Popękane aureole

Obrazek użytkownika Roman Kowalczyk
Kraj

Książka „Resortowe dzieci” autorstwa Doroty Kani, Jerzego Targalskiego i Macieja Marosza robi furorę i znakomicie się sprzedaje. Jak można było przewidzieć publikacja wywołała gniewne i histeryczne reakcje dziennikarzy pochodzących z rodzin ubeków, esbeków i komunistycznych dygnitarzy. Atakując autorów Monika Olejnik mówiła o „frustratach”, Michał Komar o „g…nie”, Marcin Meller o „rzygu”. To tylko malutka próbka agresywnych komentarzy. Histeryczna reakcja dowodzi, że autorzy „Resortowych dzieci” trafili w sedno - pokazali klany kontrolujące media oraz informację we współczesnej Polsce (a przecież kto ma informację ten ma władzę). Uderzyli w przysłowiowy stół, więc natychmiast odezwały się nożyce. Do Polaków dotarło, że wielu dziennikarzy nadających ton debacie publicznej ma fatalny rodowód, że ludzie ci krytykując lustrację i dekomunizację bronili swoich interesów, zaś atakując polską tradycję, rodzinę i Kościół kontynuują niechlubne dzieło swoich rodziców i dziadków. Spadły zasłony, popękały aureole, wiarygodność diabli wzięli, reputację psi zjedli. „Resortowe dzieci” już wiedzą, że nie będą tak skuteczne jak dotąd, gdy miło się uśmiechając broniły i wychwalały jednych, a piętnowały i stygmatyzowały innych. Kiedy pozowały na dziennikarskie autorytety o europejskim sznycie, drapowały się w togi moralnych wyroczni i arbitrów elegancji, gdy obsypywane były - lub same się nawzajem obsypywały - nagrodami. Na nic wyrafinowane perswazja, narracja i przekaz, kiedy widz, słuchacz lub czytelnik wie, że ma do czynienia z osobą wychowaną w rodzinie komunistycznego notabla oraz służącą na medialnym froncie interesom swoim i swojej grupy.

Zamiast potępić haniebne czyny swoich przodków „resortowe dzieci” albo milczą albo atakują tych, którzy niewygodne fakty ujawnili. Oto Michał Komar w wywiadzie opublikowanym w „Tygodniku Powszechnym” 15 stycznia br. nazwał swojego ojca Wacława Komara, generała LWP i wysoko postawionego funkcjonariusza bezpieki „wspaniałym człowiekiem” (sic!). Być może gen. W. Komar (wł. Mendel Kossoj) był dobrym ojcem i mężem, ale jego działalność w życiu publicznym nie pozostawia żadnych wątpliwości - był organizatorem stalinowskiego aparatu terroru, zbirem i łajdakiem. Nie jest łatwo dzieciom przyznać, że ich rodzice byli bardzo złymi ludźmi, ale w imię prawdy i zdrowego moralnego fundamentu dla przyszłych pokoleń musi być wiadomo, kto był bohaterem, a kto zdrajcą, kto ofiarą, a kto katem, kto służył Polsce Niepodległej, a kto Sowietom i ludobójczej komunistycznej ideologii.

Brak głosów