Lech Wałęsa czyli największe kłamstwo sierpniowej rewolucji
JAK DOSZŁO DO SIERPNIOWEGO STRAJKU CZYLI ODDZIELMY PRAWDĘ OD KŁAMSTWA [2]
Jak już wcześniej pisałem, Lech Wałęsa w Wolnych Związkach Zawodowych Wybrzeża wykazywał w rzeczywistości bardzo małe zainteresowanie aktywną działalnością. I chociaż przez całe następne lata lubił stwarzać wrażenie zasłużonego działacza, to jednak w oczach WZZowskich kolegów nigdy takim nie był. Na przełomie 79/80 był już bardzo rzadkim gościem na WZZowskich spotkaniach czy akcjach ulotkowych, a już w miesiącach poprzedzających sierpniowy strajk był postacią praktycznie niewidoczną w grupie.
W czerwcu 1980 roku, a więc zaledwie dwa miesiące przed wielkim strajkiem, miało miejsce bardzo istotne, chociaż mało znane zdarzenie, które pokazuje wyraźnie nastawienie Wałęsy do opozycyjnej działalności. Stanowi też pewne wprowadzenie do serii późniejszych, przed strajkowych jego zachowań.
Jednego dnia dotarła do WZZów krążąca w trójmieście ulotka jakiejś grupy osób, będąca bardzo dziwnym rodzajem protestu. Wyrażała sprzeciw przeciwko nie przyjmowaniu do pracy w milicji i służbie bezpieczeństwa wierzących katolików. Nikt w WZZach pewnie by się nad tym szczególnie nie zastanawiał gdyby nie fakt, że wśród podpisów pod tym dziwnym tworem widniał również podpis Wałęsy. Tego już było za wiele. Oczywiście zasadniczym pytaniem było - dlaczego rzekomy działacz opozycji uważał, że jakikolwiek wierzący katolik chciałby być pracownikiem komunistycznej bezpieki? Kielich goryczy przepełnił jednak inny aspekt tego wydarzenia.
Tak oto wspomina to Joanna Gwiazda: „Po wszystkich kłopotach z Wałęsą próbowaliśmy wywalić go za złamanie zasad WZZow, nie bawiąc się w argumenty i zawiłości psychologiczne. Na okazję nie trzeba było długo czekać. Mieliśmy umowę, że podpis pod jakimś (jakimkolwiek) oświadczeniem, musi być wspólną decyzją. Wałęsa podpisał oświadczenie bez konsultacji, a co gorsze, wiedział, że w sprawie tego oświadczenia już zapadła decyzja”.
Najbardziej charakterystyczną i wymowną okazała się jednak odpowiedź samego Wałęsy na ten zarzut. Zmuszony przez Gwiazdów do wyjaśnienia swego zachowania stwierdził wprost: „Słabo działacie i moje nazwisko dawno nie chodziło”. To wyznanie nie było żadnym szokiem dla WZZowskich działaczy. Przede wszystkim dlatego, że już dawno wiedzieli oni o tym, że Wałęsa nie był zainteresowany żadnym praktycznym działaniem, a tylko wspominanym „chodzeniem nazwiska”. Wałęsa starał się uchodzić za działacza, a nie być nim w rzeczywistości. A ponieważ taka postawa uwiarygadniania się za wszelka cenę bez konkretnego działania była typowa dla agentów bezpieki, toteż od dawna już, sam Wałęsa nie cieszył się zaufaniem większości kolegów.
Gwiazdowie mieli już takiego zachowania dosyć i kiedy wezwali Wałęsę na rozmowę zdecydowali się z nim pożegnać na dobre. Andrzej Gwiazda przekazał innym informację, że choć nie może zabronić nikomu kontaktów z Wałęsą, to jednak on sam oświadcza, że uważa Wałęsę za osobę nieistniejącą. Wśród młodszych kolegów nie tylko nikt nie miał z tym problemu, ale było oczywiste, że większość odetchnęła z ulgą. Byliśmy przekonani, że Wałęsa zniknie na zawsze. Bardzo szybko okazało się to tylko pobożnym życzeniem, gdyż już po krótkim czasie, w lipcu pojawił się on niespodziewanie na jednym z WZZowskich spotkań.
Okazało się, że jego powrót spowodował Bogdan Borusewicz, który wybłagał u Gwiazdów jeszcze jedną dla niego szansę. Joanna Gwiazda wspominała w swej książce: „ Wybronił go Borusewicz. Przekonywał, że to drobne przewinienie i że jeszcze raz powinniśmy mu darować. Następnym razem już nie będziemy tacy pobłażliwi. Następnego razu już nie było, ponieważ wkrótce wybuchł strajk w Stoczni”.
I rzeczywiście nie było następnego wyrzucenia Wałęsy, ale nie znaczy to, iż nie było następnego incydentu. Jak wspomniałem, pojawił się on na lipcowym spotkaniu w niedużym gronie, gdzie omawiano bardzo ogólnie pojawiające się w kraju strajki i oswajano się z myślą, że ich fala dotrze najpewniej do Trójmiasta. Wałęsa siedział w milczeniu i nie zabierał głosu. Było jasne, że po ostatniej reprymendzie Gwiazdów nie czuł się pośród nas zbyt pewnie. Kiedy wychodząc ze spotkania znaleźliśmy się w kilka osób na klatce schodowej, idący za nami Wałęsa stwierdził nieoczekiwanie, że on nie zamierza przyłączać się do jakiegokolwiek strajku. W pierwszym momencie nikt na to wyznanie nie zareagował, ale Walesa zaczął zaraz przekonywać nas abyśmy i my w razie ewentualnego strajku nie brali w tym udziału. I tego było już za wiele. Z każdej strony poleciały w jego stronę bardzo ostre słowa. Byłem jednym z tych, którym puściły nerwy. Rzuciłem Wałęsie pytanie, dlaczego nie powiedział tego na gorze w obecności Gwiazdów? Ktoś inny wręcz nazwał go agentem. Wałęsa wyraźnie nie spodziewał się takiego obrotu sprawy. Chciał tylko jak najszybciej znaleźć się na zewnątrz. Doszło do malej przepychanki i kiedy wreszcie przedarł się i wybiegł, szybko zniknął. Byliśmy przekonani, że nie prędko go zobaczymy i przestaliśmy się nad nim zastanawiać. Jego późniejsze pojawienie się w stoczni było zaskoczeniem dla nas wszystkich.
Dlaczego przyszedł?
Od lat, wielu badaczy historii zadaje sobie pytanie - w jaki sposób Lech Wałęsa dostał się do stoczni w pamiętny czwartek, 14 sierpnia. Jest to pytanie istotne, zwłaszcza, że do tej pory sam zainteresowany nie potrafi na nie odpowiedzieć. Niemniej jest to moim zdaniem pytanie drugorzędne. Zasadniczym pytaniem jest to, którego Wałęsa boi się najbardziej - dlaczego i za czyją sprawą znalazł się tego dnia, tam, gdzie według wszelkiej logiki nie powinien był się pojawić?
Wbrew temu co wmawia nam się od wielu lat, nigdy nie było żadnego planu delegowania Lecha Wałęsy na przywództwo sierpniowego strajku! Nikt nigdy nie zaplanował obecności Wałęsy wewnątrz stoczni! Twierdzenie o przygotowaniu Walesy na przywódcę strajku jest kłamstwem, które powstało w ostatnich dniach strajku na użytek pojawiających się tam mediów, za sprawą głodnego popularności Jerzego Borowczaka.
Mówię to jako bezpośredni świadek powstawania strajkowych planów. Jestem jednak przekonany, że argumenty i fakty, które przedstawiam poniżej nie pozostawią żadnych wątpliwości. Jak wspomniałem, autorem tego kłamstwa jest Borowczak, który wbrew swym opowieściom, o przygotowaniach do strajku wiedział mniej niż mogło by się wydawać. Borowczak nie wiedział jakie przygotowania toczyły się poza stocznią. Przede wszystkim jednak jako człowiek praktycznie bardzo luźno związany z samymi Wolnymi Związkami, bo tylko poprzez znajomość z Bogdanem Borusewiczem, nie miał pojęcia o sytuacji wewnątrz tej grupy, a przede wszystkim o sytuacji Wałęsy.
Pod koniec strajku, kiedy w stoczni pojawiać zaczęły się ekipy rożnych mediów, w tym zagranicznych, Borowczak wyraźnie opętany smakiem piętnastominutowej sławy, biegł od jednego mikrofonu do drugiego, tworząc coraz to bardziej bajeczne kombatanckie historie. To własnie wówczas opowiadać zaczął jakoby Lech Wałęsa był oczekiwany w stoczni i zgodnie z jakimś tajemniczym planem objął dawno już przygotowane przywództwo strajku. Spośród wszystkich kłamstw i wymysłów Borowczaka to jest bezsprzecznie najbardziej absurdalne i pozbawione jakiegokolwiek sensu do tego stopnia, że nawet Bogdanowi Borusewiczowi początkowo zabrało wiele czasu aby raczej nieśmiało te absurdy wspierać publicznie. Co prawda swoim wieloletnim milczeniem pozwalał na tworzenie tego historycznego fałszu, ale początkowo go jednoznacznie nie wspierał.
Wersja historii według Borowczaka jest tak prosta jak bezsensowna. Według jakiegoś sekretnego planu on sam, obciążony wielka tajemnicą, miał czekać o szóstej rano przed bramą stoczni na przybycie „wielkiego” Lecha. Ten z kolei przerzucony przez płot miał znaleźć się w stoczni, w której nie pracował, gdzie jednak kilkanaście tysięcy ludzi czekało wiele lat na jego przybycie. Tam na samą wieść o przybyciu wybawiciela, cała stoczniowa brać, w której może kilkunastu kiedykolwiek o nim słyszało, miała iść w dwuszeregu obalać co się da, dla przyszłej chwały niejakiego Wałęsy, no i oczywiście Borowczaka.
Podobnie jak cała reszta zakłamanego życiorysu Wałęsy tak i ten absurd uległby z czasem weryfikacji, gdyby nie wyjątkowość tamtej sytuacji i następujące później wydarzenia. Trzeba pamiętać, że w tamtym momencie ważny był rozgłos jaki za sprawa mediów można było nadać naszej polskiej rewolucji. Nikt wiec nie zamierzał, ani też nie mógł wchodzić w szczegóły wynurzeń Borowczaka, czy jakiegokolwiek pędzącego za popularnością kłamcy. Te rzeczy nie miały w tamtym momencie znaczenia. W miarę upływu czasu okazało się, że powrót do prawdy stawał się jednak coraz trudniejszy. Wiele z powstałych w tamtym klimacie postrajkowej euforii nieprawdziwych opowieści, czy koloryzowanych opisów, dotyczyło rzeczy błahych i tym samym nie wartych korygowania. Okazało się jednak dość szybko, że powstały siły, które nie pozwalały na odkłamanie również tych prawd, które dla całej historii tamtego czasu były wręcz zasadnicze.
Jak było naprawdę?
Jak już wspominałem, Bogdan Borusewicz spieszył się bardzo aby zdążyć podjąć próbę strajku zanim dowiedziało by się o tym szersze grono działaczy Wolnych Związków. Namawiał więc trzech stoczniowców do wykonania jego planu wewnątrz stoczni. Oni sami wydawali się gotowi, ale wyrażali obawy czy dadzą sobie z tym radę. Prosili więc Borusewicza o wsparcie kogoś doświadczonego w działaniu. Borusewicz nie mógł zwrócić się z tym do WZZowcow, gdyż przecież ich własnie w tym czasie okłamywał, robiąc całą sprawę za ich plecami. Tak więc postanowił sprzedać chłopakom bajkę o Wałęsie. Żaden z trójki stoczniowców nie znał Wałęsy na tyle dobrze, aby znać prawdę o nim. Tak więc, Borusewicz postanowił namówić Wałęsę, aby z nimi porozmawiał. „Borsuk” wiedział, że Wałęsa lubił opowiadać barwne i bohaterskie historie o swoim udziale w wypadkach w grudniu 1970. Liczył więc, że te opowieści dadzą im wiarę w siebie i popchną do działania. Oni, a szczególnie Borowczak, pytali jednak naiwnie o jego bezpośredni udział w samym strajku. Borusewicz wiedział doskonale, że taka rzecz jest po prostu niemożliwa. Potrzebował jednak przekonać tych chłopaków i to przekonać ich szybko. Tak więc, odpowiadając na ich pytania sugerował, że Wałęsa pojawi się w stoczni aby ich wesprzeć. Natomiast w tym samym czasie w rozmowie ze Janem Karandziejem i ze mną tłumaczył, że musiał tak powiedzieć aby tamci trzej nie stracili zapału.
Muszę w tym miejscu wyraźnie zaznaczyć, że gdyby strajk przygotowywany był tak jak to miało być, przez całe WZZy, to jakikolwiek udział Wałęsy w tym przedsięwzięciu, a już szczególnie w roli lidera nie byłby możliwy. Po za wieloma innymi powodami, które przedstawiam poniżej, po prostu nikt w Wolnych Związkach na taką ewentualność by się wówczas nie zgodził. Była to kwestia zwykłego braku zaufania.
Bogdan Borusewicz po czasie znalazł się w o tyle niezręcznej sytuacji, że gdyby powiedział prawdę, to musiałby przyznać się, że wówczas zwyczajnie swych trzech kolegów okłamał. Nie mając jednak wsparcia dla swojej wersji historii wśród reszty wolnozwiązkowców, musiał trwać przy swoim kłamstwie, lawirując i kręcąc. Jednak jeszcze dwadzieścia lat później, bo w 2000 roku „Borsuk” mówił w jednym z wywiadów: „Dla mnie nie było istotne czy Walesa wejdzie, czy nie. Liczyło się, że ci młodzi chłopcy będą mieli świadomość, że on wejdzie, że będą mieli wsparcie. Ważne żeby rozpoczęli”.
Pięć lat później w swej książce naciąga już nieco tą wersję w stronę wynurzeń Borowczaka podając: „Miał wejść i wesprzeć”. Zaraz jednak dodaje: „Nie ustaliłem szczegółowo co miał robić, gdyż nie wiedziałem do końca czy się pojawi, ale deklaracja, że wejdzie, już tych chłopców uspokajała”. Ta deklaracja pochodziła jednak tylko i wyłącznie od Borusewicza, gdyż Wałęsa nigdy takiej obietnicy nie złożył.
Borusewicz mówi o tym wyraźnie w tym samym wywiadzie wspominając nastawienie Wałęsy: „Nie był nastawiony entuzjastycznie (...) Poleciłem Prądzyńskiemu, aby przed strajkiem co najmniej dwa razy odwiedził Wałęsę i go przekonywał (...) Prądzyński mi potem relacjonował, że Lech do końca nie wykazywał entuzjazmu”. Borusewicz prowadził z tymi chłopakami grę, gdyż wiedział doskonale, że udział Wałęsy w strajku był po prostu z punktu logiki niemożliwy. Jego późniejsze pojawienie się wynikało z całkowitej zmiany warunków i przyczyn tej decyzji. Ale o tym w dalszej części.
Borusewicz przyznaje sam, choć nie do końca świadomie, że planowanie przyjścia Wałęsy do stoczni byłoby krańcowym bezsensem. W tej samej książkowej relacji pisze on: „Nalegali żeby koniecznie wprowadzić jeszcze kogoś starszego. Żeby ich wsparł (...) Ja nie mogłem wejść, bo władza miałaby pretekst, żeby uderzyć. Wszedłbym, a bezpieka krzyczałaby: - A ty co, przecież nie pracujesz w stoczni, jesteś prowokatorem z KOR!”.
Borusewicz wie doskonale, że nie było wówczas absolutnie żadnej różnicy pomiędzy jego sytuacją, a sytuacją Wałęsy. Wałęsa również nie był pracownikiem stoczni i również był, a przynajmniej przedstawiał się jako działacz opozycji. Dlaczego więc bezpieka miała taką sytuację wykorzystać przeciwko Borusewiczowi, a nie uczynić tego w wypadku Wałęsy?
Podobną opinie znajdujemy w wydanym przez IPN albumie „ Gdański Sierpień’80”: „Nie wydaje się, by Wałęsę od początku typowano na przywódcę strajku. Po pierwsze nie był już pracownikiem stoczni i podobnie jak reszta członków WZZ nie mógł być pewny, że się dostanie na jej teren. Po drugie nikt nie wiedział, że stocznia stanie i stworzy strajk na tak wielką skalę”.
Zaraz po strajku w całej serii wywiadów Bogdan Borusewicz mówił wyraźnie o przydzielonej Wałęsie roli, ale nie była to jednak rola prowadzącego strajk. Borusewicz od początku twierdził, że Wałęsa był wyznaczony do rozdawania ulotek w porannych kolejkach jadących od strony Tczewa. Dokładnie to samo mówił w przedstrajkowych rozmowach z Janem Karandziejem i ze mną. Jeszcze w roku 2000 Borusewicz wspominał: „ Powołałem cztery grupy ulotkowe... Grupą działającą od strony Pruszcza Gdańskiego dowodził Lech Wałęsa”. Pięć lat później w innym wywiadzie mówi podobnie: „Przygotowałem cztery grupy ulotkowe, które miały od rana rozdawać bibułę w kolejkach elektrycznych. Jedną z tych grup miał prowadzić Wałęsa”.
Jednak już w tym samym roku w swej książce idzie nieco dalej i ustami prowadzącego wywiad, stawia pytanie, sugestię: „Miał rano rozdawać ulotki, a potem w Stoczni Gdańskiej organizować strajk, ale się spóźnił”. Borusewicz zdaje sobie wyraźnie sprawę z absurdu tego stwierdzenia i unika wchodzenia w ten temat, skupiając się na rzekomym spóźnieniu Wałęsy. Od tego czasu wprowadza on jednak tą własnie rozszerzoną wersję, mówiącą, że Wałęsa najpierw miał rozdawać ulotki, a potem przewodzić strajkowi. Tym samym stara się dość niezgrabnie wpasować w ustaloną propagandową wersję wydarzeń.
Nie mam jednak wątpliwości, że każdy rozumny człowiek, nawet jeśli nigdy nie miał styczności z działalnością opozycyjną zda sobie sprawę z bezsensowności takiego twierdzenia. Borusewicz każe nam wierzyć, ze wybrał najpierw przywódcę, bez którego nie może zaistnieć stoczniowy strajk, a potem wysłał go do rozdawania ulotek(?) Przyjmując tą absurdalną opowieść Borusewicza należałoby założyć, że gdyby Wałęsa pojechał ulotkować i został tam zatrzymany, to cały plan strajku Borusewicza legł by w gruzach, gdyż nie byłoby jedynego możliwego przywódcy. Niedorzeczność borusewiczowych wynurzeń jest niemal tak porażająca jak „ świadectwa” jego kolegi Borowczaka. Przypomnę w tym miejscu relację samego Borusewicza, który twierdził, że w akcji ulotkowej on sam nie mógł brać udziału z uwagi na własne bezpieczeństwo. Jak więc mógł wysłać do ulotkowania kogoś, kto w jego własnym planie miałby odegrać ważniejszą rolę niż on sam?! Dla pełnego świadectwa przypomnę na marginesie, ze Wałęsa nie pojechał oczywiście nigdzie i żadnej ulotki nie rozdał. Nie zorganizował, ani nawet nie powiadomił o akcji ulotkowej nikogo z własnej grupy, z którą miał to przeprowadzić.
W tym momencie pojawia się jeszcze jedna niezrozumiała kwestia. Otóż, Borusewicz opowiada często i dokładnie jak to musiał się jako organizator strajku ukrywać. To ukrywanie uważał za tak zwane, że jak sam twierdzi, rozpoczął je zanim jeszcze zwolniono Anne Walentynowicz, a więc zanim powstała przyczyna, dla której miał ten strajk podjąć(!) Tymczasem Lech Wałęsa, który miał rzekomo całe to przedsięwzięcie poprowadzić, spał spokojnie we własnym łóżku aż do chwili kiedy ten strajk zdążył się już rozpocząć (!) I na dodatek miał jeszcze jechać porozdawać trochę ulotek. Nie wiem czy Bogdan Borusewicz jest tak nierozumny, czy po prostu uważa za takich swoich rodaków?
Jest jeszcze inna przyczyna dla, której twierdzenie, że Wałęsa mógł być wyznaczony do prowadzenia strajku jest pozbawione sensu. Każdy kto przychodził do Wolnych Związków poznawał pierwszą i najważniejszą zasadę stosowaną w sytuacjach organizowania jakiegokolwiek protestu. Niezależnie jak małego czy jak dużego. Była to zasada, której przestrzeganie było podstawą działania. Zasada sprowadzała się do prostego założenia, że w żadnym pracowniczym proteście nie może być indywidualnego lidera!
Od tej zasady nie było wyjątków. Wystarczy przyjrzeć się WZZowskiej ulotce „Jak strajkować” załączonej do sierpniowego apelu w obronie Anny Walentynowicz. Nie ma tam ani jednego słowa o liderze strajku. Natomiast jest zalecenie stworzenia wieloosobowego komitetu strajkowego. Ulotka, instrukcja mówi wyraźnie o delegacji i komitecie strajkowym. Nie ma ani słowa o pojedynczym liderze i przewodniczącym jakiejkolwiek grupy.
W następnej części przedstawię prawdziwą sylwetkę wałęsowego „ świadka” Jerzego Borowczaka, a po nim postać tak dzisiaj reklamowanej Henryki Krzywonos. Ostatnią częścią tego rozdziału będą moje wspomnienia i relacje moich WZZowskich kolegów z pierwszych trzech krytycznych dni strajku. Opowiem o załamaniu strajku i jego odrodzeniu.
...
przeczytaj również:
Lech Zborowski
JAK DOSZŁO DO SIERPNIOWEGO STRAJKU CZYLI ODDZIELMY PRAWDĘ OD KŁAMSTWA [1]
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 8793 odsłony
Komentarze
Dziękuję
3 Czerwca, 2013 - 21:26
Tylko prawda jest ważna i ciekawa. Nawet jeśli wskazuje jacy my, również uczestnicy wydarzeń z 1980 roku bywaliśmy naiwni. Wierzę, że o tę prawdę będą bogatsi następni. To też bardzo ważne.
Pozdrawiam
Honic
Honic
4 Czerwca, 2013 - 00:28
wzzw.wordpress.com
Mysle, ze z ta naiwnoscia w sierpniu'80 nie bylo az tak zle.
Co innego odbior zdarzen przez kazdego z nas osobno, a co innego przyswajanie lub odrzucanie zjawisk przez tlum. Wiadomo, ze tlum jest latwiejszy do sterowania gdyz inaczej dzialaja wywolywane w nim emocje. Ponad to nikt nie mial przeciez praktyki w takich wydarzeniach. Ci, ktorzy widzieli czy rozpoznawali wiecej niewiele mogli zrobic i liczyli, ze Walesa i kilku innych, to sprawa, ktora szybko przeminie, a liczyla sie szansa na uzyskanie czegos trwalszego i waznego. Solidarnosc najprawdopodobniej nie mogla przetrwac jako organizacja ale mogla pozostac w Polakach w formie idei i powracac pozniej, Niestety marzenia o idei zostaly dobite przez tych samych ludzi przy okraglym stole. A to juz sprawa duzej operacji i dlugotrwalego dzialania zaprawionej w takich dzialaniach komuny.
Pozdrawiam
Lech Zborowski
]]>wzzw.wordpress.com]]>
Myślę, że
4 Czerwca, 2013 - 01:05
idea pozostała w świadomości większości, choć społeczeństwo ponosi nadal straty, w różnych sferach. "Solidarność" to doświadczenie dla całych pokoleń. Wierzę że kiedyś uda się to zrobić lepiej i skuteczniej. Ze swojej strony, powiedziałbym że (wprawdzie mając mniejsze doświadczenie w tamtych czasach)nie miałem nie tylko pojęcia ale nawet nie wyobrażałem sobie skali manipulacji władzy społeczeństwem. Fakt, "Rok 1984" przeczytałem dopiero w stanie wojennym. Obecnie zmieniły się narzędzia, ale nadal - jak czuję - jesteśmy zniewoleni. Dlatego tak ważna jest prawda, jaka by nie była.
Pozdrawiam
Honic
Honic
4 Czerwca, 2013 - 01:37
wzzw.wordpress.com
Komus chyba nie w smak moje odpowiedzi bo "zjadlo" mi juz druga. Tak czy inaczej, pisale, ze chcialbym aby mial Pan calkowita racje co do przetrwania idei. Zeby jednak to bylo mozliwe to trzeba z ta prawda docierac do ludzi mlodych i jeszcze nia ich zainteresowac. Przy medialnej kurtynie i dzialajacej od lat machinie propagandy nie jest to zadanie latwe. Licze na przyrodzana kazdemu mlodemu pokoleniu potrzebe buntu.
Dziekuje za zainteresowanie tekstem i prosze o rozpowszechnianie bo zadne opowiadanie prawdy nic nie da jesli nie dotrze do adresatow.
Lech Zborowski
]]>wzzw.wordpress.com]]>
Fascynujaca lektura
3 Czerwca, 2013 - 21:36
Dziekuje za te pedantyczna analize relacji ze zdarzen z tamtego okresu.
Najlepiej ukierunkowac jakies dzialania, drobiazgowo je planujac od samego poczatku, z przywodca wlacznie.
Ta historia z przeskakiwaniem plotu czy muru byla od samego poczatku szyta bardzo grubymi nicmi, wrecz groteskowa.
Nigdy nie moglam sie nadziwic jakim cudem taki nieokrzesany i niewyksztalcony prostak jak Walesa uniosl sie nagle do pozycji wielkiego lidera i wszechwiedzacego wieszcza. Niestety, kult Walesy urosl do monstrualnych rozmiarow i pomimo, ze stoczniowcy po roku 80 wiedzieli, ze Walesa ich zdradzil i o tym mowili, reszta kraju bila czolem przed Walesa przez dlugie lata; niektorzy do dnia dzisiejszego.
Na tych, ktorzy glosowali na niego jako glowe panstwa reprezentujaca Polakow, po prostu brakuje slow, bo wozny w naszej szkole mial wiecej oleju w glowie, nie wspominajac o kulturze osobistej i sposobie wyslawiania sie, niz ma Walesa, a na dodatek byl czlowiekiem prostolinijnym, uczciwym i wzbudzajacym zaufanie, czego o Walesie powiedziec nie mozna. Nie wiem, moze byl to mit sprytnego "naszego chlopaka", dzialajacy na tej samej zasadzie, co mit pozwalajacy wierzyc wielu Amerykanom, ze kazdy z nich moze pewnego dnia zostac prezydentem.
Ojczyznę wolną racz nam wrócić, Panie!
Lotna
Lotna
4 Czerwca, 2013 - 00:51
wzzw.wordpress.com
Bezpieka w Polsce, a tym bardziej sowiecka nie pozostawiala niczego przypadkowi. Andrzej Gwiazda wykazywal swego czasu bardzo umiejetnie i logicznie, ze tzw. transformacja czyli "oddanie" wladzy przy jej zachowaniu rozpoczela sie na dlugie lata zanim do niej doszlo. W tym dlugim procesie nie pozostawiono miejsca na wybryki losu. Te male, ktore gdzies tam po drodze zaistnialy byly umiejetnie korygowane.
Co do Walesy, to prosze mi wierzyc, ze gdyby nie wsparcie tych najwazniejszych sil, to nie doczekalby konca strajku.
Juz od poczatku stalem w stoczni i sluchalem jak przemawia do stoczniowcow. Obserwowalem twarze i reakcje. Ci ludzie nie rozumieli jednego chocby wypowiadanego przez niego zdania. Przyznam zreszta, ze ja rowniez, a przeciez mialem przewage bo juz go znalem. Tlum byl podekscytowany tym co sie nagle wokol zaczynalo dziac. Wystarczylo wiec, ze ktos zaczal klaskac i tlum reagowal emocjami. Trudno to bylo opanowac. A jesli dorzucimy do tego zadaniowanych przez bezpieke klakierow to sprawa wydaje sie jeszcze bardziej zrozumiala. Z czasem dochodzily inne elementy jak chocby produkowana w pospiechu otoczka kombatanckiej tajemniczosci nowego wodza. Jeszcze pozniej doszli agenci (poczawszy od doradcow), osobiste ambicje niektorych dzialaczy, manipulacja bezpieki, eliminowanie i dyskredytowanie opozycjonistow i cala gama innych dzialan. Przeciwnik byl duzo mocniejszy niz prostacki uliczny cwaniak.
Pozdrawiam
Lech Zborowski
]]>wzzw.wordpress.com]]>
Centralną postacią jest Borusewicz
3 Czerwca, 2013 - 21:57
Borusewicz był narzędziem jakichś służb. Chyba nie SB. W książce pt."Czekiści" o tajnych służbach w krajach "obozu socjalistycznego" jest informacja, że archiwa KGB w "Pribałtyce" (Litwa, Łotwa, Estonia) zostały ewakuowane już na wiosnę 1980r. Nie było tam problemu palenia akt. Na kilka miesięcy przed Sierpniem 80 sowieci przygotowywali teren pod "niepodległość" tych państw.
Leopold
Leopold
4 Czerwca, 2013 - 01:19
wzzw.wordpress.com
Probowalem wczesniej odpowiedziec, ale moj wpis gdzies nagle uciekl. Tak wiec powtarzajac powiem tylko, ze odnosnie Borusewicza staram sie przekazac fakty i wlasne z nim zwiazane doswiadczenia, pozostawiajac ocene i wnioski czytelnikom. Duzo wiecej opowiadam w powstajacej ciagle ksiazce. Ten rozdzial dotyczacy rozpoczecia strajku jest nieco inny niz typowe wspomnienia gdyz odnosi sie do deklarowanych falszywie intencji i aroganckich klamstw. Nie mogl wiec byc inny. Prosze zwrocic uwagena to, ze jest to juz druga czesc moich bezposrednich swiadectw i bardzo mocnych ocen i zaden z tych ludzi nie podjal dyskusji z faktami i argumentami. Po prostu dlatego, ze zadne nastepne klamstwo nic tu nie zmieni. Tak wiec stojac za sciana glownego nurtu mediow licza, ze te fakty nie dotra do wiekszosci Polakow. Ja jednak smie twierdzic, ze jest to kwestia czasu.
Pozdrawiam
Lech Zborowski
]]>wzzw.wordpress.com]]>
Swinie u Wladzy
2 Listopada, 2014 - 10:23
Walesa został marionetką w rekach ( wiecie kogo) i miał obalić stary system ale tylko w sposób wirtualny.
System został zmieniony a świnie te same zostały u władzy. Polecam : http://polacytoswinie.nwo13.com/