Miro przed Komisją

Obrazek użytkownika Jerzy Mariusz Zerbe
Kraj

A więc Miro stanął, a raczej usiadł i stanął, przed Hazardową Komisją Śledczą. W nadspodziewanie doskonałej formie fizycznej i umysłowej. Choroba, nie wiemy zresztą jaka, wyparowała jak kamfora. Głos taki sam jak zwykle - lekki sznapsbaryton, zdolność chachmęcenia nadzwyczajna, nie wskazująca na jakiekolwiek powikłania zdrowotne niewiadomego pochodzenia.

Scenariusz swobodnej wypowiedzi rozpoczynającej przesłuchanie przypominał wykład akademicki, a raczej sesję posterową. Był wielobarwny afisz ilustrujący nadludzkie wysiłki ministra sportu, zmierzające do zapewnienia budowy stadionu w Warszawie, była długa narracja.

Z wyćwiczoną swadą mówca informował członków Komisji o manipulacjach i kłamstwach Mariusza Kamińskiego, o czystości własnych rąk i wszystkich innych jego członków, o wyimaginowanej aferze hazardowej. Obecność Mira przed obliczem Komisji to grube nieporozumienie, wręcz spisek na jego dobre imię.

Oczywiście Mirosław Drzewiecki nie spotykał się z Sobiesiakiem, niemal go nie zna. Nie miał nic wspólnego z protegowaniem córki Sobiesiaka do zarządu Totalizatora Sportowego, a zresztą hipokrytą będzie ten członek Komisji, który powie, że nigdy nikomu nie pomagał w uzyskaniu pracy. To przecież takie ludzkie. Miro nie miał nic wspólnego z lobbowaniem, jest czysty i niewinny jak niemowlę.

Jeszcze Komisja wysłucha pod uważnym nadzorem Mira Sekuły podobnych relacji Grzesia i na końcu Donalda, by z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku, zamknąć swoje dociekania raportem końcowym. Treść i wnioski zawarte w raporcie już dzisiaj można przewidzieć. Wszystkiemu winien Kamiński i basta. Na szczęście już nie jest szefem CBA i lody można spokojnie dalej kręcić!

A Miro, Grzesiu i Zbycho mogą z zadowoleniem oczekiwać na rehabilitację, przywrócenie im godności i honoru. Natomiast Sekule należy się wysoka premia i zasłużony awans. Wypełnił powierzone zadanie w 200 procentach!

Brak głosów