KOLOROWANKA – wróg naszych dzieci
Konia z rzędem temu, kto wytłumaczy mi, dlaczego naszym dzieciom każe się od wczesnego dzieciństwa zamalowywać niezliczoną ilość gotowych obrazków.
Kolorowanka to gotowy wzór obrazka w postaci konturów, którego wolne pola należy pokryć barwami.
Kolorowanki w wielkiej ilości każe się wypełniać dzieciom od przedszkola, gdzie są jeszcze dobrowolne i w szkole, gdzie są zadawane i egzekwowane pod karą postawienia złego stopnia i to nawet do czwartej klasy. Proponuje się je również jako zajęcie nieobowiązkowe w czasie wolnym zamieszczając np. w czasopismach dla dzieci. Występują jako zadanie samodzielne lub towarzyszące nauce niemal wszystkich przedmiotów, nawet matematyki, języków obcych czy religii. Nie ma prawie podręcznika, w którym nie występowałyby kolorowanki.
Ich szkodliwość polega na tym, że:
Zabierają dzieciom cenny czas dzieciństwa,
Zabijają własną wyobraźnię
Przygotowują myślenie do podporządkowywania się narzuconym schematom, czyli kształtują myślenie szablonowe.
Mogą być narzędziem indoktrynacji
Zamiast kolorowanek proponuję dla dzieci:
Rysunek z wyobraźni
Naukę kaligrafii
Odzyskany czas można poza tym przeznaczyć na prawie zupełnie obecnie wyrugowane ze szkolnictwa podstawowego elementy np. naukę wierszy, piosenek, gry na instrumentach.
Uzasadnienie:
Jedynym argumentem za kolorowankami, jaki udało mi się uzyskać od nauczyciela nauczania początkowego był ten, że dziecko rzekomo „wyrabia sobie rączkę”.
Pomimo jednak niezliczonej ilości wyprodukowanych przez kolejne już roczniki kolorowanek nie widać jednak, aby dzięki temu obecni absolwenci lepiej lub ładniej pisali. Wręcz przeciwnie.
Jeśli ktoś chce się nauczyć ładnie rysować i malować, to musi właśnie dokładnie to ćwiczyć, zaczynając od prostej kreski i okrągłego koła. Na zajęciach z nauki rysunku dla przyszłych architektów nie ma kolorowanek.
Jeśli ktoś chce się nauczyć ładnie pisać, to musi ćwiczyć kaligrafię - jakoś nikt nie może dostrzec prostej zależności, która dla naszych przodków była oczywista.
Nauczyciele przedwojenni, a nawet ci z okresu Peerelu popukaliby się w czoło na takie pomysły.
Kolorowanki przyszły do nas wraz z transformacją jako element większej całości: przekształcenia Polski w strefę buforową, a ludności Polski w bezmyślną, łatwo podporządkowująca się, niewykształconą i tanią siłę roboczą.
Przerażające jest to, że ani rodzice, ani nauczyciele nie widzą nic złego w kolorowankach.
Rodzice wierzą autorytetowi nauczycieli, a nauczycieli uczy się na studiach i kursach pedagogicznych o zaletach takiej metody. Tylko nikt nie chce samodzielnie i logicznie pomyśleć i powiedzieć: przecież to bzdury, król jest nagi.
Zalety, owszem są. Dzieci siedzą cicho, bo są zajęte. Robią to początkowo chętnie, bo obrazek od razu ładnie wychodzi, bez wysiłku. Jak wiadomo, każdy woli żeby było łatwo szybko i przyjemnie oraz po najmniejszej linii oporu. Starsze zaczynają się trochę nudzić, ale nie próbują się buntować.
Nauczycielka języka obcego puszcza dzieciom na lekcji jakiś dialog do odsłuchania i w tym czasie każe kolorować obrazki. Ma święty spokój, a godziny lecą. To przykład z prywatnej szkoły.
Jaki zakres oddziaływania mają pojedyncze głosy wołających na puszczy?
Od lat walczę w swoim środowisku z kolorowankami i innymi bzdurami zajmującymi dzieciom cenny czas, jak choćby niezliczone robótki ręczne przeważnie z surowców wtórnych, ale nie znajduję zrozumienia u nauczycieli, a rodzice poza przytakiwaniem nie odważają się sprzeciwiać.
Gdy znalazłam w podręczniku do j. angielskiego dla klasy pierwszej dwadzieścia całostronicowych kolorowanek do wykonania w jednym semestrze i stanowczo zaprotestowałam, nauczycielka z wyższością odpowiedziała, że nie jestem metodykiem nauki języka i się nie znam.
Wnoszę, aby jako element naprawy edukacji w Polsce włączyć postulat likwidacji kolorowanek jako metody nauczania.
Polecam przy okazji bardzo dobry pomysł na naprawę systemu edukacji w Polsce autorstwa Markowej. Niech takie ważne postulaty nie zaginą w otchłani sieci, ale niech będą wciąż przypominane, aby były „na wierzchu” i „pod ręką”, gdy przyjdzie czas na konkrety. Pozdrawiam autorkę.
http://niepoprawni.pl/blog/4768/biedne-dzieci
PS. Już prawie dwa lata temu pisałam, że mamy stan jak za okupacji i zaborów i apelowałam o drugi obieg w edukacji (tajne komplety)
a także tu:
http://niepoprawni.pl/blog/3787/czy-przeciw-polsce-toczy-sie-wojna-analiza-wlasna
ed. Sg. img. 16:48
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 6749 odsłon
Komentarze
Chce przypomniec ze dlugo przed transformacja w PRLu istnialy
23 Kwietnia, 2013 - 18:16
kolorowanki takie jak ukryte figury czy obrazki i trzebabylo je za pomoca kolorowych krdek wylowic z chaosu kratek.
Nie ocenial bym tak bardzo negatywnie zamalowywanek gdyz one ucza dzieci skupienia i cierpliwosci, oczywiescie nie mowie o tresci tych zamalowywanek bo na zamalowywankach najlatwiej jest dzieci w mlodym wieku nauczyc np.patryjotyzmu, geografi czy historji co zreszta sie tez odbywalo juz w klasach wyzszych zamalowywanie gotowych odbitek geograficznych czy historycznych.
Tak ze zamalowanki sa potrzebne bo sa najprostsza i najszybsza forma nauki pod warunkiem ze ich tresc bedzie odpowiednia.
Uwazam ze zamalowywanki sa o wiele lepsza forma edukacji niz ogladanie TV czy gry komputerowe.
Cop do zastapienia malowanek nauka muzyki to nmic innego jak terroryzowanie tych co tej muzyki nie czuja i nigdy sie jej nie naucza z prostej przyczyny nie posiadania talentu.
Stawianie stopni za muzyke w szkole bylo typowym rasizmem gdyz nagradzalo dzieci urodzone ze zdolnosciami muzycznymi.
nauka muzyki
23 Kwietnia, 2013 - 19:55
Nauka muzyki jest bardzo cenna; nie ma ona nic wspólnego ze stawianiem dziecka pod tablicą i nakazem śpiewania - z bezceremonialną krytyką każdego nieczystego dżwięku.
Muzyka może być dostępna dla każdego - niekoniecznie jako sztuka odtwórcza. Jest dużo nowoczesnych metod, z których najpopularniejsza w Polsce jest metoda Carla Orffa.
O wiele bardziej wartościowe jest np. stworzenie akompaniamentu granego na uroczych instrumentach perkusyjnych np. do przedstawienia teatralnego, niż tępe kolorowanie kiczowatych obrazków.
@Wilku - zdolności muzyczne daja się rozwijać; tylko człowiek całkowicie głuchy nie ma wyobrazni muzycznej - nie potrafi zarządzić swoim głosem.
Zauważ, jak kibice Legii śpiewają "Sen o Warszawie" - wcale niełatwą piosenkę. Bo chcą - i nikt ich nie ocenia.
Bóg - Honor - Ojczyzna!
@ Markowa.Masz racje jesli obrazki sa kiczowate to jest to tylko
23 Kwietnia, 2013 - 20:14
tepe nic nie rozwijajce zjecie, ale pisalem o nie kiczowych,
rysunkach zaluzmy pokolorowanie polskiego orla jaklo godla polskiego czy jakis postaci czy zajsc patryjotycznych, nie mowiac juz o geograficznych mapkach itd.
O stawianiu stopni z muzyki napisalem fakty jakie mialy miejsce za mojej bytnosci w szkole.Zreszta moralne znecanie sie nad dziecmi innymi lub mniej zdolnymi w PRLowskiej szkole bylo nagminne, przejawial sie sadyzm i despotyzm, nauka byla tresura i wcale nauczyciele muzyki czy rysunkow nie byli lepsi.
Jeszce raz powtorze stawianie stopni za zdolnosc w muzyce czy rysunkach bylo swojego rodzaju rasizmem czy znecaniem sie wyrabiajacym w dziecku poczucie winy i niedowartosciowania.
z tymi stopniami masz rację
23 Kwietnia, 2013 - 20:30
Mój syn miał w szkole gehennę z wuefem - na tej samej zasadzie: nie miał talentu do kopania piłki, a tylko to działo się na wuefie.
Nie pomogło, że był punktualny - i zawsze miał odpowiedni strój. Ledwo trója minus.
Na moją interwencję pan odrzekł: to niech go pani zwolni! (alergik)
Z jakiej racji miałam pozbawiać chłopca lekcji sportu? Pomyślałam :"chętnie bym pana zwolniła" - ale nie miałam odwagi powiedzieć głośno. Pogrążyłabym chłopaka na amen._
Bóg - Honor - Ojczyzna!
Wlasnie o to michodzilo ze nie mozna karac stopniami dziecko
23 Kwietnia, 2013 - 23:10
za to ze jest inne i ze Bozia takiemu dziecku nie dala takie czy innego talentu.Bezmyslnoscia jest nagradzanie za kostium i subordynacje w duzym slowa tego znaczeniu.
Takie dziedziny jak WF muzyka prace reczne czy plastyczne powinny byc zaliczane a nie na stopien a szczegolne jakies prace wyrozniane ale na innym etapie poza stopniowym.
ze mnie chcieli zrobic pianiste no bo wszyscy w drodzinie muzycy grali na wszytkim co wydawalo dzwiek amnie skrzypce piszczaly,a charmonia byla bez sensu z ukladem guzikow.
Tak ze zostalo pianino, ale niestty mnie nie interesowal styl nauki i utwory.Wystarczylo ze sobie raz cos zagralem i to bylo koniec cwiczen interesowal mnie Jazz i sam sobie co komponowalem i w domu gral na moim Olbrichcie,nauka na pianinie skonczyla sie jak o malo mi nauczycvielka klapa od klawiatury nie walnela po paluchach,kiedy grajac jakas etiude patrzylem przez okno jak chlopaki w pilke graja.
Wilku, nie wypaczaj sensu notki
23 Kwietnia, 2013 - 21:21
Propozycja jest taka: zamiast kolorowanki - rysunek z wyobraźni. Zamiast "pokoloruj obrazek" - narysuj dom, ulubione zwierzę, siebie na wakacjach, czy temat dowolny.
Zamiast tzw. wprawiania rączki do pisania - właśnie samo pisanie, kaligrafia, jak to skutecznie robili nasi dziadowie i jeszcze niektórzy z nas.
Jako ilustrację omawianego na lekcji tematu - też samodzielne narysowanie istotnej dla tego tematu rzeczy (może być orzeł, ale narysowany samodzielnie, a nie pokolorowany kontur orła).
Tak się uczyłam. Do dziś pamiętam moje siedem krów tłustych i chudych pod odpowiednim tematem z religii. Pod każdym tematem musiał BYĆ WŁASNY RYSUNEK, a ksiądz po kolędzie sprawdzał zeszyty z religii. Na biologii zawsze rysowaliśmy coś do tematu, nawet w liceum rysowało się SAMEMU jakieś cykle rozwojowe robali i była kupa śmiechu, ale się dobrze zapamiętywało.
Mapki konturowe z geografii też pamiętam i oby wróciły.
Zaznaczaliśmy kolorami każde morze, każdą zatokę, półwysep itd i SAMODZIELNIE podpisywaliśmy nazwy sprawdzając w atlasie. To nie ma nic wspólnego z kolorowankami, o których piszę.
Maria Kowalska
śmiem twierdzic, że kaligrafia leczyłaby dysgrafię
23 Kwietnia, 2013 - 21:43
to oczywiście przypuszczenie, ale - gdy w szkole była kaligrafia - nie słyszało się o dysgrafii, która wg mnie w dużej mierze bierze się ze zbyt szybkiego przechodzenia na długopis.
Bardzo lubiłam "zeszyty ćwiczeń" do geografii - z ciekawymi malowankami - ale trzeba było przy tym myśleć!
Bóg - Honor - Ojczyzna!
Dokładnie tak jest
23 Kwietnia, 2013 - 21:52
"gdy w szkole była kaligrafia - nie słyszało się o dysgrafii".
Gdy ktoś chce być wirtuozem, to ćwiczy palce na klawiaturze, a nie w grze w siatkówkę, choć i to wyrabia palce.
Żeby ładnie pisać, trzeba ćwiczyć PISANIE, nie bazgranie.
PS. Pani poglądy na sprawy edukacji są tak celne, że zachęcam do zostania ekspertem np. w Ruchu Edukacji Narodowej p. Jadwigi Chmielowskiej.
Zupełnie poważnie.
Z całego serca życzyłabym sobie, żeby ktoś o takim podejściu miał wpływ na naprawę systemu oświaty w Polsce.
Maria Kowalska
@Maria Kowalska
23 Kwietnia, 2013 - 22:00
Bardzo chętnie, pozdrawiam i proszę odebrać list na privie
Bóg - Honor - Ojczyzna!
To musisz sprecyzowac o jakie kololorowanki
23 Kwietnia, 2013 - 23:27
Ci chodzi zeby nie bylo nieporozumeienia, bo kazdy kontur do kolorowania jest kolorowanka i te historyczne, geograficzne czy biologiczne to tez sa kolorowanki,i naprawde sa edukacyjne i istnieja do tej pory w szkolach srednich.
Co do wyobrazni dziecka jest tez ograniczona jak dziecko ma cos namalowac nigdy tego nie widzac malowanki podpowiadaja i dziecko moze sie zapytac jak pomalowac np.konia wielkosci osla co ma pregi.
Masz racje ze rysunek bardzo pomaga poprze kojarzenie z zapamietywaniem faktow malo wchozacych w glowe.
Na tym bazuje cala socjotechnika i spece od propagandy.
Z tym się nie zgadzam
23 Kwietnia, 2013 - 21:28
"Uwazam ze zamalowywanki sa o wiele lepsza forma edukacji niz ogladanie TV"
Bezmyślne mazanie po wymyślonym PRZEZ KOGOŚ INNEGO szablonie, to szczyt straty czasu.
Natomiast obejrzenie czasami jakiegoś dobrego filmu, czy programu edukacyjnego może być kształcące. Nie mówimy oczywiście o wielogodzinnym przesiadywaniu przed ekranem.
Maria Kowalska
Na dysgrafie to bardziej moze pomoc lewatywa jak nauka
24 Kwietnia, 2013 - 00:34
kaligrafi, bo lewatywa moze obnizyc cisnienie...
"Dysgrafia (agrafia; gr. α – nie, γραφο – piszę) – częściowa lub całkowita utrata umiejętności pisania, spowodowana mikrouszkodzeniami ośrodkowego układu nerwowego lub zaburzeniami ośrodkowych funkcji wzrokowych i słuchowych. Występuje w przypadkach uszkodzenia tylnych części drugiego lub trzeciego zakrętu czołowego półkuli lewej lub zakrętu nadbrzeżnego...""
tajk ze sie prosze nie osmieszac ze swoimi receptami na dysgrafie bo to moze zaszkodzic jakiemus dziecki jak ktos to przeczyta i potraktuje na serjo.
To tak jak komus z hernia w l4 kazac robic kwiat lotosu.
Ale powaznie kaligrafia nie ma nic wspolnego z pisaniem jest to malowanie liter,rodzaj sztuki i utalentowani ludzie sie tym zajmuja zawodowo choc z tego sie nie da wyzyc obecnie.Wogole nauka kaligrafi nie ma sensu obecnie, jest to marnowanie czasu.
Ja sobie nie przypominam zebym cokolwiek odrecznie napisal poza data, suma, podpisem na czeku i zeznaniu podatkowym w ostatnim dziesiecioleciu.
Oczywiscie umiejetnosc pisania odrecznego jest niezbedna ale marnowanie czasu na kaligrafie nie ma sensu lepiej ten czas spozytkowac na gre w szachy.
Pismo odreczne jest obecnie przezytkiem czy chcecie czy nie.
Kolorowanki to pół biedy - naklejki, to jest dopiero idiotyzm...
24 Kwietnia, 2013 - 15:18
Produkcja na skale masową załóg do taśm fabrycznych.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Jeszcze Polska nie zginęła / Isten, aldd meg a magyart
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Jeszcze Polska nie zginęła / Isten, aldd meg a magyart