PODŁOLAND ELDORADO.
Monte Huta StoryWSTĘP.
hazard i torba pieniędzy
Gazeta Polska | Wtorek, 17 listopada 2009
Mirosław Sekuła, który właśnie został szefem komisji śledczej mającej zbadać, czy przy tworzeniu ustaw o grach losowych doszło do korupcji, sam na sobie doświadczył prób przekupstwa. Z propozycjami łapówek w zamian za „załatwienie sprawy” spotkał się już w latach 90. jako wiceprezydent Zabrza. Twierdzi, że tego rodzaju oferty były nieskuteczne.
Mirosław Sekuła (fot. PAP)
Ale nie zmienia to faktu, że ani razu nie złożył zawiadomienia o próbie korumpowania funkcjonariusza państwa. Podobnie zachował się w 2000 roku, będąc szefem komisji finansów, która pracowała nad projektem ustawy o grach losowych. Gdy przybył do niego przedstawiciel lobby hazardowego i otworzył torbę wypchaną pieniędzmi, Sekuła – zamiast narobić rabanu – udał, że niczego nie widzi.
Komisja śledcza ds. afery hazardowej, na której czele stoi poseł Mirosław Sekuła, ma badać wypadki z lat 2003–2009. Jednak okoliczności zdarzenia, do jakiego doszło w czasie prac nad nowelizacją ustawy o grach hazardowych w 2000 r., nakazują zadać pytanie, czy Sekuła może przewodniczyć komisji.
Nie rewiduję interesantów, czyli brak dowodu
Cofnijmy się do roku 2000. Mirosław Sekuła, wtedy poseł AWS, był już przewodniczącym komisji finansów publicznych, która zajmowała się nowelizacją ustawy hazardowej. Właśnie wówczas do jego biura poselskiego w Zabrzu przyszedł interesant w sprawie ustawy. To, co się wówczas wydarzyło, Sekuła opowiedział mi podczas wywiadu w 2005 r.
– Interesant przedstawił się jako jeden z przedstawicieli grupy, która prowadzi kasyna i wykorzystuje automaty do gier losowych – mówił Sekuła. – W czasie rozmowy, podczas której przekonywał mnie do swoich rozwiązań, postawił na krześle obok torbę. Była to torba podobna do tych, jakich dawniej używali lekarze. Miała całkowicie rozsunięty zamek, była szeroko otwarta. Mogłem w niej widzieć paczki pieniędzy. Takie zachowanie uważałem za oburzające. Wydawało mi się wręcz, że jest to próba jakiejś prowokacji. Być może miało to na celu stworzenie takiej sytuacji, która w przyszłości miałaby służyć wywieraniu nacisków na mnie, jakichś szantaży – oceniał, twierdząc, iż najlepszym wyjściem było udawanie, że nie zauważył, co wypełnia torbę. – Dlatego, pomimo że widziałem pieniądze, nie odezwałem się na ten temat ani słowem. Po zakończeniu rozmowy ten pan wziął torbę i poszedł – relacjonował Sekuła.
Ówczesny poseł AWS nie wezwał policji, nie powiadomił także UOP ani organów ścigania. Później nie potrafił racjonalnie wytłumaczyć, dlaczego. – Sam kontekst sytuacyjny jeszcze nie jest dowodem, że mężczyzna chciał mi wręczyć łapówkę. Torba z paczkami pieniędzy nie jest dowodem korupcji. Nie rewiduję osób przychodzących z torbami do mojego biura poselskiego, każdy może w nich przynieść pieniądze – tłumaczył.
Dziś w rozmowie z „GP” (cały wywiad z 16.11.2009 – poniżej) Sekuła nie pamięta, jak nazywał się mężczyzna, który go odwiedził w zabrzańskim biurze. Nie pamięta torby wypchanej paczkami pieniędzy. W trakcie rozmowy próbuje zaprzeczać, by takie zdarzenie w ogóle miało miejsce – do czasu, gdy dowiaduje się, że wciąż istnieje nagranie z jego opowieścią sprzed kilku lat.
Ponieważ personalia lobbysty nie są obecnie znane, czy można wykluczać, że komisja nie natknie się na niego podczas swojego śledztwa? I czy na wszelki wypadek nie należy brać pod uwagę, że poseł Sekuła sam może pewnego dnia zostać świadkiem komisji?TAGI: mirosław sekuła, komisja śledcza, afera hazardowa1 2 z 2 następnahttp://media.wp.pl/kat,1022941,wid,11692782,wiadomosc.html?ticaid=1aa7e
**************** ++++++++++++++++++++++
Mało znane dzieje Sekuły, ciekawe czy inni nabywcy huty też by mieli umorzone długi. Torba pieniędzy jaką mu przyniesiono kilka lat temu pewnie nie była przypadkiem tylko była za mała. Cytat:
ul. Mikulczycka 13, 41-800 Zabrze - Poland
Kupić, podzielić, sprzedać, zarobić
17.06.2002, TS
Czy zmniejszając długi huty wiedzieli, że trafi ona w ręce prywatnego przedsiębiorcy
Kupić, podzielić, sprzedać, zarobić.
Teren Huty Zabrze to teraz uporządkowane gruzowisko...
FOT. RAFAŁ KLIMKIEWICZ
TOMASZ SZYMBORSKI
Podupadającą Hutę Zabrze dwóch przedsiębiorców kupiło kilka lat temu za 750 tys. złotych. Sprzedając należące do niej kamienice, budynki i działki pod budowę stacji benzynowych oraz supermarketu zarobili do dziś
k i l k a s e t razy więcej.
Nie ma wątpliwości, udał im się interes życia. Ale towarzyszyły temu wydarzenia, które do dzisiaj pozostają niewyjaśnione.
Na początku była huta
W Zabrzu ponad sto lat temu najpierw powstała huta, a wokół niej z biegiem lat miasto. Dlatego tereny huty to niemal ścisłe centrum Zabrza.
Kiedyś huta zajmowała 60 hektarów oraz 13 hektarów hal i magazynów, teraz pozostały tylko dwie hale: odlewnia i obróbka maszyn.
Od kiedy huta przeszła w prywatne ręce Leszka Kulawika, niewiele z niej pozostało. Niewielu też z tych, którzy tu pracowali, ma pracę. Teren Huty Zabrze to teraz uporządkowane gruzowisko. Rozebrano kilkanaście hal i magazynów. Firmy rozbiórkowe w zamian za złom rozbierały konstrukcję po konstrukcji.
- Wyburzyliśmy kilkanaście hal i budynków, bo huta miała ich za dużo i były niepotrzebne. Place po nich sprzedaliśmy i powstanie tu na pewno największy w Polsce supermarket Geant - opowiada Kulawik, oprowadzając po terenie i pokazując poszczególne działki. Ostrzega, żeby nie pisać, że Huta Zabrze upadła, bo produkcja ciągle jest - w dwóch halach.
- Wzdłuż murów tego budynku będzie przebiegała granica pomiędzy hipermarketem a hutą. Tak jak mury klasztoru na Jasnej Górze oddzielają go od miasta - porównuje Kulawik.
Odniesienie do Częstochowy było zapewne celowe, bo Leszek Kulawik jest przedsiębiorcą z tego miasta. - Robiłem już wiele rzeczy w życiu - odpowiada na pytanie, czym się zajmował zanim został właścicielem Huty Zabrze. Mówi, że jest z zawodu historykiem.
Kiedy historyk ma dość historii
Kulawik w 1994 roku razem ze wspólnikami zarejestrował w Sądzie Gospodarczym w Częstochowie z kapitałem zakładowym 20 tys. złotych spółkę Alu-Met. Spółka kupiła od NFI za 180 tys. zł 58 proc. akcji zadłużonych na 15 mln zł Zakładów Górniczo-Hutniczych "Sabinów". W maju 1996 r. Alu-Met podwyższył kapitał zakładowy o 6,5 tys. zł, zmieniając jednocześnie nazwę na Ally sp. z o.o.
W 1995 roku Kulawik przyjechał do Zabrza, a rok później w grudniu 1996 r. wraz ze swoim wspólnikiem Andrzejem Golańskim w imieniu spółki Ally podpisał z IV Narodowym Funduszem Inwestycyjnym Progress umowę o kupnie 33 proc. akcji Huty Zabrze. Kupili także jej akcje od innych NFI. Te transakcje dały Kulawikowi i Golańskiemu ponad 52 proc. akcji huty.
- Tanio kupiłem, to była okazja. Wtedy i teraz można wziąć gazetę, przeczytać ogłoszenia o wystawianych na sprzedaż zakładach i je kupić. Za 750 tys. zł dostałem hutę wraz z zadłużeniem, które sięgało niemal 70 mln zł - mówi Kulawik.
Te długi huty to były głównie niezapłacone gminie Zabrze podatki od nieruchomości, składki ZUS, zaległe rozliczenia z fiskusem. Wydawało się, że huta z takim zadłużeniem nie jest atrakcyjnym zakładem dla kupca. Jednak w ciągu kilku dni przed sprzedażą huty Kulawikowi, jej długi jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki zmalały. Około 20 mln złotych ze swych wierzytelności umorzył ZUS i Urząd Skarbowy. Gmina Zabrze zrezygnowała z 8 mln zł podatków, jakie huta powinna zapłacić miastu.
Cudowne zniknięcie długu
Jak wynika z dokumentów, do których dotarła teraz "Rz", w grudniu 1996 roku odbyło się spotkanie w celu podpisania ugody z największymi wierzycielami Huty Zabrze SA. Wzięli w nim udział m.in. Jan Buczkowski - wiceprezes NFI Progress, naczelnik Urzędu Skarbowego w Zabrzu, zastępca dyrektora ZUS w tym mieście oraz Roman Urbańczyk, prezydent Zabrza i Mirosław Sekuła, jego zastępca (obecnie prezes Najwyższej Izby Kontroli). To Sekuła, jako wiceprezydent Zabrza (a później poseł AWS) podpisał umowę redukującą długi huty. - Został wystawiony na pierwszy strzał. Urbańczyk, jako stary wyjadacz, wyjechał nagle gdzieś służbowo - twierdzi osoba zorientowana w lokalnych układach władzy w Zabrzu.
W czasie spotkania Buczkowski przedstawił Kulawika i Golańskiego jako doradców IV NFI. Potwierdza to Urbańczyk.
- Proszę mnie jednak nie pytać, jak to się stało, że Kulawik został właścicielem huty. Na spotkaniach w hucie przedstawiał się i był przedstawiany jako doradca NFI. Potem dowiedzieliśmy się, że jest właścicielem huty - mówi prezydent Zabrza. Nie wspomina jednak, iż zgodził się na oddłużenie huty bez żadnych warunków na piśmie! - Nie chciałem jako prezydent miasta być grabarzem huty. Nikt nie wiedział, że w ciągu kilkunastu dni huta szybko zmieni właściciela - wyjaśnia Urbańczyk.
Nie chce mówić, dlaczego gmina umarzając wierzytelności nie stała się udziałowcem huty (było to przed jej sprzedażą) lub nie zapewniła sobie części zysku z wyprzedaży jej majątku. - Nie wierzę, że Zarząd Miasta umarzając hucie długi nie wiedział, że nie umarza ich hucie, należącej do NFI, ale prywatnej spółce. Takich prezentów nie robi się za darmo. A jeśli tak było, to albo jest to przestępstwo, albo głupota - uważa jeden z radnych, przeciwnik prezydenta miasta.
- Decyzja o oddłużeniu Huty Zabrze była bardzo dobrą decyzją, bo zapobiegła jej upadłości - mówi dziś Mirosław Sekuła. - Dzięki temu nie nastąpiło gwałtowne zmniejszenie liczby miejsc pracy w Zabrzu. Zarząd miasta zredukował zadłużenie o ok. 3,5 mln zł, w zamian za to uzyskując od huty nieruchomości o wartości wielokrotnie wyższej. Przekształcenia Huty Zabrze były dokonywane przez NFI i w tym procesie zarząd miasta nie brał udziału. Z perspektywy czasu można powiedzieć, że huta spłaciła wszystkie pozostałe należności miastu i do dziś zatrudnia pracowników.
Byłemu wiceprezydentowi Zabrza nie dopisuje jednak pamięć. W czasie restrukturyzacji huty przez Kulawika pracę straciło ponad tysiąc osób. Gmina otrzymała co prawda kilka nieruchomości, jednak dopiero ponad rok po tym, jak oddłużyła Hutę Zabrze.
Przekazane obiekty były w fatalnym stanie technicznym i wymagały przeprowadzenia kosztownych remontów i adaptacji. W aktach rejestrowych Huty Zabrze nie ma też śladu przeprowadzonej wyceny przekazanych gminie nieruchomości. Jest natomiast informacja, że Urząd Miasta zredukował w 1996 r. zadłużenie z 8 mln 253 tys. 535,64 zł do kwoty 851 026 zł.
- Nawiasem mówiąc jedna z tych nieruchomości, o które "wzbogaciło się" miasto, do tej pory stoi niezagospodarowana - potwierdza jeden z naszych rozmówców.
Sprzedam w centrum miasta
Dotarliśmy do dokumentów, które wskazują, że Kulawik był w tamtym czasie doradcą w NFI Progress. On jednak zaprzecza.
- Nigdy nie byłem zatrudniony w NFI, a hutę przejąłem z jej pozostałymi długami - mówi Kulawik.
Przygotowując się do tej transakcji, zapewne wiedział, że część długów huty zostanie umorzona oraz jaka jest wartość majątku huty. Jako doradca miał dostęp do dokumentów, znał finanse huty. Pozostałe zadłużenie Kulawik postanowił spłacić w bardzo prosty sposób - przez wyprzedaż majątku. Atrakcyjne działki kupiły koncerny paliwowe - na jednej powstała stacja benzynowa BP, na drugiej DEA (obecnie Shell). Największą, bo ponad 10-hektarową działkę za 3,6 mln dolarów, kupiła spółka Domy Towarowe Cassino SA pod budowę hipermarketu. Zabytkowy budynek, tuż przy bramie wjazdowej na teren huty, kupił Bank Zachodni. Kilkadziesiąt mieszkań wraz z lokatorami kupił Leszek Klin, biznesmen z Warszawy. Lokalni przedsiębiorcy otrzymali od huty oferty kupna po atrakcyjnej cenie kamienic w centrum miasta.
- Za te nieruchomości dostaliśmy ponad 7 mln dolarów - przyznaje Kulawik. Kupienie mieszkań z lokatorami przez Klina doprowadziło do powstania Komitetu Obrony Mieszkańców.
- Nie zaproponowano nam prawa pierwokupu naszych mieszkań, tylko sprzedano jak jakąś rzecz - przypomina Elżbieta Adach, przewodnicząca Komitetu.
W wywiadzie, którego Urbańczyk udzielił w ubiegłym roku dwutygodnikowi "Nasze Zabrze SamorządoweŇ znalazł się ciekawy fragment: "Restrukturyzacja huty w wykonaniu pana Kulawika to dla miasta trzy poważne problemy: mnóstwo bezrobotnych, sprzedane mieszkania i utrata kontroli przez gminę nad ogromnym terenem w samym środku miastaŇ - podsumowuje prezydent Zabrza efekty udziału gminy w transakcji.
Ekolodzy nie chcą hipermarketu
Najwięcej kontrowersji w Zabrzu wywołała sprzedaż przez hutę za 3,6 mln dolarów dziesięciohektarowej działki, na której ma powstać hipermarket Geant. Najgłośniej przeciwko tej inwestycji protestują zabrzańscy kupcy i ekolodzy. Część obszaru wokół huty to strefa ekologiczna. - Protestujemy przeciwko budowie hipermarketu na tym terenie i naruszeniu ekostrefy - mówi Krzysztof Dziadak, szef zabrzańskich ekologów. Protestują także kupcy.
- Jesteśmy przeciwni łamaniu lokalnego prawa przez władze miasta i właściciela Huty Zabrze. Jak powstanie hipermarket, to do ponad tysiąca ludzi zwolnionych z pracy przez Kulawika w ramach restrukturyzacji huty, dojdzie drugie tyle miejscowych przedsiębiorców, którzy będą musieli zlikwidować interes - tłumaczy Wiesław Szostak, prezes Zabrzańskiego Klubu Inicjatyw Społeczno-Gospodarczych. Niektórzy z naszych rozmówców twierdzą wręcz, że Kulawik traktuje hutę jak "wydmuszkęŇ - sprzedaje, co się da, i transferuje majątek do innych spółek.
W regionalnych gazetach znów pojawiły się ogłoszenia o sprzedaży przez Hutę Zabrze SA kolejnych nieruchomości. -
http://new-arch.rp.pl/art...ac_zarobic.html_________________
W gdyńskim kasynie można było jednorazowo obstawić na ruletce maksymalnie milion starych złotych. – Żeby wygrać tak dużą sumę, trzeba byłoby wygrać z rzędu 138 gier. I to przy założeniu, że za każdym razem obstawia się maksymalną stawkę i za każdym razem "rozbija bank" – zeznał szef kasyna. A JEDNAK PISKORSKIEMU SIĘ UDAŁO WYGRAC PRAWIE 5 MILIARDÓW http://www.rp.pl/artykul/...bil_bank__.html a Tusk przez kilkanaście lat skutecznie dbał o to by Piskorskiemu nie stała się "krzywda"
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 1043 odsłony