Mafijno-bolszewicki "marsz serc" PO i lewactwa był marszem wątrób, czyli ich wydzielin – żółci
Cel marszu Tuska stał się oczywisty: podbić nienawiść do rządzących i utrzymać ten stan do 15 października 2023 r.
Marsz serc był marszem wątrób. Marsz miłości - marszem nienawiści. Marsz uśmiechu - marszem zaciśniętych ust. Marsz przyszłości - marszem przeszłości.
Sam Donald Tusk najlepiej obnażył prawdziwy sens swojego „marszu miliona serc”. Po własnym wystąpieniu zaprosił na scenę Rafała Trzaskowskiego, potem Włodzimierza Czarzastego i Roberta Biedronia, a jeszcze Michała Kołodziejczaka i ekstremalnie bezpartyjnego Jerzego Owsiaka. I wszystko jakoś się trzymało. Do momentu, gdy Tusk zaprosił na scenę poznaną w Gliwicach Weronikę, najmłodszą kandydatkę Koalicji Obywatelskiej na posła. Weronika weszła na scenę, przemówiła i na koniec oznajmiła, że ma na imię Wiktoria.
Wszystko jedno, dlaczego Tusk się pomylił, ale ta pomyłka pokazuje istotę zarówno marszu, jak i filozofii samego przewodniczącego Platformy Obywatelskiej. Po prostu wszystko jest inne niż się wydaje, niż miało być. Wiktoria jest Weroniką. Marsz serc jest marszem wątrób, czyli ich wydzielin – żółci. Marsz miłości jest marszem nienawiści. Marsz uśmiechu jest marszem zaciśniętych ust. Marsz przyszłości jest marszem przeszłości – niechlubnej.
Marsz serc był marszem wątrób. Marsz miłości - marszem nienawiści. Marsz uśmiechu - marszem zaciśniętych ust. Marsz przyszłości - marszem przeszłości.
(...) Qui pro quo Tuska z Weroniką/Wiktorią obnaża cel marszu. 19 lipca 2023 r. Tusk wciągnął na sztandary Joannę Parniewską – jako symbol uniwersalnej ofiary. W historii było sporo takich „ofiar” wziętych na sztandary, co zwykle fatalnie się kończyło. „Marsz miliona serc” miał być hołdem dla niej, ale przede wszystkim hasłem do walki, a właściwie do wojny z Prawem i Sprawiedliwością. Joanna Parniewska miała zachęcić do zaangażowania różnych niezorganizowanych wcześniej mścicieli. 1 października 2023 r. nikt, z Tuskiem na czele, już o niej nie pamiętał. Nie zaproszono jej na marsz. Wiktoria nawet nie stała się Weroniką. Joanna publicznie przestała istnieć. Wykorzystano ją i wyrzucono.
Cel marszu stał się oczywisty: podbić nienawiść do władzy i utrzymać ten stan do głosowania 15 października 2023 r. Momentami było to groteskowe, bowiem ofiarą opętania, czyli centrum zła stał się cały warszawski Żoliborz. Tylko dlatego, że mieszka tam Jarosław Kaczyński. Żoliborz stał się przeklęty, łącznie z sympatykami opozycji, którzy tam mieszkają. Żoliborz przeklął Robert Biedroń z Lewicy (lewacki degenerat - andy) mówiąc, że w tej dzielnicy „Panuje mrok, który niszczy Polskę”, że Żoliborz to centrum nienawiści.
Obok plującego na warszawski Żoliborz Roberta Biedronia stał prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski. I na obrażanie mieszkańców jednej z dzielnic miasta, którym zarządza, nie powiedział „ani be, ani me, ani kukuryku”. Znamienne – ważniejsza jest nienawiść niż obrona honoru i godności Żoliborza oraz jego mieszkańców. Chyba że się nie ma się pojęcia, czym są honor i godność. Na koniec marszu sam Donald Tusk podziękował Biedroniowi za to, „jak ładnie przemówił”.
Jak bardzo trzeba gardzić ludźmi, żeby wykorzystać ich do wzbudzenia nienawiści, a potem ją hodować i doholować do wyborów? (...)
Tylko te przyklejone, papierowe serca są puste w środku i wszystko przez nie przelatuje. Tusk zapowiedział też pojednanie. Wysyłając przeciwników do gułagu czy tylko do więzienia?
Stanisław Janecki
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 51 odsłon