Lakoniczna konferencja prasowa- a mendy mendialne i tak panów prokuratorów wymęczyły

Czytam sobie dziś przed południem książkę, aż tu nagle słyszę: Kinga, włącz Polsat News!
- Buu, po co mam POlszmat oglądać?
- Bo konferencja w sprawie katastrofy smoleńskiej jest! No to Kinga poleciała jak na skrzydłach.
Włączam ( pan prezydęt pewnie mówi włanczam) telewizor, a tam jakiś brązowooki opalony pan w mundurze, jak się później dowiedziałam- pan Szeląg, mówi coś tym technicznym bełkotem. Oczywiście starał się mówić jak najjaśniej, ale chyba nie umie tłumaczyć. Albo ja taki tłumok jestem, że tego nie pojęłam. Mówił coś o jakiś rejestratorach, lotkach… jejku, czy nie mógł pomyśleć, że tacy humaniści jak ja tego nie zrozumieją? No, ale w każdym razie skończył mówić, i zaczęły się pytania dziennikarzy. I dzięki tym dziennikarzom trochę z tego bełkotu zrozumiałam.

Jak to skomentował dziennikarz TVP info ( zawsze staram się wybierać mniejsze zło)- pierwsza część konferencji, która trwała 3/4 godziny była bardzo lakoniczna. I tu się muszę z panem dziennikarzem zgodzić. W ogóle to miałam wrażenie, że pan Szeląg mówi to jakoś tak opieszale i z pogardą. A gdy któryś z obecnych tam dziennikarzy zaczął bombardować go pytaniami o przycisk 'uchod!' to wydawało mi się, że zaraz ujdzie ze skóry. No, ale musiał zachować spokój, mus to mus. Czyżby mieli coś do ukrycia?

Bardziej przejrzyście wysławiał się ten pan siedzący obok, Prokuratur Generalny chyba. Wiem, że na imię mu Krzysztof. Wydaje mi się, że on ma zupełnie inne podejście do sprawy niż pan Szeląg. Odniosłam wrażenie, że cierpiał katusze, musząc mówić to, co mówić musiał. No ale mus to mus.

Ogólnie to dziennikarze zadawali dosyć dużo pytań, niektóre całkiem ciekawe były. Z nich wynika, że tam szereg nieprawidłowości był! Że jeden silnik przestał działać, bo prawdopodobnie odłamki "przeszkody terenowej" dostały się do środka. No tak, ta nieszczęsna brzoza… I jeszcze dowiedziałam się, że rejestratory są na pewno rzetelne i niesfałszowane. Ale czemu, to tego już się nie dowiedziałam. A, no i jeszcze wiadomo nam, że owe rejestratory przestały działać około 1,5 do 2 sekund przed zderzeniem z ziemią. Najprawdopodobniej stało się tak, gdyż zasilanie elektryczne w Tutce wysiadło. A awaryjnego zasilania rejestratory te nie posiadają.

Ekspertem nie jestem, ale wydaje mi się, że panowie prokuratorzy nie potrafili odpowiedzieć na kilka pytań. Kręcili, motali się… aj, coś mi tu nie gra.

Już po konferencji przełączyłam na TVP info. No i tam ten fajny dziennikarz rozważył kilka zagadnień. Jego zdaniem nigdy już nie dowiemy się, czy przycisk 'uchod!' został włączony… Pan dziennikarz również zastanawia się, czemu 'prund w samolocie wysiadł'. Też mnie to ciekawi.

Później przełączyłam na tvn 24. Tam oczywiście zdążył wypowiedzieć się już pan Edmund Klich, ale usłyszałam tylko końcówkę, więc nie wiem, jakie tam wywody wystosował. A w studiu siedziały takie dwie mendy, że normalnie ręce opadają! Oczywiście " tym z naszych widzów, którzy orientują się trochę w tych technicznych zagadnieniach, ta konferencja coś podpowiedziała". Tylko kto normalny jest waszymi widzami, paszkwile? Oczywiście pan wszechwiedzący dziennikaż wie, że piloci powiedzieli 20 sekund przed zderzeniem, że odchodzą na wyższy pułap. Tylko pytanie brzmi, czy pilot zrobił coś, żeby odejść? Szanowny pan menda oskarża śp. kapitana Protasiuka, że kapitan wiedział, że tam nie ma " precyzyjnego podejścia". Sęk w tym, że kapitan tylko cztery razy w życiu lądował na lotniskach bez "precyzyjnego podejścia", że nie umiał latać na Tupolewie. A to, że wysiadł prund nie ma znaczenia, bo samolot i tak przewróciłby się na plecy. Ludzie, myślałam, że nie wytrzymam! Jak można w ogóle takie bzdury gadać?

Jest jeszcze jedna sprawa, która mnie powaliła. Bowiem panowie prokuratorzy nie mają instrukcji obsługi Tupolewa, gdyż owa jest w tłumaczeniu. Konstytucję norweskiego psychopaty potrafią w trzy doby przetłumaczyć, byleby tylko oczernić prawicowych, a instrukcja jest taka strasznie skomplikowana, że przez półtora roku nie mogą sobie rady dać, biedaki.

Czyli krótko sprawę podsumowując, to wszystko wydaje mi się co najmniej dziwne. Pierwsza myśl po włączeniu telewizora to, że kampania PO ruszyła pełną gębą. Wszystko jakieś pomotane, poplątane. Tylko, że ludzie nie dają się zbyć byle czym- konferencja lakoniczna, a i tak dziennikarze wymęczyli prokuratorów pytaniami. W pewnym momencie miałam wrażenie, że pan Szeląg wstanie, ryknie coś w stylu : Spi*rdalać stąd, mendy mendialne! I wyjdzie. Ale on tylko od czasu do czasu popijał wodę z takiego jakby dużego kielonka. Ciekawa jestem, czy to nie był jakiś mocniejszy trunek, tak dla spokojności :)

Dla mnie to gra polityczna i tyle. Nie wierzę w niezależność prokuratury i tyle. POlszewiki wszędzie zapuściły swoje macki. Ale w sumie co tam taka głupia ciemna małolata jak ja może wiedzieć?