Cortez, czyli wojna cywilizacji

Obrazek użytkownika Bielinski
Historia

Koniec lipca. Połowa wakacji. Za miesiąc dzieci wrócą do szkół i początek nowego roku szkolnego. Wszystko wróci do normy. Nic nie jest bardzie dziwne, złudne i ulotne, niż tzw. „norma”, czy „normalność”, czyli zwyczajne życie. Ale nie o tym. Nie dziś. O czym zatem? Nie o naszej polityce ani o naszym rudym, zakłamanym premierze. Po co się babrać w obrzydliwościach, gdy mamy połowę wakacji? Przyznaję: nasz Herr Premier podsunął mi pomysł. Mianowicie w tym tygodniu, na konferencji prasowej po tzw. „rekonstrukcji rządu” nasz ryży premier wysilił się na koncept. Powiedział mianowicie, że okręty zostały spalone i rząd – no i on Herr Premier – ma tylko jedną drogę, do przodu.

Nasz Herr Premier, historyk z wykształcenia, nawiązał tu do sławnego wydarzeni z przeszłości. W sierpniu 1519 roku Hernán Cortés de Monroy Pizarro Altamirano, późniejszy markiz del Valle de Oaxaca, w skrócie Hernán Cortés (1485 - 1547) rozkazał był spalić swoje okręty. Dziwne, prawda? Ale nie tak, bardzo, jak się okazuje. W kwietniu 1519 roku, Hernán Cortés ze swoimi hiszpańskimi żołnierzami i marynarzami przybił do brzegów Meksyku w miejscu dzisiejszego miasta Veracruz. Wcześniej, w altach 1511 – 1519, Hiszpanie pod wodzą, Diego Velazqueza pobili Kubę, największą wyspę Karaibów. W którym to podboju Hernán Cortés brał nader czynny udział najpierw jako sekretarz, potem zastępca Velazqueza. Następnym krok to obszar dzisiejszego Meksyk, wówczas we władaniu imperium Azteków.

Hiszpanie starannie się przygotowali do kolejnego podboju. Dowódcą miał być Diego Velazquez, zastępcą Hernán Cortés, ale wodzowie poprztykali się podczas rejsu przez zatokę Meksykańską. Nie wiadomo, o co poszło. Bez znaczenia powód. Zwyczajna to rzecz, nie tylko pośród konkwistadorów, czy innych łupieżców. Niesnaski w naczalstiwe. Odwieczne pytanie: kto ważniejszy? Znamy to powszechnie. Z pracy na przykład. Tutaj ten konflikt miał brzemiennie, że tak powiem historyczne skutki. Diego Velazquez obraziwszy się trzasnął drzwiami (umownie) zabrał swoje manatki i pożeglował na Kubę. Wodzem ekspedycji został Hernán Cortés. Nawiasem: Velazquez musiał tego żałować do końca życia.

W kwietniu 1519 roku Hernán Cortés ląduje w Veracruz. Zbiera informacje. Działa pokojowo. Rozmawia, gości wodzów indiańskich, szuka sojuszników. Orientuje się, że wylądował na skaju wielkiego imperium Azteków, rządzonego przez Montezumę II (1488 -1520). Do Hiszpanów docierają wysłannicy Montezumy II. Aztekowie nie chcą walczyć. Rozmowy dotyczą układów handlowych i stosunków nazwijmy je… dyplomatycznych. Choć od kanionów współczesnej dyplomacji nieco jednak odbiegały. Niestety, podczas uczty, jaką Cortés wydał dla azteckich „dyplomatów” dochodzi do niemiłej scysji. Niby normalna rzecz. Po trudnych debatach, rozmowach, negocjacjach dyplomaci z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku udają się na dyplomatycznych raut, czy inną ucztę. Jednakże w tym przypadku azteccy „dyplomaci” domagają się ludzkiej krwi do popicia! Dwie są wersje. Wedle jednej Aztekowie domagali się płynnej, ludzkiej krwi do picia. Wedle innej, chcieli dodać ludzką krew do potraw. Okazuje się, że Aztekowie nie tylko mordowali, to jest składali ofiary z ludzi, ale również byli kanibalami. Aztekowie spożywali krew ludzkich ofiar, jak również inne części ich ciał. W pełni wypełniali definicję kanibalizmu. Aztekowie – kanibale! A fe! Nie wolno o tym dziś mówić ani pisać. Surowo zabronione. Streng verboten. Strictly prohibited.

Jak się łatwo domyślić, Hernán Cortés, ten okropny, krwiożerczy łupieżca - imperialista i fanatyczny katolik odmówił. Aby zdobyć ciekłą, ludzką krew musiałby kazać kogoś zarżnąć. Oczywiście nie Hiszpana lecz tubylca. Cortés miał mnóstwo Indiańców pod ręką, na których mu nic nie zależało, albo indiańskich kobiet, po angielsku – squaws (dziś termin wyklęty) jeszcze mniej wartych. Tyle co nic. Aztecy uwielbiali tubylczą krew. Atoli Hernán Cortés ku zdziwieniu i oburzeniu azteckich „dyplomatów” żadnego tubylca nie kazał zarżnąć i wykrwawić a krew zebrać do misek. Jak to dziś robi się z królikami czy gęsiami. Cel był zbożny: nakarmić, napoić i zadowolić azteckich „dyplomatów” i naoliwić, ułatwić powiedzmy oględnie, dyplomatyczne relacje z azteckim imperium. Aztekowie zrobiliby to bez chwili wahania.

Te niemiły konflikt, te sprzeczne racje ujawnione podczas uczty dyplomatycznej jest jakby symbolem przepaści między dwoma imperiami. Dwiema cywilizacjami. Chrześcijańskie imperium Hiszpanów z XVI wieku i pogańskie, naturalne (i nie białe! i nie chrześcijańskie!) imperium Azteków. Cywilizacja europejska, chrześcijańska versus cywilizacja Mezoameryki, cywilizacja aztecka. Pierwsze jest obecnie odsądzane od czci i wiary, a Hernán Cortés to uosobienie bezwzględnego, okrutnego konkwistadora, łupieżcy i niszczyciela obcych kultur oraz europejskiego i chrześcijańskiego imperializmu. Drugie imperium to imperium „naturalne”; kwintesencja życia „zgodnego z naturą”, z przyrodą, wielkiej, starożytnej kultury i cywilizcji. Równorzędnej, jeśli nie wyższej niż cywilizacji europejska, chrześcijańska. Hiszpanie i Cortez to najgłębsza czerń: chrześcijańscy fundamentaliści, fanatycy, okrutnicy i chciwcy złota. Hiszpańscy konkwistadorzy to ci, co dokonali serii brutalnych agresji; winni zniszczeniu całych, starożytnych, wysoko rozwiniętych cywilizacji – choć z epoki kamienia – jak Aztekowie, Majowie czy Inkowie. Za to Aztekowie i ich „kwietne” imperium to najjaśniejsza biel.

Można i tak powiedzieć. Kiedyś papier, dziś ekran monitora w dowolnym edytorze wszystko zniesie. Wracając do „spalonych” okrętów. Jest sierpień, około połowa sierpnia 1519 roku. Obóz Hiszpanów. Przez ostanie kilka miesięcy Hernán Cortés zebrał tyle informacji o imperium Azteków ile tylko się dało. Nie chodzi tylko o ową pamiętną ucztę, ale rozmawia z wodzami plemion indiańskich podbitych przez Azteków i słucha ich przerażających, wprost nie do wiary, opowieści. Zawiera z nimi sojusze. Nie jest to trudne Wodzowie sami garną się o obcych i strasznych przybyszy zza morza. Dlaczego Indianie tak nienawidzą, (nie)lubią innych Indian, to jest Azteków? Dziwne, prawda? To tak jakby spytać Polaków z końca okupacji, powiedzmy z roku 1945, dlaczego (nie)lubią Niemców. Oczywiście można na to spojrzeć inaczej. Tworzyć wystawy i pisać o „naszych chłopcach” z Wermachtu. Polacy najlepsi z najlepszych, protoeuropejczycy, folksdojcze i inna chluba (!?) tudzież elita, którzy z przymusu lub dobrowolnie wstąpili do Wermachtu, SS i innych formacji III Rzeszy Niemieckiej i walczą w obronie europejskich to jest niemieckich wartości. Oni i ich potomkowie, sól ziemi (!?) tej mieli i mają odmienny stosunek emocjonalny do Niemiec, do III Rzeszy. Ale to inna historia.

Powiedzmy tak: indiańscy poddani imperium mieli znacznie więcej powodów do (nie)lubienia Azteków niż Polacy, oczywiście ta gorsza, podlejsza i ciemna część narodu na koniec niemieckiej okupacji. Czyżby „kwietne” imperium Azteków było okrutniejsze niż III Rzesza Niemiecka pod wodzą Adolfa Hitlera? Moim zdaniem tak. Ale to niepopularny, sekciarki i zacofany obecny pogląd; zdanie, za które grozi cywilny pręgierz i wykluczenie. Zachodni, anglosascy historycy i inni przebudzeni intelektualiści (ang. woke historian, woke social justice historian, woke revisionist or activist historian, inni) których do głębi oburza takie porównanie. Których zadaniem jest przepisanie czy odwrócenie historii.

Wróćmy ponownie do naszych baranów, to jest „spalonych” okrętów Corteza. Jest sierpień 1519, czas decyzji. Hernán Cortés decyduje. Postanawia wyruszyć na podobóz imperium Azteków. Mając kilka setek ludzi zamierza zaatakować imperium liczące mniej więcej tyle mieszkańców i obszar podobnej wielkości co jego rodzinna Hiszpania! Aby mieć szanse na zwycięstwo musi zebrać wszystkich Hiszpanów! A jego ludzie muszą mieć świadomość, że nie ma odwrotu. Że stawiają wszystko na jedną kartę. Nie ma drogi ucieczki. Zwycięstwo albo śmierć. Okrutna śmierć z ręki azteckich wojowników. Hernán Cortés rozkazuje więc „spalić” swoje okręty. Wszystkie jedenaście okrętów. Tak głosi legenda. Tak namalowano na obrazach. Jak było naprawdę?

Hernán Cortés nie rozkazał spalić swoich okrętów. Był za rozsądnym dowódcą na takie szaleństwo. Rozkazał je częściowo rozebrać i zatopić. W sumie były nie do użytku, nie do szybkiego resju. Pozyskane drzewo wykorzystać do budowy fortyfikacji. Jeden, czy dwa okręty zostawić do komunikacji i do ściągania posiłków z Kuby. W razie niepowodzenia ekspedycji Hiszpanie mogliby się schronić w forcie; szybko wydobyć i naprawić kilka okrętów i… uciec na Kubę. Dobry wódz przewiduje każdą sytuację Nie rzuca się jak szalony z motyką na słońce. Ale legenda chce widzieć płonące okręty Corteza. Niech tak będzie. Skoro mają płonąć, niech płoną, po co się kłócić. Co więcej, wcześniej, przed „spaleniem” okrętów, Cortez spytał się swoich ludzi, czy chcą z nim iść? Nie musiał tego robić. Był ich dowódcą, był szlachcicem – hidalgo, z niższej warstwy szlacheckiej. Hernán Cortés mógł wydać rozkaz a opornych po prostu powiesić. Ale się spytał. Kto się bał, mógł płynąc na Kubę. Nikt, żaden z żołnierzy i marynarzy nie zrezygnował. Wszyscy jak jeden zdecydowali się na to szalone z pozoru przedsięwzięcie jakim się zdawał podbój imperium Azteków. Między innymi dlatego jego żołnierze tak bezgraniczni Cortezowi ufali. Bali się go, dyscyplina była sroga, bali, ufali i słuchali.

Ilu miał ludzi po „spaleniu” okrętów? Około 500, góra 600 żołnierzy i marynarzy włączonych do piechoty. Do tego jakieś 20 koni, czyli tyluż kawalerzystów. Kawalerzyści ważni nie liczbą, bo to tylko mniej nuż pluton kawalerii, ale psychologicznie. Aztekowie nie znali koni. Dla nich konie to były nieziemskie stworzenia. Bali się ich przeraźliwie, co Hiszpanie skrzętnie wykorzystywali. Wyobrażając sobie „armię”, czyli oddział Corteza (w sile mniej więcej batalionu) wyobrażamy sobie Hiszpanów w stalowych pancerzach i łódkowatych, stalowych hełmach z muszkietami i pikami w wielobarwnych mundurach. Tak wyglądali żołnierze, również hiszpańscy, owszem, ale mniej więcej wiek później, w połowie XVII wieku, w dobie wojny trzydziestoletniej.

Z jaką siłą Hernán Cortés dokonał podboju imperium Azteków? Podsumujmy. Żołnierzy z górą 600. Mniej więcej dwudziestu kawalerzystów i tyleż koni. Z tego około 100 strzelców: kuszników i muszkieterów. Ale w 1519 nie istniały muszkiety. Zbudowano je około sto lat później. Żołnierze Corteza uzbrojeni byli w arkebuzy. Arkebuz to przodek muszkietu z zapalnikiem lontowym: jest ciężki, nieporęczny, bardzo wolno się go ładuje. Kula ma wielki kaliber, potężny odrzut, który łamie kości nieostrożnego strzelca. Takich arkebuzów miał kilkanaście, z górą dwadzieścia. Główną bronią „palną” były kusze. Nie warto się tu śmiać. Kusza to straszna broń we wprawnym ręku. Jeśli chodzi o armaty, hiszpańscy konkwistadorzy uzbrojeni byli w około dziesięć armat, w tym te zdjęte z okrętów. Były to głownie lekkie falkonety. Ówczesne armaty czy wedle dzisiejszej miary – armatki strzelały pełnymi kulami z kamienia czy żeliwa. Dla nas to odpowiednik armatek strzelających na wiwat. Liczył się tu efekt psychologiczny: głośny wystrzał i kłęby dymu. Jeśli chodzi o pancerze, to również z tym było kiepsko. Poza oficerami jedynie nieliczni żołnierze nosili stalowe pancerze chroniące korpus. Były po prostu za drogie. Głównym, efektywnym uzbrojeniem żołnierzy Corteza była biała broń: szpady, rapiery, piki i halabardy. Którą to bronią posługiwali się bardzo sprawnie. No i bardzo groźne, śmiercionośne kusze, których konstrukcję Europejczycy doprowadzili do doskonałości. Kusze były znacznie niebezpieczniejsze niż ówczesne arkebuzy. Lecz to nie była kampania w Europie, gdzie taki oddział zostałby szybko wybity do nogi. Dla konkwistadorów kusze miały wielką wadę. Kusza strzela cicho. Jedyny hałas to śmiertelny krzyk trafionego bełtem człowieka. W kilkadziesiąt lat później muszkiet, następca arkebuza, wyprze kuszę z pól bitewnych. Nie patrzmy na to okiem dzisiejszym. Dla Corteza i jego konkwistadorów liczyła się broń palna: arkebuzy i działa. Strzelające głośno, z wytryskiem ognia z lufy, otoczone kłębami prochowego dymu. Zjawisko przerażające dla Azteków. Dla nich to było to tym samym, czym dla nas byłaby inwazja kosmitów. Nawiasem mówiąc my, ludzie także jesteśmy kosmitami. Więc inwazje kosmitów - ludzi to banalne wydarzenie w naszych dziejach.

To właśnie ową nieliczną bronią palną i tymi kilkunastoma koniami Hernán Cortés i jego żołnierze dokonali wyczynu jedynego w dziejach. Oddział w sile batalionu pokonał i podbił wielkie imperium Azteków. Hiszpanie zdobyli i zniszczyli stolicę imperium, miasto Tenochtitlán zakładając na ruinach własne miasto Ciudad de México, czyli Meksyk, dzisiejszą stolicę państwa Meksyk. Hernán Cortés oszukał, pojmał i kazał udusić jego władcę Montezumę II. I to wszystko w mniej więcej dwa lata. Biorąc pod uwagę ilość sił, dokonania Hernána Cortésa zaćmiewają podboje Aleksandra Macedońskiego, Juliusza Cezara czy innych wsławionych łupieżców, zdobywców.

Porównajmy dwa wydarzenie. Początek i koniec „wojny cywilizacji”, czyli hiszpańskiego podboju imperium Azteków. Połowa sierpnia 1519 roku. Hernán Cortés każe „spalić” swoje okręty i ze swoją mini armią, około 600 żołnierzy, rusza na wojnę, na podbój imperium Azteków. Lecz jego armia to nie tylko Hiszpanie, Europejczycy. Cortez wykorzystał te miesiące na przeciągniecie indiańskich plemion mających własne powody by (nie)lubić Azteków. Jego konkwistadorom towarzyszy armia indiańskich wojowników. Z każdym miesiącem większa. Takie plemiona jak Tlaxcaltekowie (Tlaxcaltecah, podobno wystawili 100 tys. wojowników do walki z Aztekami), pierwsi zwerbowani Totonakowie z okolic dzisiejszego Veracruz – miejsca lądowania Hiszpanów, Texcocanie, inne plemiona. Kiedy Hernán Cortés po dwóch latach wojny, 13 sierpnia 1521 roku dotarł pod mury stolicy imperium – miasta Tenochtitlán – jego armia liczyła około 100 tysięcy ludzi, z czego indiańscy wojownicy stanowili około 99.5 %! Niezły wyczyn, prawda? Hernán Cortés podbił indiańskie imperium Azteków głownie rękami Indian!

Czemu Indianie tak (nie)lubili Azteków. Najważniejsze to porwanie młodych mężczyzn, by składać ich w ofierze bogom. Wysokie daniny i dalej ekspedycje karnie na opornych połączone z okrutnymi karami, jak palenie żywcem, obdzieranie ze skóry, zrywanie paznokci, rozczłonkowywanie, masowe i bestialskie gwałty, i inne czyny, zwane dziś zbrodniami przeciwko ludzkości. Mieli swoje powody, przyznajmy, mocniejsze niż Polacy pod koniec okupacji.

Zatem początek wojny cywilizacji to lądowanie Hiszpanów na wybrzeżu Veracruz. Dwie cywilizacje. Spotkanie. Potem konflikt. Ta zła, europejska, chrześcijańska, o białym kolorze skóry i ta dobra, kwietna, aztecka, rodzima, indiańska o… nie białym kolorze skóry. Finał i koniec wojny cywilizacji to zdobycie stolicy Azteków, miasta Tenochtitlán przez armię Hernána Cortésa. A co Hiszpanie zobaczyli w stolicy Azteków i jak wyglądała ta wojna cywilizacji…? Która cywilizacja lepsza, która gorsza? I czy, o zgrozo! można porównywać cywilizacje? Wartościować. Wywyższać się! Poniżać te… gorsze! Kolorowe! Dziś to myśłozbrodnia.

Ciekawe, czy o takich historycznych konotacjach, w sensie wojny cywilizacji, pomyślał nasz ryży premier, gdy wspomniał „spalone” okręty Corteza? Jedyne o czym myśli nasz premier, to jak nie stracić władzy, jak oszukiwać sojuszników i jak przekonująco okłamywać wyborców. Robić im wodę z mózgu. Kłamać, im więcej tym lepiej. O naszym, ryżym premierze nie chce mi się ani myśleć, ani pisać. Mały cwaniaczek, w którym dziwne jest jedynie to, że tak długo utrzymuje się na szczycie.

Lepiej pisać o Hernánie Cortezie i jego zdumiewających podbojach, choć przyznaję pobudzony przez naszego kłamliwego polityczka klasy mikro. O tym potem. Nie dzisiaj. Na dziś starczy. O tym później. Jak Bóg da.

 

© Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie tekstu tylko za zgodą autora.

Twoja ocena: Brak Średnia: 5 (5 głosów)

Komentarze

 

To nie Hiszpanie (zamorscy Panowie - punicka/fenicka kolonia na południowym wybrzeżu zamieszkanego przez Łużyczan [Lusitania], Ariów i Keltów [Gallów > Portugalia] Półwyspu Iberyjskiego), lecz przybyłe ze Skandynawii androfagi (Hermann > Hernan, Hernandez,  Röderich > Rodriguez, Borg > Borgia…) znani jako Szwabi, Goci, Vandale (stąd Andaluzja), Sasi, Anglowie (Gibraltar bez zasłony dymnej i owijania w bawełnę jest kolonią Anglo-Sasów a Portugalia zakamuflowaną kolonią Szwabów i Anglo-Sasów), Frankowie (którzy wraz z Gotami, Burgundami i innymi hordami [również wraz z Hunami-Alanami] skolonializowali Gallię - dzisiejszą Francję)… 

Aztekowie byli podobnie jak androfagi brutalni i ćpali jak i androfagi adrenalinę z mordowanych ludzi ("energy drinks"), lecz opisywane przez nich i powielane przez ob. Bielińskiego "katolickie" bajki są tylko częścią propagandy "cywilizowanych" "hiszpańskich" androfagów służące utrzymaniu ich hegemonii w okupowanej Europie. Rdzenni Amerykanie, jak dowodzi historia, pewnie by sobie sami poradzili ze swymi imperialistycznymi mafiami, tymczasem zostały one tylko wzmocnione i zmieszane z androfagami ze Skandynawii i ich krewnymi Żydami, a ich "cywilizowana" działalność rozszerzona na globalną skalę (por. Bronstein vel Trocki, Guzman…).

Androfagi podbiły Rzym wraz z Watykanem i ich horda znana jako Langobardowie przejęli papiestwo i zgermanizowali katolicyzm, którego elitarnym faszystowskim wykwitem konkurującej anglo[thuringi]-saskiej hordy jest luteranizm. 

To od Langobardów władcy Polski przyjęli "chrzest" i wkrótce hordy franko-teutońsko-szwabsko-saskich krzyżaków i ich agentury zalały Polskę. Bolszewicki agent "Bolek" związał się z hordą joannitów [morderców templariuszy i Sarmatów, projektantów III Rzeszy] okupujących m.in. Węgry i Maltę. 

Bandy Azteków przeszły pod kontrolę androfagów i rdzenni mieszkańcy często wybierają ucieczkę na opustoszone stepy ich wymordowanych w USA braci i kuzynów - Apaczów również zajęte i okupowane przez (posługujące się innym językiem) wylęgłe ze Skandynawii androfagi (w tamtym rejonie głównie Szwabów) i ich arabskich krewnych - Żydów. 

Na okupowanym Półwyspie Iberyjskim Baskowie do dziś stawiają opór okupacji androfagów, lecz ob. Bieliński został skutecznie zmankurtyzowany szerzonym przez nie "katolicyzmem" i "cywilizacją zachodu". 

Nic więc dziwnego, że ryży saksoński premier zmankurtyzowanego/"schrystianizowanego" bezmyślnego czytelnika/gryzipiórka ob. Bielińskiego odwoływał się do swej hordy androfagów okupującej od 500 lat również Amerykę. 

Nic też dziwnego, że wybitne dzieła Ignacego Pietraszewskiego, który pozbierał, skompilował i przetłumaczył, księgi jednej z naszych najstarszych rdzennych religii, wysoko cenione nawet przez muzułmańskich inwazorów są dotąd wyśmiewane przez androfagi okupujące Europę i były palone na stosach niemieckich miast. Podobnie androfagi szerzą propagandę o "germańskości" Polaków (chodzi o bastardy spłodzone podczas kilkusetletniej okupacji Gotów, Gepidów, Herulów, Vandali…) i stworzyli nawet fałszywy model języka proto-indo-europejskiego (tożsamego z proto-słowiańskim słowiańsko-aryjskiej Y-haplogrupy R1a z terenów Polski t.zw. kultury ceramiki sznurowej sprzed ponad 5000 lat i którego zapisane teksty Ludu znane są sprzed ok. 4000 lat). Tymczasem zasady naszej gramatyki zostały już spisane sanskrytem ok. 2600 lat temu przez Paniniego, podczas gdy androfagi, jako posługujący się kamiennymi młotami ludożercy-jaskiniowcy gnieździli się głównie wśród bagien wokół Motali. Mała grupka androfagów dotarła do lasów nad Odrą (zachodnią - płynącą przez góry zwane obecnie Harz) zamieszkując jaskinie nieopodal obecnej Getyngi. Inna większa horda, od której przyjęła się starohelleńska nazwa androfagoi, dotarła wgłąb ziem Słowian, Sarmatów, Scytów i Kimmerów/Tatarów, a ich bastardy to krymscy piraci Taurowie i wschodniokarpaccy bandyci Bastarnowie [wciąż obecni wśród t.zw. Ukraińców, głównie banderowców] - ich śladem podążały później hordy Gotów, Heruli, Vandali i nieco później Rusów, Waregów i Szwedów [potop szwedzki]. 

Okupujące Amerykę "cywilizowane" "chrześcijańskie" Hermanny, Guzmany, Rusy i t.p. androfagi nasyłają na niedobitków Europejczyków w Polsce i Czechach nie tylko tony zrabowanych bananów i narkotyków, lecz także terrorystów-sabotażystów "kolumbijczyków", a by ostatecznie zniszczyć nasze kultywowane od ponad 9000 lat rolnictwo poddają nas zniewoleniu i uzależnieniu od "mercosur", również kosztem mordowanych Amerykanów (t.zw. Indian), niszczonej puszczy i gwałtownych zmian klimatycznych. 

Gdy androfagi zaatakowały Amerykę wycięły lasy, a zbudowane z nich okręty wojenne sprzedały Turkom atakującym południowo-wschodnią, zamieszkaną głównie przez Słowian, Europę. Pola zamienły w stepy. Na stepach wymordowały Amerykanów i ich bizony, a stepy zamieniły w pustynie. Pustynie zamieniły w tereny skażone radioaktywnością…

 

https://pl.wikipedia.org/wiki/Colonia_Dignidad

 

Działalność androfagów, pasożytujących na starożytnych cywilizacjach, nie ma nic wspólnego z cywilizacją - tylko w ubiegłym stuleciu przeprowadzili wiele genocydów, wywołali dwie wojny światowe i wymordowali ok. 80 milionów ludzi na wszystkich (może poza Antarktydą) kontynentach. 

 

Te ubóstwiane przez ob. Bielińskiego "cywilizowane" "chrześcijańskie" androfagi (Y-haplogrupa I) wraz ze swymi krewnymi Żydami i Arabami (Y-haplogrupa J) powinny zostać wypędzone ze wszystkich podbitych i okupowanych przez nich kontynentów, tam gdzie oryginalnie powstali i skąd przyszli/przypłynęli, t.j. na Półwysep Arabski, lecz nie dziwię się Arabom, że nie chcą tych zdegenerowanych ludożerczych agresywnych pasożytniczych zmutowanych krewnych, tym bardziej że ich kraj zamienił się w pustynię i im samym groziłoby pożarcie.  

 

Dla wczucia się w klimat polecam film "Apocalypto" (oczywiście scena pełni księżyca natychmiast po zaćmieniu słońca stanowi kardynalny błąd reżysera). 

 

https://niepoprawni.pl/blog/sbbwinteriapl/genetyczne-podloze-imperializmu 

 

https://niepoprawni.pl/blog/sbbwinteriapl/macmezokracja-czy-polska-jest-krajem-polakow 

 

https://pl.wikipedia.org/wiki/Hermann_G%C3%B6ring 

 

https://pl.wikipedia.org/wiki/Lew_Trocki 

 

https://wiadomosci.dziennik.pl/wydarzenia/artykuly/9851083,podpalenia-w-polsce-abw-kolumbijczyk-dzialal-na-zlecenie-rosji.html 

 

https://pl.wikipedia.org/wiki/Joaqu%C3%ADn_Guzm%C3%A1n_Loera

 

https://archive.org/details/bub_gb_u35HXG2BlUIC/mode/2up 

 

https://pl.wikipedia.org/wiki/Kultura_ceramiki_sznurowej 

 

 

 

 

Vote up!
2
Vote down!
0
#1669209

Vote up!
0
Vote down!
0
#1669237

Tusk sam niczego rozsądnego wymyśleć nie potrafi, to próbuje małpować innych i tym razem padło na konkwistadora Cortésa Hernána, który jakoby miał wydać rozkaz widowiskowego spalenia własnych żaglowców. Póki co, Tusk spala dorobek 8 lat poprzedniego rządu, ale to już jedyna analogia z tamtą postacią historyczną. Poza tym, samo naśladowanie Cortésa, to bezczelne przywłaszczenie kulturowe. W naszym kręgu kulturowym, my nie mamy obyczaju palenia czegokolwiek przydatnego. Wyjątek stanowiły tu papierosy marki „Żeglarz” w cenie 3.60 złotych za paczkę, jeszcze za panowania żarliwego ględziarza Gomułki Władysława.

Tusk, to samo ucieleśnienie plagiatu. W karierze swojej, z łaski swoich dyskretnych mocodawców, zwykł był zasiadywać przy stole razem z różnymi głowami i półgłówkami światowej polityki, odbywał z nimi dalekie podróże, nie zawsze w tym samym wagonie,
ale za to zawsze umiał przywłaszczyć sobie niektóre z ich cech, by szpanować nimi później na rodzimym podwórku. Właściwie, te wszystkie jego rządy, to jedna wielka maskarada. Tam nikt nie jest tym, za kogo się podaje. To co wygadują, to zaledwie marnie zapamiętane nagłówki z kilku gazet i fragmenty spisu treści z aktualnie modnych książek.

Tusk przetasował nieco swój rząd nieudaczników, a samych przetasowanych postraszył widmem płonących statków. Czy to miała być metafora do ognia w piekle, czy też zapowiedź misji straceńców, tego to już nie zdradził. Być może tak wygląda tuskowa motywacja do wytężonej pracy, bez stawiania głupich pytań o jej ukryty sens?

Płonący żaglowiec nocą pod rozgwieżdżonym niebem, ognie migoczące w wodzie, to romantyczna scena jak z filmu „Bunt na Bounty”. W 1789 roku buntownicy tego statku
przetasowali swoją załogę na Tahiti, dopłyneli na bezludną wyspę Pitcairn na Pacyfiku, spalili swój statek ... i z biegiem czasu zaczeli się wzajemnie wyżynać. Tusk jest obecnie na etapie przetasowania załogi. Zapamiętał tylko tę scenę płonącego statku, a ta historia ma głębszy morał. Od siebie samego nikt nigdzie nie ucieknie, tym bardziej od pokrzywdzonych.

Vote up!
1
Vote down!
0
#1669280