Maksymilian Maria Kolbe - męczennik z miłości do ludzi.

Obrazek użytkownika GosiaNowa
Historia

Rocznica Bitwy Warszawskiej, nocne wydarzenia pod pałacem i doniesienia z

terenów powodziowych wypełniły wszystkie doniesienia mediów tak, że nie znalazło się miejsce na wspomnienie o 69 rocznicy męczeńskiej śmierci św. Maksymiliana Kolbego w obozie Auschwitz.
Upamiętnili ją dzisiaj wierni w Oświęcimiu.

Najpierw odprawiono nabożeństwo "Transitus świętego Maksymiliana", upamiętniające przejście ojca Kolbego do nieba, które zostało odprawione w kościele franciszkańskiego Centrum świętego Maksymiliana w pod oświęcimskich Harmężach. Wierni wysłuchali m.in. fragmentu ostatniego kazania, które wygłosił święty Maksymilian w Auschwitz, a także jedynego listu, który napisał z obozu do matki.

Po nabożeństwie wyruszyła pielgrzymka na Mszę św. do byłego niemieckiego obozu Auschwitz. Szli w niej franciszkanie i Rycerze Niepokalanej oraz wierni z diecezji bielsko-żywieckiej.

W Mszy świętej odprawiona przez biskupa bielsko-żywieckiego Tadeusza Rakoczego przy bloku 11. byłego obozu uczestniczyło ponad dwa tysiące wiernych.

Bp Rakoczy podkreślił, że miłość jest potrzebą zasadniczą ludzkiego serca. Zaznaczył, że każdy został stworzony z miłości i do niej powołany.

"Każdy bardziej lub mniej świadomie pragnie kochać i być kochanym. Dlatego właśnie miłość to najwłaściwszy fundament, na którym można budować trwałe i wartościowe stosunki społeczne. Jakże nam tego dziś potrzeba, by ta fundamentalna prawda kierowała sercami i umysłami wszystkich ludzi. By nie interesy polityczne i nie ideologie, ale fundament życia ludzkiego kształtował wszystkie nasze odniesienia: rodzinne, społeczne, polityczne. Tam gdzie zapanuje miłość w naturalny sposób zostaną podcięte korzenie wszelkich urazów, waśni, gniewu, zła, przemocy oraz instrumentalizacji osób, które teraz tak bardzo dają się we znaki w naszej ojczyźnie" - mówił bp Rakoczy.

Ojciec Maksymilian Maria Kolbe, właściwie Rajmund Kolbe, urodził się 8 stycznia 1894 r. w Zduńskiej Woli. W 1910 r. rozpoczął nowicjat w zakonie franciszkanów, przyjmując imię Maksymilian. Śluby złożył 1 grudnia 1914 r., przyjmując imię Maria.

Do Auschwitz trafił 28 maja 1941 r.; otrzymał numer 16670. W ostatnich dniach lipca 1941 r., po ucieczce jednego z więźniów, ofiarował swe życie za nieznanego mu Franciszka Gajowniczka, wyznaczonego na śmierć głodową. Kolbe zmarł 14 sierpnia 1941 r., dobity zastrzykiem fenolu jako ostatni z więźniów zamkniętych w bunkrze głodowym, w podziemiach bloku 11, tzw. Bloku Śmierci.

Ojciec Maksymilian został beatyfikowany przez papieża Pawła VI w 1971 roku, natomiast kanonizacji dokonał Jan Paweł II 10 października 1982 roku. W 1999 roku Ojciec Święty uczynił świętego Maksymiliana patronem honorowych dawców krwi.

Chcę dzisiaj opowiedzieć o jego postawie, ale nie w Oświęcimiu, ale wcześniej na Pawiaku. Można tu zauważyć jego nieugiętą postawę i głęboką, niezachwianą wiarę.

Aresztowany 17 lutego, do 28 maja przebywał w Warszawie na Pawiaku. 20 braci z Niepokalanowa zgłaszało się jako dobrowolni zakładnicy za niego, ale Niemcy potrzebowali O. Kolbe. Mówili: "My musimy brać Polaków za głowy, bo inaczej oni wezmą nas".

O. Maksymilian trafił do celi numer 103 na oddziale piątym. Innych więźniów nakłaniał do uspokojenia, opanowania nerwów i modlitwy. Po paru dniach do celi wszedł strażnik Scharführer. Ubrany w habit więzień wywołał nienawiść jak wszystko związane z wiarą, religią, czy Kościołem.

Głuchy charkot i wyciągnięta łapa chwyciła za wiszącą u pasa koronkę. Zapieniona twarz zbliżyła się do twarzy O. Kolbe.

- Ach, ty... klecho... ty... - szukał słów dostatecznie obrażających - ty, durniu, ty głupcze, słyszysz mnie. No! Powiedz: to ty wierzysz w Chrystusa? No? Gadaj...

- Tak, wierzę... - odpowiedział O. Maksymilian. Jego głos lekko drżał, ale to bardziej z zapału, niż z obawy. Przez wszystkie dni niewoli od lutego aż do sierpnia - od dnia wzięcia aż do dnia swej śmierci - ilekroć go który z esesowców zapytał: czy wierzy? czy jest księdzem? czy potrafi kochać swoich nieprzyjaciół? czy uznaje w nich swych bliźnich? - ma na to tylko jedną odpowiedź: "tak". Innikryli ze swą wiarą, ze święceniami, inni niezdolni byli wypowiedzieć słów przebaczenia. O. Kolbe nigdy się nie zaparł, nigdy nie zataił, i nigdy swej miłości do ludzi nie zdradzi. Choć zapłata za to była zawsze taka sama - ciężki cios pięści, kija lub bykowca.

Cios spadł jak grom, potężny, prawie obalający. Zakonnik poczuł słony smak krwi w ustach.

- No, co - wierzysz? - pyta Niemiec,

- Wierzę...

Przekleństwa sypały się z ust esesowca. Z całym rozmachem walnął zakonnika po raz drugi w twarz. wydając stęknięcie zadowoleni.

- Hę - może ty jeszcze wierzysz? Co?

- Wierzę...

Nie krzyk, ale bełkot dobył się z ust Niemca. Jego twarz stała się sina, jakby to on był po niej bity. Rzucił się na księdza, i tłukł go pięściami, kopał, przewrócił na ziemią, szarpał za krzyż od koronki.

- W to wierzysz? Powiadaj, w to wierzysz?

- Wierzę...

- Ach!

To jest coś strasznego, najstraszniejszego co może spotkać człowieka jak ów Scharfuhrer. Szaleńcy jemu podobni znajdują pociechę w świadomości, że są znienawidzeni. Ale miłość i wybaczenie - są dla nich zjawiskiem nie do zniesienia. Jeszcze jeden wściekły cios i esesowiec wybiegł z celi zatrzaskując za sobą drzwi.

A O. Kolbe? On tylko uspokoił towarzyszów ze swej celi, których wyprowadziła z równowagi ujrzana scena. Pienili się, gotowi byli nieomal z narażeniem życia skoczyć do gardła strażnikowi. Pohamowując burzę, która w jego własnym sercu płonie, O. Maksymilian mówi cicho:

- Niech panowie dadzą spokój. Niech panowie się opanują. Nie trzeba... nie trzeba... Bóg zapłać, ale nie trzeba. To przecież - dla Niepokalanej...

Zawsze Ją kochał i nigdy nie wyparł się swojej wiary.

Brak głosów

Komentarze

Okupanci doskonale wiedzieli, jak może być grożny na wolności O. Kolbe.
Gdyby przeżył okupację byłby zapewne pierwszym do zatracenia, nie przeżyłby czasów Bieruta.
Zbyt grozny dla każdego totaliztaryzmu.

pzdr

Poniżej trochę więcej o Patronie czasów najtrudniejszych.
cyt.
" Św. Maksymilian Maria Kolbe
(1894-1941)

Rajmund Kolbe urodził się 08.10.1894 r. w Zduńskiej Woli. Jego rodzice, Juliusz i Marianna z Dąbrowskich, byli tkaczami. W poszukiwaniu pracy krótko przebywali w Łodzi, a następnie w Pabianicach, gdzie Rajmund spędził dzieciństwo. Uczył się w domu. Tylko przez rok chodził do miejscowej szkoły handlowej. W 1907 r. , razem ze starszym bratem podjął naukę w małym seminarium franciszkanów we Lwowie, gdzie też obaj, w 1910 r. wstąpili do zakonu. Wraz z suknią zakonną otrzymał imię Maksymilian. W 1912 r. wysłano go na studia do Rzymu. Tam uzyskał doktorat z filozofii na uniwersytecie "Gregorianum" w 1915 r., a z teologii w 1919 r. na wydziale ojców franciszkanów. W Rzymie też przyjął święcenia kapłańskie (28.04.1918). W 1919 r. wrócił do Polski i podjął wykłady w seminarium ojców franciszkanów w Krakowie, które po roku przerwał z powodu gruźlicy płuc.

W Rzymie założył wraz z kolegami w 1917 roku, stowarzyszenie Rycerstwa Niepokalanej, które po powrocie do kraju szerzył najpierw w środowisku zakonnym, a od 1920 r. także wśród świeckich. Ma ono cel apostolski - pogłębianie świadomego i odpowiedzialnego życia chrześcijańskiego, "nawrócenie i uświęcenie wszystkich pod opieką i za przyczyną Niepokalanej", jak czytamy w pierwszym jego statucie. Dla realizacji celu stowarzyszenia i dla utrzymania kontaktu z jego członkami zaczął od stycznia 1922 r. wydawać w Krakowie miesięcznik "Rycerz Niepokalanej". Pod koniec tegoż roku przeniesiony do Grodna, zorganizował tam wydawnictwo, a miesięcznik zaczął pełnić rolę pisma katechetycznego dla masowego czytelnika.

W 1927 r. założył pod Warszawą klasztor-wydawnictwo Niepokalanów, który wkrótce stał się znaczącym katolickim ośrodkiem prasowym i wydał kilka wielonakładowych miesięczników a od 1935 r. także tani dziennik katolicki - "Mały Dziennik".

W 1930 r. św. Maksymilian wyjechał do Japonii i zaczął tam wydawać japoński odpowiednik "Rycerza Niepokalanej", a wkrótce założył także, "Niepokalanów Japoński". Rozpoczął organizacje podobnych ośrodków w Chinach i Indiach. W 1936 r. sprowadzono go do Polski, aby pokierował Niepokalanowem, który stał się największym klasztorem katolickim na świecie. W chwili wybuchu II wojny światowej było tam 700 zakonników i kandydatów. Jego działalność bowiem opierała się na pracy zakonników, których liczbę wciąż pomnażali nowi kandydaci, choć wspólnota prowadziła życie bardzo surowe i ubogie.

Wojna zatrzymała tę działalność. Zakonnicy musieli rozjechać się do domów, a pozostałych około 40 razem ze św. Maksymilianem Niemcy aresztowali 19.09.1939 r. Po powrocie św. Maksymilian zorganizował w klasztorze ośrodek usług dla okolicznej ludności i oddał się pogłębianiu formacji pozostałych przy nim współbraci. 17.02.1941 r. znów został aresztowany razem z 4 bliskimi współpracownikami. Przesłuchiwano go na Pawiaku, a w maju przewieziono do Oświęcimia, gdzie stał się numerem 16670 i w powszechnie znanych okolicznościach ofiarował się dobrowolnie na śmierć głodową za współwięźnia, ojca rodziny. Zmarł dobity zastrzykiem trucizny 18.08.1941 r."

Vote up!
1
Vote down!
-3

antysalon

#79430

Źle oceniony komentarz

Komentarz użytkownika GosiaNowa nie został doceniony przez społeczność niepoprawnych.. Odsuwamy go troszkę na dalszy plan.

Serdecznie dziękuję za uzupełnienie mojego tekstu.
Chciałam przypomnieć tylko o tym wielkim Świętym i przytoczyć mniej znane wydarzenie z Jego życia, a uważam, że zbyt długie teksty nie mają szans na wnikliwe przeczytanie.

Ciekawym faktem jest też, że rodzice Rajmunda byli też franciszkanami, tyle że świeckimi.

Pozdrawiam

Vote up!
0
Vote down!
-3

GosiaNowa

#79512

Franciszek Gajowniczek, ocalony więzień obozu, nie udźwignął swego losu. Po wojnie zamieszkał w Brzegu, gdzie umarł w 1995 r, w wieku 94 lat.

Świadkowie opowiadają o zagubionym człowieku, nie specjalnie dającym świadectwo moralności chrześcijańskiej. Jego małżeństwo, po śmierci synów, stało się fikcją, a sam Franciszek niestety nadużywał alkoholu.

Trochę smutne, ale czy my sami bylibyśmy w stanie udźwignąć ofiarę św. Maksymiliana Kolbe?

Vote up!
1
Vote down!
-2
#79524