Binienda Show czyli klęska uniwersytetu

Obrazek użytkownika szczurbiurowy
Kraj

Ci z nas, którzy byli na spotkaniach z profesorem Biniendą lub ci, którzy oglądali relacje z jego prezentacji wiedzą, że profesor Binienda w pracy, którą wykonał nie szuka przyczyn katastrofy smoleńskiej, lecz sprawdza, czy informacje podane przez MAK o przyczynach tej katastrofy polegają na prawdzie. W swoich analizach profesor Binienda opiera się na tych samych danych z których MAK, a później komisja Millera wywiodły swoje wnioski, czyli, że uderzenie skrzydłem w brzozę było bezpośrednią przyczyną katastrofy.

Nic więcej. Jest to znane od wieków w życiu uniwersytetu wezwanie do dysputy – postawienie tezy i wezwanie do dyskusji. Jeśli ktoś się z tezą nie zgadzał mógł ją atakować i samemu przedstawić swoje rozwiązanie problemu. Szło zatem o interpretację danych i wskazanie innych przyczyn rozpatrywanego problemu. Dzisiejsze obrony prac doktorskich są dalekim echem tych dysput scholastycznych.
 
I nic innego profesor Binienda nie robi. Zresztą, jak już wskazali niektórzy dyskutanci mojej poprzedniej notki – ta prezentacja nie jest niczym innym jak wykładem naukowym amerykańskiego akademika, stawiającego problem i swoje tego problemu rozwiązanie i wzywającego do dyskusji. Tak jak to się robi na uniwersytecie, zgodnie z jego tysiącletnią tradycją.
 
To, czego jesteśmy świadkami, całej tej obróbki medialnej wizyty profesora Biniendy w Polsce jest świadectwem wielkiej klęski polskiego uniwersytetu. I nie chodzi o to, że nie przedstawiono do tej pory odpowiedzi na hipotezę profesora Biniendy, na jego interpretację danych.
 
Klęską uniwersytetu polskiego (a pod słowem „uniwersytet” rozumiem tu ogólnie polskie życie akademickie) jest fakt, że  atakujący Biniendę ad personam rozmaici dziennikarze i funkowie medialni są w większości absolwentami polskich wyższych uczelni. To, że nie rozumieją oni tego, że praca Biniendy jest z punktu widzenia naukowego postawieniem problemu i wezwaniem do dyskusji (o czym zresztą on sam otwarcie mówi), a nie prawdą objawioną podaną do wierzenia, to, że dziennikarze i niektórzy komentatorzy blogowi nie potrafią tego odróżnić – jest właśnie dowodem na klęskę uniwersytetu. Dowodem na to, że polskich studentów, a w końcu absolwentów nie uczy się tego, co jest metodą uniwersytecką, która jest bezpośrednią pochodną wolności i autonomiczności uniwersytetu. Ta z kolei wynika bezpośrednio z wolności i godności osoby ludzkiej.
 
Tak więc to, co w tej chwili widzimy jest obnażeniem tego, czym stało się polskie szkolnictwo wyższe w III RP czy może szerzej - po 1945 roku – hodowlą pokornych naśladowców prawd objawionych, a nie dociekliwych badaczy. Oczywiście powyższe zdanie jest krzywdzące dla większości absolwentów. Ale jeśli patrzeć na nich przez obraz jaki pojawia się w mediach – to wtedy będzie to sąd usprawiedliwiony. Więc może trochę zawężę – niektórzy z tych, którzy zabierają głos w sprawie badań profesora Biniendy nie przejawiają znajomości metody uniwersyteckiej, nie wiedzą czym są badania naukowe i do tych właśnie osób zastosowanie początkowego zdania tego akapitu jest prawdziwe.
 
No cóż. Prezydent tego państwa przyznał, że napisał pracę magisterską w 11 dni z pomocą teścia.
 
 
 
- - -
 
Zapraszam do subskrypcji mojego newslettera. Info o nowościach, tekstach i filmach.

 

Brak głosów

Komentarze

Najważniejszym argumentem "sekty pancernej brzozy" w każdej dyskusji jest to że profesor Binienda nie jest profesorem skoro ani Bolek ani Bul nie nadali mu tego tytułu. Co tam jakieś amerykańskie uniwersytety skoro radzieckie są najlepsze na świecie jak wszystko zresztą.

Vote up!
0
Vote down!
0
#258269

Bardzo trafna konkluzja. Choć nie wiem, czy rzeczywiście "krzywdząca dla większości absolwentów" ;-).
Po wojnie Polska miała tylko jednego wykształconego prezydenta. Tylko jednego, który znał - i który hołdował - prawdziwym, uniwersyteckim zasadom i wartościom.

Ilu Polska miała w tym samym czasie prawdziwie uniwersyteckich profesorów? Nie wiem, ale na pewno zbyt mało...

Pozdrawiam

Vote up!
0
Vote down!
0
#258274

Dla udokumentowania zasadności postawionej przez szczurabiurowego tezy, są osoby z tytułami profesorskim w życiu publicznym Polski. Ja, na tzw. dobry początek, wspomnę Niesiołowskiego, kłapciucha do potęgi entej.

Vote up!
0
Vote down!
0
#258285

na chwilę obecną szkolnictwo bez względu na wysokość poziomu leży!
jeżeli 20 letni chłopak jest zdziwiony faktem,że Wilno i Grodno znajdowały się w Polsce?! ja nie mam więcej pytań!
pozdrawiam

Vote up!
0
Vote down!
0

sthml69

#258297

Prawdziwych PROFESORÓW próbowano unicestwić 6 listopada 1939 roku. Części udało się to przeżyć koszmar okupacji, ale Ci już też nie żyją. A obecni: w większości chyba na pamiątkę zachowali legitymację PZPR i w tym jest ukryte zło trawiące polską inteligencję!

_________________________________________________
http://www.youtube.com/watch?v=-YGS9vhmFS0

Vote up!
0
Vote down!
0

_______________________________ Życie jest jak koszulka niemowlęcia: krótkie i zasrane. (klasyk)
]]>http://www.youtube.com/watch?v=-YGS9vhmFS0]]>

#258298

w oparciu o fakty i w zgodności z prawdą. Jaki stosunek do faktów ma ta ekipa, i popierająca ją ślepo część społeczeństwa, wszyscy tutaj wiemy. Jak fakty nie pasują do ich teorii, tym gorzej dla faktów. Nie istnieją fakty tylko Fakty. I fakty po Faktach...

A prawda? Cóż, im najbardziej smakuje trzecia prawda ks. Tischnera.

O naszych profesorach akademickich nie będę się wypowiadał. Niech przemówią liczby. Z mojego Wydziału Chemii UAM, członkami AKO jest dwóch profesorów. Obaj emerytowani...

PS. Wiem, że jeden z nich to przeczyta zatem serdecznie pozdrawiam Profesorze :)

Vote up!
0
Vote down!
0
#258383

"No cóż. Prezydent tego państwa przyznał, że napisał pracę magisterską w 11 dni z pomocą teścia."

Trzeba jeszcze dodać, kim był ten teść:

"Do wybuchu wojny Jan Dziadzia chodził do krakowskich szkół – w 1939 r. ukończył II klasę gimnazjum.
W lipcu 1945 r. został odkomenderowany do II Armii Ludowego Wojska Polskiego, którą dowodził gen. Karol Świerczewski. Jako jeden z bardziej wykształconych żołnierzy (rozpoczęte gimnazjum, znał biegle niemiecki w mowie i w piśmie) został szefem kancelarii Inspektoratu Osadnictwa Wojskowego w Poznaniu. Prowadził kancelarię tajną i ogólną, wydawał skierowania na działki osadnicze na ziemiach odzyskanych. Jego przełożonym byli sowiecki generał Iwan Mierzycan i ppłk Jan Górecki, przedwojenny działacz Komunistycznej Partii Polski. Jan Dziadzia, już jako członek Polskiej Partii Robotniczej, skończył służbę wojskową w 1946 r., a dwa lata później napisał podanie o przyjęcie go do pracy w Ministerstwie Bezpieczeństwa Publicznego.
W archiwach IPN znajduje się podpisane przez niego zobowiązanie. „Ja Dziadzia Jan współpracownik MBP zobowiązuję się wiernie służyć sprawie wolnej, niepodległej i demokratycznej Polski. Zdecydowanie zwalczać wszystkich wrogów demokracji. Sumiennie wykonywać będę wszystkie obowiązki służbowe. Tajemnicy służbowej dotrzymam i nigdy jej nie zdradzę. W razie rozgłaszania wiadomych mi tajemnic służbowych będę surowo ukarany według prawa, o czym zostałem z góry uprzedzony” – czytamy w dokumencie z 17 marca 1948 r.
Jan Dziadzia i Józefa Deptuła poznali się na przełomie 1949/1950 i są przykładem tzw. resortowego małżeństwa. I chociaż takie związki były zalecane, to funkcjonariusze MBP na zawarcie małżeństwa musieli uzyskać zgodę przełożonych.
Gdy przełożeni z MBP wyrazili zgodę, Józefę Deptułę przeniesiono służbowo ze Szczecina do Warszawy.
We wrześniu tego samego roku została przeniesiona do Warszawy, a 13 września 1953 r. dostała dokument o zmianie personaliów: z Hany Rojer c. Wolfa i Estery, w nowym dowodzie osobistym będzie figurowała jako Deptuła Józefa c. Jana i Stanisławy. Jak wynika ze znajdującego się w IPN dokumentu, 21 września 1953 r. w Urzędzie Stanu Cywilnego Warszawa Mokotów Jan Dziadzia i Józefa Deptuła zawarli związek małżeński.

**********************************
Jeszcze Polska nie zginęła / Isten, áldd meg a magyart
[ts@amsint.pl]

Vote up!
0
Vote down!
0

********************************** Jeszcze Polska nie zginęła / Isten, áldd meg a magyart

#258438