Widmo dżihadu cz. 2 – Francja w stanie wojny
Francja zmaga się z narastającą falą terroryzmu i od zamachów w Paryżu z listopada 2015 r. utrzymuje stan wyjątkowy na terytorium całego kraju. Władze wielokrotnie zapewniały, że rozprawią się z ekstremistami i uspokajały społeczeństwo, twierdząc, że radykalizm wśród muzułmanów to zjawisko marginalne. Jednak w obliczu kolejnych aktów terroru, mało kto wierzy w puste deklaracje i pokrętne tłumaczenia polityków, których wysiłki nie przynoszą większego rezultatu.
Według ujawnionego przez „Le Figaro” policyjnego raportu, liczba zidentyfikowanych islamskich ekstremistów w ciągu ostatniego roku podwoiła się do ponad 8 tys., z czego 70% podejrzanych to mężczyźni, a ok. 2 tys. to nieletni. Zdaniem Yves’a Thréarda, dziennikarza tej gazety: „Dzieci łatwo ulegają indoktrynacji i mogą być równie okrutne jak dorośli […]. Wobec prawa to dzieci. W rzeczywistości gotowe są siać terror wokół. To bojownicy dżihadu. […] Wiele z nich to neofici i nie wszystkie pochodzą ze sfanatyzowanych rodzin […]. Jest wśród nich coraz więcej dziewcząt. […] Wszystkie są dziećmi internetu – medium, w którym dokonała się ich radykalizacja”. Jest więc oczywistym, że w obliczu tak daleko posuniętej radykalizacji „tradycyjny arsenał sądownictwa dla nieletnich, jest niewystarczający”. Dlatego nawołuje on do odrzucenia „demagogicznych reform wprowadzanych od dziesięcioleci” i dokonania gruntownej zmiany systemu edukacji. Opinie Thréarda potwierdza także psycholog Patrick Amoyel, będący specjalistą z zakresu zwalczania radykalizmu islamskiego, który twierdzi, że „28% francuskich muzułmanów określić można jako ekstremistów”. Według jego ustaleń, „w niektórych rodzinach hidżab zakłada się trzy- czy czteroletnim dziewczynkom – taką tendencję zaobserwować można wśród czwartego pokolenia imigrantów”. Amoyel uważa, że indoktrynacja nieletnich „może być szybsza, gdyż dzieci są z natury bardziej ekstremistyczne w swych wyborach”. Potwierdza to m.in. zatrzymanie przez paryską policję 15-latka planującego zamach terrorystyczny. Miał on już wcześniej zasądzony areszt domowy i był w stałym kontakcie ze znanym „francuskim” islamistą Rashidem Kassimem.
W przeciwieństwie do nieletnich, dla których głównym narzędziem radykalizacji jest internet, dla dorosłych muzułmanów, zdaniem francuskich służb, „w 95% przypadków zapalnikiem są kontakty osobiste”, nawiązywane na przedmieściach dużych miast, zamieszkanych głównie przez imigrantów oraz w meczetach i więzieniach, będących prawdziwymi wylęgarniami terrorystów. W zakładach karnych więźniowie bardzo często odnajdują sens życia w islamie i radykalizują się pod wpływem współwięźniów, o czym świadczy przykład zamachowców na „Charlie Hebdo”, Chérifa Kouachi i Améda Coulibaly, którzy spotkali się po raz pierwszy w więzieniu i znaleźli się pod wpływem przebywającego tam terrorysty z Al-Kaidy. Nie jest znana całkowita liczba muzułmanów odbywających kary w tamtejszych więzieniach, ponieważ francuskie prawo zakazuje klasyfikowania ludzi pod względem religii, lecz badania socjologa Farhada Khosrokhavara wykazały, że w wielu zakładach karnych ich odsetek wynosił od 50% do nawet 80%. Obecnie stosuje się pewne środki, które mają ograniczyć wpływ ekstremistów na pozostałych więźniów. Umieszcza się ich w oddzielnych blokach, w grupach nieprzekraczających 30 osób, pozbawionych dostępu do internetu, telefonu i takich form spędzania czasu, które umożliwiały kontakt z innymi osadzonymi. Zatrudnia się też więcej muzułmańskich kaznodziejów, którzy w założeniu mają uczyć więźniów bardziej „tolerancyjnej” wersji islamu. Pomimo tego, że zastosowane środki zapobiegawcze wydają się być łagodne, to i tak spotkały się z falą krytyki ze strony tzw. obrońców praw człowieka, uważających je za zbyt restrykcyjne. Podjęto też próbę ograniczenia liczby ochotników wyjeżdżających na „świętą” wojnę do Syrii i Iraku, ponieważ istnieją uzasadnione obawy, że mogą oni – po przejściu szkoleń i zahartowaniu w walce – importować terroryzm do Francji. Jest się czego obawiać, bo z tego kraju wywodzi się najwięcej bojowników. Już grubo ponad tysiąc młodych „Francuzów” wyjechało, aby walczyć po stronie „Państwa” Islamskiego. W ubiegłym roku odmówiono prawa wyjazdu 275 podejrzanym o walkę w szeregach ISIS, a na początku lutego 2016 r. parlament przegłosował plan prezydenta François Hollande’a, zakładający pozbawianie francuskiego obywatelstwa osobników skazanych za terroryzm. Jednak, co jest już regułą w państwach rządzonych przez lewicę, jest to zbyt pobłażliwe postępowanie i ma dotyczyć wyłącznie osób o podwójnym obywatelstwie.
Prezydent Hollande, po zakończeniu mistrzostw w piłce nożnej, zapowiadał, że stan wyjątkowy zostanie zniesiony pod koniec lipca. Głównym powodem miał być spokojny przebieg rozgrywek Euro 2016, ale prawdziwym motywem była sygnalizowana przez ministerstwo obrony zła kondycja żołnierzy, wyczerpanych fizycznie i psychicznie wielomiesięcznymi patrolami. Możliwe, że była też inna przyczyna. Tygodnik „Le Nouvel Observateur” ujawnił, że armia podczas zamachów w listopadzie 2015 r. dostała zakaz interweniowania. A także, pomimo błagalnych próśb policjantów, wyposażonych jedynie w broń krótką, wojsko odmówiło przekazania funkcjonariuszom karabinów maszynowych, które pomogłyby im unieszkodliwić napastników dysponujących lepszym uzbrojeniem. Podobna sytuacja miała miejsce w 2005 r., gdy wybuchły zamieszki w muzułmańskich dzielnicach wielu francuskich miast, wtedy również postanowiono nie używać wojska do tłumienia protestów, chociaż płonęło tysiące samochodów i lała się krew. Rząd francuski miał bowiem obawy, że armia nie jest odpowiednio przygotowana, aby prowadzić działania w terenie miejskim. W komentarzach prasowych pojawiły się nawet wątpliwości, co do lojalności wojska, w którym, według danych szacunkowych, służy już od 15 do 20% muzułmanów. Z problemem tym zmagają się też inne armie zachodnioeuropejskie, jak również armia amerykańska. Belgijski resort obrony zdecydował niedawno o poddaniu stałej obserwacji wywiadowczej 60 „swoich” żołnierzy, którzy, zdaniem ministra obrony, Stevena Vandeputa, „bardzo szybko się radykalizują i wykazują sympatie dla dżihadystów z tzw. Państwa Islamskiego”. Postanowiono także, że nie będą oni wysyłani do pilnowania porządku na ulicach, nie będą też brali udziału w zagranicznych misjach, lecz nadal pozostaną w wojsku. Podobnie jest w Niemczech, gdzie kontrwywiad wojskowy (MAD) zdemaskował ostatnio 20 islamistów w Bundeswehrze, a 60 innych żołnierzy, co do których istnieje podejrzenie o sympatie dla radykalnego islamu poddano procedurze sprawdzającej. Zdaniem funkcjonariuszy niemieckiego kontrwywiadu środowiska islamistyczne popierają służbę swoich sympatyków w armii, ponieważ umożliwia im naukę w obchodzeniu się z bronią. Doniesienia o tym, że coraz więcej żołnierzy sympatyzuje z ekstremistami islamskimi docierają również z Holandii i Wielkiej Brytanii.
W związku z tym, coraz bardziej zasadnym staje się pytanie: czy w armiach naszych zachodnich sojuszników nie powstaje V kolumna, która w przyszłości może przyłączyć się do dżihadu i obrócić się przeciwko swoim dotychczasowym „towarzyszom” broni? Przykładem na to może być atak majora US Army, Nidala Malika Hasana, który w 2009 r. zabił w Fort Hood 13 żołnierzy i dwa razy tyle ranił. Czynniki wojskowe, pomimo oczywistych motywów jego działania, starały się ukryć dowody świadczące o powiązaniach zamachowca z islamistami, przedstawiając go, jako szaleńca. Podobno nie chciano utrudniać służby innym muzułmanom. Również w niedawnych atakach snajperów na białych policjantów w Dallas i Baton Rouge, pojawił się wątek wskazujący na to, że motywem zbrodni popełnionych przez obu czarnoskórych sprawców, będących weteranami wojny w Afganistanie i Iraku, oprócz wyrażanego otwarcie rasizmu, mogło być także ich zaangażowanie w działalność organizacji Nation of Islam. Wykorzystali więc nabyte umiejętności wojskowe do tego, aby siać śmierć i zniszczenie we „własnym” kraju. Przypomina to sytuację w Imperium Rzymskim, w jego schyłkowym okresie, gdy z braku chętnych do służby wojskowej Rzymian, przyjmowano do armii barbarzyńców, z którymi wcześniej walczono, a oni po pewnym czasie obrócili broń przeciwko swoim chlebodawcom.
Nie jest też prawdą, że Mistrzostwa Europy przebiegły w całkowitym spokoju, ponieważ w cieniu tego wydarzenia rozegrał się prawdziwy dramat. W czerwcu doszło w miasteczku Les Mureaux pod Paryżem do brutalnego mordu. 25-letni Larossi Abballa, powiązany z dżihadystami z Pakistanu, zarżnął nożem oficera policji Jean-Baptiste’a Salvainga i jego żonę. Dramat rozegrał się w ich własnym domu, na oczach ich trzyletniego synka, którego udało się odbić antyterrorystom w momencie, gdy napastnik opisywał swój „wyczyn” na Twitterze, wznosząc przy tym okrzyki „Allah Akbar!”. Abballa był w przeszłości karany za przestępstwa kryminalne i w trakcie odsiadki kolejnych wyroków ulegał coraz większej radykalizacji. Był też często widywany w islamskim światku przestępczym, a w 2013 r. został nawet skazany za terroryzm na trzy lata więzienia, w zawieszeniu na sześć miesięcy. Tak śmieszny wyrok dla zatwardziałego recydywisty i osobnika podejrzanego o przestępstwa terrorystyczne, wystawia jak najgorsze świadectwo francuskim sądom, które złapanych przez organy ścigania zbrodniarzy wypuszczają na wolność. Wielu funkcjonariuszy służb bezpieczeństwa zwraca uwagę na fakt, że problem niskich kar dla terrorystów wynika przede wszystkim z nadmiernie rozbudowanych przepisów dotyczących ochrony praw człowieka. Niestety, w ostatnich latach stało się to normą. Amedy Coulibaly i Chérif Kouachi, byli wcześniej skazywani za przestępstwa terrorystyczne, ale pomimo to Coulibaly został zwolniony przed odbyciem kary, co umożliwiło mu wzięcie udziału w zamachu na „Charlie Hebdo”.
Prawdziwym wstrząsem dla Francuzów był zamach dokonany późnym wieczorem 14 lipca 2016 r. na nadmorskiej Promenadzie Anglików w Nicei, gdy zgromadzeni mieszkańcy i turyści oglądali pokaz fajerwerków z okazji Dnia Bastylii. 31-letni Tunezyjczyk, Mohamed Lahouaiej Bouhlel, wjechał wynajętą 19-tonową ciężarówką w wielotysięczny tłum i zmasakrował ogromną liczbę ludzi. Napastnik zanim został zabity, oddał też wiele strzałów do policjantów. W zamachu zginęło 86 osób, a ponad 400 zostało rannych. Bouhlel był wcześniej notowany przez policję, a także skazany na sześć miesięcy więzienia za przestępstwa z użyciem broni. Wydarzenia te pokrzyżowały plany Hollande’a, który tuż przed zamachem uznał, że przedłużanie stanu wyjątkowego jest bezcelowe, ponieważ jak stwierdził: „Znaczyłoby to, że nie jesteśmy już republiką, w której rządy prawa obowiązują we wszystkich okolicznościach”. Prezydent Francji głosił podobne tezy pomimo tego, że w sposób oczywisty przepisy stanu wyjątkowego okazały się pomocne w walce z terrorystami islamskimi, dając władzom dodatkowe uprawnienia w zakresie kontroli osób, prawo do wyznaczania stref zamkniętych dla ruchu, a także umożliwiły przeprowadzanie rewizji nie tylko w ciągu dnia, lecz również w nocy. Rozwój wypadków wymusił podjęcie decyzji o przedłużeniu go o kolejne miesiące, a także doprowadził do odwołania wielu imprez masowych oraz powołania do armii, żandarmerii i policji tysięcy rezerwistów. Zapowiedziano również utworzenie ochotniczej Gwardii Narodowej, która miałaby wspomóc formacje odpowiedzialne za zapewnienie bezpieczeństwa publicznego.
Jeszcze nie otrząśnięto się z szoku po zamachu w Nicei, a dżihadyści uderzyli ponownie i tym razem przekroczyli kolejne granice w zbrodniczym procederze. 26 lipca 2016 r. mordercy powiązani z ISIS wtargnęli podczas porannej mszy do kościoła w niewielkim miasteczku w Normandii, Saint-Etienne-du-Rouvray, gdzie uwięzili pięcioro zakładników, a następnie w bestialski sposób zamordowali 86-letniego księdza, Jacquesa Hamela, któremu nożem obcięli głowę. Uwolniona zakonnica, Huguette Peron, ujawniła, że jeden z napastników podczas ataku śmiał się i wyglądał na uszczęśliwionego. Obaj zamachowcy zostali zastrzeleni, gdy wyszli na otoczony przez policję dziedziniec kościoła, krzycząc „Allah Akbar”. Do ataku przyznało się później „Państwo” Islamskie, a agencja informacyjna Amaq wyemitowała nagranie, na którym sprawcy tego mordu przysięgają wierność Abu Bakrowi al-Bagdadiemu. Jednym z zamachowców okazał się być karany wcześniej za terroryzm 19-letni Abdel Kermiche. Pomimo zagrożenia jakie stwarzał pozostawał jednak na wolności, a jedynym środkiem zapobiegawczym był dozór policyjny i areszt domowy. Założono mu obrożę elektroniczną, która miała kontrolować jego poczynania. Nie zapobiegło to jego udziałowi w zamachu, ponieważ zezwolono mu na legalne opuszczanie domu w godz. 8.30-12.30. Dlatego właśnie zaatakował kościół ok. godz. 9.45. Drugim zidentyfikowanym zamachowcem był dobrze znany służbom wywiadowczym 20-letni Abdel Malik Nabil Petitjean. Obaj terroryści byli urodzonymi we Francji Algierczykami. Podejmowali też parę razy nieudane próby przedostania się do Syrii. Atakiem na świątynię i jej zbezczeszczeniem otworzyli nowy rozdział w walce z chrześcijaństwem, ukazując przy tym potworne oblicze islamu. Dotychczas bowiem nie atakowano miejsc kultu w Europie. Jednak można się było tego spodziewać, zwłaszcza po nawoływaniach rzecznika ISIS, Abu Mohammeda al-Adnaniego, który już w 2014 r. zalecał dżihadystom: „Jeśli możecie zabić niewiernego, który jest Amerykaninem lub Europejczykiem – a zwłaszcza brudnym i złym Francuzem [...], to zdajcie się na Allaha i zabijajcie ich w dowolny sposób!”. Szybko też znalazł się naśladowca zamachowców z Normandii. W belgijskiej miejscowości Lanaken imigrant z Syrii zaatakował na plebanii księdza Josa Vanderlee, którego dźgnął nożem, gdy ten odmówił mu przekazania żądanych pieniędzy!
Pomimo tego, że prowadzone na szeroką skalę działania antyterrorystyczne przyczyniają się do udaremniania wielu planowanych i przygotowywanych zamachów, Francja i Zachodnia Europa nie mogą czuć się bezpiecznie. Właśnie skala powstrzymanych ataków świadczy dobitnie o tym, jak wielkim zagrożeniem jest ekstremizm islamski. Według danych pochodzących z francuskiego MSW, od stycznia do listopada 2016 r. zostało aresztowanych ponad 400 dżihadystów. Z najbardziej znanych w ostatnim czasie udaremnionych prób zamachu, warto wspomnieć o wykrytych przygotowaniach do wysadzenia samochodu wypełnionego butlami z gazem, zaparkowanego w pobliżu katedry Notre-Dame. Rozbito także groźną siatkę terrorystyczną w Marsylii i Strasburgu. Z pięciu schwytanych islamistów, czterech posiada obywatelstwo francuskie, jeden zaś jest Marokańczykiem mieszkającym na stałe w Portugalii. Znaleziono przy nich dwa pistolety, pistolet maszynowy Uzi oraz wiele radykalnej islamistycznej literatury. Mieli oni zaatakować 1 grudnia 2016 r. w wielu miejscach na terenie Francji. Ich celem miały być obiekty policyjne i wojskowe, kościoły, budynki użyteczności publicznej, a także park rozrywki Disneyland koło Paryża.
Dżihadyści są coraz bardziej rozzuchwaleni, zaczęli nawet atakować uzbrojonych policjantów i to na komisariatach. Pod koniec sierpnia doszło do takiego ataku w prefekturze Rempart Saint-Etienne w Tuluzie. Napastnik, 31-letni Algierczyk, wszedł na posterunek policji pod pretekstem złożenia skargi. Najpierw próbował chwycić za broń jednego z funkcjonariuszy, a gdy mu się to nie udało, wyjął nóż i dźgnął policjantkę w gardło. Podobnych ataków dokonano także w Belgii. Chalid Babburi, 33-letni Algierczyk, zaatakował maczetą dwie policjantki przed głównym posterunkiem policji w Charleroi. Wykrzykując „Allahu Akbar”, zadał im ciosy w twarz. Dopiero w wyniku interwencji trzeciej funkcjonariuszki napastnik został unieszkodliwiony. Babburi był znany służbom bezpieczeństwa, ponieważ popełniał wcześniej liczne przestępstwa kryminalne. Mieszkał w Belgii nielegalnie od 2012 r., objęto go nawet nakazem wydalenia z kraju, który „nie został jednak wykonany z braku odpowiedniego dwustronnego porozumienia między Belgią a Algierią”. Babburi nie został również zamknięty w ośrodku dla nielegalnych imigrantów, ponieważ, jak stwierdził członek belgijskiego rządu, Theo Francken, „brakuje w nich miejsc, a władze w pierwszej kolejności umieszczają tam osoby skazane za przestępstwa poważniejsze niż w przypadku napastnika z Charleroi”. Doszło też do podobnego ataku na policjantów w brukselskiej dzielnicy Schaerbeek, zamieszkanej w dużej części przez imigrantów. Jeden z funkcjonariuszy został ranny w brzuch, a drugi w szyję. Napastnik, którym okazał się 43-letni Hicham Diop, weteran belgijskiej armii, uciekł. Zatrzymał go dopiero drugi patrol, ale zanim został obezwładniony zdołał jeszcze złamać nos interweniującemu policjantowi. Agencja Amaq ogłosiła, że za atakiem, którego dokonał Babburi stało ISIS, a zamachowca nazwała „żołnierzem islamistów”. Jest to wielce prawdopodobne, bowiem niedawno zidentyfikowano koordynatora zamachów w Brukseli i Paryżu. CNN, powołując się na źródła we francuskim wywiadzie, podała, że jest nim 32-letni Ussama Atar vel Abu Ahmad, kuzyn braci Al-Bakraouim, którzy zaatakowali na brukselskim lotnisku Zaventem. Dowody uzyskane w trakcie śledztwa wskazują na to, że Atar posiadający podwójne obywatelstwo: belgijskie i marokańskie, kierował atakami z terenu Syrii, gdzie nadal przebywa. Zajmował się także rekrutacją terrorystów, zwerbował m.in. dwóch Irakijczyków, którzy w listopadzie 2015 r. wysadzili się przed Stade de France.
„Europa nie jest bezpieczna” – przestrzega holenderski koordynator ds. działań antyterrorystycznych Dick Schoof. W wywiadzie dla agencji Associated Press ostrzegł, że „Państwo” Islamskie ma w Europie 60-80 zakonspirowanych agentów gotowych do wykonania zamachów terrorystycznych. Podkreślił, że otrzymali oni polecenie od przywódców ISIS, aby „nie przyjeżdżali do Syrii i Iraku i przygotowali się na ataki na terytorium Europy”. Jego zdaniem ewentualna klęska dżihadystów na Bliskim Wschodzie, spowoduje przeniesienie się ich wraz z falą uchodźców na nasz kontynent, co jest tym bardziej prawdopodobne, że w szeregach ISIS walczy 4-5 tys. bojowników mających europejskie paszporty. W podobnie alarmistycznym tonie wypowiedział się unijny koordynator ds. walki z terroryzmem Gilles de Kerchove, który stwierdził, że według informacji wywiadu terroryści intensywnie szkolą się w konstruowaniu samochodów pułapek. Jego zdaniem możliwe jest także użycie przez nich broni chemicznej zdobytej w Syrii lub Iraku. De Kerchove uważa, że sprawcami zamachów w Zachodniej Europie „są z jednej strony grupy wysłane ze sztabu Państwa Islamskiego w Ar-Rakka, a z drugiej strony są to »samotne wilki«, sterowane albo inspirowane przez propagandę Daesz”. Trzecią grupę stanowią według niego osobnicy z problemami psychicznymi. Dostrzega także coraz „silniejsze związki terroryzmu z przestępczością”, o czym ma świadczyć to, że setki członków grup terrorystycznych mają kryminalną przeszłość, a dochody z przestępczej działalności służą często finansowaniu terroryzmu. De Kerchove lekceważy jednak coraz liczniej ujawniane przypadki przenikania do Europy terrorystów ukrywających się wśród tłumów migrantów, twierdząc, że „to marginalne zjawisko”. Stoi to niestety w sprzeczności z faktami i pokazuje, że podobnie do pozostałych urzędników UE, jest on omamiony poprawnością polityczną i woli zaklinać rzeczywistość, niż spojrzeć prawdzie w oczy. Nie napawa to optymizmem, zwłaszcza, że ostatnio opinię publiczną poinformowano o niebywałym skandalu, który daje dużo do myślenia na temat stanu organów mających czuwać nad bezpieczeństwem Europejczyków. Belgijskie media ujawniły bowiem, że na komisariacie w Molenbeek znaleziono telefon komórkowy Brahima Abdeslama, który wysadził się w zeszłym roku w Paryżu. Policja zarekwirowała jego komórkę w lutym 2015 r., gdy był podejrzewany o to, że chce wyjechać do Syrii. Został zatrzymany za handel narkotykami, ale interesowali się już nim antyterroryści. Nie zbadano jednak zawartości jego telefonu, ponieważ zaginął. Początkowo o jego „zgubienie” posądzano jednostkę antyterrorystyczną, a ona po prostu przeleżała kilkanaście miesięcy pod stertą papierów. Jest to prawdziwa kompromitacja służb bezpieczeństwa. Wielu ludzi zastanawia się teraz: czy gdyby wcześniej zbadano zawartość telefonu Abdeslama, to udałoby się uniknąć ubiegłorocznych zamachów we Francji?
Wojciech Podjacki
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 6816 odsłon
Komentarze
Oto Europa
2 Grudnia, 2016 - 20:29
Tekst jest wstrzasjący, no i niezwykle pesymistyczny. Służby Belgii, Holandii, Francji, są przeżarte przez islamską agenturę i całkowicie niesprawne. Szwecja i Niemcy są na "dobrej" drodze, aby doszlusowa,do tamtych trzech. Warto przypomnieć, zamiary ograniczenia Europejczykom dostępu do broni, czym zajmowała się parę miesięcy temu "nasza" komisarz Bieńkowska. Tych pomysłów nie zarzucono. A co z dostępem obywateli do broni w Polsce? Nico.
Traczew