De re militari
Czytam sobie obecnie (obok wielu innych zresztą) znaną książkę Barbary W. Tuchman "The Distant Mirror" (wydaną po polsku jako "Odległe zwierciadło"). Książka ta traktuje, najogólniej mówiąc, o XIV wieku i naprawdę ją polecam - łatwo się czyta, a dowiedzieć można się naprawdę sporo. I to nawet jeśli już się wiedziało o tych sprawach tyle co ja. (Że skromnie dodam.)
No i chciałem tutaj zacytować taki drobny fragment na temat przyczyn niesamowitej i brzemiennej dla pokonanych Francuzów w liczne ponure konsekwencje klęski pod Poitiers w roku 1356. Sam to przetłumaczę, bo posiadam tę książkę po szwedzku i nie będę przecież dla tych paru słów "oficjalnie" przetłumaczonych szukał polskiego wydania. A więc cytujmy:
Dla angielskiej strony było to także zwycięstwo strategii, kompensujące ich wyczerpanie i mniejszą liczebność. Książę* potrafił dawać rozkazy, które wykonywano, i wsparty swym moralnym przywództwem, pewniejszym, niż przywództwo króla Jana** i tych dowódców, na których mógł on liczyć***, potrafił kierować przebiegiem wydarzeń.
Pozostawał w miejscu, z którego mógł widzieć walkę i kierować manewrami, miał do swej dyspozycji doświadczonych żołnierzy, miał także po swej stronie dwa czynniki, które są niezbędne dla zwycięstwa: brak możliwości odwrotu i wola zmuszająca ludzi, by bili się aż do końca. Jako dowódca był on, wedle Froissarta, "odważny i okrutny jak lew".
Tyle cytatu. Jeśli bitwa pod Poitiers wydaje się komuś zbyt odległa i zbyt mało związana z naszymi obecnymi sprawami, to pozwolę sobie zacytować coś o wiele aktualniejszego i konkretnego jak cios pięścią w nos mroźny w zimowy poranek. Coś co przed dłuższą chwilą powiedział mi w dyskusji na blogowisku niepoprawni.pl bloger kokos26. Naprawdę jestem przekonany, że zasługuje to na znacznie większą ekspozycję, niż żeby tylko pozostało w dyskusji pod blogowym wpisem i za dwa dni nikt już tego nie ujrzał. (Oryginał tutaj.)
triarius kokos26, 14 grudzień, 2008 - 18:12
Ja z pobudek patriotycznych i zwykłej ludzkiej ciekawości ukończyłem kurs na licencje pracownika ochrony II stopnia (najwyższy stopień). Wykładowcy i organizatorzy kursu to byli milicjanci i zomowcy. Każdy wykład jest faszerowany pogardą dla PiS-u i pełen nostalgii za PRL-em. Nauka strzelania i technik samoobrony super-profesjonalna.
Na koniec 3 dniowy egzamin w komendzie wojewódzkiej policji (teoria, techniki interwencyjne i strzelania -trzy rodzaje broni:pistolet, pistolet maszynowy i strzelba gładkolufowa). Udało mi się znaleźć wśród 15%, które zdało za pierwszym podejściem
Tak powinny wyglądać zajęcia Przysposobienia Obronnego dla młodzieży lecz prowadzone w duchu patriotyzmu i odpowiedzialności za ojczyznę i rozłożone na 3 lata szkoły średniej.
To co robi rząd miłości to skandal.pozdr
No i to by było na tyle. Oba cytaty rozbiłem na nieco mniejsze akapity, dla czytelności na ekranie (co zalecam wszystkim, tak nawiasem). Wytłuszczenie u kokosa26 moje własne. Dziękuję kokosowi26, Barbarze Tuchman i Vegetiusowi (za pożyczony tytuł).
Komu się to com tu umieścił jakoś kojarzy, temu się kojarzy i dobrze. Komu się nie kojarzy, ten już zapewne nie jest do uratowania i tak. Choć przyznam, że w kwestii ratowania i zagrożeń to włos mi się właśnie (na plecach) jeży.
-------------
* "Czarny Książę" - angielski następca tronu i naczelny dowódca w tej bitwie.
** Król Francji Jan Dobry, wzięty w tej bitwie do niewoli, wraz z całą masą najwyższych dostojników.
*** Chodzi o to, że pomiędzy królem a arystokracją były wtedy ogromne tarcia i masa wzajemnej niechęci.
triarius
---------------------------------------------------
Caeterum lewactwo delendum esse censeo.
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 1146 odsłon
Komentarze
triarius
15 Grudnia, 2008 - 11:16
Dodam jeszcze, że po takim kursie zostaje się posiadaczem zezwolenia na broń obiektową. Czyli pracodawca były esbek, zomowiec, milicjant czy oficer LWP jest jej właścicielem i wręcza ją pracownikowi z licencją na okres wykonania zleconego zadania.
W kraju gdzie szary obywatel nie ma żadnych szans na otrzymanie pozwolenia na broń istnieje armia ludzi, którzy pracując w firmach prowadzonych przez wiadome środowiska dysponują nią. Na stronach MSWiA nie dowiemy się jednak ile luf liczy sobie ta prywatna armia. Myślę, że wojsko jest daleko za nią w tyle. Przy tych firmach istnieją agencje detektywistyczne i wywiadownie gospodarcze wyposażone w sprzęt elektroniczny o którym tylko marzyć mogą instytucje państwowe.
Tak wygląda właśnie nasze państwo, a temat jest wielkim tabu.
pozdr
Kokos
15 Grudnia, 2008 - 12:16
To trzeba opisać, masz więcej informacji na ten temat?