A gdy umierali nocą
Pólnoc już minęła gdy Kostucha wyciągnęła po nich swe zimne ramiona. A była to ciemna noc. Morze powoli uspokajało się ale nużąca „martwa fala” systematycznie powodowała dodatkowe obciążenia dla nadwyrężonego, podczas kilkudniowego sztormu, kadłuba. Gdy statek w końcu dał za wygraną i pękł udało się nadać sygnał Mayday odebrany przez ośrodek koordynacyjny SAR (Search and Rescue) w Nowym Jorku. Potem była już tylko cisza i łuna rozświetlająca nocne mroki altlantyckiej nocy. Wtedy przyszła śmierć.
Informację o płonącym statku pierwsza nadała w eter kanadyjska jednostka ratowniczo-oceanograficzna CCGS „Hudson”. Pełniący wachtę II oficer zauważył łunę na horyzoncie i kapitan statku Loran Strum skierował go aby sprawdzić co płonie. Zaalarmowane dwoma informacjami służby ratownicze Kanady i USA postawione zostały w stan alarmu. Na miejsce katastrofy posłano samoloty kanadyjskiej marynarki wojennej i USCG (United States Coast Guard). CCGS „Hudson” znajdował się w odległości 64 kilometrów od płonącego tankowca i przebycie tej drogi zajęło mu parę godzin.
Pierwsze zdjęcia płonącego tankowca „Athenian Venture” zrobione zostały z Canadian Navy Patrol plane. Dokładna analiza fotografii może dużo powiedzieć; na jednej z nich widać przełamany kadłub oraz chmury dymu i płomienie wiatrem gonione w kierunku nadbudówki gdzie znajdowali się ludzie. Oznacza to tylko jedno, statek dalej poruszał się naprzód pod wiatr a na mostku nie było już nikogo kto byłby w stanie wyłączyć autopilota i skręcić statkiem tak aby rufa znajdowała się od nawietrznej strony, co spowodowałoby że kłęby trującego dymu i płomienie nie zagrażałyby już więcej nadbudówce. Nikt tego nie zrobił, albo już nie żyli, albo nie potrafili logicznie reagować. Tego raczej nie powinno się im zarzucać. Na pewno na mostku powinien znajdować się kapitan bo tylko na jego polecenie można było nadać sygnał Mayday, na pewno był oficer wachtowy, w tym wypadku II Oficer bo taki ma tzw, psią wachtę (0000 – 0400). Musiał też znajdować się Radiooficer, gdyż jeżeli wołanie o pomoc odebrane zostało w dość znacznej odległości, bo w Nowym Jorku, to musiało być nadane z radiostacji statkowej, którą uprawniony był obsługiwać jedynie i wyłącznie „Radzik”. Najprawdopodobniej nie zostało nadane przy pomocy „krótkofalówki” gdyż nie odebrał takiego sygnału ani „Hudson” ani żaden inny statek znajdujący sie w pobliżu.
Może to sugerować coś interesującego. W momencie gdy nadany został Mayday statek jeszcze nie płonął. Pękał. Oficer wachtowy, który to zauważył bo tylko on mógł to zrobić, obudził kapitana i zameldował mu o zaobserwowanym problemie. Kapitan musiał zapoznać się z sytuacją a gdy uznał że jest bardzo niebezpieczna polecił obudzić Radiooficera aby ten włączył zwane potocznie „duże radio” i głosem nadał sygnał wzywania pomocy. Nie nadano go za pomocą wszelkich innych dostępnych środków łączności czyli radiotelefonu UKF, gdyż kapitan uważał że ludziom na statku nie grozi bezpośrednie niebezpieczeństwo. Jest wiadomym że przełamane kadłuby nie toną od razu, pogoda była w miarę dobra, sztorm mieli już poza sobą. Nie myśleli i nie spodziewali się wybuchu.
Ten jednak nastąpił. Skąd pochodziła iskra? Musiało zdarzyć sie coś co spowodowało zapłon benzyny. Statek jak podano przełamał się na 1/6 odległości od dziobu, możliwość jest tylko jedna, zerwał się nadwyrężony pęknieciem przewód elektryczny doprowadzający prąd do dziobowego światła nawigacyjnego i magazynku w którym znajduje się zejście do komory kotwicznej, powstało zwarcie, zaiskrzyło i to wywołało wybuch. W tym czasie pokład był już pokryty warstwą pomieszanej z wodą benzyny, znaczna jej ilość rozlała się już po morzu. Gdy zapłonęła ci co znajdowali się na mostku nie mieli już czasu na dokonanie tak instyktownej dla marynarza czynności jak wyłączenie autopilota i przełożenie steru cała na burtę. Zrobiłby to każdy, absolutnie każdy kapitan czy oficer. Jeżeli tak się nie stało oznacza to tylko jedno. Ci którzy powinni być w stanie to zrobić już nie żyli.
Wniosek nasuwa się tylko jeden i on może położyć kres spekulacjom co było pierwsze, wybuch czy przełamanie. Gdyby pierwszy był wybuch nie byłoby absolutnie czasu na budzenie kapitana, radioficera i nadanie sygnału Mayday. To wszystko wymagało około 10 do 15 minut. Moim zdaniem, zdaniem starego kapitana który zęby zjadł na morzu i na tankowcach, biorąc pod uwagę to co uprzednio napisałem twierdzę z całą stanowczością: Statek ten przełamał się pierw, skutkiem „zmęczenia kadłuba”, od razu nie eksplodował, gdyż był czas na dokonanie uprzednio przytoczonych czynności, a gdy to się stało ci którzy tam byli nie mieli czasu na dokonanie podstawowego odruchu, który być może mogł uratować im życie. Nie potrafili skręcić statkiem. Dlaczego? Bo już nie żyli.
A zmarli nie nadają sygnałów wzywania pomocy.
Colas Bregnon
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 1631 odsłon