Wygrać wybory. I co dalej?
Szanse PiS na wygranie najbliższych wyborów, wielkie już jakiś czas temu, rosną z każdym dniem rządów ekipy nieudolnych cwaniaków z podwórkowego boiska. Partia Jarosława Kaczyńskiego zasłużyła na tę wygraną, ludzie ci przez lata pokazali, że Polska to nie jest dla nich nienormalność, zaś władza narzędzie do nabijania własnej kieszeni. Oczywiście, generalizuję tutaj, jednak detale pozostawiam „specjalistom” od dzielenia włosa na czworo, których wypociny, liczone na kopy, wylewają się z mediów gównego nurtu.
Nie cieszył bym się jednak na miejscu państwa z PiS, zbyt mocno. Powód jest następujący.
Choć PO przez (niedługo) cztery lata swoich rządów nie zrobiła nic, dla rozwiązania któregoś z nabrzmiewających problemów społecznych, takich jak rozładowanie garbu bezrobocia, obniżenie kosztów pracy, zdynamizowanie rozwoju gospodarczego, naprawa służby zdrowia, itd. itp. to zrobiła bardzo dużo by każdemu następnemu rządowi maksymalnie zawęzić pole manewru. Dość wspomnieć o stosowanej nagminnie zasadzie wyprowadzania, gdzie się da, władzy przysługującej ustawowo i zwyczajowo premierowi rządu, podległego weryfikacji społecznej, do struktur poddanych co najwyżej kontroli różnych lobbies. Ośrodki władzy najwyższej, jakimi są sejm i rząd, każdy w swej kompetencji, dzięki intensywnym działaniom PO (ale też wcześniejszych ekip, konsekwentnie wzmacniających system III RP) zostały oplecione siecią krepujących zależności, które w sposób zasadniczy ograniczają realizację wyrażonej w powszechnych wyborach woli społeczeństwa (dość wspomnieć wydzielenie funkcji Prokuratora Generalnego czy zmianę ordynacji wyborczej do senatu, która de facto prowadzi do sprywatyzowania, w stylu III RP, tej izby). W tym samym kierunku, zmniejszenia kontroli społecznej, poszły zmiany w mediach. Od początku swych rządów Donald Tusk nie ukrywał, że celem jego jest osłabienie mediów publicznych, jak powiedział tak też zrobił (nie sam oczywiście) doprowadzając do zapaści finansowej, spadku oglądalności i obniżenia jakości programu. Słabość publicznej TV i radia, to siłą rzeczy wzmocnienie stacji prywatnych, o których Andrzej Wajda, popierający kandydującego w wyborach prezydenckich Bronisława Komorowskiego, otwarcie mówił jak o „naszych, zaprzyjaźnionych mediach”. Rzadko poruszanym tematem, choć niesłusznie, i z lekka zapomnianym, jest kwestia systemu sprawiedliwości. Aparat sądowniczy w III RP został żywcem i w całości przeniesiony z PRL-u, i stanowi najsilniejszy i ostateczny bastion oraz narzędzie służące konserwacji systemu.
Wszystkie powyżej wymienione elementy, wsparte zostały jeszcze dwoma kluczowymi, urzędem prezydenta, który jest obecnie sprawowany przez personifikację wszelkich patologii III RP, oraz presją narastającego krachu gospodarczego, którego przejawem pogłębiający kryzys finansów publicznych.
Podsumowując.
Wygrana w najbliższych wyborach parlamentarnych, nawet taka, która umożliwia stworzenie PiS samodzielnego rządu, po przez system kontroli ustrojowej i poza ustrojowej (nie wspomnieliśmy choćby o nacisku kapitału, który w większości znajduje się w rękach po łokcie umoczonych w układy III RP) nie daje szans na zmianę zasadniczego kierunku polityki państwa. Oczywiście, możliwe są mniejsze, a za przyzwoleniem „establiszmętu” nawet większe, zmiany, jednak te tylko o tyle o ile nie narusza zasadniczego status quo.
Ograniczone instrumentarium władzy wykonawczej, oraz zabezpieczenia (w postaci senatu, prezydenta i TK) nałożone na władze ustawodawczą uniemożliwiają podjęcie działań, które mogły by zmienić radykalnie sytuację w czasie krótszym niż jedna kadencja parlamentu.
Biorąc zaś pod uwagę brak obiektywnego arbitra, dla sporu politycznego z jakim mamy do czynienia w kraju, to jest brak wolnych mediów i sądownictwa, należy spodziewać się zmasowanego ataku (powtórzenie sytuacji z lat 2005-2007), którego celem będzie wyzwolenie i skierowanie przeciw ewentualnemu rządowi PiS narastającej ( na skutek kryzysu) frustracji społecznej. Należy pamiętać, że większość mieszkańców Polski dystansuje się od bieżącej polityki, czego wyrazem ich absencja wyborcza, niewątpliwie jednak grupa ta odczuwa, być może nawet bardzo boleśnie, negatywne skutki działań rządu PO. Tym samym rośnie w niej ładunek negatywnych emocji, którego adresatem jest władza. Przy braku rozeznania co do niuansów, ukłon w stronę mediów, łatwo będzie wyzwolić te emocje i skierować przeciw aktualnemu (na daną chwilę) rządowi.
Uzyskanie większości konstytucyjnej zmienia tę sytuację, jednak przy braku czasu (ataki rozpoczną się na drugi dzień po wyborach) może być to niewystarczające.
Wiemy że rozważano w PiS możliwość „oddania” tych wyborów, ale czy to jest dobre rozwiązanie, trudno powiedzieć.
Rozwiązanie najszybsze, zburzenie, jednym ruchem, całego gmachu III RP, wydaje się niemożliwe. Z kolei takie nim wstrząśnięcie, które przywróciło by kontrolę społeczną władzy, też wymaga odpowiednio wielkiego ładunku emocji, którego na dzień dzisiejszy jeszcze nie widzę. Jeżeli uda się go PiS wyzwolić, w czym sprawowanie rządów może tylko pomóc, to jest ogromna szansa na wyzwolenie państwa polskiego z krepujących go układów, swymi korzeniami sięgających czasów komunizmu. Z kolei, przy postępującej putynizacji, jakie po cichu realizują partie systemowe jak PO i SLD, nie wiadomo czy za lat cztery będzie jeszcze miejsce na prawdziwą, parlamentarną, opozycję w naszym kraju.
PS
Omawiany wyżej scenariusz jest jednym z możliwych, i mniej korzystnych dla układu. Cały czas gra idzie, nadal, na zwycięstwo PO i choć media zaczęły różnicować swój przekaz, należy pamiętać, że po za SLD, o ograniczonych mocno zdolnościach wyboru, nie ma tam teraz innej, realnej, alternatywy.
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 1324 odsłony