Polska. Czy często tu bywasz?

Obrazek użytkownika Husky
Blog

Mieszkamy w Wielkiej Brytanii, ale nie lubimy być nazywani emigrantami. W naszym mniemaniu uważamy, że nasz wybór przeprowadzki do Anglii był wolny.

Polacy to w ogóle wolny naród, który nawet za komuny nie dał sobie wmówić, że Katowice to Stalinogród. Co innego emigranci z biedniejszych krajów Azji, czy Afryki, dla których wyjazd do UK był życiową szansą.

W przypadku Polaków w zdecydowanej większości przypadków przeprowadzka do Wielkiej Brytanii miała podłoże ekonomiczne. Co to oznacza? Ano to, że mieliśmy tu zagwarantowaną pracę, bezpłatny dostęp do edukacji naszych dzieci i do służby zdrowia. Na szczęście nadal mamy te przywileje i ponoć nawet po Brexicie nic w tym temacie ma się dla nas nie zmienić. 

Wyjechaliśmy z Polski, bo nie mieliśmy pracy. A nawet jeśli ją mieliśmy to nasze zarobki nie były na tyle wysokie, żeby na przykład kupić sobie mieszkanie. Pracując w UK wielu z nas stać nie tylko na regularne spłacanie kredytu za dom, ale także na luksusy pod tytułem wakacje za granicą. Jeździmy dużo i często. I nie zawsze do Polski. Podróżujemy po całym świecie, bo dla ludzi o stałych dochodach świat nie ma granic.

Oczywiście obecna Polska nie ma wiele wspólnego z Polską, z której wyjechaliśmy. Dużo się w niej zmieniło, podobno jest praca i podobno dla każdego. Trudno jest mi o tym pisać, bo nie mieszkam w Polsce, tylko w Wielkiej Brytanii i to od dobrych już piętnastu lat.

Polacy mieszkając w Wielkiej Brytanii podnoszą poziom swojego życia. Znam polskie rodziny w Londynie, które zaczynając nowe życie w mieszkaniach socjalnych po kilku latach wykupowali je na własność, sprzedawali i nabywali kolejne nieruchomości. Są też tacy, którzy całe oszczędności posyłają do Polski, gdzie powoli budują się na swoim. Powiększają majątek i marzą o powrocie do ojczyzny.

Większość z nas odwiedza Polskę co najmniej raz w roku, ale bywają i tacy, którzy latają do Polski w tę i z powrotem, czyli nawet raz w miesiącu. Bo przecież trzeba być na imieninach mamy, pierwszego listopada zapalić znicz na grobie dziadków, a dzieciom pokazać, jak się obchodzi święta po polsku. I chociaż dzieci nasze są już urodzone za granicą, to jednak do  Polski cały czas nas ciągnie, jak przysłowiowego wilka do lasu. Bo nigdzie nie jest nam tak dobrze, jak u siebie. Czyli w Polsce. I nigdzie Polaka nie zrozumie drugi Polak tak dobrze, jak w Polsce!

Pewna moja znajoma odwiedza Polskę bardzo często. Zapytałam ją, jaki ma system tych wyjazdów, czy odwiedza liczną rodzinę, czy jeździ tam raczej krajoznawczo. Odpowiedź jej bardzo mnie zaskoczyła. Otóż okazało się, że znajoma lata do Polski według …kalendarza tanich lotów. Ma bowiem w zwyczaju śledzić w komputerze tanie loty, a że jest osobą niezwykle zaradną, to nauczyła się polować na okazje. I dzięki temu umie znaleźć loty, które kosztują ją przysłowiowe grosze. Pamiętam jak pewnego razu pobiła swój rekord życiowy i pochwaliła się kupnem biletu z Luton do Gdańska w cenie całodziennego biletu podróżowania metrem po Londynie! Tylko pozazdrościć takich umiejętności. Dzięki nim znajoma ze swoimi małymi dziećmi prawie połowę czasu spędza w Polsce w towarzystwie dziadków dzieci. I jak sama mówi korzysta z takich możliwości, póki ma swobodę, bo ma świadomość, że kiedy dzieci pójdą do szkoły, a ona wróci do stałej pracy, to takie możliwości skończą się bezpowrotnie.

Przyznam, że również ja z moją rodziną coraz częściej odwiedzamy Polskę. I chociaż nadal naszym ulubionym miejscem wypoczynku nieustannie od lat jest południe Europy, to jednak tej zimy postanowiliśmy pokazać synowi po raz pierwszy polskie Tatry. Zimowe ferie w lutym spędzimy zatem w Zakopanem, w którym z mężem ostatni raz byliśmy w 2002 roku! Także dla nas również będzie to podróż mocno sentymentalna. A dla syna okazja, by zobaczyć tradycje góralskie. No i polskie góry! A przy odrobinie szczęścia może nawet uda nam się zobaczyć śnieg. Ponoć jest to obecnie tak rzadko występujące zjawisko atmosferyczne, że można go zobaczyć jedynie w górach. 

A wy, jak często bywacie w Polsce? Za rzadko, czy wręcz przeciwnie, za często?

(Małgorzata Mroczkowska)

]]>https://goniec.com/wiadomosci/spoleczenstwo/34371-polska-czy-czesto-tu-bywasz]]>

5
Twoja ocena: Brak Średnia: 4.9 (13 głosów)

Komentarze

Vote up!
9
Vote down!
0

Nigdy nie przegrywasz, gdy walczysz.Przegrywasz, gdy przestajesz walczyć.
Ryan

#1619839

Za pierwszym wyjazdem do Londynu w marcu 1999 roku wytrzymałem tam ze spaczającą się psychiką do lipca 2000 roku. Do kwietnia następnego - 2001  r  bezskutecznie próbowałem zahaczyć się o pracę zdolną dać utrzymanie w Polsce. Kolejne wyjazdy do 2009 roku były na coraz krótsze okresy - w końcowych latach 3 m-ce w Londynie, dwa miesiące w Polsce. Przed każdym wyjazdem dwa tygodnie "nerwówki", że jeszcze raz muszę jechać do kraju "barbarzyńców" (określenie jednego ze współpracowników). Od tamtego czasu mam wstręt do podróży zagranicznych nawet jachtem co przed tym było moim hobby. Zapowiedziałem sobie, że jeżeli kiedykolwiek przyjdzie mi płynąć kanałem La Manche to popłynę po francuskiej stronie mimo że, za francuzami też nie przepadam.

Niestety, mimo samochwalstwa ŻydoPiSu o "rozwoju" gospodarczym i "powrotach" emigrantów ludzie nadal wyjeżdżają - właśnie straciłem dwóch członków Komisji Wyborczej którzy pojechali do Norwegii.

Vote up!
1
Vote down!
-2

antyleming

#1620093

Moze tu nie chodzi tyle o zarobki co o tzw stabilizacje zycia codziennego.jak podaje w opisie Husky ludzie po wielu latach mogli wykupic mieszkanie w tzw kansilu o ile dobrze zrozumialem i dalej pracowac splacac i cieszyc sie wakacjami poza granicami imperium brytyjskiego.Odkad dobrze pamietam  w polsce dla przecietnego obywatela to nawet nie istnialo w sferze marzen.Tu obecnie niby zarobki poszly w gore ale zaraz poszly ceny utrzymania w gore czynsze i inne oplaty,ktore sprowadzaja do takiego samego poziomu jaki byl wczesniej.Niewielu ludzi stac na  cos wiecej,chyba ze zaczna jesc zupki z torebki.Mam dwojke dzieci w londynie maja wlasne firmy i co ciekawe bylo ich stac na wycieczke prawie miesieczna na Filipiny.Do dla mnie szczyt mazen i mysle ze wiekszosci polakow.Anglia czy tez wyspy jak to sie popularnie okresla funkcjonuja w sposob nieporownywalny dla nas polakow i mysle ze nigdy do takiego funkcjonowania nie dojdziemy.W polsce panuje mania grodzen i ogrodzen brakuje tylko wiezyczek strazniczysz tak ja to odbieram i mysle ze wiekszosc oraz dzielenie duzych firm na mniejsze co tylko podnosi koszty a jest bardzo widoczne a nazywane to zjawisko wolnym rynkiem i demokracja.W Londynie zauwazylem ze jest wiele sklepikow wszelkiej branzy prowadzonych przez rozne narodowosci i one wszystkie funkcjonuja,a w polsce jak sa dwa w poblizu to o jednego jest za duzo i w niewielkim czasie powstaje jakis market typu biedronka czy inny otumaniacz zakupowy.Nie ma w zasadzie klasy sredniej jaka jest we wspomnianym Londynie.Ludzie z polski wyjezdzaja i  wyjezdzac beda zostana sami starzy chorzy bo to mimo wszystko nie jest kraj o jaki walczyli korowcy i solidarnosciowcy  ale ci nie z pierwszych stron gazet i nosnikow informacyjnych.Teraz panuje tylko budownictwo drog i domow tzw deweloperzy a przemyslu jak nie bylo tak i niema i napewno nie bedzie bo co powie na to unia jewropejska?Uslug nie ma bo wszystko prawie jest  nieoplacalne w naprawie ale to juz jest spowodowane systemem podatkowym i zusem.Tu jest nadal system nakazowo-rozdzielczy i mysle ze taki jeszcze dlugo pozostanie.Bedac w Londynie przechodzilem na czeronym swietle gdy byla pusta ulica,po drugiej stronie stalo dwoch policjantow wielkich jak koszykarze i nawet  nie spojzeli w moja strone a ja poszedlem dalej.Nie tak dawno podobne zdarzenie mialem w warszawie w czasie ulewnego deszczu ulica pusta jak siegnac wzrokiem po  drugiej stronie radiowoz i ja ide a raczej biegne a panowie wyskoczyli jak z procy wystrzeleni i zadaja  dowodu osobistego wsiedli do radiowozu a ja stojac bez parasola moklem w oczekiwaniu na wypisanie mandatu na sume 50 zl za niedozwolone chodzenia po ulicy.Czy to nie jest system nakazowo-rozdzielczy?

Vote up!
2
Vote down!
-1

Jeszcze zaświeci słoneczko

#1620394