Grossów złote plony

Obrazek użytkownika Jan Bogatko
Blog

Nie wrócę do książki Jana T. Grossa i Ireny Grudzińskiej – Gross „Złote żniwa”. Nie chodzi mi też o tę książkę, a jedynie o to, jak o niej pisze – i co o niej pisze – niemiecka prasa.

 

„Gorączka złota pod Teblinką” – to tytuł  artykułu Karola Sauerlanda na łamach Frankfurter Allgemeine Zeitung (15 lutego 2011). Podtytuł brzmi: „W jakim zakresie polska ludność brała udział w mordowaniu Zydów? Nowa

 

rozprawa

 

na temat Holocaustu przyniosła Polsce spór historyków”. A więc rozprawa. Praca naukowa. To dla mnie coś nowego. Tytuł publikacji stanowi ukryty znakiem zapytania, jak w kiepskim dowcipie, akt oskarżenia. Pod Treblinką

 

Polacy

 

szukali żydowskiego złota. Jakby nie wszystkie zęby, obrączki czy pierścionki były w obozie skrupulatnie ważone i wysyłane do Reichu, z włosami w paczkach, oprawkami od okularów. Z Auschwitz  transporty żydowskich złotych żębów, a także i

 

polskich

 

wysyłano do central w Berlinie. Protokoły sporządzano w dwu egzemplarzach, przez kalkę. Czy w okolicach Treblinki miejscowi szukali kosztowności? Może. W piwnicy domu mojej babci, z którego ją wypędzono po Powstaniu Warszawskim w r.

 

1944

 

też. Polacy są bardzo potrzebni Niemcom jako wspólnicy zbrodni. Naturalnym odruchem zbrodniarza jest próba relatywizacji winy. Książka Grossa jest dla nich wielką pomocą, jest napisana na ich zamówienie. Pamiętam uczucie ulgi, jakie

 

ogarnęło

 

Niemcy zaraz po ukazaniu się dochodowej powieści Grossa „Sąsiedzi”. Teraz Niemcy z pewnością czekają na dalsze jego książki. Jan T. Gross i Irena Grudzińska – Gross mają zapewnione złote żniwa.  Dziś i jutro.

 

Tym łatwiej, że tylko jedno kłamstwo jest w Niemczech karalne – kłamstwo oświęcimskie. Za kłamstwo polskie można liczyć na nagrodę.

 

Niemiecka precyzja

 

http://pl.auschwitz.org.pl/m/index.php?option=com_ponygallery&func=detail&id=785&Itemid=17

 

Opinia z Muzeum w Auschwitz

 

http://kontakt24.tvn.pl/artykul,oswiecim-upiorne-pomowienie-historyk-z-muzeum-auschwitz-o-zlotych-zniwach-quot-grossa,64192.html

 

Post scriptum: nie chcę być źle zrozumiany: na pewno nie brakło wśród Polaków i hien cmentarnych, i morderców. W każdym społeczeństwie jest margines. W Polsce był to margines. Wydaje mi się, że wolno mi powiedzieć, że więcej Polaków ucierpiało podczas wojny z rąk Zydów, niż odwrotnie. W każdym razie w latach 1917-1920 i 1939-1941, 1944 – 1956. Czy ten krzyk ma zagłuszyć sumienie?

 

Mord rabunkowy. Także i na Polakach.

 

http://www.youtube.com/watch?v=berMyWFELiY

 

Brak głosów

Komentarze

moga byc ZŁOTE dla KONGRESU ŻYDÓW
Przy okazji zrewiduje sie pojecie NAZISTÓW !

Pozostaje wierzyc ze jest jescze paru przyzwoitych ludzi na tym swiecie

Vote up!
0
Vote down!
0

Maciej61

#135639

Jan Bogatko

...wierzmy,

pozdrawiam,

Vote up!
1
Vote down!
0

Jan Bogatko

#135646

Doskonały wpis , to rzeczywiście żenujący proceder , jak z tego wynika podsycany w dalszym ciągu przez koła zainteresowane i zorientowane niemalże od samego początku na odwracaniu i relatywizowaniu historii w tym obarczanie strony polskiej za ewidentne winy reżimu nazistowskiego III Rzeszy. By dobrze zrozumieć kontekst i zawirowania wynikające z kłamliwych wielu już publikacji J.Y.Grossa , dotyczących rzekomych win narodu polskiego wobec ludności żydowskiej zamieszkałej w na terenach II RP , warto z tej okazji zapoznać się z opinią pana Prof. Jerzego Roberta Nowaka , który poprzez spotkania a zwłaszcza własne publikacje odczarowuje a zatem sprowadza do realiów owe "sensacyjne" dane które publikowane są w niemalże każdej z pozycji wydawanych przez Grossa . Nie inaczej jest i teraz gdy chodzi o ostatnią z jego "sensacji" pt."Złote żniwa" .. ]]>]]> Odsyłam zatem do źródeł , do wypowiedzi pana prof.J.R.Nowaka ... Tak między nami nie pozostawia pan profesor suchej nitki na tym "arcy-łgarstwie" ..Punktuje strona po stronie , punkt po punkcie ,wspierając się dokumentami , udowadnia ponad wszelką wątpliwość że owe sensacje to tendencyjne łgarstwo bez wsparcia w dokumentach źródłowych.

]]>Fałsze "Złotych Żniw" J.T.Grossa - Prof. J.R.Nowak w Opolu 14-02-2011]]> ]]>cz-2]]> , ]]>cz-3]]> , ]]>cz-4]]> , pozdrawiam . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . " idź wyprostowany wśród tych co na kolanach.."/Z.Herbert/ /Klub Gazety Polskiej w Opolu/ ]]>http://andruch.blogspot.com]]> ]]>http://ngo.opole.pl/]]>

Vote up!
1
Vote down!
0

-----------------------------------------
Andruch z Opola
]]>http://andruch.blogspot.com]]>

#135681

A mnie zastanawia milczenie kilku osób. Czy taki historyk jak Nałęcz nie powinien się w tej sprawie wypowiedzieć, powiem więcej- zaprotestować i to zdecydowanie, przecież stanowisko które zajmuje w mojej ocenie do takiej reakcji go zobowiązuje. Pan Kunert też ma w gębie język i mógłby się nie zgodzić na plucie Polakom w twarz, w końcu niech też zrobi coś dobrego dla naszej ojczyzny, czas stawiania pomników bolszewickiej zarazie już się skończył. O naszym naczelnym wodzu to już nawet nie wspomnę.

Wyobraźcie sobie co by się działo gdyby to Lech Kaczyński był prezydentem, ruszyłby niebo i wstrząsnął ziemią by bronić dobre imię Polski i Polaków.

POZDRAWIAM

Vote up!
0
Vote down!
0
#135697

Jan Bogatko

...to jest to, o czym piszę: Polska nie ma polityki historycznej; Polacy sami uważają się za Europę wschodnią i za datę powstania Polski przyjmują powszechnie i bez zastrzeżeń 22 lipca 1944 roku. Przed tą datą była pańszczyzna, król Popiel i jus primae noctis,

pozdrawiam,

Vote up!
0
Vote down!
0

Jan Bogatko

#135711

margines. Każe ma swoje kanalie i hieny.
Zabieg dokonany przez Grossa polegający na przyjęciu owego marginesu za normę jest podłością.

Vote up!
0
Vote down!
0
#135721

Jan Bogatko

...tak, na przykład ci, którzy grabili domy wypędzanych ziemian zarówno pod okupacją rosyjską po 17 września 1939 roku, czy po 22 lipca 1944, należą dokładnie do tej samej kategorii, ale tytuł w FAZ - zawarty w pytaniu o odpowiedzialność Polaków, tłumaczy o co chodzi,

pozdrawiam,

Vote up!
1
Vote down!
0

Jan Bogatko

#135735

                        ZBIEG Z TREBLINKI
Miał około lat czternastu, trochę więcej może,
Ale wygląd on przedstawiał nie daj Panie Boże.
Jego spodnie, jego kaftan strasznie wyglądały,
Chyba tylko na szwach swoich trochę się trzymały.
Czapka także biedna była, tylko daszek miała,
Na kręconych jego włosach ledwie się trzymała.
Pora późno – wieczorowa, gdy wszedł do mieszkania
Trząsł się cały i nie odparł na pierwsze pytania.
Właścicielka tego domu z krzesełka powstała
W jednej chwili ona także zatrzęsła się cała.
Było czego, że to wszystko za chwilę się wyda,
Bowiem w chłopcu bez trudności rozpoznała Żyda.
Wygłodzony był straszliwie, oczy zalęknione
Machinalnie był skierował już w kominka stronę.
Na durszlaku był makaron, acz bardzo dymiący
Nie przeszkadzał chłopakowi, że był on gorący.
Chwytał go swą drżącą dłonią i do ust przenosił,
By mu w tym nie przeszkadzano wzrokiem tylko prosił.
Kiedy tylko głód zasycił na pierwsze pytanie,
Jak się dostał do mieszkania – odpowiedział na nie.
Szedł on z lasu, gdzie się tułał, tułał po kryjomu,
Potem wszedł na pole, w ogród i znalazł się w domu.
Twierdził, że go nikt nie widział, psy tylko szczekały,
Mimo wszystko szedł do domu bo był wygłodniały.
Pani domu wszystkie dalsze pytania przerwała
I naftową lampę także zgasić rozkazała.
Chłopcu dała jeść po ciemku, gdyż lęk na przeszkodzie,
Cała reszta domowników poszła spać o głodzie.
Chłopcu zaraz poleciła, by zrzucił ubranie,
Da mu całe, a w tej chwili zrobi mu posłanie.
Zaraz chłopiec ten spać poszedł, a ona czuwała,
Gdy się zrywał przerażony kocem otulała.
On się zrywał, coś tam krzyczał przerażony chyba,
Jakby z wody wyciągnięta na powierzchnię ryba.
Uciszała go, gdy krzyczał, miała rozeznanie,
Że gdy Niemcy to wykryją będzie rozstrzelanie.
Kiedy ranek już się zbliżał, chłopca obudziła
I na dalsze trudy drogi dobrze nakarmiła.
Coś tam jeszcze i na drogę troskliwie mu dała
I za rzekę odprowadzić Frankowi kazała.
Nakaz, co Frankowi dała był tutaj konieczny,
Gdyż za Bugiem ten Żyd młody tam był już bezpieczny.
Odprowadził go więc Franek, tam się pożegnali,
Żyd i Polak jakże czule dłonie sobie dali.
Dwom im było niebezpiecznie – okupacja trwała
I miłować się w tym czasie im obu kazała.
Dobrze by to, dobrze było obym w to uwierzył,
Że szczęśliwie ów ten chłopiec straszną wojnę przeżył.
Jeśli żyje to pamięta nocleg w owym domu,
Gdzie tak chcieli go przetrzymać bardzo, po kryjomu.
Gdyby Niemcy go wykryli, to rodzina cała
Wraz z tym chłopcem w licznym gronie trupem by leżała.
Jakże trudna dla tej pani była wtedy droga.
Już nie żyje, swą nagrodę odbiera od Boga.
                                                           K. M. Lipka
 
 
 
                         ZBIEG Z TREBLINKI
Miał około lat czternastu, trochę więcej może,
Ale wygląd on przedstawiał nie daj Panie Boże.
Jego spodnie, jego kaftan strasznie wyglądały,
Chyba tylko na szwach swoich trochę się trzymały.
Czapka także biedna była, tylko daszek miała,
Na kręconych jego włosach ledwie się trzymała.
Pora późno – wieczorowa, gdy wszedł do mieszkania
Trząsł się cały i nie odparł na pierwsze pytania.
Właścicielka tego domu z krzesełka powstała
W jednej chwili ona także zatrzęsła się cała.
Było czego, że to wszystko za chwilę się wyda,
Bowiem w chłopcu bez trudności rozpoznała Żyda.
Wygłodzony był straszliwie, oczy zalęknione
Machinalnie był skierował już w kominka stronę.
Na durszlaku był makaron, acz bardzo dymiący
Nie przeszkadzał chłopakowi, że był on gorący.
Chwytał go swą drżącą dłonią i do ust przenosił,
By mu w tym nie przeszkadzano wzrokiem tylko prosił.
Kiedy tylko głód zasycił na pierwsze pytanie,
Jak się dostał do mieszkania – odpowiedział na nie.
Szedł on z lasu, gdzie się tułał, tułał po kryjomu,
Potem wszedł na pole, w ogród i znalazł się w domu.
Twierdził, że go nikt nie widział, psy tylko szczekały,
Mimo wszystko szedł do domu bo był wygłodniały.
Pani domu wszystkie dalsze pytania przerwała
I naftową lampę także zgasić rozkazała.
Chłopcu dała jeść po ciemku, gdyż lęk na przeszkodzie,
Cała reszta domowników poszła spać o głodzie.
Chłopcu zaraz poleciła, by zrzucił ubranie,
Da mu całe, a w tej chwili zrobi mu posłanie.
Zaraz chłopiec ten spać poszedł, a ona czuwała,
Gdy się zrywał przerażony kocem otulała.
On się zrywał, coś tam krzyczał przerażony chyba,
Jakby z wody wyciągnięta na powierzchnię ryba.
Uciszała go, gdy krzyczał, miała rozeznanie,
Że gdy Niemcy to wykryją będzie rozstrzelanie.
Kiedy ranek już się zbliżał, chłopca obudziła
I na dalsze trudy drogi dobrze nakarmiła.
Coś tam jeszcze i na drogę troskliwie mu dała
I za rzekę odprowadzić Frankowi kazała.
Nakaz, co Frankowi dała był tutaj konieczny,
Gdyż za Bugiem ten Żyd młody tam był już bezpieczny.
Odprowadził go więc Franek, tam się pożegnali,
Żyd i Polak jakże czule dłonie sobie dali.
Dwom im było niebezpiecznie – okupacja trwała
I miłować się w tym czasie im obu kazała.
Dobrze by to, dobrze było obym w to uwierzył,
Że szczęśliwie ów ten chłopiec straszną wojnę przeżył.
Jeśli żyje to pamięta nocleg w owym domu,
Gdzie tak chcieli go przetrzymać bardzo, po kryjomu.
Gdyby Niemcy go wykryli, to rodzina cała
Wraz z tym chłopcem w licznym gronie trupem by leżała.
Jakże trudna dla tej pani była wtedy droga.
Już nie żyje, swą nagrodę odbiera od Boga.
                                                           K. M. Lipka
 
 
 
                         ZBIEG Z TREBLINKI
Miał około lat czternastu, trochę więcej może,
Ale wygląd on przedstawiał nie daj Panie Boże.
Jego spodnie, jego kaftan strasznie wyglądały,
Chyba tylko na szwach swoich trochę się trzymały.
Czapka także biedna była, tylko daszek miała,
Na kręconych jego włosach ledwie się trzymała.
Pora późno – wieczorowa, gdy wszedł do mieszkania
Trząsł się cały i nie odparł na pierwsze pytania.
Właścicielka tego domu z krzesełka powstała
W jednej chwili ona także zatrzęsła się cała.
Było czego, że to wszystko za chwilę się wyda,
Bowiem w chłopcu bez trudności rozpoznała Żyda.
Wygłodzony był straszliwie, oczy zalęknione
Machinalnie był skierował już w kominka stronę.
Na durszlaku był makaron, acz bardzo dymiący
Nie przeszkadzał chłopakowi, że był on gorący.
Chwytał go swą drżącą dłonią i do ust przenosił,
By mu w tym nie przeszkadzano wzrokiem tylko prosił.
Kiedy tylko głód zasycił na pierwsze pytanie,
Jak się dostał do mieszkania – odpowiedział na nie.
Szedł on z lasu, gdzie się tułał, tułał po kryjomu,
Potem wszedł na pole, w ogród i znalazł się w domu.
Twierdził, że go nikt nie widział, psy tylko szczekały,
Mimo wszystko szedł do domu bo był wygłodniały.
Pani domu wszystkie dalsze pytania przerwała
I naftową lampę także zgasić rozkazała.
Chłopcu dała jeść po ciemku, gdyż lęk na przeszkodzie,
Cała reszta domowników poszła spać o głodzie.
Chłopcu zaraz poleciła, by zrzucił ubranie,
Da mu całe, a w tej chwili zrobi mu posłanie.
Zaraz chłopiec ten spać poszedł, a ona czuwała,
Gdy się zrywał przerażony kocem otulała.
On się zrywał, coś tam krzyczał przerażony chyba,
Jakby z wody wyciągnięta na powierzchnię ryba.
Uciszała go, gdy krzyczał, miała rozeznanie,
Że gdy Niemcy to wykryją będzie rozstrzelanie.
Kiedy ranek już się zbliżał, chłopca obudziła
I na dalsze trudy drogi dobrze nakarmiła.
Coś tam jeszcze i na drogę troskliwie mu dała
I za rzekę odprowadzić Frankowi kazała.
Nakaz, co Frankowi dała był tutaj konieczny,
Gdyż za Bugiem ten Żyd młody tam był już bezpieczny.
Odprowadził go więc Franek, tam się pożegnali,
Żyd i Polak jakże czule dłonie sobie dali.
Dwom im było niebezpiecznie – okupacja trwała
I miłować się w tym czasie im obu kazała.
Dobrze by to, dobrze było obym w to uwierzył,
Że szczęśliwie ów ten chłopiec straszną wojnę przeżył.
Jeśli żyje to pamięta nocleg w owym domu,
Gdzie tak chcieli go przetrzymać bardzo, po kryjomu.
Gdyby Niemcy go wykryli, to rodzina cała
Wraz z tym chłopcem w licznym gronie trupem by leżała.
Jakże trudna dla tej pani była wtedy droga.
Już nie żyje, swą nagrodę odbiera od Boga.
                                                           K. M. Lipka
 
 
 
                         ZBIEG Z TREBLINKI
Miał około lat czternastu, trochę więcej może,
Ale wygląd on przedstawiał nie daj Panie Boże.
Jego spodnie, jego kaftan strasznie wyglądały,
Chyba tylko na szwach swoich trochę się trzymały.
Czapka także biedna była, tylko daszek miała,
Na kręconych jego włosach ledwie się trzymała.
Pora późno – wieczorowa, gdy wszedł do mieszkania
Trząsł się cały i nie odparł na pierwsze pytania.
Właścicielka tego domu z krzesełka powstała
W jednej chwili ona także zatrzęsła się cała.
Było czego, że to wszystko za chwilę się wyda,
Bowiem w chłopcu bez trudności rozpoznała Żyda.
Wygłodzony był straszliwie, oczy zalęknione
Machinalnie był skierował już w kominka stronę.
Na durszlaku był makaron, acz bardzo dymiący
Nie przeszkadzał chłopakowi, że był on gorący.
Chwytał go swą drżącą dłonią i do ust przenosił,
By mu w tym nie przeszkadzano wzrokiem tylko prosił.
Kiedy tylko głód zasycił na pierwsze pytanie,
Jak się dostał do mieszkania – odpowiedział na nie.
Szedł on z lasu, gdzie się tułał, tułał po kryjomu,
Potem wszedł na pole, w ogród i znalazł się w domu.
Twierdził, że go nikt nie widział, psy tylko szczekały,
Mimo wszystko szedł do domu bo był wygłodniały.
Pani domu wszystkie dalsze pytania przerwała
I naftową lampę także zgasić rozkazała.
Chłopcu dała jeść po ciemku, gdyż lęk na przeszkodzie,
Cała reszta domowników poszła spać o głodzie.
Chłopcu zaraz poleciła, by zrzucił ubranie,
Da mu całe, a w tej chwili zrobi mu posłanie.
Zaraz chłopiec ten spać poszedł, a ona czuwała,
Gdy się zrywał przerażony kocem otulała.
On się zrywał, coś tam krzyczał przerażony chyba,
Jakby z wody wyciągnięta na powierzchnię ryba.
Uciszała go, gdy krzyczał, miała rozeznanie,
Że gdy Niemcy to wykryją będzie rozstrzelanie.
Kiedy ranek już się zbliżał, chłopca obudziła
I na dalsze trudy drogi dobrze nakarmiła.
Coś tam jeszcze i na drogę troskliwie mu dała
I za rzekę odprowadzić Frankowi kazała.
Nakaz, co Frankowi dała był tutaj konieczny,
Gdyż za Bugiem ten Żyd młody tam był już bezpieczny.
Odprowadził go więc Franek, tam się pożegnali,
Żyd i Polak jakże czule dłonie sobie dali.
Dwom im było niebezpiecznie – okupacja trwała
I miłować się w tym czasie im obu kazała.
Dobrze by to, dobrze było obym w to uwierzył,
Że szczęśliwie ów ten chłopiec straszną wojnę przeżył.
Jeśli żyje to pamięta nocleg w owym domu,
Gdzie tak chcieli go przetrzymać bardzo, po kryjomu.
Gdyby Niemcy go wykryli, to rodzina cała
Wraz z tym chłopcem w licznym gronie trupem by leżała.
Jakże trudna dla tej pani była wtedy droga.
Już nie żyje, swą nagrodę odbiera od Boga.
                                                           K. M. Lipka
 
 
 
                         ZBIEG Z TREBLINKI
Miał około lat czternastu, trochę więcej może,
Ale wygląd on przedstawiał nie daj Panie Boże.
Jego spodnie, jego kaftan strasznie wyglądały,
Chyba tylko na szwach swoich trochę się trzymały.
Czapka także biedna była, tylko daszek miała,
Na kręconych jego włosach ledwie się trzymała.
Pora późno – wieczorowa, gdy wszedł do mieszkania
Trząsł się cały i nie odparł na pierwsze pytania.
Właścicielka tego domu z krzesełka powstała
W jednej chwili ona także zatrzęsła się cała.
Było czego, że to wszystko za chwilę się wyda,
Bowiem w chłopcu bez trudności rozpoznała Żyda.
Wygłodzony był straszliwie, oczy zalęknione
Machinalnie był skierował już w kominka stronę.
Na durszlaku był makaron, acz bardzo dymiący
Nie przeszkadzał chłopakowi, że był on gorący.
Chwytał go swą drżącą dłonią i do ust przenosił,
By mu w tym nie przeszkadzano wzrokiem tylko prosił.
Kiedy tylko głód zasycił na pierwsze pytanie,
Jak się dostał do mieszkania – odpowiedział na nie.
Szedł on z lasu, gdzie się tułał, tułał po kryjomu,
Potem wszedł na pole, w ogród i znalazł się w domu.
Twierdził, że go nikt nie widział, psy tylko szczekały,
Mimo wszystko szedł do domu bo był wygłodniały.
Pani domu wszystkie dalsze pytania przerwała
I naftową lampę także zgasić rozkazała.
Chłopcu dała jeść po ciemku, gdyż lęk na przeszkodzie,
Cała reszta domowników poszła spać o głodzie.
Chłopcu zaraz poleciła, by zrzucił ubranie,
Da mu całe, a w tej chwili zrobi mu posłanie.
Zaraz chłopiec ten spać poszedł, a ona czuwała,
Gdy się zrywał przerażony kocem otulała.
On się zrywał, coś tam krzyczał przerażony chyba,
Jakby z wody wyciągnięta na powierzchnię ryba.
Uciszała go, gdy krzyczał, miała rozeznanie,
Że gdy Niemcy to wykryją będzie rozstrzelanie.
Kiedy ranek już się zbliżał, chłopca obudziła
I na dalsze trudy drogi dobrze nakarmiła.
Coś tam jeszcze i na drogę troskliwie mu dała
I za rzekę odprowadzić Frankowi kazała.
Nakaz, co Frankowi dała był tutaj konieczny,
Gdyż za Bugiem ten Żyd młody tam był już bezpieczny.
Odprowadził go więc Franek, tam się pożegnali,
Żyd i Polak jakże czule dłonie sobie dali.
Dwom im było niebezpiecznie – okupacja trwała
I miłować się w tym czasie im obu kazała.
Dobrze by to, dobrze było obym w to uwierzył,
Że szczęśliwie ów ten chłopiec straszną wojnę przeżył.
Jeśli żyje to pamięta nocleg w owym domu,
Gdzie tak chcieli go przetrzymać bardzo, po kryjomu.
Gdyby Niemcy go wykryli, to rodzina cała
Wraz z tym chłopcem w licznym gronie trupem by leżała.
Jakże trudna dla tej pani była wtedy droga.
Już nie żyje, swą nagrodę odbiera od Boga.
                                                           K. M. Lipka
 
 
 
                         ZBIEG Z TREBLINKI
Miał około lat czternastu, trochę więcej może,
Ale wygląd on przedstawiał nie daj Panie Boże.
Jego spodnie, jego kaftan strasznie wyglądały,
Chyba tylko na szwach swoich trochę się trzymały.
Czapka także biedna była, tylko daszek miała,
Na kręconych jego włosach ledwie się trzymała.
Pora późno – wieczorowa, gdy wszedł do mieszkania
Trząsł się cały i nie odparł na pierwsze pytania.
Właścicielka tego domu z krzesełka powstała
W jednej chwili ona także zatrzęsła się cała.
Było czego, że to wszystko za chwilę się wyda,
Bowiem w chłopcu bez trudności rozpoznała Żyda.
Wygłodzony był straszliwie, oczy zalęknione
Machinalnie był skierował już w kominka stronę.
Na durszlaku był makaron, acz bardzo dymiący
Nie przeszkadzał chłopakowi, że był on gorący.
Chwytał go swą drżącą dłonią i do ust przenosił,
By mu w tym nie przeszkadzano wzrokiem tylko prosił.
Kiedy tylko głód zasycił na pierwsze pytanie,
Jak się dostał do mieszkania – odpowiedział na nie.
Szedł on z lasu, gdzie się tułał, tułał po kryjomu,
Potem wszedł na pole, w ogród i znalazł się w domu.
Twierdził, że go nikt nie widział, psy tylko szczekały,
Mimo wszystko szedł do domu bo był wygłodniały.
Pani domu wszystkie dalsze pytania przerwała
I naftową lampę także zgasić rozkazała.
Chłopcu dała jeść po ciemku, gdyż lęk na przeszkodzie,
Cała reszta domowników poszła spać o głodzie.
Chłopcu zaraz poleciła, by zrzucił ubranie,
Da mu całe, a w tej chwili zrobi mu posłanie.
Zaraz chłopiec ten spać poszedł, a ona czuwała,
Gdy się zrywał przerażony kocem otulała.
On się zrywał, coś tam krzyczał przerażony chyba,
Jakby z wody wyciągnięta na powierzchnię ryba.
Uciszała go, gdy krzyczał, miała rozeznanie,
Że gdy Niemcy to wykryją będzie rozstrzelanie.
Kiedy ranek już się zbliżał, chłopca obudziła
I na dalsze trudy drogi dobrze nakarmiła.
Coś tam jeszcze i na drogę troskliwie mu dała
I za rzekę odprowadzić Frankowi kazała.
Nakaz, co Frankowi dała był tutaj konieczny,
Gdyż za Bugiem ten Żyd młody tam był już bezpieczny.
Odprowadził go więc Franek, tam się pożegnali,
Żyd i Polak jakże czule dłonie sobie dali.
Dwom im było niebezpiecznie – okupacja trwała
I miłować się w tym czasie im obu kazała.
Dobrze by to, dobrze było obym w to uwierzył,
Że szczęśliwie ów ten chłopiec straszną wojnę przeżył.
Jeśli żyje to pamięta nocleg w owym domu,
Gdzie tak chcieli go przetrzymać bardzo, po kryjomu.
Gdyby Niemcy go wykryli, to rodzina cała
Wraz z tym chłopcem w licznym gronie trupem by leżała.
Jakże trudna dla tej pani była wtedy droga.
Już nie żyje, swą nagrodę odbiera od Boga.
                                                           K. M. Lipka
 
 
 
                         ZBIEG Z TREBLINKI
Miał około lat czternastu, trochę więcej może,
Ale wygląd on przedstawiał nie daj Panie Boże.
Jego spodnie, jego kaftan strasznie wyglądały,
Chyba tylko na szwach swoich trochę się trzymały.
Czapka także biedna była, tylko daszek miała,
Na kręconych jego włosach ledwie się trzymała.
Pora późno – wieczorowa, gdy wszedł do mieszkania
Trząsł się cały i nie odparł na pierwsze pytania.
Właścicielka tego domu z krzesełka powstała
W jednej chwili ona także zatrzęsła się cała.
Było czego, że to wszystko za chwilę się wyda,
Bowiem w chłopcu bez trudności rozpoznała Żyda.
Wygłodzony był straszliwie, oczy zalęknione
Machinalnie był skierował już w kominka stronę.
Na durszlaku był makaron, acz bardzo dymiący
Nie przeszkadzał chłopakowi, że był on gorący.
Chwytał go swą drżącą dłonią i do ust przenosił,
By mu w tym nie przeszkadzano wzrokiem tylko prosił.
Kiedy tylko głód zasycił na pierwsze pytanie,
Jak się dostał do mieszkania – odpowiedział na nie.
Szedł on z lasu, gdzie się tułał, tułał po kryjomu,
Potem wszedł na pole, w ogród i znalazł się w domu.
Twierdził, że go nikt nie widział, psy tylko szczekały,
Mimo wszystko szedł do domu bo był wygłodniały.
Pani domu wszystkie dalsze pytania przerwała
I naftową lampę także zgasić rozkazała.
Chłopcu dała jeść po ciemku, gdyż lęk na przeszkodzie,
Cała reszta domowników poszła spać o głodzie.
Chłopcu zaraz poleciła, by zrzucił ubranie,
Da mu całe, a w tej chwili zrobi mu posłanie.
Zaraz chłopiec ten spać poszedł, a ona czuwała,
Gdy się zrywał przerażony kocem otulała.
On się zrywał, coś tam krzyczał przerażony chyba,
Jakby z wody wyciągnięta na powierzchnię ryba.
Uciszała go, gdy krzyczał, miała rozeznanie,
Że gdy Niemcy to wykryją będzie rozstrzelanie.
Kiedy ranek już się zbliżał, chłopca obudziła
I na dalsze trudy drogi dobrze nakarmiła.
Coś tam jeszcze i na drogę troskliwie mu dała
I za rzekę odprowadzić Frankowi kazała.
Nakaz, co Frankowi dała był tutaj konieczny,
Gdyż za Bugiem ten Żyd młody tam był już bezpieczny.
Odprowadził go więc Franek, tam się pożegnali,
Żyd i Polak jakże czule dłonie sobie dali.
Dwom im było niebezpiecznie – okupacja trwała
I miłować się w tym czasie im obu kazała.
Dobrze by to, dobrze było obym w to uwierzył,
Że szczęśliwie ów ten chłopiec straszną wojnę przeżył.
Jeśli żyje to pamięta nocleg w owym domu,
Gdzie tak chcieli go przetrzymać bardzo, po kryjomu.
Gdyby Niemcy go wykryli, to rodzina cała
Wraz z tym chłopcem w licznym gronie trupem by leżała.
Jakże trudna dla tej pani była wtedy droga.
Już nie żyje, swą nagrodę odbiera od Boga.
                                                           K. M. Lipka
 
 
 
                         ZBIEG Z TREBLINKI
Miał około lat czternastu, trochę więcej może,
Ale wygląd on przedstawiał nie daj Panie Boże.
Jego spodnie, jego kaftan strasznie wyglądały,
Chyba tylko na szwach swoich trochę się trzymały.
Czapka także biedna była, tylko daszek miała,
Na kręconych jego włosach ledwie się trzymała.
Pora późno – wieczorowa, gdy wszedł do mieszkania
Trząsł się cały i nie odparł na pierwsze pytania.
Właścicielka tego domu z krzesełka powstała
W jednej chwili ona także zatrzęsła się cała.
Było czego, że to wszystko za chwilę się wyda,
Bowiem w chłopcu bez trudności rozpoznała Żyda.
Wygłodzony był straszliwie, oczy zalęknione
Machinalnie był skierował już w kominka stronę.
Na durszlaku był makaron, acz bardzo dymiący
Nie przeszkadzał chłopakowi, że był on gorący.
Chwytał go swą drżącą dłonią i do ust przenosił,
By mu w tym nie przeszkadzano wzrokiem tylko prosił.
Kiedy tylko głód zasycił na pierwsze pytanie,
Jak się dostał do mieszkania – odpowiedział na nie.
Szedł on z lasu, gdzie się tułał, tułał po kryjomu,
Potem wszedł na pole, w ogród i znalazł się w domu.
Twierdził, że go nikt nie widział, psy tylko szczekały,
Mimo wszystko szedł do domu bo był wygłodniały.
Pani domu wszystkie dalsze pytania przerwała
I naftową lampę także zgasić rozkazała.
Chłopcu dała jeść po ciemku, gdyż lęk na przeszkodzie,
Cała reszta domowników poszła spać o głodzie.
Chłopcu zaraz poleciła, by zrzucił ubranie,
Da mu całe, a w tej chwili zrobi mu posłanie.
Zaraz chłopiec ten spać poszedł, a ona czuwała,
Gdy się zrywał przerażony kocem otulała.
On się zrywał, coś tam krzyczał przerażony chyba,
Jakby z wody wyciągnięta na powierzchnię ryba.
Uciszała go, gdy krzyczał, miała rozeznanie,
Że gdy Niemcy to wykryją będzie rozstrzelanie.
Kiedy ranek już się zbliżał, chłopca obudziła
I na dalsze trudy drogi dobrze nakarmiła.
Coś tam jeszcze i na drogę troskliwie mu dała
I za rzekę odprowadzić Frankowi kazała.
Nakaz, co Frankowi dała był tutaj konieczny,
Gdyż za Bugiem ten Żyd młody tam był już bezpieczny.
Odprowadził go więc Franek, tam się pożegnali,
Żyd i Polak jakże czule dłonie sobie dali.
Dwom im było niebezpiecznie – okupacja trwała
I miłować się w tym czasie im obu kazała.
Dobrze by to, dobrze było obym w to uwierzył,
Że szczęśliwie ów ten chłopiec straszną wojnę przeżył.
Jeśli żyje to pamięta nocleg w owym domu,
Gdzie tak chcieli go przetrzymać bardzo, po kryjomu.
Gdyby Niemcy go wykryli, to rodzina cała
Wraz z tym chłopcem w licznym gronie trupem by leżała.
Jakże trudna dla tej pani była wtedy droga.
Już nie żyje, swą nagrodę odbiera od Boga.
                                                           K. M. Lipka
 
 
 

 Dorcia

Vote up!
1
Vote down!
0

Dorcia

#135850

chętnie by się dowartościowali naszym kosztem...

mają teraz chwilę satysfakcji, śmiejąc się z rządzących nami Żydów, z których część sami uratowaliśmy, a część niestety nam zaimportowano - ich to ominęło dlatego zapewne rozkwitają jako kraj ;)

===
życie trwa dopóty, dopóki nie jest wszystko jedno

Vote up!
0
Vote down!
0

___________________________
jam... z tego, co mnie boli

#135853