Polska * POmyje * Rassieja
Obejrzałem sobie relację z happeningu zorganizowanego przez komitet poparcia Bronisława Komorowskiego. Różne ciekawe rzeczy tam się wydarzyły. Bardzo ciekawie powiedział Donald Tusk, a mianowicie, że Komorowski to człowiek, który w życiu publicznym nigdy z nikim się nie pokłócił. Przez chwilę zastanawiałem się, czy jednak Komorowski nie pokłócił się kiedyś w życiu publicznym z Romualdem Szeremietiewem, ale uznałem, że można przyjąć, iż się nie pokłócił - po prostu nasłał na Szeremietiewa gliniarzy czy innych specjalistów i tyle.
Po Tusku, który dał Komorowskiemu jakiś kibicowski szalik, wystąpił Komorowski i podziękował Tuskowi. Później przemawiali zwolennicy Komorowskiego - młodzi, wykształceni, z wielkich miast. Przemówił dziadzia Bartoszewski i powiedział dwie ciekawe rzeczy. Pierwsza rzecz to ta, o której napisałem w poprzedniej notce, a druga to ta, że ostatnio był na obiedzie u prezydenta Austrii i na kolacji u jakiegoś kardynała - chyba też w Austrii.
Po dziadzi Bartoszewskim wystąpiła kolejna młoda, wykształcona, z wielkiego miasta - Maja Komorowska. Ale krótkie było jej wystąpienie. Dłuższe za to było wystąpienie kolejnego młodego zwolennika Komorowskiego - Andrzeja Wajdy. Wajda opowiedział o tym, jak to miał kandydować na senatora, pojechał do Suwałk i tam spotkało go coś ciekawego, albo może śmiesznego, ale już nie pamiętam o co chodziło. A! Jeszcze i to Wajda powiedział, że jakiś lekarz do niego nie chciał przyjechać, a pewien biskup stwierdził, że lepiej aby samolot spadł nie 10 kwietnia, jak spadł, tylko 7 kwietnia, czyli wtedy, kiedy samolotem leciał Wajda.
Jak Wajda skończył występować, to zaczęła występować Anna Nehrebecka, a po niej wystąpił Maciej Kwaśny, który w porównaniu z młodymi, którzy występowali przed nim, wyglądał zupełnie jak dziecko. Po Kwaśnym wystąpił Krzysztof Materna, który stwierdził, iż jest zaskoczony tym, że otrzymał szansę powiedzenia paru słów, w związku z czym wyłącza rozum i będzie mówić od serca. Kolejni młodzi, wykształceni, z wielkich miast, którzy wystąpili, to Marek Majewski i Tadeusz Mazowiecki - ale ten tylko symbolicznie wystąpił, bo grypę ma, więc nie przyjechał, ale za to przysłał list, który Kidawa-Błońska odczytała.
Na koniec wystąpił Bronisław Komorowski, który powiedział, że ludzie podchodzą do niego na ulicy i zachęcają go do walki, po czym stwierdził, że na niego zagłosują ci, którzy marzą o normalności i chcą, żeby Polska była nowoczesna.
Nie znam się na tych wszystkich pijarowych sztuczkach, więc nie wiem jakim cudem ta ekipa leśnych dziadków ma zachęcić młodych, kumatych ludzi do głosowania na Jamajkę. Może Wy wiecie, co?
Najważniejsze jest jednak co innego. Otóż gołym okiem widać, jak ten komitet sra ze strachu. Niezależnie od tego, jakim wynikiem zakończą się wybory, miło jest popatrzeć, jak się Bartoszewskiemu, Komorowskiemu, Wajdzie i pozostałym młodym, wykształconym, z wielkich miast pali pod dupami niezłe ognisko. A najlepszym dowodem na to, że ta ekipa robi bokami jest chwyt, który zastosował Tusk. Wiecie jak Tusk zwrócił się do Komorowskiego? Ano w te słowa się zwrócił: - Drogi Bronisławie.
Tam do licha, to już desperacja do kwadratu - przecież jeden był tylko Drogi Bronisław i jakim sposobem może być drugi? Chyba, że... ale o to trzeba by zapytać Tuska :-)))
http://tekstowisko.blogspot.com/2010/05/modzi-przemowili.html
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 919 odsłon