WiN za maj 1946 r., część B, s. 5.
29. SPP Londyn, Archiwum Del. WiN, Kol. 19, teczka 8, Sprawozdanie informacyjne WiN za sierpień 1946 r., część B, s. 12.
30. J. Skalniak, Terror w Polsce, op. cit., s. 95.
31. E. Gronczewski, Działalność operacyjna Grupy Specjalnej…, op. cit., cz. IV, nr 25/141,
32. Ibidem.
33. SPP Londyn, Archiwum Del. WiN, Kol. 19, teczka 9, Sprawozdanie informacyjne WiN za wrzesień 1946 r., część B, s. 9.
34. AAN, sygn. 193/III-25, k. 44, 44a, Pismo Sekretariatu Naczelnego PSL do Prezesa Rady Ministrów, Warszawa 12 sierpnia 1946 r.
35. AAN, Zesp. KC PPR, sygn. 295/IX-172, k. 49, Sprawozdanie KW PPR w Krakowie [za maj 1946].
36. SPP Londyn, Archiwum Del. WiN, Kol. 19, teczka 6, Sprawozdanie informacyjne WiN za czerwiec 1946 r., część B, s. 6.
37. SPP Londyn, Archiwum Del. WiN, Kol. 19, teczka 4, Sprawozdanie informacyjne WiN za kwiecień 1946 r., część A, s. 20.
38. SPP Londyn, Archiwum Del. WiN, Kol. 19, teczka 4, Sprawozdanie informacyjne WiN za kwiecień 1946 r., część B, s. 5.
39. SPP Londyn, Archiwum Del. WiN, Kol. 19, teczka 5, Sprawozdanie informacyjne WiN za maj 1946 r., część B, s. 4
40. SPP Londyn, Archiwum Del. WiN, Kol. 19, teczka 5, Sprawozdanie informacyjne WiN za maj 1946 r., część B, s. 4.
41. SPP Londyn, Archiwum Del. WiN, Kol. 19, teczka 9, Sprawozdanie informacyjne WiN za wrzesień 1946 r., część B, s. 21.
42. E. Wojnar, Z lat walki z reakcją (Nowy Targ w latach 1945-1948), „Pokolenia”, nr 2-3/1969, s. 39.
43. S. Wałach, Był w Polsce czas..., op. cit., s. 186-190.
44. J. Depo, Walka organów Bezpieczeństwa..., op. cit., s. 299.
45. Propagandową fantazją wydaje się być twierdzenie Wałacha, rzekomo oparte o relację „Harnasia” ze sztabu „Ognia”, że UB-owcom udało się uciec dzięki temu, że "«Ogień» i cała banda pili [wódkę] już od rana”. S. Wałach, Był w Polsce czas..., op. cit., s. 186-190.
46. SPP Londyn, Archiwum Del. WiN, Kol. 19, teczka 6, Sprawozdanie informacyjne WiN za czerwiec 1946 r., część B, s. 6.
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 1403 odsłony
Komentarze
Naczelny Wódz zdezerterował za granice przez most w Zalesczykach
31 Maja, 2011 - 22:54
WIN dlaczego akurat WIN
ta wojna to była tragedia od samego początku jak Naczelny Wódz zdezerterował za granice przez most w Zalesczykach i zostawił swoich żołnierzy , jak Naczelny Pasterz zdezerterował i zostawił swoje owieczki i baranki na pastwę losu!
David Nagan
"Prawdziwa wiedza to znajomość przyczyn."
Arystoteles
David Nagan
"Prawdziwa wiedza to znajomość przyczyn."
Arystoteles