Przedwyborcza mentalność Kalego
Zastanawiam się czy są jeszcze wśród komentatorów politycznych, dziennikarzy czy naukowców brylujących w telewizji i radiu jacyś porządni ludzie? Zaczynam mieć coraz większe wątpliwości. Jak bowiem rozumieć liczne przykłady mentalności Kalego którą demonstrują od miesięcy niektórzy przedstawiciele intelektualnych elit?
Przykład z dziś: Słuchałem TOK FM, na antenie którego profesor Wojciech Łukowski zastanawiał się wraz z prowadzącym audycję dziennikarzem, którzy to kandydaci do europarlamentu są trafieni, wartościowi i „dobrzy”, a którzy wystawiając się z list partyjnych „pozwalają się wykorzystywać politycznie” i ulegają ambicjonalnym pragnieniom. Profesor wygłosił kilkuminutową tyradę o Marku Migalskim który to w opinii szacownego uczonego, poprzez sam fakt kandydowania z list PiS utracił ostatecznie możliwość wiarygodnego i bezstronnego komentowania sytuacji politycznej w kraju. Do tego momentu mógłbym się nawet z profesorem zgodzić, bo mimo iż sam mam zamiar glosować właśnie na Prawo i Sprawiedliwość, to potrafię odróżnić niezależnego publicystę od sterowanego przez partyjną centralę polityka (a takim Migalski jako kandydat chcąc nie chcąc musi się stać). Zdenerwowało mnie jednak coś innego, bowiem chwilę później prowadzący audycję przypomniał Łukowskiemu, że przecież w podobnej sytuacji jest na przykład Magdalena Środa, która także wystartuje w tych wyborach z jednej z list partyjnych . Na to profesor Łukowski zareagował wręcz agresywnym uniesieniem. Niemalże podniesionym głosem wygłosił wykład jak to nie można porównywać wielkiego dorobku naukowego Środy z mizernymi dokonaniami Migalskiego – używając przy tym słów w zasadzie obraźliwych względem tego ostatniego. Konkluzja Łukowskiego była taka, że ktoś tak wspaniały jak Środa może bez uszczerbku dla swojej wiarygodności startować z list dowolniej partii a i tak pozostanie kryształowo czysty i niezależny. Ktoś taki jak Migalski startując z listy PiS staje się tylko bezwolną kukłą za której sznurki pociągają bracia Kaczyńscy…
Pisałem tu już że jakoś szczególnie nie cenię Marka Migalskiego jako analityka polskiej sceny politycznej. Ale na miłość boską jak można być tak perfidnie zakłamanym kołtunem jak profesor Łukowski? Przez kilka minut analizował jak jawnie demonstrowane afiliacje polityczne mogą zaszkodzić naukowcom w byciu wiarygodnymi, a kiedy okazało się że problem dotyczy jego ulubienicy, zmienił natychmiast zdanie o 180 stopni (i to wybiórczo)…
Doprawdy jest to dla mnie całkowicie niezrozumiałe i budzi moją odrazę. W tej sprawie widać wyraźnie jeszcze inny problem. W Polsce od kilkunastu miesięcy wbija się ludziom do głów fałszywy obraz „bezstronności”. Zdaniem czołowych autorytetów moralnych eksponowanych w mediach, przebywanie w orbicie wpływów i poglądów reprezentowanych przez PO jest równoznaczne z obiektywizmem. Przebywanie w takiej samej orbicie PiS to już dramat, fanatyzm, pozbawianie się wiarygodności. Widzę że tego typu wartościowanie, wzbudzające moją głęboką niechęć i wewnętrzny sprzeciw, zaczyna znów odgrywać pierwszorzędną rolę. Zbliżające się wybory nakazują bowiem strategom PO wrócić do sprawdzonego już wielokrotnie sposobu walki z przeciwnikami – tworzenia wrażenia że wszystkie postępowe i niezależne środowiska popierają właśnie tę partię. Jestem ciekawy czy i tym razem się to uda…
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 919 odsłon