LWÓW Z BAŁAKOWYM SZMONCESEM W TLE
LWÓW Z BAŁAKOWYM SZMONCESEM W TLE
http://www.youtube.com/watch?v=Slv38Wt7bPE
Bałak to przecież nic innego jak lwowska przedmiejska gwara. Termin bałak nie figuruje w słownikach poprawnej polszczyzny, nie odnajdziemy go również w encyklopediach. A jednak, jednak jest swoistym językiem, trwale wpisanym w historię naszej mowy. Medialnie, zapewne też i historycznie, język bałaku zaistniał dzięki autorstwu Wiktora Budzyńskiego i tak urodziła się „Wesoła Lwowska Fala „. Pierwszą stałą, cotygodniową, półgodzinną audycję rozrywkową lwowska rozgłośnia Polskiego Radia nadała 16 lipca 1933 roku.
Bałakiem w tej audycji posługiwali się przede wszystkim Tońcio i Szczepcio, czyli Henryk Vogelfänger i Kazimierz Wajda, tworząc duet dialogowy.
Przeciwieństwem bałaku był tzw. szmonces, inny duet dialogowy w mistrzowskim wykonaniu Aprikozenkranza i Untenbauma, czyli Mieczysława Monderera i Adolfa Fleischena.
Mistrzem szmoncesu był również Lopek / Kazimierz Krukowski /, łodzianin.
„ Lwowską Falę „ tworzyli jeszcze radca Strońć w osobie mistrza Wilhelma Korabiowskiego, oraz mistrzyni, Włada Majewska, wykreowana oczywiście przez Wiktora Budzyńskiego.
W tym mistrzowskim poczcie zakwitali jeszcze Ada Sadowska, Teodozja Lisiewicz, Love Short, Czesław Halski, Juliusz Gabel, Alfred Schutz (twórca muzyki do „ Czerwonych Maków pod Monte Cassino „ z tekstem Feliksa Konarskiego ), Tadeusz Seredyński, Zbigniew Lipczyński, Izydor Dąb – tylu zapamiętałem.
Oczywiście Czytelnikom należy przypomnieć ten żywy do dzisiaj język, na przykładzie dialogów Tońcia i Szczepcia, lwowskiej piosenki z wybitnymi autorskimi tekstami renomowanych autorów, jak Marian Hemar, Witold Szolginia, Emanuel Szlechter, Wiktor Biegański, czy Henryk Wars. Ale, ale dominowała lwowska anonimowa piosenka uliczna, wesoła, komiczna, wzruszająca, stanowiąca o kolorycie i światłocieniach tego miasta. Dla przykładu:
Tońcio : „… swoi baby kocham!!!
Szczepcio: I w swoi Polscy kity zawalisz…”
Piosenka:
"... Popamiętaj ty sy, Tońku!
Powiedz, Szczepciu, powiedz co?
To si tobi przyda,
Bo pamiętaj, ży ni bida,
Ale piniundz, to, nieszczęści, o!
Kto ma forsy, temu zdaji si,
Temu zdaji si, ży un król,
Żyji, piji i przydstawia si,
Kużdyn przy nim nul.
A gdy nagli forsa skończy si,
Zara skończy si cały bal,
Stenka, kwenka i zustai mu
Po ty forsi żal.
A my dwa, oba cwaj
Ni mamy nic i mamy raj!
Nam nic ni zrobi zło,
Bo trać jak ni masz co!
Kto ma forsy, ten kulegi ma,
Przyjacieli ma, wszysku ma,
Jest kuchany, żyju, piju z nim
Dzie si tylko da,
A gdy nagli forsa skończy si,
Wtedy wisza się na nim psy,
Nikt go nie zna, nikt ni kocha go
To ni ta co my!
Bo my dwa oba cwaj,
Bu takich ni ma cały kraj,
My dwaj ,ohoho!
To tak jak innych sto!...
Cała „Wesoła Lwowska Fala", będąca składanką monologów i skeczów, była swoistego rodzaju zwierciadłem odbijającym specyficzny klimat Lwowa, tego miasta-bukietu splecionego z różnobarwnych języków, kultur i obyczajów, zadzierającego nosa z racji swej niedawnej stołeczności (stolica Galicji, Lodomerii i Wielkiego Księstwa Krakowskiego, czyli — jak powiadali nasi radiowi bohaterowie — stolica Golicji, Głodomerii i wielkiego świństwa krakowskiego). A przy tym — ten jeszcze ni to sentyment, ni to przywiązanie do nieboszczki Austrii. Zwłaszcza w warstwie językowej pozostały trwałe ślady jej tu po półtorawiecznej obecności. Wszak prawowity lwowianin — od profesora poczynając, a na szymonie, czyli dozorcy, kończąc — miał w mieszkaniu nakastlik i trymułkę, w sklepie papierniczym kupował raderkę za parę szóstek, wypijał halbę piwa, w szkole chodził na hinter, a ich żony upinały sobie włosy nie żadną tam spinką, a obowiązkowo harnadlem.
Obaj autorzy, wyborni koneserzy radia i estrady, bezbłędnie posłużyli się tu żelazną zasadą kontrastu, który jest podstawą umiejętności wywoływania śmiechu (ówczesne wzory to wszak Flip i Flap — gruby i chudy. Pat i Patachon — mały i długi). Szczepko i Tońko byli z kolei duetem mądrali i naiwniaka.
A więc „szmonces”. To również gwara, zresztą nie tylko lwowska, uszlachetniona medialnie w „Wesołej Lwowskiej Fali „ przez mistrzów, o których wspomniałem.
Szmonces z hebrajskiego "uśmiech" – dowcip, lub większa forma kabaretowa oparta na humorze żydowskim. Tworzone zwykle w tym środowisku (skecze w tym nurcie pisał m.in. Julian Tuwim) szmoncesy obracają się zwykle wokół spraw biznesowo-religijnych wyśmiewając arcypraktyczne podejście do życia. Bywają też szmoncesy oparte na grze słów.
Najpopularniejszym polskim szmoncesem pozostaje jednak skecz "Sęk" kabaretu Dudek w wykonaniu Edwarda Dziewońskiego i Wiesława Michnikowskiego. Choć jest to tekst napisany przed II wojną światową przez Konrada Toma, do masowego odbiorcy trafił po wojnie, właśnie za sprawą "Dudka" i telewizyjnych nagrań tego kabaretu. Można posłuchać tego arcyskeczu w you tube. http://www.youtube.com/watch?v=JGVOtZjtY-s
A szmonces współczesny? Oczywiście, że jest!!! Na razie estradowy z mojej konferansjerki warszawskiego koncertu „Lwów w objęciach Warszawy z Rubinsteinem w tle”:
„…"iść już zapowiedzieć? Dlaczego nie?" Wprawdzie moja znakomita Mama, zawsze mówiła, że brzydką żydowską przywarą jest odpowiadać pytaniem na pytanie, ale ja idę szanowną Mamę uspokoić, że to ja sobie sam zadałem pytanie, odpowiedź więc należy do kogo? Do mnie? Więc co za pytanie? Z tego "Rubinsteina" wybrnąłem więc lepiej niż Aprikozenkranz i Untenbaum razem wzięci. Tu należy się Państwu przypomnienie, iż ci dwaj panowie, to nikt inny tylko Mieczysław Monderer i Adolf Fleischen, wykreowani przez samego Wiktora Budzyńskiego w "Wesołej Lwowskiej Fali" już w lipcu 1933 roku zabawiający publiczość szmoncesem. Niektórzy mówili, że lepiej zabawiali publiczność nawet od samego "Lopka" Krukowskiego, ale ja im nie wierzę, bo to oczywiście ja najlepiej zabawiam publiczność. Nie wierzycie Państwo? Co za pytanie…”?
„…pożegnaliśmy więc na chwilę bałak, aby po raz kolejny wysłuchać skeczu, czy monologu, jak kto woli, artystycznie zatytułowanego "Rubinstein". Oj, co ta to się nie działo na widowni, w momencie, kiedy durny Icek dostał od taty po mordzie, za to, że się nie idzie uczyć gry na fortepianie.
Rubinstein idzie mieć w banku sto tysięcy dulary, auto szedł kupić za 50 tysięcy, a za jeden koncert ta to ma... i tato ta to buch następnie drugi raz Icka w mordę. Gdy Icek szedł trzeci raz dostać w mordę za to, że może nie zostać Rubinsteinem, ta to ja przypomniałem sobie ortodoksyjnego, pejsatego handełesa, który na "Krakidałach" sprzedawał kolorowe pocztówki. Jedna przedstawiała brodatego Żyda mającego z lewej pożar, z prawej zaś ryczącego lwa. Napis pod pocztówką w wybranym języku brzmiał: "Nysz ta hir, nysz ta hir", co oznacza: „ani tędy, ani tędy”. Pocztówki szły jak woda, a ja dzisiaj myślę: znajdźcie mi goja, który tak potrafi handlować. Ta to nie? Ta to tak!
Jak ja wrócił do chałupy wieczór po śpiwaniu, oczywiście już chirny, to się rozdzwoniły telefony, jak w kuczki, czy też po kuczkach, a to stacjonarny, a to mój komórkowy, a to komórkowy mojej żony, od oficjalnych mediów i władz naczelnych Państwa i Warszawy z gratulacjami i równocześnie z przeprosinami, iż nie mogli przybyć na koncert lwowski, ponieważ przepisy Unii Europejskiej tego nie zezwalają.
Jeden galanty nawet powiedział: „ty Szumański nie bądź taki awojler jing” / odważny chłopaczek /.
Powoływali się na tak zwany „Paragraf Rozsądku Poprawności Politycznej” (PRPP) który nie zezwala na śpiwanie batiarskich piosenek nawet członkom Unii Europejskiej po kuczkach. Miałem, a jakże, telefony gratulacyjne z Brukseli, ale nie powoływali się na Paragraf Rozsądku, jedynie na kinderską piosenkę, która ich zdaniem jest nie obyczajowa. To ja se „ftedy” rąbnął pół basa chiry i i już byłem z powrotem lordem, to też powiedziałem żonie: aus z nami.
Pocieszyła mnie małżonka mówiąc: „ ty ich bajtluj, że ci bebechy z żalu popenkaju, gdy nie będzie lwoskich koncertów i rób swoje, konferansuj, śpiwaj swoje, pisz swoje, deklamuj swoje i rób za absztyfikanta, czy chabala wszystkich dziuń , możesz nawet powozić dziunie i ciumać się z nimi na oczach całej Unii Europejskiej , Pana Pryzydenta i nawet samych skłonności do inklinacji , masz moje pozwolenie, ale tylko na klawe dziunie , a gdy ci powiedzą, że są dalej kuncerty i z dziuniami ma być fertig, to powiedz, że to chyba jakiś chatrak - hołodryga, czy czerepacha ich informował i bądź blat i mogą cię całować w kinol i nie tylko”.
Posłuchał ja żony i dzisiaj gdy zadzwonił jakiś galanty z magistratu i pytał czy to prawda, że jakiś koncert lwowski odbędzie się w Warszawie, to żona mi wyrwała słuchawkę i powiedziała: „panie galanty odteguj si pan , bo my z mężem teraz gramy w cymbergaja i ja si odgrywam, nie mam czasu i fertig szlus. Jak ma pan drobne to przyjdź pan do nas to zagramy w krepcie na grajcary 1000 euro stawka”.
I zrobiła się w magistracie po tym telefonie cała hałaburda, aż bebechi z bandziocha wyłaziły, o batiarsku mowu u nas w domu, bo to nie był telefon od jakiegoś galantego, tylko zwykły czerepacha, czy hołodryga dzwonił. A koncert się w Warszawie odbył i mogą w ”Wybiórczej”, czy w innym telewizorze pocałować kwargiel, pindę, lub potyrcze i wsadzić wszystkie kinole do mojej bratrury.
Słowniczek bałaku lwowskiego http://www.stankiewicz.e.pl/ludobojstwo/lwowska_gwara.html
I cóż, czułem się spełniony, gdy zaprosiłem na scenę znakomitą lwowiankę Halinę Kunicką. Artystka śpiewała stare przeboje i nowe piosenki, towarzyszył jej na fortepianie Czesław Majewski.
A to wszystko odbyło się w Warszawie w 2013 roku. I co ? Umarł bałak ze szmoncesem?
Aleksander Szumański
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 745 odsłon