Nowe przygody Rysia P.
Rysiu od ponad godziny stał w olbrzymim hall’u wieżowca w centrum Berlina (pod wiadomym adresem). Rysiu czekał na windę, by nią dojechać na ostatnie piętro wieżowca, gdzie mieściła się znana tylko agentom akredytowanym w Berlinie, słynna kawiarnia „Elefant”. W tej właśnie kawiarni Rysiu miał się kolejny raz spotkać z łącznikiem Verhofstadta, by mu przekazać informacje o mrożących w krew żyłach represjach polskich harcerzy przez pisowski reżim…
Rysiu, który dla niepoznaki przebrał się za posła Misiłę, od ponad godziny przepuszczał kolejne windy, aby nie natknąć się na wszędzie obecnych agentów PIS-u. Gdy nadjechała kolejna wina, Rysiu widząc, że nikt do niej nie wsiada – zgrabnym skokiem znalazł się w jej środku i nacisnął na guzik na ostatnie piętro. Niestety - w tym samym momencie do windy wszedł zziajany osobnik w ciemnych okularach na nosie. Bezceremonialnie odepchnął wyglądającego na Misiłę Rysia i także nacisnął na jakiś guzik. Winda ruszyła….
- To pewnie jest agent PIS-u – pomyślał Rysiu, spoglądając na małego człowieczka w ciemnych okularach…
- Ten dureń Petru myśli, że jestem pisowskim kapusiem! – pomyślał agent Boni, który właśnie jechał na wywiad do niemieckiej gazety, mieszczącej się na przedostatnim piętrze berlińskiego wieżowca…
Gdy agent Boni wreszcie wysiadł z windy, Rysiu odetchnął z ulgą. W zamkniętych i lśniących jak lustro drzwiach windy Rysiu mógł się wreszcie przejrzeć: rzeczywiście – wyglądał jak poseł Misiło! Rysiu jednak nie zdążył poprawić swojej bujnej mandoliny, gdy winda stanęła na ostatnim piętrze. Tu mieściła się słynna berlińska kawiarnia „Elefant” i gdzie Rysiu już za chwilę spotka się z łącznikiem tego Guya…
* * *
Gdy Rysiu doszedł do umówionego stolika, siedzący obok agent Mosadu schylił głowę na powitanie. Rysiu, jako że dobre wychowanie miał na pierwszym miejscu – odwzajemnił pozdrowienie agenta i rozsiadł się wygodnie w klubowym fotelu. Siedząc tak, Rysiu zamyślił się. Rysiowi to się bardzo spodobało, więc zamyślił się drugi raz…
Przypomniał sobie ową gorącą, sierpniową noc – gdy pierwszy raz spotkał się w kawiarni „Elefant” z łącznikiem Verhofstadta. Pamiętał tylko, że po spotkaniu obudził się w berlińskim hotelu z olbrzymim bólem pleców. A konkretnie – z bólem dupy...
- To po tych mulach - pomyślał Rysiu i zwlókł się wreszcie z łóżka. Stojąc już zauważył stojącą na stoliku przy tapczanie butelkę likieru „Amaretto”, a pod butelką białą kopertę….
Gdy ją drżącymi rękami otworzył – zobaczył nowiutki banknot 500 euro i liścik, napisany na kunsztownym papierze ze złoconym obramowaniem. „Sehen Sie Baby! Otto” – odczytał Rysiu, uśmiechając się z uzasadnioną satysfakcją. Nareszcie Europa doceniła walkę Rysia o wolność i demokrację w okupowanej Polsce!
Z błogiego zamyślenia wytrącił Rysia jakiś hałas. To kelnerka – bez żadnego zamawiania – ustawiała na stoliku Rysia likier „Amaretto”, sok z kiwi i miskę gorących muli….
- Tylko nie mule!!! – Rysiu nagle porwał się z fotela i polsko-języcznie ryknął do kelnerki, która w popłochu uciekła na zaplecze! Siedzącemu przy sąsiednim stoliku agentowi Mosadu z wrażenia wypadło szklane oko z pluskiem wpadając do szklanki whisky….
I gdy się już zdawało, że dekonspiracja przebranego za Misiłę Rysia jest nieunikniona – do kawiarni wszedł wprost z windy Otto - łącznik Verhofstadta! Ubrany w kunsztowną pelisę z płetwonurków, brzękiem przewieszonego na nagim torsie złotego łańcucha, Otto odwrócił uwagę agentów od incydentu przy stoliku Rysia! Rysiu był więc uratowany…
Zanim łącznik Verhofstadta rozsiadł się w fotelu naprzeciw Rysia – ten zdążył już nadać maila do telegrafistki Joasi. Kazał jej,. by poinformowała Centralę o kolejnym spotkaniu Rysia z wysłannikiem Europy. W sprawie umęczonej przez PIS Ojczyzny…
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 2822 odsłony