Jedzmy quano, miliardy much nie może się mylić...

Obrazek użytkownika Myślidar
Idee

Zanim ocenimy czym jest racjonalizm w dziedzinie poznania świata, a nawet wszechświata, z całym bogactwem życia na ziemi, postarajmy się zrozumieć jak się ma racjonalizm do wiary w Boga.

Gdy zapytamy wykształconego racjonalistę: czy Bóg istnieje?, otrzymamy z zasady odpowiedź przeczącą popartą jakąś znaną mu i ogólnie stosowaną w takich przypadkach definicją naukową. Racjonaliści przecząc istnieniu Boga nie dopuszczają do siebie myśli, że wkroczyli na tereny wiary. Wprawdzie Bóg stworzył wszystko co jest racjonalne, ale postanowił sobie, że ukryje się za fasadami wiary, a nie wiedzy. Nie pozostaje nam więc nic innego jak z pokorą oddzielić wiarę od wiedzy, bowiem Bóg nie jest bytem materialnym i przykładanie miar naukowych do zbadania tego Bytu jest niezasadne i nielogiczne

Racjonalistami nazywają siebie wszyscy uczeni, a więc osoby uznawane ogólnie za myślące. Mam ogromny szacunek dla ludzi myślących, co nie znaczy iż uważam, że każdy określający siebie jako racjonalistę, jest człowiekiem myślącym, a przy tym dociekliwym. Sąd swój opieram na prześledzeniu drogi, od racjonalizmu do nawrócenia, jaką przeszło wielu myślicieli, znanych wcześniej ateistów, często zdeklarowanych wrogów Boga. Dlaczego, w któryś momencie życia tacy ateiści jak Andre Frosard, Ted Turner, Jakub Natanson, Anne Rice, C.S.Lewis, A.Sołżynicyn, G.K.Chesterton, a nawet Kiko Arguello, czy sama Edyta Stein przyjęli wiarę w Boga? Edyta Stein otrzymała tak wiele łask od Boga, że ogłoszona została świętą pod zakonnym imieniem: Siostra Teresa Benedykta od Krzyża; zaś Kiko Aguello nieustannie krzewi wiarę inspirując powstawanie coraz to nowych grup neokatechumenalnych na całym niemal świecie!

Przywołałem zaledwie kilka nazwisk, bowiem chcąc wymienić najbardziej spektakularne nawrócenia musiałbym zapisać tysiące stron, a przecież nie o to chodzi.

Dlaczego jedni się nawracają, a inni bezustannie trwają w wierze w nieistnienie Boga? Zauważmy, iż użyłem zwrotu: „trwają w wierze…!”. Nie musimy się oszukiwać, bowiem trwanie w raz ustalonym „światopoglądzie naukowym”, przy braku takiej cechy jak dociekliwość, z czasem zmienia się w umysłową sklerozę. Skleroza bowiem (jako choroba somatyczna) powoduje zwężenie naczyń krwionośnych i upośledza organizm.

Rodzajem sklerozy umysłowej – nazwałbym umownie – niezmienność poglądów, pomimo obserwacji zjawisk świadczących, że jest inaczej niż głoszą o tym założone tezy, czy przyjęte bezkrytycznie teorie naukowe.

Jedni trwają w raz ustalonym przekonaniu, inni zaś dociekają prawdy, a poznawszy jej znamiona mają odwagę tą prawdę zaakceptować i do niej się przyznać, chociaż z zasady okazuje się ona niewygodna dla środowiska, w którym przyszło im pracować.

Nawrócenia mają często miejsce o wiele wcześniej, niż to zostaje podane do publicznej wiadomości. Taki nawrócony człowiek, stykający się na co dzień z zatwardziałymi ateistami, boi się przyznać do wiary w Boga z obawy o ostracyzm środowiska naukowego, czy tez z prozaicznego lęku o utratę profitów za wykonywanie badań, więc trwa to czasem latami.

Ośmielam się również, nazwać racjonalizm rodzajem umysłowej pychy, gdyż wielu racjonalistów zakłada, że nie istnieje nic, co nie da się zbadać: zważyć, zmierzyć, dotknąć, czy obejrzeć, a to co już zbadano potwierdza ich racje o  nieomylności nauki.

Pokora niestety, jest cechą tylko ludzi wielkich. Wiem, że nic nie wiem, mawiał Sokrates, a dzisiejsi uczeni, pomimo posiadanej wiedzy, iż wszechświat poddaje się badaniom naukowym zaledwie w 4 do 5 procentach ogólnej wielkości, wydają się być przeświadczeni, że wiedzą już wszystko o pochodzeniu człowieka i wszechświata. Świadomość, że poziom badań w stosunku do tego co pozostało do zbadani jest proporcjonalnie minimalny, nie nastraja racjonalistów do pokory, więc zapytam: Czy te ok. 5 procent możliwości, to nie za mało na triumfalizm?

Ogromna większość osób uważających siebie za racjonalistów, to osoby, które tak naprawdę nie mają pojęcia czym racjonalizm jest. Oni po prostu zauroczyli się zgrabnymi wywodami utalentowanych szarlatanów nauki i bezkrytycznie uwierzyli w ich bełkot. Tacy ludzie nie kalają się dociekliwością, a wręcz unikają czytania, czy głębszych dyskusji, bo to ich nuży. Ogólnie takie osoby nazywane są (chyba słusznie) półinteligentami (a współcześniej lemingami) i tworzą dla ateistów otoczkę ochronną tak zwanych pożytecznych idiotów, którzy zawsze staną w obronie zasłyszanych i przyjętych do wierzenia teorii naukowych, gdyż to ich nobilituje we własnych oczach i wprawia w stan euforycznego samozadowolenia.

Bezkrytyczne „konsumowanie” podanych, przeważnie przez media, a sponsorowanych przez wpływowe gremia ateistyczne prawd, głoszących nieomylność nauki, która w zamyśle ma zastąpić religię – bez Boga, a tak bezkrytycznie przyjmowanych przez miliony lewicowych i nie tylko lewicowych lemingów, przyrównałbym do zasłyszanego gdzieś powiedzenia:

Jedzmy gówno – miliardy much nie mogą się mylić!

Tego pokroju “racjonalistom” życzę smacznego!

Twoja ocena: Brak Średnia: 4.7 (8 głosów)

Komentarze

Ukryty komentarz

Komentarz użytkownika Verita został oceniony przez społeczność negatywnie. Jeśli chcesz go na chwilę odkryć kliknij mały przycisk z cyferką 2. Odkrywając komentarz działasz na własną odpowiedzialność. Pamiętaj że nie chcieliśmy Ci pokazywać tego komentarza..

na świecie przecież nie może się myliyć. A tak na poważnie, Myślidarze, jest  coś takiego jak tajemnica zła , której do końca nie ogarniemy.Pozdrawiam

Vote up!
1
Vote down!
-3

Verita

#1473716

Tajemnica zła daje się coraz bardziej ogarnąć gdyż dobra coraz mniej. Zło się opatrzyło, spowszechniało i jest coraz mniej zauważane. To jest taki paradoks na którym bardzo dobrze znają się deprawatorzy.

Pozdrawiam

Myslidar

Vote up!
2
Vote down!
0
#1473761

Mówiąc szczerze nie potrafię zrozumieć, a właściwie wytłumaczyć na czym polega akt wiary takich osób jak Edith Stein czy Kiko Arguelo. Ten drugi pojechał do slumsów i widząc tych biednych i grzesznych ludzi - złodziei i prostytutki - poczuł misję mówienia im o Bogu; natomiast Edith Stein w pewnym momenie oświadczya: "to jest prawda". Podczas letnich wakacji 1921 r. trzydziestoletnia Żydówka, filozof i nauczycielka, czytała z pasją pisma św. Teresy od Jezusa, poszukiwania Boga i człowieka zeszły się w jedno. Bóg odnalazł człowieka i człowiek znalazł Boga. „To jest prawda” — stwierdza Edyta Stein (1891—1942) na potwierdzenie spotkania, które ukoronowało poszukiwania. /http://www.opoka.org.pl/biblioteka/T/TS/swieci/pk201231-estein.html#
 
Stein Pisze: „Kto szuka prawdy, ten żyje przeważnie w bliskości badań rozumowych; jeśli mu rzeczywiście chodzi o prawdę (a nie o proste gromadzenie wiadomości), wtedy zapewne jest bliżej — niż sobie uświadamia — Boga, który jest Prawdą, a przez to samo także bliżej własnego wnętrza”. E. Stein, Wiedza Krzyża.
 
Wiele razy wracałem do książek, które czytała Edith Stein, na których podstawie mogła dojść do takich wniosków. 
Niestety ani dzieła św. Tomasza, ani "noce ciemne" św. Jana od Krzyża, które wiele razy dogłębnie czytałem, nie upoważniają wg mnie do stwierdzenia, że "to jest prawda"; a także, że Bóg istnieje. Nawet nie przekonują mnie, że warto być chrześcijaninem. Już bardziej przekonuje mnie Bertrand Russel, dlaczego nie jestem chrześcijaninem - http://bacon.umcs.lublin.pl/~lukasik/wp-content/uploads/2012/09/Russell-Dlaczego-nie-jestem-chrze%C5%9Bcijaninem3.pdf
 
Istnieją trzy grupy ludzi wierzących, o których wspomina Biblia. Jedną z nich uosabia "niewierny Tomasz". Jak wiemy był to jeden z uczniów Chrystusa, który nie uczestniczył w spotkaniu i po zebraniu, nie uwierzył swoim towarzyszom, po czym wypowiedział słowa: "Jeżeli na rękach Jego nie zobaczę śladu gwoździ i nie włożę palca mego w miejsce gwoździ, i nie włożę ręki mojej do boku Jego, nie uwierzę." (J. 21,25) /zob.: http://www.katolik.pl/24069,416.druk?s=1
 
Ja należę do tej grupy "niewiernych Tomaszów". Nie mam wyboru i nie mogę nie wierzyć. To, że jest Bóg, że działa tu i teraz; że jest moim osobistem zbawicielem - przekonałem się na własnej skórze. A jak zapytałem kiedyś, z pretensjami: "czy Ty, Panie Boże wogóle jesteś, czy troszczysz się o mnie i moją rodzinę, bo nie mam pieniędzy na utrzymanie" (żona i sześcioro dzieci) - to odpowiedź była natychmiastowa i radykalna (o mało nie straciłem życia). Nigdy więcej nie ośmieliłem się Go o to pytać.
 
Jest w Polsce takie przysłowie: "Pan Bóg da dziecko, da i na dziecko" - ja jestem żywym przykładem, że to prawda.
Vote up!
3
Vote down!
0

"Mówienie prawdy w epoce zakłamania jest rewolucyjnym czynem"
/G. Orwell
Mind Service - 1do10.blogspot.com

#1473730

Niedowierzanie jest podobno cechą ludzi dociekliwych.

Pozdrawiam

 

Vote up!
1
Vote down!
0
#1473764

Witaj

To jest symbioza.

Tzw. naukowcy wypierają trudne pytania, a symbiotyczne

media tych pytań nie zadają.

Lewacki układ się kręci, produkując kolejne rzesze tumanów.

Pozdrawiam

Vote up!
1
Vote down!
0

Tylko ta myśl ma wartość, która przekona kogoś jeszcze

#1473752

Rzeczywiście tak jest. W dzisiejszej dobie istnieje symbioza wymuszona przez poprawność polityczną. W Średniowieczu  istniała jedyna prawda, a był nią Chrystus i ludzie nie musieli niczego udawać.

Pozdrawiam

Vote up!
3
Vote down!
0
#1473767

Sądzę, że samo hasło "poprawności politycznej' opracowała Łubianka,

na potrzeby wojny ideologicznej.

Długofalowe wspieranie w kręgach komuno-maoistycznych przyniosło

podobne efekty, jak wcześniejsze oblicze marxizmu-leninizmu.

Granty, korupcja, szantaż i sex stały się bramą w środowiska

naukowe, co spowodowało całkowite ich opanowanie.

Okazały się skuteczniejsze od CzeKisty z dymiącym naganem.

Wspieranie zaś poprzez mafijno-finansowe struktury doboru

pismaków, stworzyło odpowiednią osłonę.

Dobrze to pokazuje:

https://www.youtube.com/watch?v=lWIpFvGrNak

Pryszczate studenciki z dziełami lenina, zastąpione zostały

przez dobrze opłacanych "naukowców" i "autorytety".

Ale cel ten sam - zapanować nad światem.

Pozdrawiam

Vote up!
0
Vote down!
0

Tylko ta myśl ma wartość, która przekona kogoś jeszcze

#1473776