O pośredniku wolności i walce z sowietami...

Obrazek użytkownika Żołnierze Wyklęci

Grzegorz Wąsowski [wybór zdjęć - autor strony] O NIEZNANYM POŚREDNIKU WOLNOŚCI I ZWYCIĘSKIEJ WALCE  Z SOWIETAMI 15 CZERWCA 1946 ROKU POD ZWOLENIEM [...] jeśliby zaszła potrzeba mógłby  być nawet koniem karety uciekiniera Pan Cogito chciałby być pośrednikiem wolności trzymać sznur ucieczki przemycać gryps dawać znak [...] Zbigniew Herbert, "Gra Pana Cogito" ZATRZYMANE W KADRZE Na biurku przede mną leży reprodukcja fotografii zrobionej w drugiej połowie 1946 r. Widać na niej ośmiu mężczyzn. Wydaje się, że najstarszy z nich dobiega czterdziestki, a najmłodszy zapewne ledwie przekroczył dwudziestkę. To część kadry dowódczej Związku Zbrojnej Konspiracji, organizacji podziemia antykomunistycznego z nurtu poakowskiego, która aktywnie działała na terenie ziemi radomskiej i kieleckiej w roku 1946. Pośród  osób uwiecznionych na fotografii siedzi, jako pierwszy od lewej, umundurowany brunet o inteligentnej twarzy. Wygląda na dwadzieścia pięć lat. Przykuwa  uwagę. Pewnie dlatego, że zajął pozycję nieco bokiem w stosunku do pozostałych mężczyzn ze zdjęcia - i  w odróżnieniu od nich  nie patrzy w stronę obiektywu. Jest pochylony ku przodowi, łokcie ma oparte na udach. Spogląda przed siebie, czyli z perspektywy  osoby oglądającej fotografię patrzy gdzieś w bok, poza jej plan. Wydaje się być zamyślony. Sprawia tym wrażenie osoby zupełnie niezainteresowanej staraniami fotografa, aby zatrzymać chwilę w kadrze zdjęcia. Jeżeli zapatrzył się w przyszłość, to nie mógł zobaczyć w niej dla siebie zbyt wiele. Kilka miesięcy po zrobieniu  opisywanego zdjęcia nie będzie już go wśród żywych. Zginie zamordowany przez komunistów na początku 1947 r. Styczeń 1946 r. Kadra Dowódcza Związku Zbrojnej Konspiracji, dowodzonego przez mjr. Franciszka Jerzego Jaskulskiego "Zagończyka". Siedzą od lewej: Włodzimierz Kozłowski "Orion" (zastępca "Zagończyka"), Feliks Mazurek "Furmański" (szef sztabu ZZK), kpt. Czesław Niedbała "Marek" (Komendant Obwodu Iłżeckiego ZZK, w czasie okupacji niemieckiej Komendant Powiatu Kozienice NSZ-AK, po aresztowaniu "Zagończyka" wspólnie z "Orionem" kierował działaniami organizacji), Jerzy Buzon "Jur" (adiutant "Zagończyka"), Zenon Ochal "Jastrząb", Tadeusz Bednarski (?) "Orzeł". Leżą od lewej: Józef Zagożdżon "Kruk" i NN "Orzeł". To o nim chcę Państwu co nieco opowiedzieć. Jestem mu bowiem coś winien. Najpewniej przeprosiny, ale  o tym na końcu. Problem w tym, że niewiele o nim wiem, stanowczo zbyt mało, aby podjąć próbę rekonstrukcji jego życiorysu, o portrecie charakterologicznym nie wspominając. Po prawdzie wiem o nim ledwie tyle, a może aż tyle, że musiał być człowiekiem niezwykłej odwagi i hartu ducha. POŚREDNIK WOLNOŚCI Nawiązując do przyjętej za motto dla niniejszego tekstu frazy wiersza Zbigniewa Herberta "Gra Pana Cogito", będącego rozważaniami Poety na kanwie ucieczki Piotra Kropotkina z twierdzy pietropawłowskiej, o mężczyźnie ze zdjęcia można śmiało powiedzieć, że dla setek naszych rodaków był właśnie pośrednikiem wolności; w najtrudniejszych dla niej czasach, w czasach, gdy  sznur i kareta na niewiele by się zdały chcącemu uciec więźniowi. Był bowiem jednym z tych nielicznych, którzy otwierali drzwi do cel więziennych w okresie pełnego i brutalnego triumfu zbrodniczego socjalizmu wywłaszczeniowego, bardziej znanego jako komunizm, który - trzeba powtarzać to nieustannie - w całych dotychczasowych dziejach ludzkości był największym i najgroźniejszym  zinstytucjonalizowanym wrogiem wolności, w każdym jej wymiarze. AMNESTIA W KIELCACH. 4/5 SIERPNIA 1945 ROKU W nocy z 4 na 5 sierpnia 1945 r. skoncentrowane oddziały partyzanckie Radomsko–Kieleckiego Okręgu AK w sile ok. 300 żołnierzy pod ogólną komendą kpt. Antoniego Hedy "Szarego" zaatakowały więzienie w Kielcach. Szturm zaczął się około  godziny dwudziestej trzeciej trzydzieści. Istotną rolę w tej wspaniałej akcji,  w wyniku której  uwolniono  ponad 500 więźniów, odegrał przybyły na nią z okolic Radomia oddział por. Stanisława Bębińskiego "Harnasia". To ze składu tegoż oddziału "Szary" wybrał do grupy szturmowej kilkunastu partyzantów. Miała ona wedrzeć się na teren kieleckiego więzienia, tam stoczyć walkę ze strażnikami i opanować  więzienie, po czym otworzyć więźniom drogę do wolności. Antoni Heda "Szary". Jednym z żołnierzy "Harnasia" wyznaczonych przez "Szarego" do grupy szturmowej, liczącej łącznie około 30 partyzantów, był zamyślony brunet ze zdjęcia - Włodzimierz Kozłowski "Orion". Swoje zadanie szturmowcy wykonali bezbłędnie, zresztą jak wszyscy partyzanci biorący udział w tej wspaniałej akcji. W czasie  krótkiej, ale zaciekłej walki, jaka rozegrała się na terenie więzienia, zginęły dwie osoby z załogi więziennej, a sześć kolejnych, w tym naczelnik więzienia, zostało rannych. Teren więzienia został opanowany przez partyzantów. Droga do więzionych rodaków stanęła otworem. I, paradoksalnie, to był początek najpoważniejszych trudności. Nie udało się bowiem szturmowcom przejąć kluczy więziennych. Dlatego też  wszelkie znajdujące się wewnątrz więzienia bramy, kraty, a przede wszystkim drzwi do cel trzeba było kolejno wysadzać kostkami trotylu, co oczywiście koszmarnie wydłużyło czas akcji. Niemożliwością jest, z perspektywy wygodnego krzesła czy fotela, uprzytomnić sobie, co musieli przeżywać więźniowie oczekujący w  celach na to, że posłańcy wolności dotrą wreszcie także do nich. A także co musieli odczuwać rozrzuceni w pobliżu więzienia partyzanci z grup osłaniających towarzyszy broni z oddziału szturmowego walczącego z upływającym czasem i kolejnymi drzwiami do więziennych cel. Każda minuta akcji musiała wydawać się im wiecznością. Tak jak niespełna dwa i pół roku wcześniej, w marcowy dzień 1943 roku, czas równie niemiłosiernie musiał dłużyć się bojowcom Grup Szturmowych Szarych Szeregów, którym przypadło w udziale ubezpieczanie ich kolegów walczących pod warszawskim Arsenałem o uwolnienie z rąk gestapowców Jana Bytnara "Rudego" i innych więźniów przewożonych z siedziby Gestapo do więzienia na Pawiaku. Tyle tylko można o tym uczciwie powiedzieć.Paradoksalnie, zapewne najmniejszy problem z przedłużającym się czasem akcji mieli członkowie grupy szturmowej, a pośród nich "Orion".  W pocie czoła i huku wybuchów robili swoje, to znaczy wysadzali  drzwi do kolejnych cel. Niestety, zabrakło im trotylu, aby uwolnić wszystkich osadzonych w kieleckim więzieniu. Trzy cele pozostały zamknięte. Z zamkiem drzwi  jednej z nich członkowie grupy szturmowej, wyzbyci już trotylu, bezskutecznie zmagali się jeszcze ponad minutę po tym, jak padła komenda do odwrotu. Był wśród nich "Orion", zresztą lekko kontuzjowany, gdyż kilka minut wcześniej zwaliły się na niego wysadzone drzwi do jednej z cel. Z terenu kieleckiego więzienia wycofał się jako jeden z ostatnich uczestników akcji. Było kilka minut po trzeciej nad ranem. Akcja trwała ponad trzy i pół godziny, stanowczo zbyt długo. Większość spośród jej uczestników wraz z dużą grupą  uwolnionych więźniów skierowała się w lasy klonowskie. Nie miejsce tu na opis fazy odwrotu po akcji na więzienie w Kielcach. Obfitował on w dramatyczne wydarzenia. Wystarczy wspomnieć, że w wiosce Leszczyny, w której "Szary" zaplanował postój, stanęła jednostka Armii Czerwonej. Na szczęście zdezorientowani, po trochu jeszcze pijani i zaspani sowieci (był wczesny ranek) przepuścili kolumnę wycofujących się po akcji w Kielcach partyzantów i uwolnionych  więźniów. AMNESTIA W RADOMIU. 9 WRZEŚNIA 1945 ROKU Co oczywiste, udany atak oddziałów podziemia na więzienie kieleckie wprawił komunistów we wściekłość i osłupienie. Mogłoby się wydawać, że podobna akcja w tym regionie kraju nie będzie miała szans powodzenia. Tymczasem również więzienie w  nieodległym od Kielc Radomiu, zresztą jak i wszystkie inne więzienia na terenie Polski, było wówczas  zapełnione naszymi rodakami, których partia komunistyczna uznała za swych przeciwników. Z zachowanych wspomnień więźniów radomskiego więzienia wynika, że wieści o akcji w Kielcach lotem błyskawicy dotarły do Radomia i szybko przeniknęły za mury tamtejszego więzienia. Osadzeni w nim nasi rodacy, po tym jak dowiedzieli się amnestii w Kielcach, żyli nadzieją, że i oni  nie zostaną przez partyzantów zapomniani. Problemem było, bagatela, ok. 3.000 żołnierzy różnych formacji reżimowych stacjonujących wówczas w Radomiu. Pomimo tego, marzenia więźniów radomskiego więzienia o wolności szybko stały się rzeczywistością. Amnestia w Radomiu miała miejsce 9 września 1945 r., za sprawą 150 żołnierzy dowodzonych przez "Harnasia". Wrzesień 1945, Lasy Skaryszewskie. Por. Stefan Bembiński "Harnaś" przed akcją rozbicia więzienia w Radomiu. Atak na więzienie w Radomiu nastąpił tuż po zmierzchu. Także w tej akcji, tak jak podczas uderzenia na więzienie kieleckie, powodzenie operacji w dużej mierze zależało od determinacji i sprawności działania grupy szturmowej. W jej skład weszło kilkunastu partyzantów, w tym większość mających na swoim koncie udział w akcji kieleckiej. Jednym z żołnierzy grupy szturmowej mającej za zadanie opanowanie terenu więzienia w Radomiu był "Orion". I jak sierpniowej nocy w Kielcach, szturmowcy nie zawiedli także w Radomiu. W wyniku trwającej kilkadziesiąt minut akcji uwolniono blisko 300 więźniów. I choć nie dotyczy to bezpośrednio bohatera niniejszego tekstu, "Oriona", należy wspomnieć, że podczas akcji w Radomiu bardzo ważne i trudne zadanie przypadło w udziale także jednej z grup osłonowych. Jej rolą było zaatakowanie i  zneutralizowanie obsady posterunku MO znajdującego się w bezpośredniej bliskości więzienia. Posterunku tego strzegła załoga betonowego bunkra usytuowanego obok wejścia na posterunek, a dodatkowo posterunek znajdował się w polu rażenia z wieżyczki więzienia. To właśnie podczas ataku na ten punkt komunistycznego oporu padli, trafieni od strony bunkra, Feliks Kaczmarczyk "Słowik" i Aleksander Kędzierski "Józio". "Józio" dostał  kilka kul w pierś, "Słowik" otrzymał serię w brzuch. Obaj żołnierze, śmiertelnie ranni, zostali, jak Aleksy Dawidowski "Alek" podczas Akcji pod Arsenałem, zabrani przez kolegów z pola walki. Skonali podczas odwrotu z Radomia. Sukces ataku na więzienie w Radomiu został okupiony dodatkowo śmiercią Jana Chrząstowskiego, członka konspiracji radomskiej, który zginął w końcowej fazie akcji w pobliżu więzienia. Kilku innych podkomendnych "Harnasia" odniosło rany. Taka była cena za wolność blisko 300 naszych rodaków, uwolnionych z więzienia w Radomiu 9 września 1945 r. W AKCJI POD ARSENAŁEM, W ATAKU NA WIĘZIENIE W KIELCACH I RADOMIU. DYGRESJA Z OKAZJI DNIA ZADUSZNEGO Nie bez przyczyny w opis partyzanckich działań amnestyjnych w Kielcach i Radomiu wplotłem odwołania do słynnej Akcji pod Arsenałem. Cel tych trzech uderzeń polskiego podziemia niepodległościowego był przecież rodzajowo tożsamy. Tak pod Arsenałem, jak w Kielcach i Radomiu stawką było uwolnienie rodaków więzionych i torturowanych przez ciemiężycieli  naszej wolności. Zatem i krew przelana przez uczestników tych akcji powinna  być tak samo droga nam wszystkim, którzy miłujemy wolność i szanujemy tych, którzy dali za nią życie. Dlatego obok znanych Wam, szanowni czytelnicy, bohaterów spod Arsenału: Aleksego Dawidowskiego "Alka", Tadeusza Krzyżewicza "Buzdygana" i Huberta Lenka "Huberta", którzy życiem zapłacili za wyrwanie "Rudego" z rąk nazistowskich oprawców,  wspomnijmy także tych nieznanych albo bardzo mało znanych bohaterów, którzy padli w akcji uwolnienia więźniów komunistycznego reżimu z więzienia  odpowiednio w Kielcach  i Radomiu: Tadeusza Łęckiego "Krogulca", poległego od kul sowieckich żołnierzy podczas akcji rozbicia więzienia w Kielcach z 4/5 sierpnia 1945 r.; Niespełna dwudziestoletniego Aleksandra Kędzierskiego "Józia", śmiertelnie rannego podczas akcji rozbicia więzienia w Radomiu 9 września 1945 r.; Feliksa Kaczmarczyka "Słowika", ojca czwórki dzieci, śmiertelnie rannego podczas akcji rozbicia więzienia w Radomiu 9 września 1945 r.; Jana Chrząstowskiego, dwudziestolatka z konspiracji radomskiej, poległego podczas akcji rozbicia więzienia w Radomiu 9 września 1945 r. KTO ŻYCIE KŁADZIE ZA PRZYJACIÓŁ SWOICH Czas pokazał, niestety, że jedynymi prawdziwymi amnestiami w okresie drugiej połowy lat czterdziestych ubiegłego stulecia były amnestie "zarządzone" ku wściekłości komunistów przez żołnierzy podziemia niepodległościowego, takie jak amnestia z sierpnia 1945 r. w Kielcach i  września 1945 r. w Radomiu. Wartość tych akcji, nie wojskową, ale czysto ludzką, nakazującą szacunek dla tych, którzy zdecydowali się wtedy pójść do ataku  na więzienie w Kielcach lub Radomiu, aby przywrócić wolność więzionym rodakom, chyba najlepiej oddaje umieszczony na zawieszonej na murze byłego więzienia w Kielcach tablicy upamiętniającej akcję kielecką  fragment ewangelii św. Jana: Większej miłości nie ma nad tę, gdy kto życie kładzie za przyjaciół swoich. Tablica pamiątkowa na byłym więzieniu w Kielcach. W AKCJI NA KOZIENICE, W ZWYCIĘSKIEJ WALCE Z SOWIETAMI. 15 CZERWCA 1946 r. Wróćmy jednak do historii  bruneta ze zdjęcia. Śledząc jego losy, przenieśmy się do połowy 1946 r. Przypominam, że z tego właśnie okresu pochodzi fotografia, której opis otwiera niniejszy tekst. Wtedy też miała miejsce kolejna  akcja  z  jego udziałem, której stawką była wolność naszych rodaków. I to "Orion", już jako kierujący pionem zbrojnym wzmiankowanego na początku tekstu Związku Zbrojnej Konspiracji (ZZK), był jej dowódcą. Tym razem celem  ataku partyzantów był areszt Urzędu Bezpieczeństwa w Kozienicach. Termin wykonania uderzenia na to miejsce kaźni został ustalony na 15 czerwca 1946 r. Wybrane do akcji oddziały partyzanckie ZZK pod ogólną komendą "Oriona", liczące łącznie około 130 żołnierzy, rozpoczęły realizację tej śmiałej operacji bojowej od zorganizowania na drodze Radom - Puławy, w okolicach  leżącej około 8 km na zachód od Zwolenia wsi Podgóra, zasadzki w celu zdobycia samochodów wojskowych, na których partyzanci zamierzali wjechać do Kozienic. W szybkim czasie w rejonie  obstawionym przez partyzantów "Oriona" pojawiła się licząca co najmniej kilkanaście pojazdów kolumna sowieckich samochodów wojskowych. Doszło do gwałtownego starcia, w wyniku którego zginęło bądź odniosło rany prawdopodobnie kilkunastu czerwonoarmistów, zaś wszystkie samochody  sowieckiej kolumny znalazły się w rękach partyzantów.Pomimo stoczonej walki, w istotny sposób minimalizującej szanse na wykorzystanie elementu zaskoczenia w najważniejszej fazie operacji, czyli podczas bezpośredniego ataku na areszt Urzędu  Bezpieczeństwa w Kozienicach, "Orion" podjął decyzję o kontynuowaniu akcji. Spośród  zdobytych samochodów wybrano dziewięć nieuszkodzonych w walce, pozostałe maszyny zniszczono. Następnie żołnierze ZZK  załadowali się na  wyselekcjonowane  do dalszego użytku  samochody,  na których  zgodnie  z  początkowym planem operacji ruszyli  przez Zwoleń do Kozienic. W  Zwoleniu  partyzanci czasowo rozdzielili się na dwie grupy. Cztery pojazdy, dla opanowania miejscowego posterunku MO i Urzędu Pocztowego, zatrzymały się na krótki postój, zaś pozostała część partyzanckiego zgrupowania, ulokowana na pięciu ciężarówkach, wolnym tempem skierowała się do Kozienic. Działania przeprowadzone przez partyzantów w Zwoleniu były obliczone na zerwanie łączności telefonicznej, aby informacja o walce pod wsią Podgóra lub przejeździe kolumny samochodów wojskowych przez Zwoleń nie dotarła do Kozienic przed rozpoczęciem ataku na siedzibę tamtejszej bezpieki. Wykonano je sprawnie i bez strat, po czym  partyzanci operujący w Zwoleniu natychmiast załadowali się na samochody i ruszyli  w ślad  za pozostałą częścią zgrupowania. Dawna siedziba Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Kozienicach przy ul. Kochanowskiego 6. Ta zaś, w okolicach wsi Strykowice Górne, leżącej kilka kilometrów od Zwolenia, natknęła się na kilkudziesięcioosobową jednostkę żołnierzy Armii Czerwonej. Sowieci  jako pierwsi zaatakowali partyzancką kolumnę, uzyskując dzięki temu inicjatywę  w początkowej  fazie starcia. Pomimo silnego ognia prowadzonego przez wroga, partyzanci błyskawicznie zeskoczyli z samochodów, zapadli w przydrożnym rowie i natychmiast zorganizowali obronę. To uratowało ich od masakry. Wkrótce, nadal  pod silnym sowieckim ostrzałem, rozpoczęli odwrót w kierunku zachodnim, w stronę południowego skraju Puszczy Kozienickiej. W czasie, gdy uwikłana w walkę część zgrupowania partyzanckiego cofała  się pod naporem sowietów, pozostałe jego siły – te, którym przyszło zatrzymać się na kilka minut w Zwoleniu - dotarły w rejon boju. Wchodzący do akcji żołnierze ZZK szybko zajęli stanowiska bojowe na skraju Puszczy Kozienickiej, dokąd pod naporem sowietów wycofywali się ich koledzy. Pod zbawczą dla cofających się partyzantów osłoną puszczańskich drzew doszło do połączenia sił zgrupowania, co żołnierzom "Oriona" pozwoliło odeprzeć sunący od strony szosy sowiecki atak i przejść do natychmiastowego kontruderzenia. Sytuacja na polu walki zmieniła się diametralnie. Sowieci, którzy do tego momentu byli panami placu boju, w jednej chwili znaleźli się w rozpaczliwym położeniu. Pod silnym ogniem partyzantów zaczęli odwrót w kierunku szosy. W tej fazie starcia padło ich co najmniej kilkunastu. Tak oto szala zwycięstwa w opisywanym boju przechyliła się na stronę partyzantów, którzy po walce zapadli w lasach Puszczy Kozienickiej. Straty sowieckie poniesione w dniu 15 czerwca 1946 r. w starciach z żołnierzami ZZK należy szacować na ponad trzydziestu zabitych i kilkunastu rannych. Wypada podkreślić, że walki stoczone tego dnia przez partyzantów "Oriona" były jednymi z ostatnich starć polskiego podziemia antykomunistycznego z jednostkami sowieckimi. Zwycięstwo nad sowietami w walce 15 czerwca 1946 r. zostało okupione śmiercią siedmiu partyzantów ZZK. Zginęli: Sylwester Rokita "Czarny", Tadeusz Krawczyk "Witold", Władysław Skrzypek "Groźny", Tadeusz Nowakowski "Zając", Jan Prygier "Gołąb", NN "Burza" i NN.Sowieci, jak to sowieci, w zemście za porażkę na placu boju spalili  w okolicznych miejscowościach co najmniej 28 domów i zabudowań gospodarczych. Ich odwet spadł na Zwoleń, w którym spalono dziesięć domów, a także na  wsie Jedlanka, Karczówka i Kysocha. "ORION" - POŚREDNIK WOLNOŚCI - JESZCZE RAZ W AKCJI 24 lipca 1946 r. Orion dowodził akcją odbicia ośmiu aresztowanych konspiratorów, przewożonych pod nadzorem strażników więziennych pociągiem z Radomia do Lublina. Pociąg zatrzymano na stacji Jedlnia –Letnisko. Po krótkiej walce z eskortą, w wyniku której zginął jeden strażnik i  prawdopodobnie jeden z aresztowanych, pociąg został opanowany przez partyzantów, a więźniowie odzyskali wolność. POCZĄTEK KOŃCA Dwa dni później na ZZK spadł ciężki cios. W następstwie zdrady jednego z partyzantów, funkcjonariusze UB aresztowali komendanta organizacji - mjr. Franciszka Jaskulskiego "Zagończyka". To zdarzenie było początkiem końca ZZK. Mjr Franciszek Jaskulski "Zagończyk" Aresztowany "Zagończyk" przyjął wysuniętą przez UB propozycję podjęcia negocjacji na temat ujawnienia żołnierzy ZZK, w zamian za uwolnienie jego osoby i innych członków ZZK przebywających w więzieniach oraz za amnestię dla  tych, którzy zdecydują się ujawnić. Jak można sądzić, rozgrywka operacyjna z kierownictwem ZZK była dla komunistów poligonem doświadczalnym przed podobną operacją, tyle że  w skali makro, tj. przed "amnestią" zaplanowaną na okres po "wyborach" do Sejmu z 1947 r. Jak powszechnie wiadomo, "wybory" te zostały przez komunistów sfałszowane, a ogłoszona zaraz po nich, 22 lutego 1947 r., "amnestia" okazała się bardzo dużym sukcesem w walce z podziemiem, dała bowiem efekt w postaci ujawnienia się kilkudziesięciu tysięcy konspiratorów i położyła kres zjawisku masowego oporu. W rozprawie z ZZK działaniami strony komunistycznej kierował mjr Jan Tataj, jeden z najbardziej błyskotliwych ubowców zajmujących się zwalczaniem podziemia antykomunistycznego. Major Jan Tataj - szef WUBP w Kielcach od 15 lipca 1946 r. do stycznia 1947 r. W toku "negocjacji" doszło do kilkakrotnych spotkań między nim, a pozostającymi na wolności członkami kierownictwa ZZK. W rozmowach tych brał udział również "Orion". Jedno z takich spotkań miało miejsce w Kielcach. Uczestniczącym w nim reprezentantom ZZK umożliwiono kontakt z przebywającym w miejscowym areszcie UB "Zagończykiem", który wobec swych podkomendnych potwierdził wolę prowadzenia rozmów o ujawnieniu organizacji. Nie ma wątpliwości, że to jego  postawa zadecydowała o dalszym rozwoju sytuacji. Na przełomie sierpnia i września 1946 r. osiągnięto porozumienie w sprawie warunków zakończenia działalności przez ZZK. W dniu 6 września 1946 r. rozpoczęło się ujawnianie dowodzonych przez "Oriona" oddziałów zbrojnych tej organizacji. W okresie kilku najbliższych tygodni ujawniło się co najmniej 500 jej członków i współpracowników. Wśród ujawnionych był również  "Orion". Ponieważ proces ujawniania struktur ZZK był rozciągnięty w czasie, UB - dla utrzymania pozorów wykonywania ustaleń poczynionych z kierownictwem ZZK - w pierwszych dniach obowiązywania porozumienia zdecydowało o wypuszczeniu kilkunastu podkomendnych "Zagończyka". Kilkunastu innych, sądzonych we wrześniu 1946 r., otrzymało stosunkowo niskie wyroki, a wykonanie niektórych z nich zawieszono.Taki stan rzeczy nie trwał, rzecz jasna, długo. Jak dzisiaj dobrze wiadomo, komuniści podeptali cały dorobek cywilizacji zachodniej, a zasadę pacta sunt servanda zszargali ze szczególną gorliwością. Porozumienia jakie zawarli w całej historii  swych rządów, niezależnie od szerokości geograficznej, były jedynie elementem przejściowej taktyki obliczonej na osiągnięcie celu wyznaczonego przez partię. Zaś celem w tym przypadku była rozprawa z podziemiem, a dokładnie z ZZK. Nie  powinno  zatem nikogo  dziwić, że "Zagończyk" nie tylko nie odzyskał wolności, ale  został skazany na karę śmierci. Wyrok wykonano 19 lutego 1947 r., na dwa dni przed ogłoszeniem "amnestii". BEZ GROBU, RACZEJ BEZ NASZEJ PAMIĘCI  I Z POMYLONYM PRZEZE MNIE IMIENIEM NA POMNIKU Nie powinno także nikogo dziwić, że  na przełomie 1946/1947 r. aresztowanych zostało wielu członków ZZK a kilku innych, w tym "Orion", zostało zamordowanych przez komunistów w początkach 1947 r., w nieznanych do dzisiaj okolicznościach. Nie znamy także miejsca pogrzebania zwłok "Oriona". Jakby nigdy nie istniał. Bo komuniści  osobom takim jak on odmówili nawet prawa do godnego pochówku. Prawa, które jest usankcjonowane całą historią ludzkiej cywilizacji. Czy raczej było, zanim  barbarzyńcy spod znaku sierpa i młota prawo to podeptali. Z dzisiejszej perspektywy patrząc, nie tylko miejsce pochówku "Oriona" pozostaje nieznane, ale - co gorsza - nieznana pozostaje także jego postać. A przecież bez wątpienia był jednym z najdzielniejszych żołnierzy polskiego podziemia niepodległościowego z okresu 1945-1946 roku. WŁODZIMIERZ KOZŁOWSKI ps. "ORION" Po prawdzie, w sprawie przywrócenia społecznej pamięci o postaci "Oriona" mam sobie wiele do zarzucenia. Dziesięć lat temu, prawie dokładnie w 55. rocznicę zwycięskiej walki partyzantów ZZK z sowietami pod Zwoleniem, staraniem Fundacji "Pamiętamy" stanął w Radomiu pomnik upamiętniający poległych i pomordowanych w walce z komunistami żołnierzy ZZK. W godziwej formie z brązu wymienione są na nim personalia i pseudonimy  najważniejszych żołnierzy tej zbrojnej struktury konspiracyjnej. Pośród  nich jest oczywiście "Orion". Tyle że, w skutek mojego błędu, został on na pomniku uwieczniony jako Władysław Kozłowski . A powinno być przecież Włodzimierz . Włodzimierz Kozłowski "Orion". Pomnik w hołdzie żołnierzom ze
zgrupowania Związku Zbrojnej Konspiracji
mjr. Franciszka Jaskulskiego "Zagończyka" odsłonięty 10 czerwca 2001 r.
w Radomiu, dzięki staraniom Fundacji "Pamiętamy" . To jego pamięci dedykuję ten tekst. Niech będzie formą zgrzebnych przeprosin za tę fatalną pomyłkę w imieniu na cokole pomnika. Pocieszam się jednak, bo nic innego w tej sprawie mi nie zostało, że za sprawą tego błędu pamięć o "Orionie" przechowam do końca moich dni. Jestem mu to winien. A może, po lekturze tego tekstu, również ktoś z Państwa, szanowni czytelnicy, zechce zabrać w swą dalszą drogę choćby refleks pamięci o tym dzielnym człowieku, o zamyślonym brunecie z opisanego przeze mnie zdjęcia zrobionego gdzieś w połowie 1946 roku... Grzegorz Wąsowski adwokat, współkieruje pracami Fundacji "Pamiętamy" , zajmującej się przywracaniem pamięci o żołnierzach polskiego podziemia niepodległościowego z lat 1944-1954. Strona główna>

Brak głosów