Orfeo
Właśnie sobie obejrzałem na Mezzo "Orfeo" Monteverdiego. Po raz zapewne trzydziesty w życiu, konkretnie od paru lat, drugi w ciągu miesiąca. I któryś już raz ten konkretny spektakl. Tak - "Orfeo", a nie "Orfeusz" (jak to wyświetliło, całkiem niepotrzebnie częstujące mnie ostatnio rodzimymi podpisami, Mezzo), "Orfeus", "Orfej", czy inne "Orfiątko"! To jest coś całkiem specjalnego i wyjątkowego, a nie jakaś tam jedna z oper o Orfeuszu. (Nie mówiąc już oczywiście o "Orfeuszu w Piekle" Offenbacha, w którym liberalizm i przedsmak tego "muzycznego" koszmaru, który leje się teraz na człowieka ze wszystkich stron. Ale sza, bo będzie "antysemityzm"!)
By zacząć od spraw nieco mniejszej wagi, a potem stopniowo zwiększać... Co właściwie? Niech będzie, że "intensywność"... Więc w powyższym celu najpierw krótko o sprawach drugorzędnych. Więc scenografia była prosta, z paroma fajnymi pomysłami i w sumie udana. Kostiumy nieco, jak to dzisiaj bywa, awangardowe, ale bez przesady. W końcu w czym mają w XXI wieku tańczyć po łące nimfy i pasterze, że spytam, jeśli nie w przydużych białych garniturach? Nie, poważnie to nie były złe kostiumy, a dusze zawinięte w celofan, czy może raczej jakiś tiul (żeby mogły oddychać, choć to poniekąd paradoks), były nawet bardzo przekonujące.
Te garnitury widać tutaj - białe to nimfy i pasterze, a Orfeo żółty. W dodatku śpiewiają i tańczą jak żywe. (Tamże, jak się sobie kliknie, więcej! Tego "Orfea" i innych "Orfeów", także na ogół ślicznych.) No i w końcu w recenzji (łał!) wypada powiedzieć, a o jaki konkretnie spektakl chodzi - więc chodzi o ten tutaj.
Była też choreografia, także nieco awangardowa, ale to samo - co mają niby tańczyć pasterze i nimfy, że spytam? Jeśli do wyboru jest albo dysko, czy inny breakdance, albo też "inspirowany starożytnością" styl Isadory Duncan (to była obrzydliwa komucha, ale na szczęście kacapy w końcu ją utrupili, tak jak lubię)... Albo też jakiś upiorny burżuazyjny (!) balet w stylu "Jeziora łabędziego"... Nie, to ja stanowczo wolę to co było! Choć nagie Afrykanki byłyby jednak chyba jeszcze lepsze. Może następnym razem.
Teraz sprawy naprawdę ważne. Czyli MUZYKA, no i treść. A, jeszcze jest gra aktorów! (Bo ja, widzie ludzie, pierwszy raz piszę recenzję ze spektaklu. Tracę, znaczy, kolejne dziewictwo, któreż to już z rzędu?) Było to naprawdę dobrze zagrane (w sensie orkiestry) i zaśpiewane. Faktycznie kiedy to słyszałem parę dni temu, początkowe śpiewania wydały mi się nieco zbyt... Nie powiem "cierpkie", bo cierpkość w muzyce, to ja pasjami lubię, ale raczej... Głosy jakieś takie nieco przeraźliwe, przynajmniej niektóre.
To jednak był chyba mój błąd, bo tym razem nic podobnego nie zauważyłem. Śpiewali wspaniale. Ten mój błąd mógł się wziąć stąd, że stosunkowo rzadko udaje mi się "Orfea" (czy zresztą jakieś inne takie dłuższe dzieło, co je dają w Mezzo) obejrzeć i wysłuchać od początku. Po prostu dlatego, że człek nagle włącza telewizor, albo nagle przełącza na to Mezzo, a tam już to leci. A jak nie leci, to człek wyłącza, albo też idzie sobie pooglądać co inne. No i tak wydaje się to być, że jak ja z tego Orfea czegoś nie wysłuchałem dotychczas parę razy, to też mam jakieś lekkie wątpia.
Z czego wniosek - i to naprawdę ważny (wyjąć zeszyciki, kto tego jeszcze nie zrobił, i cholera NOTOWAĆ!) - że, skoro ja potrzebuję dwóch razy w ciągu tygodnia, żeby nie mieć cienia wątpiów co do brzmienia tej muzyki.... Ja, któren naprawdę czcicielem muzyki od stuleci... Ja, któren naprawdę mógłbym muzyki (dobrej!) słuchać za pieniądze i byłbym z tego dziko bogaty, a leberały by mnie musiały wynieść na ołtarze... Ja, któren Monteverdiego wielbię i uważam za największego w jego fachu, a "Orfea" za największy utwór muzyczny w historii... Ja wreszcie, itd...
Więc skoro ja czasem, na początku nie całkiem doceniam, to co musi być, ludzie, Z WAMI? A więc, nie zrażać się, że nic do Was nie trafia! Nie doprawiać, nie rozcieńczać Village People, czy innymi Skaldami (tfu!), ani nawet żadnym Fryckiem czy innym "Oda do Radości" Beethovenem! Po prostu macie WIEDZIEĆ, że to jest TO, i z tym przekonaniem w duszy macie słuchać! Niekoniecznie zawsze z zaciśniętymi z wysiłku pośladkami, przymuszając się... Czasem właśnie luźno, od niechcenia, zamiatając, gotując mężowi zupę, czy robiąc żonie dobrze (ach jak dobrze!). Tak ma być!
No dobra, była recenzja... Taka, na jaką nas w tej chwili stać. Było wezwanie und pouczenie... Teraz przechodzimy na poziom meta. (Kto tego z poziomem nie rozumie, niech się zapisze do hrPonimirskiego na korepetycje z metalogiki. Chłopakowi przyda się parę groszy, kupi se lepszego kąpa, a Wam zrozumienie spraw trudnych, z akcentem na META.)
Więc, jak wspomniałem, "Orfeo" Claudia Monteverdiego to dla mnie, i z przekonaniem, największy muzyczny utwór w historii. Choć, i mówię to głosem nabrzmiałym świadomością tego faktu, konkurencja jest naprawdę ogromna - wszystkie te Dufaye, Josquiny, Palestriny, Charpentiery... I Guido Rossi na dodatek. Ale tak właśnie jest. Największa opera... Co jest o tyle zabawne, że jest to także, przynajmniej oficjalnie, bo są tu pewne kontrowersje, pierwsza opera w historii. W każdym razie jest ona jedną z pierwszych. Z 1607, na ile dobrze pamiętam. (Tu też są jakieś drobne kontrowersje.)
Potem był już tylko zjazd! No, jeszcze w 40 lat później Monteverdi stworzył "Koronację Poppei", także nie byle co. No, ale w sumie na początku było najlepiej, a po jakimś czasie zaczął się zjazd tak przeraźliwy, że opera romantyczna to przecież koszmar! Rozumiem "Peer Gynta", "Carmen", czy "Porgy and Bess", ale Verdi i te wszystkie upiorne "Damy Kameliowe"?! (Nie mówiąc już o "Orfeuszu w Pielke", choć to operetka.)
Jak stwierdził kiedyś Pan Tygrys: "Verdi doprowadził nas do tego szamba i tylko Monteverdi może nas z niego wybawić". (Czy jakoś podobnie.)
W każdym razie, choć pod względem muzycznego gustu nie całkiem, mówiąc łagodnie, zgadzam się ze Spenglerem... Któren w końcu był wykształconym i wyrafinowanym, ale jednak dziecięciem swojej epoki, która muzyki sprzed Bacha czy Haendla nie doceniała, zresztą nawet nie miała jak jej poznać... Więc, choć się pod względem muzycznego gustu nie zgadzam, to zgadzam się jak najbardziej, że właśnie Barok (czyli XVII wiek, a nie Bach, choć ten też był nie byle jakim kompozytorem, tyle, że żył w wieku XVIII, o czym mało kto zdaje się wiedzieć) był SZCZYTEM ZACHODNIEJ KULTURY! Kultury, czyli, na prosty i zrozumiały język - "cywilizacji".
Ta muzyka! Ta matematyka przecież! W końcu to wtedy powstał (i to w dwóch całkiem różnych miejscach) rachunek różniczkowy i całkowy! Przy tym wszelkie teorie względności, to, jeśli cokolwiek z tego rozumiem (a ukończyłem, choć bez zapału, Politechnikę i uchodziłem za matematycznego und fizycznego Wunderkinda w liceum, choć też mnie niespecjalnie kręciło), tylko pikuś, mały pikuś.
Wcale nie odmawiam Fryckowi osobistego talentu wprost ogromnej miary, tylko (że zaklnę) CO Z TEGO? Jeśli ktoś nie widzi, że to Frycek właśnie (z Verdim) doprowadzili nas do tego... Do tego raju, jasne... Jeśli ktoś się rozgląda i widzi raj, to właśnie do tego raju! A jeśli widzi co innego, to też Frycek z Verdim! Jeśli nie widzi, że w tej Frycka muzyce jest już ta "słabość nerwów", ta histeria, która dzisiaj dominuje dosłownie wszędzie i zewsząd się wylewa, to zeunuczenie...
Co ja będę Wam, ludzie, klarował! Wyobraźcie sobie chudego, bezpłciowego... Choć gruźlica zwiększa popęd, to i tak jest to popęd, że tak powiem, mało płciowy! No bo jaki normalny facet poleciałby na babę chodzącą pod ksywą George Sand, palącą cygara i seryjnie z siebie wypuszczającą upiornie nudne, umoralniające powieści... Do tego histeryczkę, robiącą sceny...
Więc ten facet, rzuca długimi włoskami, robi uduchowione miny, i przebiera nieskończeeeeeeeenie długimi, pajeczymi paluchami po klawiszach (jedno dobre, że te białe, a właściwie żółtawe, z prawdziwego słonia, nie ta politpoprawna tandeta co dzisiaj!), a na sali cała zgraja brzuchatych burżujów w tużurkach i kolorowych kamizelkach opinających im podwójne i potrójne podbródki. Nie, odwrotnie, sorry! - kamizelki opinają brzuchy, a podbródki po prostu są.
I drżą ze wzruszenia, kiedy ten Frycek tymi włoskami rzuca i wydaje z siebie.... Czy raczej z tego nieszczęsnego Stainwaya... Te histeryczne granka. Jeśli TO nie by upadek... Jeśli TO nie było co najmniej preludium do upadku - tego, który mamy teraz - no to ja już naprawdę nie wiem. No i autentyczna myzykalność, geniusz nawet, biednego Frycka NIC TO CAŁKIEM NIE MA DO RZECZY! Kiedyś muzyka była - ach! - dążeniem do formy całej Kultury (niech będzie "cywilizacji", dla Was tam, ludzie prości, bo też Was szanuję, i inaczej bym Was tak za uszy nie próbował podciągać)
Tak że, zaryzykuję tezę, iż Szpęgleryzm Stosowany, cum Autentyczna Prawicowość, cum Nowy Stoicyzm (na dobre i na złe, nie mowię, że ja chcę być stoikiem, ale skoro mam do wyboru to,, albo tuskoidię, to darujcie!)... Wszystkie te wzniosłe rzeczy, taka jest ta moja teza, zaczynają się od docenienia "Orfea" Monteverdiego i odrzucenia Frycków tego świata.
Możecie się podniecać Rolling Stones'ami (byle nie tym z ostatnich 20 lat, cenię staruszków, ale bez przesady!), możecie kochać zapijaczonych i bezzębnych pedałów z The Pogues (nie za pedalstwo i poglądy - ZA MUZYKĘ!). Możecie i powinniście nawet kochać Hanka Williamsa, Amálię, czy Żannę Biczowską (ja wolę taką ruską muzykę od wrzasków Wysockiego), ale zrozumcie ludzie, że to nie jest ten rodzaj, ta skala, ta wielkość muzyki, którą mieliśmy od Dufayów, Palestrin czy Monteverdich!
Wtedy, jako rzekłem, cała K/C szukała swojej idealnej formy - potem już tylko ten czy inny Frycek dawali "kulturalne przeżycia" brzuchatym, a choćby i chudo-suchotniczym, burżujom! I tak już pozostało, choć burżuj czasem udaje buntownika, co jednak także wcale nie jest taką wielką nowością.
Nie jestem żadnym specjalistą od sztuk scenicznych, ale prywatnie sądzę, że "Orfeo" może być także największym utworem scenicznym - nie tyle "w historii", co naszej K/C. Bo Ajschylosi i Eurypidesi (sorry wielbiciele Konecznego!) to dla mnie jednak nie jest TA K/C. A więc, po odrzuceniu tamtych, co nam pozostaje? Zapewne "Hamlet", któren chyba uchodzi za największego i najbardziej reprezentatywnego.
Reprezentatywny to on faktycznie jest i reprezentuje, nawet bardzo udatnie, ten chaos, oraz tę przedziwną neurozę, która wisi jakby nad naszą K/C (wyjaśniam co tępszym moim kochanym Czytelnikom, że "K/C" to "Kultura/Cywilizacja" - dla ludzi prostych, nieliźniętych szpęgleryzmem, to oznacza PO PROSTU "CYWILIZACJA"). Największa ze wszystkich dotychczasowych K/C, zapewne po niej nic, albo nic podobnie wielkiego, a jednak ma w swych genach jakieś utajone szaleństwo... No i "Hamet", mniej nudny i bezsensowny od "Króla Leara", to szaleństwo fantastycznie, trzeba przyznać, oddaje.
Ja jednak, człek prymitywny i niedzisiejszy, niespecjalnie doceniam sztukę przede wszystkim zajmującą się oddawaniem takich rzeczy, jak "chaos i zgiełk dzisiejszego wielkiego miasta", czy choćby - na o wiele wyższym poziomie, zgoda! - "neurotyczności naszej cywilizacji". Ja tego mam pełno na co dzień, uszami mi to wychodzi, i nie muszę po to leźć do teatru! No a, pomijając ten wzniosły aspekt, co takiego wspaniałego jest w tym "Hamlecie"? Chaos, brak formy, przegadanie, filozofia na poziomie liceum, tyle że podana w "kunsztownej" i "poetyckiej" formie. (Formie?)
Wiem, że wtedy nie mieli prawie dekoracji, więc musieli gadać, która jest godzina, zamiast postawić wielki dworcowy zegar i mieć z głowy. No i rozumiem, że publika płaciła wtedy za bilety nie po to, żeby jej mówili "jest wpół do szóstej, słońce zachodzi za wzgórzem", tylko raczej "już różanobiodra Jutrzenka strzepuje o sosnę bóstwu rogatemu pól i lasów jego dumny i groźny, choć teraz już jak mgiełka w nasyceniu kordelas...". I takie rzeczy. Ale co MNIE to, @#$%, obchodzi? Grecy nie mieli żadnych dekoracji, aktorów było dwóch lub trzech, a radzili sobie całkiem nieźle.
Nie wiem, nie znam się, do czego się otwarcie przyznaję, ale na moje oko to "Orfeo" ze swą genialną prostotą fabuły, jest arcydziełem także w kategorii dramatu, do którego żaden Szekspir się nie umywa. W "Orfeo" jest masa niuansów i to tyle mówi o życiu, a szczególnie życiu ludzi wyższego lotu, że aż... A niech mi ktoś spróbuje opowiedzieć "Hamleta"!
Jasne: "Hamlet dowiaduje się, że mu stryjek utrupił tatę i bzyka mamę, chce ich zabić, ale nie może się zdecydować, tylko zamiast tego doprowadza do szaleństwa Ofelię (nie dopieszczając tej, jakże chętnej, jak się należy chyba domyślać, dziewicy), a potem przyjeżdża Fortynbras i utrupia Hamleta". W porządku - tylko po kiego grzyba wszystkie te szczegóły i szczególiki? Po kiego grzyba te monologi, wyskakiwania zza kotary i razgawory?!
No dobra,, tom się wyżył na Szekspirze, któren się nie może, biedaczyna, nawet bronić. Naprawdę sądzę, że jest ostro przereklamowany, no i język mu pomaga w światowej sławie, ale to jednak nie jest taki byle jaki poziom i dzisiejsi geniusze w większości butów mu nie są warci czyścić. Po prostu wtedy była sztuka, a teraz jej nie ma. Chyba, że mówimy o rzeczach na pograniczu folkloru (nic w tym złego!) jak Amália, czy Bill Monroe. Ja mówię nie o sztuce DOBREJ, czy "fantastycznej", a o WIELKIEJ. Wielkiej w zamierzeniu. Wielkiej swym bezkompromisowym poszukiwaniem FORMY. (Nie sposobu na wyrażenie ducha epoki!) Tej już nie ma i tyle.
A jednak, żeby nie wyjść na jakiegoś kopniętego monarchistę, co to pluje na swoje czasy i wyobraża sobie, jak by cudnie wyglądał w hełmie z przyłbicą (co faktycznie wielu z nich by pomogło na urodę), powiem taką oto rzecz... Ludzie, wielkiej sztuki już nie ma... A jednak przecież NIGDY TAK ŁATWO NIE BYŁO wysłuchać (i ew. obejrzeć) "Orfea", czy innych dawnych, dobrych... Wspaniałych nierzadko, a nawet często... rzeczy!
No bo też ile takich przedstawień "Orfea" mógl wtedy, powiedzmy w roku 1618, kiedy to się, jak każdy wie, zaczynała Wojna Trzydziesoletnia... Albo o rok wcześniej, żeby nam wojna nie zaburzała... Ile mógł ich obejrzeć taki nawet bogaty i - ach, jakże kulturalny! - szlachcic? Niechby i magnat! Niechby i biskup! Co tam - arcybiskup! No ile? Dwa? Trzy? Pięć? A ja widziałem go ("Orfea", nie szlachcica) już ze trzydzieści i naprawdę nie zamierzam na tym poprzestać! A więc i te czasy, wbrew wszelkim pozorom, także mają jakieś autentyczne zalety!
Jedyny, choć naprawdę poważny, problem w tym, że za dziesięć lat jedynym "dawnym" utworem muzycznym (?) jaki uda Ci się człeku wysłuchać, może być "Oda do Radości" (brrr!), a za lat 50 już nawet tego się nie da wysłuchać. Przynajmniej w normalnej symfonicznej postaci, bo w wykonaniu chóru różnobarwnych lesbijek z towarzyszeniem bałałajek, to może się i da.
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 2573 odsłony
Komentarze
ale za cholerę nie udało mi się...
7 Maja, 2010 - 00:12
... wstawić tu tego video.
To jest kod...
... którego tu nie widać i tak...
Chodzi o to stąd: http://www.youtube.com/watch?v=jb2TURdBeEQ
Pomóżcie mi, bo teraz jest troche bez sensu.
A gdzie ono ma być, to zobaczcie sobie na blogasku.
Pzdrwm
triarius
- - - - - - - - - - - - - - - -
http://bez-owijania.blogspot.com - mój prywatny blogasek
http://tygrys.niepoprawni.pl - Tygrysie Forum Młodych Spenglerystów
Pzdrwm
triarius
-----------------------------------------------------
]]>http://bez-owijania.blogspot.com/]]> - mój prywatny blogasek
http://tygrys.niepoprawni.pl - Tygrysie Forum Młodych Spenglerystów
Tylko Ty umiesz napisać o tak genialnej muzyce
7 Maja, 2010 - 00:47
tak genialnie, a zarazem tak wciągająco.
Pozdro.:D
" Upupa Epops ".
" Upupa Epops ".
komplemenciara z Ciebie wprost...
7 Maja, 2010 - 01:01
... NIE PRZYZ WO I TA ! ! !
Ale poniekąd poczułem się zapłodniony. Szczerze mnie to dziko kręci i chyba trochę już rozumiesz dlaczego.
Pzdrwm
triarius
- - - - - - - - - - - - - - - -
http://bez-owijania.blogspot.com - mój prywatny blogasek
http://tygrys.niepoprawni.pl - Tygrysie Forum Młodych Spenglerystów
Pzdrwm
triarius
-----------------------------------------------------
]]>http://bez-owijania.blogspot.com/]]> - mój prywatny blogasek
http://tygrys.niepoprawni.pl - Tygrysie Forum Młodych Spenglerystów
Claudio Monteverdi - L'Orfeo
7 Maja, 2010 - 08:01
-----------------------------------------
Andruch z Opola
]]>http://andruch.blogspot.com]]>
Re: Claudio Monteverdi - L'Orfeo
7 Maja, 2010 - 08:21
Kawałek dobrego rzemiosła ..poza tym to jest piękne , Ze też wcześniej sam tego nie odkryłem ..
pozdrawiam
............................
"Pozwól mi Panie bym stał się narzędziem Twej sprawiedliwości"
http://andruch.blogspot.com/
-----------------------------------------
Andruch z Opola
]]>http://andruch.blogspot.com]]>
to są jeszcze te początkowe wesołe...
7 Maja, 2010 - 18:34
... fragmenty - cały czas tam tak wesoło nie jest. To nie Offenbach! (Ten też był zresztą na swój sposób zdolny, choć nie powinno się go wymieniać w tym kontekście.)
Co do odkrywania, to parę lat temu ja też tego nie znałem. Bo nie miałem kanału Mezzo. Muzyka dla mnie "kończyła się" raczej PRZED barokiem, a potem dopiero coś się próbowało odradzać z jazzem (choć mi prawie przeszedł) i różnymi folklorami.
Monteverdiego odkryłem może ze 3 lata temu.
Pzdrwm
triarius
- - - - - - - - - - - - - - - -
http://bez-owijania.blogspot.com - mój prywatny blogasek
http://tygrys.niepoprawni.pl - Tygrysie Forum Młodych Spenglerystów
Pzdrwm
triarius
-----------------------------------------------------
]]>http://bez-owijania.blogspot.com/]]> - mój prywatny blogasek
http://tygrys.niepoprawni.pl - Tygrysie Forum Młodych Spenglerystów
Re: Orfeo
7 Maja, 2010 - 03:09
To były czasy, kiedy nieodłączną cechą muzyki było rzemiosło. Każdy miał w małym palcu sztukę kontrapunktu (dla muzyka biegła znajomość kontrapunktu to jest jak biegłość w matematyce na poziomie dra hab. uniwersytetu). Ile osób dziś potrafi napisać tak wysoce wysublimowane dzieła? To były zdrowe czasy. Sztuka też powinna podlegać prawom zdrowego wolnego rynku. Jeśli coś było napisane w sposób genialny, broniło się samo. Dziś jest inaczej, to socjaliści decydują, kto ma być kompozytorem uznanym, genialnym itd.
Regres zaczął się od rewolucji francuskiej, później było już tylko gorzej. Z Chopinem jest tak, ze po prostu należy już do innej epoki. Nie można mu jednak odmówić warsztatu, był biegły w sztuce kontrapunktu (choć fugi napisać już nie umiał, podobnie zresztą jak Beethoven. Ostatnie fugi na poziomie mistrzowskim to pisał jeszcze Mozart, wystarczy posłuchać choćby jego Kyrie z requiem). Był też Chopin biegły w sztuce retoryki i w sztuce śpiewu. Jeśli chodzi o jakieś egzaltacje związane z jego osobą, to po prostu prowadził tryb życia jaki prowadził, a dzięki temu że pani Grzesia się nim opiekowała, pożył chłop jeszcze dziewięć lat :) Mozart był najlepiej zarabiającym artystą epoki klasycyzmu, ale wszystko przepuszczał, to żył jak biedak i pochowano go w bezimiennym grobie.
A że Chopin romantykiem był, to wynikało z tego, że miał po prostu polską duszę :) Zresztą ta epoka (romantyzm i postromantyzm) najlepiej chyba wyszedł naszym twórcom oprócz muzyki renesansu :)
Nie masz się co wstydzić tego, że jesteś monarchistą. Zna ktoś jakąkolwiek firmę zarządzaną w sposób demokratyczny? Choć Korwin, jakkolwiek jest postacią nietuzinkową, takkolwiek nie ufam gościowi do końca. Gość, jeśli chciałby dojść do władzy, doszedłby do niej, jest przecież bardziej inteligenty/doświadczony/obyty od reszty głównych polityków, anie robi tego. Czyżby był katalizatorem dla co inteligentniejszych obywateli :)
Dobra, wpis nie jest o polityce.
Zachęcam Was wszystkich do przyjścia 23 maja o 13.15 na porządną katolicką przedsoborową mszę trydencką w kościele OO. Bonifratrów w Krakowie o 13.15. Żadni tam lefebvryści, zgoda jest jeszcze od JE Franciszka ks. kard. Macharskiego. Będzie wykonywana msza G. P. da Palestriny, napisana dla papieża Marcelego II.
Będzie też odprawiona msza żałobna, również w rycie przedsoborowym za dusze ofiar ze smoleńska w kościele św. Krzyża w Wawie, 10 maja o godz. 17.00.
Re: Re: Orfeo
7 Maja, 2010 - 04:46
Prosiłbym o napisanie notki na blogu, wtedy będziemy mogli umieścić Pańskie "zaproszenie" w formie ołoszenia.
Pozdrawiam serdecznie.
Pozdrawiam
**********
Niepoprawni: "pro publico bono".
nie jestem monarchistą, skąd...
7 Maja, 2010 - 18:39
... ten pomysł? ;-)
Pzdrwm
triarius
- - - - - - - - - - - - - - - -
http://bez-owijania.blogspot.com - mój prywatny blogasek
http://tygrys.niepoprawni.pl - Tygrysie Forum Młodych Spenglerystów
Pzdrwm
triarius
-----------------------------------------------------
]]>http://bez-owijania.blogspot.com/]]> - mój prywatny blogasek
http://tygrys.niepoprawni.pl - Tygrysie Forum Młodych Spenglerystów
triarius
7 Maja, 2010 - 07:24
Krzysztof J. Wojtas
Mógłbys byc Spenglerem muzyki.... a tak tylko recenzentem.
Przechlapane talenta
;-)))
Krzysztof J. Wojtas
dzięki! pewnie sobie nie uświadamiasz...
7 Maja, 2010 - 18:47
... skali tego komplementu!
Jednak Spengler b. sensownie już o muzyce pisał. Po prostu dla niego szczyt to chyba Mozart. Zresztą "muzykę dawną" odkryto znacznie później (zapewne w części dzięki naszej rodaczce Landowskiej, co to miała zbyt krótkie palce na fortepian, więc grała na klawesynie).
Faktycznie ciekawe by było usłyszeć, co miałby do powiedzenia, gdyby ją znał choćby tak jak ja.
Jednak to co ja tu, cholernie spontanicznie, napisałem, nijak się przecież nie ma do prawdziwej recenzji, krytyki, a co dopiero do szpęgleryzmu! To by musiał zrobić ktoś nie tylko muzykalny (ja, pochlebiam sobie, ja), ale bardziej wykształcony muzycznie i zdolny do żmudnej, drobiazgowej pracy.
Ja tu mogę, w całkiem optymalnym przypadku, nieco "poszpęgleryzować" na temat zachodniej muzyki uwzględniając wszystko to, czego Spegler - całkiem zresztą na bakier z własną teorią! - właściwie nie uwzględnił.
Ale nie będzie to i tak żadna poważna krytyka, nie mówiąc już o czymś więcej. W najlepszym przypadku wyszedłby z tego esej, lub dwa. Ale i to b. wątpliwe.
Dzięki w każdym razie! (Alem się rozgadał!)
Pzdrwm
triarius
- - - - - - - - - - - - - - - -
http://bez-owijania.blogspot.com - mój prywatny blogasek
http://tygrys.niepoprawni.pl - Tygrysie Forum Młodych Spenglerystów
Pzdrwm
triarius
-----------------------------------------------------
]]>http://bez-owijania.blogspot.com/]]> - mój prywatny blogasek
http://tygrys.niepoprawni.pl - Tygrysie Forum Młodych Spenglerystów
Ty mi tu proszę Szekspira nie tykaj
7 Maja, 2010 - 13:13
Bo zaprawdę wielkim Ci on filozofem i poetą był/jest
Wiem bo czytam, myslę i się coraz bardziej zachwycam.
To tyle zjebki. Reszta recenzji bardzo mi się podoba. Na pewno obejrzę Orfeo jak tylko znajdę okazję.
Pozdrawiam
ŁŁ
Ps. Czujcie się zaproszeni do serwisu społecznościowego dla fachowców: hey-ho.pl
Pozdrawiam
ŁŁ
Ps. Czujcie się zaproszeni do serwisu społecznościowego dla fachowców: hey-ho.pl
no właśnie...
7 Maja, 2010 - 14:19
Szekspira i Etiudy Rewolucyjnej.
Cóż by wtedy pozostało nam - szaleńcom? ;p
Nie, żebym choć przez chwilę zwątpiła w szaleństwo Autora...
Pzdr
Ps. To najdziwniejsza recenzja, jaką w życiu czytałam! ;-)
PP - zgoda
7 Maja, 2010 - 14:42
Tak, przy całej durnej nazwie Etiuda Rewolucyjna to coś niesłychanie zjawiskowego.
Pozdrawiam
ŁŁ
Ps. Czujcie się zaproszeni do serwisu społecznościowego dla fachowców: hey-ho.pl
Pozdrawiam
ŁŁ
Ps. Czujcie się zaproszeni do serwisu społecznościowego dla fachowców: hey-ho.pl
jesteście chyba uprzedzeni...
7 Maja, 2010 - 18:53
... do rewolucji.
Ja tam, mimo, że nasłuchałem się o Wielkiej Rewolucji Październikowej jak mało kto i b. mnie to zawsze mierziło, nic przeciw rewolucji jako takiej nie mam.
Prawdziwe rewolucje dokonują się bowiem wtedy, kiedy i tak sprawa jest przesądzona. To raz. A dwa, to to, że teraz i tak nie mamy wiele do stracenia, więc niech się !@#$$ coś dzieje! (Byle się nie zaczęło u nas!)
Pzdrwm
triarius
- - - - - - - - - - - - - - - -
http://bez-owijania.blogspot.com - mój prywatny blogasek
http://tygrys.niepoprawni.pl - Tygrysie Forum Młodych Spenglerystów
Pzdrwm
triarius
-----------------------------------------------------
]]>http://bez-owijania.blogspot.com/]]> - mój prywatny blogasek
http://tygrys.niepoprawni.pl - Tygrysie Forum Młodych Spenglerystów
chętnie bym się z kimś...
7 Maja, 2010 - 18:51
... inteligentnym potarmosił o Szekspira. ;-)
Jasne - Nieznalska to on nie jest. Wajda zresztą też nie czy inny Polański. (Mam ten luksus, że nigdy tych ludzi za grosz nie ceniłem.)
Ale jednak twierdzę, że:
1. ciężko przereklamowany;
2. przegadany i bez formy;
3. przy takim Marlowe to... szkoda gadać!
Komedie faktycznie są niezłe. Albo znacznie więcej, niż niezłe. Ale dramaty?!
A "Titus Andronicus" czytałeś? Polecam! ;-)
Pzdrwm
triarius
- - - - - - - - - - - - - - - -
http://bez-owijania.blogspot.com - mój prywatny blogasek
http://tygrys.niepoprawni.pl - Tygrysie Forum Młodych Spenglerystów
Pzdrwm
triarius
-----------------------------------------------------
]]>http://bez-owijania.blogspot.com/]]> - mój prywatny blogasek
http://tygrys.niepoprawni.pl - Tygrysie Forum Młodych Spenglerystów
wielkim filozofem powiadasz?
7 Maja, 2010 - 18:59
No to proszę - wyraź mi w prostych, żołnierskich słowach tę głęboką myśl zawartą w najsłynniejszym szekspirowskim fragmencie - którym przecież nie jest żadne "to słowik, ukochany, żaden pieprzony skowronek!", ani "czyż róża innym nazwana imieniem...", tylko "to be or not to be..."
No, proszę! Czy tam nie chodzi o to, że samobójstwa nie popełniamy tylko dlatego, że boimy się co spotkamy po śmierci? I że, gdybyśmy spokojnie spali nic nie czując, byłoby to atrakcyjne? Sorry, ale nie dla mnie!
Może tak było akurat w przypadku neurotyka Hamleta, nie wykluczam, ale jaką ogólną, głęboką i ogólnoludzką, że spytam, ma to wartość?
Przyznam, że jej nie dostrzegam. Całkiem to nie to, co np. w dyskutowanym tu przez nas utworze Monteverdiego!
Więc to jednak musi być jakaś inna myśl... Proszę o jej podanie! ;-)
Pzdrwm
triarius
- - - - - - - - - - - - - - - -
http://bez-owijania.blogspot.com - mój prywatny blogasek
http://tygrys.niepoprawni.pl - Tygrysie Forum Młodych Spenglerystów
Pzdrwm
triarius
-----------------------------------------------------
]]>http://bez-owijania.blogspot.com/]]> - mój prywatny blogasek
http://tygrys.niepoprawni.pl - Tygrysie Forum Młodych Spenglerystów
sorry za tych kilka błędów i niedoróbek...
7 Maja, 2010 - 18:38
... uświadomiłem je sobie po fakcie i poprawiłem na swoim blogasku, ale już tutaj chyba się nie da.
Chodzi o takie sprawy, że "Peer Gynt" to jednak nie opera, a tak by wynikało z mojego tekstu, zaś opera wg. "Damy Kameliowej" nazywa się chyba "Tosca". Nie są to moje ulubione dzieła (choć "Peer Gynta" kiedyś b. lubiłem i nadal nic do niego nie mam), ale jednak tyle powinienem wiedzieć. ;-)
Pzdrwm
triarius
- - - - - - - - - - - - - - - -
http://bez-owijania.blogspot.com - mój prywatny blogasek
http://tygrys.niepoprawni.pl - Tygrysie Forum Młodych Spenglerystów
Pzdrwm
triarius
-----------------------------------------------------
]]>http://bez-owijania.blogspot.com/]]> - mój prywatny blogasek
http://tygrys.niepoprawni.pl - Tygrysie Forum Młodych Spenglerystów