ADAM MICHNIK PATRIOTYZM JEST JAK RASIZM

Obrazek użytkownika Aleszumm
Kraj

PATRIOTYZM JEST JAK RASIZM

http://www.bibula.com/?p=1668

AUTOR TOMASZ ŻURADZKI ETYK(?) „GAZETA WYBORCZA” 17 SIERPNIA 2007 ROKU

TOMASZ ŻURADZKI O SOBIE:
Tomasz Żuradzki

http://tomaszzuradzki-pl.weebly.com/

Jestem filozofem - pracuję w Instytucie Filozofii UJ w Krakowie.

Patriotyzm nie ma żadnego uzasadnienia moralnego - jest zbędnym reliktem przeszłości, pozostałością po czasach, gdy hordy plemienne wiodły wojny o terytorium, żywność i kobiety.

W środę pod moimi oknami przedefilowały setki ludzi wyszkolonych do zabijania innych ludzi. Przejechały dziesiątki pojazdów skonstruowanych w ten sposób, by jak najskuteczniej niszczyć inne pojazdy i eliminować ich kierowców. Przeleciało kilka samolotów przeznaczonych do walki z innymi samolotami i zrzucania śmiercionośnych bomb. Impreza zgromadziła tłumy: tatusiowie w podnieceniu robili zdjęcia, mamy próbowały choćby na chwilę usadzić swoje pociechy na krawędzi prawdziwego wozu bojowego - maszyny do zabijania, która w ciągu sekundy może rozwalić dziesiątki naszych wrogów.

Zauroczeni przemocą

Powiedzmy wprost: fascynacja militariami to smutny relikt naszej ewolucji i przeszłości plemiennej. Krwawe porachunki między grupami konkurującymi o terytorium, żywność i kobiety nie są typowe wyłącznie dla homo sapiens - większość naczelnych jest równie brutalna jak ludzie, a przemoc stosuje przede wszystkim wobec członków innych grup. To właśnie po małpach odziedziczyliśmy te cechy, które owocują tak dziś gloryfikowanym przez prawicę egoizmem plemiennym czy narodowym.

Ta prawicowa fascynacja skłonnością do przemocy - elementem niewątpliwie zwierzęcym w człowieku - zawsze wprawiała mnie w zdumienie. Tym bardziej że wydaje się całkowicie sprzeczna z deklarowanym jednocześnie przywiązaniem do etyki chrześcijańskiej, która stara się oddzielić człowieka od reszty świata przyrody maksymalnie grubą kreską, a samą przemoc - nawet w stosunku do wrogów - potępia z całą surowością.

Choć potrafię zrozumieć tę dziką ekscytację, jaką maszyny do zabijania wzbudzają u większości ludzi (przyznajmy ze wstydem: głównie mężczyzn), to nie potrafię pojąć, dlaczego jest ona nie tylko tolerowana, ale i promowana przez państwo. Wydaje się przecież, że masowa ekstaza warszawiaków na widok kilku maszyn do zabijania oraz wyjątkowe poważanie, z jakim traktuje się żołnierzy - ludzi, którzy dobrowolnie chcą zabijać innych - to jaskrawy przykład kultywowania skłonności morderczych. To tak, jakbyśmy zbiorowo podziwiali ociekającą krwią piłę, którą jakiś zwyrodniały morderca poćwiartował swoją ofiarę. I tak, jakby była ona wożona w specjalnej gablocie przez centrum stolicy na koszt państwa i ku uciesze gawiedzi.

Nie wiem, czy którekolwiek z urządzeń prezentowanych w Alejach Ujazdowskich było w rzeczywistości wykorzystywane do zabijania ludzi. Ale gdyby którąś z armat opatrzono tabliczką: "Z tego oto działa nasi dzielni chłopcy zabili tysiąc talibów" - nie wątpię, że właśnie ona cieszyłaby się szczególnym powodzeniem wśród przechodniów. Wzorowi tatusiowie-patrioci kazaliby synom pozować na jej tle, a mamusie - równie gorące patriotki - zwracałyby uwagę córek na przystojnych żołnierzy, którzy własnoręcznie odpalali to cudo, które rozrywało na strzępy i wypruwało wnętrzności z naszych wrogów.

Moralność egoizmu narodowego

Parada to tylko zabawa - mógłby ktoś odpowiedzieć. A zabawa, jak to zabawa, jest bezmyślna. Jest ucieczką od refleksji i odpowiedzialności. Jeśli jednak spojrzymy na środową defiladę z moralnego punktu widzenia (a nie oczami pięciolatka zafascynowanego kolekcją żołnierzyków), musi ona wydać się nam czymś wyjątkowo odrażającym. Zakładając oczywiście, że nie utożsamiamy moralności z regułami zachowania, które najlepiej służą przetrwaniu naszych genów.

Z bezstronnego punktu widzenia, który charakteryzuje myślenie moralne, patriotyczne uniesienia i przedkładanie zobowiązań wobec jednych ludzi nad zobowiązania wobec innych tylko dlatego, że akurat żyją na niewłaściwym skrawku ziemi, są jak rasizm. Różne traktowanie ludzi ze względu na ich kolor skóry nie różni się niczym od różnicowania ich na podstawie miejsca zamieszkania. To, co liczy się przy moralnej ocenie postępowania, to obiektywny stan świata, a nie rezultat oglądany z takiego czy innego partykularnego punktu widzenia. Dlatego granice państw nie wyznaczają granic naszych zobowiązań moralnych, a życie każdego człowieka powinno posiadać dla nas taką samą wartość - bez względu na to, czy ów człowiek jest czarny, czy biały, czy mieszka po tej stronie Odry czy po drugiej. Patriotyzm nie ma żadnego uzasadnienia moralnego - jest zbędnym reliktem przeszłości, pozostałością po dawno zapomnianych sposobach życia. A przedkładanie interesów obywateli państwa, w którym akurat żyjemy, ponad interes pozostałych ludzi jest poważnym występkiem moralnym.

Peter Singer, etyk z Princeton, w wydanej niedawno po polsku książce "Jeden świat" zwrócił uwagę, że w czasach, w których przyszło nam żyć, patriotyzm może też prowadzić do katastrofalnych skutków praktycznych - m.in. z powodu zmian klimatycznych, globalizacji czy zagrożenia terroryzmem.

Singer pisze, że żyjemy w świecie, w którym mamy tylko jedną atmosferę, jedną ekonomię, jedno prawo i stanowimy jedną wspólnotę. Efekt cieplarniany wywołany przez emisję dwutlenku węgla w krajach Zachodu może doprowadzić do katastrofalnych powodzi w Bangladeszu, w wyniku których zginą tysiące ludzi. Podobnie jest z gospodarką: subsydiowanie produkcji rolnej przez Unię Europejską może w krajach Afryki pociągnąć za sobą śmierć tysięcy ludzi na łatwo wyleczalne choroby. Nie umieraliby tak łatwo, gdyby ich kraje miały za co kupić lekarstwa. Ale pieniędzy nie mają, bo jedyny produkt, który mogłyby eksportować do Europy, to żywność, przed którą się bronimy niesieni patriotycznymi zrywem do popierania tego, co "nasze". Patriotyzm nie jest więc zawsze - jakby się wydawało na pierwszy rzut oka - postawą niewinną i chwalebną, które winniśmy w sobie pielęgnować i bezkrytycznie krzewić wśród dzieci. Czasami nie różni się niczym od najkrwawszych form egoizmu narodowego czy rasizmu. Typowy patriota to ktoś, kto nie jest w stanie zgodzić się na drobną nawet niedogodność dla swojej wspólnoty, by ratować czyjeś życie w odległym kraju.

Ci, którzy twierdzą, że z moralnego punktu widzenia patriotyzm jest postawą pożądaną, muszą uznawać, że wartość życia człowieka zmienia się wraz z jego narodowością. Skoro jestem Polakiem, to nie muszę poważać Niemców. Afrykańczycy zaś mogą mrzeć jak muchy - nie ruszy mnie to, bo są daleko i nie z mojego plemienia. Taka postawa przeczy jednak tezie, że moralność i sprawiedliwość nie powinny padać ofiarą różnic narodowych, które są odbiciem przypadkowych układów plemiennych sprzed setek i tysięcy lat. Czy fakt, że kilka tysięcy lat temu jedno plemię osiedliło się nad rzeką, a drugie w górach, ma mieć teraz wpływ na to, czyje życie przedkładam nad inne - tych znad rzeki nad tych z gór, albo odwrotnie?

Podział świata na państwa narodowe jest przypadkowym i krótkim epizodem w dziejach ludzkości - istnieje nie dłużej niż jakieś 150 lat. Współczesny model patriotyzmu, do którego odwołują się polscy przywódcy, powstał w końcu XIX wieku, kiedy masy zaczęły wkraczać na scenę polityczną i uświadamiać sobie, że są akurat Polakami, a nie po prostu "tutejszymi". Cześć powstających wówczas partii politycznych (na ziemiach polskich była to przede wszystkim Narodowa Demokracja) postanowiła wykorzystać najniższe instynkty owego niewykształconego ludu - nienawiść do wszystkiego, co inne i obce. W tym sensie nowoczesny patriotyzm jest równolatkiem nowoczesnego antysemityzmu.

Nowy cud nad Wisłą

W XX wieku największe pokazy potęgi militarnej urządzały zbrodnicze dyktatury - komunistyczne i faszystowskie. Dziś defilady wojskowe są nieodłącznym elementem autorytarnych rządów Putina. Od środy stały także znakiem rozpoznawczym karykaturalnych rządów naszych bliźniaków. Państwo, które nie jest w stanie zbudować ani kilometra równej autostrady, nie jest w stanie rozwiązać problemów służby zdrowia, ba, nie jest w stanie uchwalić nawet poprawnej ustawy lustracyjnej, urządziło ludowi igrzyska.

Z pragmatycznego punktu widzenia, który ostatnio staje się jedynym sposobem patrzenia na sprawy publiczne przez rządzących, jest to jakoś zrozumiałe. Z braku jakichkolwiek innych osiągnięć defilada była niewątpliwym sukcesem. Żaden samolot nie spadł. Nie wystrzelił przypadkowo żaden czołg. Żaden żołnierz z nudów nie pociągnął za spust pistoletu. To prawie jak kolejny cud nad Wisłą. Można ogłosić w TVP, że IV RP to pasmo sukcesów.

Przynajmniej w organizowaniu imprez plenerowych.

TOMASZ ŻURADZKI „GAZETA WYBORCZA” 17 SIERPNIA 2007 ROKU

PODAJĘ TEKST PEŁNY USUNIĘTY PRZEZ ADAMA MICHNIKA Z INTERNETU. TEKST PRZEPISAŁEM I PODAJĘ W CAŁOŚCI
ALEKSANDER SZUMAŃSKI 18 STYCZNIA 2014
Dokumenty, źródła, cytaty:

http://www.archiwum.wyborcza.pl/archiwum/tag/patriotyzm+jest+jak+rasizm

PATRZ RÓWNIEŻ obiektywni.com.pl http://www.obiektywnie.com.pl/artykuly/organ-adama-michnika-patriotyzm-jest-jak-rasizm.html

file:///C:/Users/Aleksander/Desktop/PATRIOTYZM%20JEST%20JAK%20RASIZM%201.htm
Patriotyzm jest jak rasizm Tomasz Żuradzki 2007-08-17, ostatnia aktualizacja 2007-08-16 17:14
http://www.radiownet.pl/republikanie/aleszum?page=2#/publikacje/patriotyzm-jest-jak-rasizm-gazeta-wyborcza-red-naczelny-adam-michnik
Patriotyzm nie ma żadnego uzasadnienia moralnego - jest zbędnym reliktem przeszłości, pozostałością po czasach, gdy hordy plemienne wiodły wojny o terytorium, żywność i kobiety.
http://www.youtube.com/watch?v=QlSsg7QkjrY „…POLACY SĄ JAK KOŚCIÓŁ, A ON UCZY OBŁUDY, ZAKŁAMANIA, FAŁSZU, HIPOKRYZJI, KONFORMIZMU…” FRAGMENT TEKSTU WYGŁOSZONEGO PRZEZ ADAMA MICHNIKA NA PROMOCJI ANTYPOLSKIEJ, GRAFOMAŃSKIEJ KSIĄŻKI AUTORSTWA J. T. GROSSA

Brak głosów

Komentarze

były są i bedą coraz bardziej unowocześniane tylko po to aby jakiś cymbał nie wlazł z buciorami do mojego domu i kazał sie wynosic.To jest między innymi patriotyzm.Skoro drogi autorze jesteś taki hej do przodu to pozwól mi sie wywalic ze swojego mieszkania oddaj samochód a napewno bedziesz szczęśliwszy o pomniejszone dobra.Skoro nie pasuje Ci pojęcie patriotyzmu do co jeszcze robisz w Polsce?Wynies się np do Bangladeszu albo na szpicbergen i tam głoś swoje chore teorie o jedności bez poczucia patriotyzmu i przynalezności narodowej,a porównania do stada małp lub ludów pierwotnych użyj jako swoje nowe motto egzystencjonalne ale z dala od cywilizacji.Jak Ci nie daj boże coś się stanie to nie wzywaj pomocy bo takowa też posiada nowoczesne środki do zabijania i nie tylko.Ocieplenie klimatyczne wymyślili chorzy ludzie na tyle silni że posiadają za sobą potężne konsorcja produkcyjne i aby sprzedawały sie ich twory produkcyjne wymyslili efekt cieplarniany.Od zawsze były zmiany klimatycze,są i będą i zadna siła tego nie zmieni a produkcja z ograniczoną emisja tzw gazów cieplarnianych to totalna bzdura taka sama jak podróż Twardowskiego na księżyc na kogucie.Na koniec proponuję ogolić jajeczka ,założyć krótkie spodeńki i udać się do przedszkola,ale wolnego od gender ,bo tam tez manieruja i pozbawiaja wszystkiego co może pomóc w logicznym rozumowaniu i pojmowaniu świata.

Vote up!
1
Vote down!
-1

Jeszcze zaświeci słoneczko

#400523

Najpierw miałem napisać że tekst cytowany jest pouczającym przykładem intelektualnego samogwałtu. Ale pomyślałem że przekażę domysł jaki mi zaświtał już dawno, gdy uzmysłowiłem sobie że to nie pierwsza taka akcja w dziejach organów Michnika (nie mylić z organami Stalina). Co jakiś czas ukazują się na łamach "GW" artykuły zwykle młodych adeptów dziennikarstwa na tematy, mówiąc delikatnie, "kontrowersyjne". Podejrzewam że jest to swoista inicjacja: delikwent dostaje polecenie napisania tekstu pod jakim wielu dziennikarzy wstydziłoby się podpisać. I to idzie na pierwszą stronę. Młody adept się cieszy że mu wydrukowali, a zlecdeniodawcy się cieszą że mają kolejnego głąba w rękach.
Tak to widzę. Właściwości merytorycznych nie komentuję, bo się nie da. Znaczy, nasuwają mi się same wulgaryzmy.

Vote up!
0
Vote down!
-1
#400557

Z przykrością przeczytałam powyższy tekst.
Czy podziwiałam wtedy "maszyny do zabijania"? To jakiś nonsens.
Miałam przyjemność widzieć żołnierzy gotowych bronić mnie i moją rodzinę przed agresją, kiedy nadejdzie.
Czy dojdzie do niej, nie wiem, ale pewniej się czuję, widząc ludzi i sprzęt w gotowości.

Po śmierci Prezydenta Lecha Kaczyńskiego,tamtą defiladę porównałam do tego, co działo się na trasie przewozu trumny z prezydentem.
Tak to opisałam:

Defilada cieni
,,Idą, a w słońcu kołysze się stal…”

Kiedy 15 sierpnia 2007 roku odbywała się pierwsza po wielu latach defilada wojskowa w Warszawie, ludzie zebrani po obu stronach trasy przemarszu, spoglądali na siebie ze zdumieniem. Nikt nie spodziewał się tak licznego uczestnictwa w paradzie, którą nieprzychylne Pałacowi Prezydenckiemu donośne głosy, okrzyknęły tandetnym igrzyskiem dla moherowych patriotów starej daty. Zapowiedzi bojkotu udziału w uroczystościach, które młodzież ostentacyjnie umieszczała na łamach Internetu, nie rokowały większego zainteresowania tej grupy wiekowej prezydencką inicjatywą. Krytykowano sam pomysł, jako tani chwyt propagandowy. Nie patrzono łaskawym okiem na przygotowania, a wręcz padały zastrzeżenia, sceptyczne uwagi i pełne jadu zarzuty.

Czy to silna wewnętrzna potrzeba, czy zwykła ciekawość sprawiła, że pojawiły się bardzo liczne grupy młodych ludzi. Nastrój, który tworzył widok mundurów, szczęk szabel, rżenie koni i nade wszystko przepiękne brzmienie „Pierwszej Brygady”, udzielił się w oka mgnieniu każdemu, kto znalazł się w pobliżu.

Młodzież uczepiona gzymsów i parapetów, drzew i parkanów, robiła wszystko, by dojrzeć maszerujących ulicą żołnierzy. Kłęby dymu i ryk silników przesuwających się wozów pancernych również nie odstraszył przybyłych. Niezwykłe doświadczenie zaczynało zasiewać ziarno sentymentu dla polskiego munduru.

Defilada stała się wydarzeniem o niezwykłej randze. W pełnym, sierpniowym słońcu, tłumy warszawiaków entuzjastycznie witały żołnierzy w galowych mundurach. Ci, defilowali dumnie i czując skupione na sobie przyjazne spojrzenia, z serdecznością rozsiewali braterską aurę wspólnoty.

Witani oklaskami żołnierze uśmiechali się do zgromadzonych tłumów, a ten odwzajemniał uśmiechy.

Kiedy pojawił się Prezydent Lech Kaczyński - wyprostowany jak struna w odkrytym aucie, konwojowanym przez przepysznie prezentujących się ułanów, z tłumu padły okrzyki na jego cześć.
Ktoś w ciżbie, widząc go zapewne po raz pierwszy ”na żywo”, stwierdził głośno, że rzeczywiście… małego jest wzrostu. Komentarze, które rozległy się natychmiast, zabrzmiały wymownie: „Duchem jest wielki!”.

Po roku odbyła się kolejna parada, a jeszcze liczniej zgromadzona publiczność, głośno i entuzjastycznie współuczestniczyła w tej wielkiej patriotycznej Gali. Tworząca się więź pomiędzy wojskiem, a ludnością cywilną, zdawała się umacniać i nabierać wzajemnych relacji porównywalnych do tych sprzed września 1939 roku.

Lech Kaczyński rozumiał jak wielkie znaczenie ma kontakt wojska z ludnością cywilną. Zawsze w czasach niepokojów, oparciem dla utrudzonego żołnierza była każda wiejska chata - każdy polski dom. Przywiązanie do swoich żołnierzy gwarantowało schronienie, wsparcie, zrozumienie i pomoc.

Nie ma nic gorszego niż odizolowanie armii od reszty społeczeństwa, bo wtedy staje się ona wyłącznie narzędziem zbrojnym służącym władzom, które w imieniu państwa posługują się nim, nie zawsze dla dobra społecznego swojego narodu. Przez społeczeństwo, postrzegana jest jako grupa wspierająca władzę i służąca jej partykularnym interesom.

Kiedy zdawało się, że defilady 15 sierpnia, w Dniu Wojska Polskiego, staną się stałym obyczajem, nagle wydano zarządzenie, że koszt – 1 miliona złotych jest zbyt dużym wydatkiem dla włodarzy Warszawy, by trwonić pieniądze na tego rodzaju patriotyczne manifestacje. Pomimo wielu głosów protestu utrzymano zarządzenie i kolejna, oczekiwana parada nie pojawiła się już.

Na płycie Placu Piłsudskiego odbyły się stosowne uroczystości, a w rozsianych po Warszawie parkach zorganizowano okolicznościowe imprezy na wolnym powietrzu. Wiedli w nich prym dzielni Rekonstruktorzy w mundurach, z dużą odpowiedzialnością przykładając się do roli, którą tego dnia pełnili.

11 kwietnia tego roku (2010), ludność Warszawy wyległa na ulice miasta, by trasę przejazdu konduktu z trumną Lecha Kaczyńskiego otoczyć gęstym szpalerem. Przywiezione ze Smoleńska ciało Prezydenta, miało po raz ostatni przemierzyć ulice stolicy, by zakończyć uroczysty przejazd w Pałacu Prezydenckim.
Nikt ze zgromadzonych licznie ludzi nie miał wątpliwości, że wydarzenie, które rozgrywa się na ich oczach, ma jakąś taką dziwną formę metafizycznej defilady.

Tłumy zebrane na drodze przejazdu oczekiwały pojawienia się karawanu z trumną Prezydenta. Chociaż nastroje były skrajnie inne niż w przypadku wspomnianych wojskowych parad, to jednak odczuwało się wyraźnie, tożsame z tamtym, uczucie wspólnoty.

Teraz jednak, to ogromne wzruszenie, przygnębienie i łzy na wielu twarzach, łączyły zgromadzonych. Poczucie straty i niewyobrażalna pustka rodząca pytanie: „Co dalej, Panie Prezydencie?” Odpowiedzi nie było. Przygnębiająca cisza, przerywana tylko nowomodnymi, pojedynczymi, nieśmiałymi oklaskami.

Przewożono nie tylko Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej. Wieziono reprezentanta Umarłych, rzecznika Zapomnianych, Wzgardzonych i Wyklętych Polskich Patriotów.

Można było oczami wyobraźni zobaczyć maszerujące przed karawanem cienie „Katyńczyków „- powołanych ku świadczeniu o prawdzie, idących nierzadko z własnymi rodzinami zamęczonymi na wschodnich rubieżach bezkresnej sowieckiej Rosji.

Widziało się Powstańców Warszawskich, dla czci których , Lech Kaczyński, w pełnej determinacji inicjatywie stworzył Muzeum ich heroicznego czynu.

Szli Andersowcy – przypominając swoje zasługi i pełną oddania walkę na zapomnianych przez świat polach bitew. Maszerowali Bohaterowie leśnych ostępów, konspiracyjnych sieci i organizacji podziemnych Żołnierze Wyklęci, skazani na wieczną niepamięć i pohańbienie przez powojenny proradziecki system.

Wielkie to zasługi Lecha Kaczyńskiego i ogromna mu za to chwała. Nikt nigdy nie zrobił tyle dla tych Cieni, ile wywalczył dla nich Prezydent, płacąc za to ogromną cenę.

Zaciśnięte w żalu gardła warszawiaków, nie potrafiły wykrztusić żadnego słowa.
Zresztą, po co? Przecież … Milczenie bywa wymowniejsze od słów.

,,Być wolnym nie może oznaczać nic innego, jak móc pójść niewolniczo za swoją wewnętrzną naturą.”

Vote up!
0
Vote down!
-1
#400568

Patriotyzm jest miłością Ojczyzny,
toteż spór o patriotyzm tak naprawdę
zasadza się na sporze o definicję miłości.

Autor, którego cytujesz,
rozważania na temat patriotyzmu
powinien więc zacząć od rozważań
na temat miłości.

Tylko miłość oparta na dekalogu
uzdalnia nas do ofiarnej,
niekrzywdzącej innych,
troski o Ojczyznę.

Miłość Ojczyzny bez dekalogu
wypływa z miłości egoistycznej,
staje się więc nacjonalizmem.

Patriotyzm do nacjonalizmu ma się tak,
jak męstwo do męskości.

Męskość wypływa z miłości siebie samego,
męstwo natomiast wypływa z miłości bliźniego.

Pozdrawiam.
dratwa3

Vote up!
0
Vote down!
-1

Wolność słowa bez odpowiedzialności za słowo staje się słowną chuliganką.

#400573

Aleksander Szumanski

PRZEKAZUJĘ JAKO ODPOWIEDŹ "GW" SWÓJ WIERSZ. TEKST (ŚPIEWANY JEST PRZEZ PANA EDWARDA SNOPKA) BARDZO PROSZĘ O WYSŁUCHANIE PIEŚNI(PODAJĘ POD TYTUŁEM WIERSZA LINK DO YOU TUBE):

NIEPODLEGŁA

http://www.youtube.com/watch?v=Pfok2XB_SYg

Nam jest potrzebna ufność w Panu
I zapach powstań narodowych
W pamięci dymy nad Warszawą
Baczyński Gajcy swymi słowy

Nam jest potrzebna wrogów trwoga
Historii odzew i zwycięstwo
Czerwonych Maków nasza pamięć
I Orląt Lwowskich dzieci męstwo

Ten naród przecie sto pokoleń
Był ujarzmiany a swym męstwem
Łamał kajdany męki trwogę
Przemieniał w wolność szedł zwycięsko

I poprzez dole i niedole
Męskość podnosił wrogów klęski
Biało czerwoną kolorami
Ku Niepodległej szedł zwycięski

Wszak Polska jeszcze nie zginęła
I nie pomogą namiestnicy
Tęcza wolności lśni blaskami
Czas na pohybel Targowicy

ALEKSANDER SZUMAŃSKI

Vote up!
0
Vote down!
-1

Aleksander Szumanski

#400615