BANDERYZM - BANDYTYZM - UDZIAŁ CERKWI PRAWOSŁAWNEJ W ZBRODNIACH BANDEROWSKICH OUN – UPA Z AKTEM PRZEBACZANIA W TLE
BANDERYZM - BANDYTYZM - UDZIAŁ CERKWI PRAWOSŁAWNEJ
W ZBRODNIACH BANDEROWSKICH OUN – UPA Z AKTEM PRZEBACZANIA W TLE
Truizmem jest twierdzenie, że Kościoły ze swej natury mają być instytucjami apolitycznymi. A czy są?
Wiktor Poliszczuk twierdzi:
„Nie będę tutaj przeprowadzać analizy roli kościołów wobec mordów wołyńskich w czasie ich trwania; uczyniłem to w poprzedniej edycji „Gorzkiej prawdy”. („Gorzka prawda”- cień Bandery nad zbrodnią ludobójstwa” – Wiktor Poliszczuk 2006 r.).
Powtórzę tylko, że nie powstrzymały one swych wiernych od dokonywania mordów na ludności polskiej i ukraińskiej, a w niektórych przypadkach popi prawosławni i grekokatoliccy sprzyjali im, usprawiedliwiali je, a były też przypadki nawoływania do mordów.
Powiem tylko, że gdyby wierni prawosławni i grekokatolicy przestrzegali nauk Chrystusa zawartych w Nowym Testamencie, nie doszłoby do tragedii w postaci zbrodni ludobójstwa.
Wobec tego, że szereg publikacji wskazuje na rolę „Listów Pasterskich" arcybiskupa Andrzeja Szeptyckiego, sprzeciwiającego się mordom masowym, wskażę, że pierwszy taki „List" Ne ubyj! pochodzi z 21 listopada 1942 r. i dotyczy udziału ukraińskiej policji w mordowaniu ludności żydowskiej.
Drugi „List Pasterski" metropolity Andrzeja Szeptyckiego pochodzi z dnia 10 sierpnia 1943 r.
W nim metropolita prosi starszych o powstrzymywanie młodzieży od zabójstw i rabunków, apeluje też do młodzieży ukraińskiej, aby przestrzegała przykazań Bożych.
W liście nie ma jednak ani słowa o OUN jako organizatorce mordów masowych, nie ma ani słowa o działającej na Wołyniu UPA, nie ma ani słowa o mordowanej ludności polskiej.
Nawet pobieżna analiza tego „Listu" pozwala na wniosek, że metropolita Andrzej Szeptycki nie ustosunkowywał się do planowych, doktrynalnych mordów masowych, które były dziełem OUN - UPA na Wołyniu w czasie pisania listu; metropolita nie potępił tych mordów ani ich sprawców.
Na uwagę zasługuje też to, że w 1943 r. mordy masowe miały miejsce na Wołyniu, gdzie nie było parafii greckokatolickich, a więc „List" A. Szeptyckiego, który miał być odczytywany po nabożeństwie w cerkwiach, nie docierał nawet do mordujących ludność polską na Wołyniu grekokatolików - upowców, banderowców, esbeków, a to oni właśnie byli trzonem
OUN -UPA -SB.
Nie było więc jasnego, zdecydowanego, wyraźnego sprzeciwu Cerkwi prawosławnej ani Cerkwi greckokatolickiej w stosunku do mordowania ludności polskiej Wołynia, a w 1944 r. w Halicji. (Galicji).
Ten grzech obojętności wobec mordów obciąża obie Cerkwie - zarówno prawosławną, jak i greckokatolicką, obciąża arcybiskupa Andrzeja Szeptyckiego osobiście.
W 60. rocznicę mordów wołyńskich Cerkiew greckokatolicka nie potępiła ich sprawców, za to przyjęła ona postawę zakłamywacza prawdy historycznej i działa ona nie z pozycji moralności chrześcijańskiej, a z pozycji politycznej.
Na początku trzeba wyjaśnić, że Cerkiew prawosławna na Ukrainie nie jest jednolita strukturalnie. Istnieją tam trzy odłamy tej Cerkwi: tradycyjna Cerkiew Prawosławna nazywana obecnie z dodatkiem „Moskiewskiego Patriarchatu" w nazwie, Ukraińska Autokefaliczna Cerkiew Prawosławna (niekanoniczna) i Ukraińska Cerkiew Prawosławna Kijowskiego Patriarchatu (niekanoniczna).
Cerkiew Prawosławna Moskiewskiego Patriarchatu nie zabiera głosu w sprawie mordu wołyńskiego, chociaż jej hierarchia nie ma wątpliwości, że organizatorem tych zbrodni była OUN Bandery, a ich wykonawcą były powołane przez nią struktury.
O stanowisku Ukraińskiej Autokefalicznej Cerkwi Prawosławnej niech świadczy fakt, że przedostatnim jej „patriarchą" był były uczestnik UPA, banderowiec Wołodymyr.
Na czele Ukraińskiej Cerkwi Prawosławnej Kijowskiego Patriarchatu po upadku ZSRS stanął założyciel tygodnika „Wołyń" Stepan Skrypnyk, po wyświęceniu za sprawą Niemców - „Mstysław", a po jego śmierci - suspendowany przez moskiewskiego patriarchę - „patriarcha" Fiłaret, ten sam, który bierze udział we wszelkich banderowskich uroczystościach, np. poświęceniu pomnika „Kłymowi Sawurowi", w organizowanych ku czci OUN - UPA akademiach itp., co czyni jasnym stanowisko tej Cerkwi wobec mordów wołyńskich.
Znając tę chociażby zasadę ideologii nacjonalizmu ukraińskiego, ze zdziwieniem należy obserwować bliskie stosunki między ukraińskim ruchem nacjonalistycznym a Kościołem greckokatolickim i częścią Kościoła prawosławnego.
Nie można powiedzieć, że Kościół greckokatolicki, w tym jego hierachia z arcybiskupem Andrzejem Szeptyckim na czele, nie znała zasad ideologicznych nacjonalizmu ukraińskiego. Pierwsze wydanie nacjonalizmu D. Doncowa, stanowiącego sformułowanie doktryny, a więc ideologii nacjonalizmu ukraińskiego, drukowane było w Złoczowie w drukarni oo. Bazylianów. Jednym z czołowych przywódców OUN był doktor teologii, ksiądz greckokatolicki Iwan Hrynioch.
Ale wystarczy prześledzić wypowiedzi ojca Stepana Bandery, popa greckokatolickiego, aby przekonać się, że jego i jemu podobnym poglądy były amoralne, w żadnym miejscu nie były zgodne z etyką chrześcijańską.
Od tej zasady w Kościele greckokatolickim były nieliczne tylko wyjątki, byli księża, którzy swe życie oddali w obronie życia chrześcijan i byli oni mordowani przez banderowców.
ROLA CERKWI W DZIAŁALNOŚCI OUN-UPA
W rozdziale „Rola cerkwi w kontekście działalności OUN - UPA" Wiktor Poliszczuk konstatuje, że „z teologicznego punktu widzenia chrześcijaństwo jest religią ponadnarodową", i że „kościół chrześcijański powołany jest do szerzenia Bożej łaski". I dlatego „chrześcijański duchowny musi stać wyżej, aniżeli narodowe ideały".
Jednakże: „Każdy kto wnikliwie wczyta się w prace Dmytra Doncowa, które stały się kamieniem węgielnym nacjonalizmu ukraińskiego, każdy kto wgłębi się w podstawowe dokumenty UWO - OUN, musi dojść do wniosku, że ideologia i praktyka tych organizacji stoi w sprzeczności z chrześcijaństwem,
Dlatego Wiktor Poliszczuk pisze:
(…) twierdzę z pełną świadomością: jeżeli duchowny ukraiński jest równocześnie ukraińskim nacjonalistą, to on zdradza Jezusa Chrystusa, on oszukuje siebie samego (…)”.
I dalej:
„Nacjonalizm ukraiński powstał w Galicji, a więc tam, gdzie dominowała Cerkiew grekokatolicka... Ukraińcy Galicji byli oddani swojej Cerkwi... I oto w takich warunkach powstaje i działa UWO — wyraźnie terrorystyczna organizacja ukraińska, poprzedniczka OUN.
Rozpowszechniane były pisma Dmytra Doncowa... Niemożliwe jest, aby wszystko to działo się bez wiedzy Grekokatolickiej Unickiej Cerkwi.
Na Świętojurskiej Górze musieli czytać „Nacjonalizm” Dmytra Doncowa, musieli czytać uchwały I Kongresu Ukraińskich Nacjonalistów, musieli te materiały analizować.
A w tych książkach, czasopismach, uchwałach — pełna sprzeczność z myślą chrześcijańską... ...Już samo pojawienie się „Dekalogu", (dziesięciorga przykazań ukraińskiego nacjonalisty), musiałoby wywołać zdecydowaną reakcję, powinna była być przeprowadzona na szeroką skalę akcja przeciwko temu dokumentowi, przeciwko jego sformułowaniom.
Przecież nacjonalistyczny „Dekalog" jest w całej swej istocie bezbożnym manifestem. Nie ma w nim ani słowa o Bogu.
Jest natomiast mowa o „Duchu odwiecznego żywiołu", żywiołu w rozumieniu nietzscheańskim, a nie chrześcijańskim.
W „Dekalogu" nacjonalizmu ukraińskiego jest wezwanie do zemsty, do podstępnego działania, do zbrodni zabójstwa".
Inna sprawa na Wołyniu — zaznacza Poliszczuk —... ukraiński nacjonalizm na Wołyń przenikał bardzo wolno, na Wołyniu szerzyły się raczej idee komunistyczne i z tym miała kłopot Cerkiew Prawosławna".
Jak więc działają w warunkach wojny te obie cerkwie i ich duchowni?
Hierarchowie Grekokatolickiej Cerkwi na czele z metropolitą Andrzejem Szeptyckim aprobowali działalność OUN - banderowców, witając „zwycięską armię niemiecką".
To samo czynili i kierownicy Cerkwi Prawosławnej na Wołyniu. Zabito metropolitę wołyńsko-żytomierskiego Ołeksija Hromadskiego.
Zabito biskupa Manuiła przez tenże OUN.
„Więc co tu mówić o duchownych w wiejskich przybytkach?" zadaje pytanie Poliszczuk.
I odpowiada: „Jak widzimy byli wśród nich odważni, którzy w zgodzie z chrześcijańskimi ideałami potępiali zbrodnie banderowców, a byli i tacy, którzy bali się o swoje życie i dlatego milczeli". Ale byli i inni.
„28 sierpnia 1943 r. we wsi Sztuń, gm. Bereżce, pow. Luboml ,prawosławny duchowny Pokrowśkyj w miejscowej cerkwi urządził akt poświęcenia noży, kos, siekier i sierpów jako narzędzi mordów i rozdał je swoim parafianom, aby mordowali „Lachów".
Dwa dni po tym fakcie chłopi wykorzystali te narzędzia zbrodni do mordowania Polaków z sąsiedniej wsi; 27 września 1943 r. we wsi Iwankowicze, gm. Malin, pow. Dubno wieśniacy obchodzili uroczystość święcenia wysokiej nasypanej mogiły pamiątkowej ku czci „wyzwolenia Ukrainy".
Miejscowy pop w kazaniu z tej okazji mówił, że z ziemi ukraińskiej trzeba przepędzić bez możliwości powrotu „Lachów, Mazurów, Kryżaków, i pokurczy."
„Lachy" — to Polacy, dawni mieszkańcy zachodniej Ukrainy. „Mazury" — to Polacy, którzy osiedli na Ukrainie zachodniej po I wojnie światowej (faktycznych osadników wojskowych w tym czasie już nie było na Wołyniu, ich wywieźli w 1940 roku bolszewicy). „Kryżaki" —to mieszane ukraińsko-polskie małżeństwa. „Pokurczi" — to dzieci z mieszanych małżeństw".
Dalej autor powołuje się na książkę Aleksandra Kormana. Korman pisze o udziale grekokatolickich duchownych w zbrodniach przeciwko polskiej ludności.
I tak ojciec Pałahyćkyj, proboszcz cerkwi w Monasterzyskach stał na czele terrorystycznej grupy bojówek OUN-UPA, które 28 lutego 1944 roku dokonały napadu na ludność wsi Korościatyn, pow. Buczacz.
Ojciec Pałahyćkyj brał bezpośredni udział w masowym zabójstwie, w czasie którego w większości od siekier zginęło 78 osób — mężczyzn, kobiet i dzieci, a pięć osób było rannych.
20 marca 1945 r. w Koropcu złapano bojówkę terrorystów OUN - UPA w sile 350 mężczyzn, na czele której stał unicki duchowny Pałahyćkyj. Razem z nim w bojówce była jego córka i kilka zakonnic.
Duchowny Romanowśkyj był współorganizatorem masowego mordu w wiosce Byczkowce, w której zabito 63 Polaków.
Rąbali ich siekierami, kłuli widłami, dusili sznurami, palili żywcem. Po kilku latach niektórzy zbrodniarze nie wytrzymali stresu psychicznego i wyrzutów sumienia i popełnili samobójstwo.
W skład komendy stanicy OUN we wsi Synków (Zaleszczyki, Tarnopolszczyzna) wchodził ojciec Wasyl Mandziuk, który brał udział w mordowaniu Polaków, Żydów i lojalnych Ukraińców.
Jest wiele świadectw, że banderowcy mordowali Polaków w kościołach, w czasie nabożeństw. I tak 11 lipca 1943 roku w kolonii Oktawin, bojówka OUN napadła na Polaków w kościele.
Po dokonaniu rzezi wewnątrz kościoła podpalono go wybuchami granatów, a uciekających wystrzelano. 30 sierpnia 1943 roku we wsi Ostrówki zabito księdza Stanisława Dobrzańskiego.
Ksiądz Wacław Szetelnicki w książce „Zapomniany lwowski bohater ks. Stanisław Franki (1903-1944)” (Rzym 1983) przytacza kolejne fakty:
Parafia Baworów (Tarnopol). Księdza proboszcza Karola Procyka 2 listopda 1943 roku banderowcy zakłuli bagnetem.
13 lutego 1944 roku ounowcy zabili księdza Władysława Żygiela w Bieniawie (Podhajce).
14 marca 1944 roku podczas napadu banderowców na wieś Bobulińce (Buczacz) został zastrzelony ksiądz Józef Suszczyński.
13 listopada 1943 roku banderowcy złapali w wiosce Bybło (pow. Rohatyn) księdza Antoniego Wierzbowskiego i miejscowego nauczyciela Wróbla i zamordowali ich koło leśniczówki na Podolance.
W przysiółku Nyrków pow. Zaleszczyki banderowcy zabili dwie zakonnice w miejscowym klasztorze.
W nocy na 2 kwietnia 1944 roku podczas napadu na wioskę Ziemianka pow. Kałusz banderowcy spalili żywcem księdza Błażeja Hubę.W czasie akcji zginęło 65 osób, wieś i kościół zostały spalone,
Parafia Fraga. 5 lutego 1944 roku banderowcy zamordowali ojca Witalisa Borsuka; 19 lutego tegoż roku męczeńską śmiercią zginęli ojciec Joachim Szafraniec i zakonnik Roch Sałek. Banderowcy dopuścili się wielu innych podobnych zbrodni. I tak jest na trzydziestu stronach tej książki.
Tylko w samej lwowskiej archidiecezji banderowcy dokonali napadów na 128 parafii, zabili 48 księży, czterech przepadło bez wieści, zabili też 8 zakonnic, 7 braciszków, spalili 6 kościołów i zniszczyli 7.
„W czym doszukiwać się przyczyny takiego zezwierzęcenia OUN - UPA?" — pyta Wiktor Poliszczuk.
I odpowiada: „Przyczyna tkwi w ideologii nacjonalizmu ukraińskiego, uzasadnionej „naukowo" przez Dmytra Doncowa".
Dodaje: „Groźba bolszewizmu zaślepiła hierarchię cerkiewną greckokatolickiej cerkwi".
I wreszcie taka uwaga autora: „Nie mogę zrozumieć — dlaczego Polak z rodu hrabiego Aleksandra Fredry, metropolita Andrzej Szeptycki został Ukraińcem?
A co najważniejsze, „nie ma też dotychczas oświadczeń Greckokatolickiej i Prawosławnej Cerkwi w sprawie ich stosunku do zbrodni OUN - UPA w czasie wojny na Ukrainie zachodniej".
Artykuł Wojciecha Rudnego „Granice tolerancji" skłania refleksji. (Myśl Polska" nr 29-30/ 2000r).
„Na początku dwudziestolecia powstało w II Rzeczpospolitej wiele szkół ukraińskich. Ale już pod koniec tego okresu było ich bodajże kilka. Co się stało? Przecież szkoły innych mniejszości narodowych istniały przez cały czas.
Czyżby Polska dyskryminowała w ten sposób Ukraińców, jak to niektórzy z nich do dnia dzisiejszego tłumaczą? Otóż nie.
Państwo Polskie nie mogło tolerować szybkiego przekształcania się szkół ukraińskich z narodowych na nacjonalistyczne, a więc wrogie Polsce.
W tej sytuacji, nie przestając szanować Ukraińców - obywateli polskich, uniemożliwiono nacjonalistom wychowywanie wrogich państwu obywateli przez powoływanie szkół utrakwistycznych (dwujęzykowych).
Mimo to nacjonaliści zdążyli zaszczepić sporej części młodzieży ukraińskiej ducha nienawiści. Skutków tego doznaliśmy w latach 1939-1947, a i do dziś ciągnie się ten nacjonalistyczny trend, widoczny również w sytuacji obecnego nacjonalistycznego ukraińskiego państwa z prowokacją kijowskiego majdanu w tle.
Obecny rząd ukraiński pod kierownictwem nacjonalistycznych antypolskich i antysemickich partii Prawego Sektora, czy też skrajnie faszystowskiej, nacjonalistycznej, antysemickiej partii Swoboda pod kierownictwem Olecha Tiahnyboka, nie sprzyja pojednaniu, natomiast wraz z putinowską Rosją stanowi dla Polski zagrożenie, dla jej istniejących granic.
Arbitralna doktryna upowskiej Ukrainy: „ nasze granice to od wschodu Czeczenia po Przemyśl i Krynicę na zachodzie „naszego” państwa. Tej bieżącej polityce władz ukraińskich sprzyjają polscy politycy na czele z rządzącą PO.
Chcąc być w zgodzie z art.35 Konstytucji, ale i pamiętając doświadczenia przeszłości powinny by umożliwić Ukraińcom poznawanie swego języka wyłącznie w szkołach polsko - ukraińskich, w których o wiele łatwiej byłoby zapobiegać nacjonalistycznym przejawom.
Szkoda też, że w Konstytucji nie ma mowy o wzajemności pomiędzy państwami. Podobno Polaków na Ukrainie jest dwukrotnie więcej, niż Ukraińców w Polsce, a jak dotychczas są tam tylko trzy polskie szkoły, a nauczanie języka polskiego w szkołach ukraińskich napotyka, delikatnie mówiąc, na utrudnienia.
W artykule .Granice tolerancji" dobitnie wskazano na zagrożenie dla państwa płynące z obecnej polityki władz. Może ktoś powiedzieć, że takie stwierdzenie to przesada, że wcale nie widać objawów tego zagrożenia.
Ci, którzy zakładają rozwalenie państwa polskiego tylko ręce zacierają słysząc takie opinie. I poczynają sobie coraz śmielej, na co jest wiele dowodów.
7 lipca 2000 roku w czasie pochówku w Pikulicach szczątków bandytów UPA, którzy zginęli między innymi w nieudanym na szczęście ludności polskiej ataku na Birczę wygłosił kazanie, a raczej tendencyjne przemówienie ukraiński ksiądz Stefan Dziubina, noszący tytuł mitrata.
W długim, chyba półgodzinnym występie, tylko pierwsze zdanie odwołuje się do słów Chrystusa: „Błogosławiony ten, co swoje życie oddaje za przyjaciół", ale wszystkie następne to same półprawdy i jawne kłamstwa podburzające słuchaczy przeciwko Polsce i Polakom.
Jeżeli ktoś nie wierzy, że duchowieństwo greckokatolickie w swoim czasie brało czynny udział w zbrodniczej działalności OUN i UPA, to powinien zapoznać się z „kazaniem" mitrata, który wiernie kontynuuje dzieło towarzyszy spod banderowskiego czarno - czerwonego sztandaru.
Przytoczona przez niego wypowiedź byłego więźnia sowieckiego skazanego na długoletnie więzienie za bandytyzm uprawiany w ramach nacjonalistycznej formacji zbrojnej ma udowodnić, że te formacje walczyły o wolność Ukrainy, a ich członkowie to bohaterowie, którzy oddawali swe życie nie tylko za ojczyznę, lecz także za przyjaciół.
Nie chce zauważyć, że miano bandyty jest prawdziwe tylko wtedy, gdy potwierdzają je bandyckie czyny osoby określanej tym mianem.
To też nie ma żadnego podobieństwa między polskimi partyzantami, a członkami zbrojnych formacji OUN. Polscy partyzanci, bez względu na polityczne podporządkowanie, nie stawiali sobie za cel wymordowanie ludności cywilnej.
Dlatego oni są bohaterami - kombatantami, zaś OUN - owcy są przestępcami, mimo iż twierdzą, że w ten sposób walczyli o wolność Ukrainy.
Mówca usiłuje przemycić pogląd, że UPA i Ukraińcy to jedno i to samo. Tymczasem wiadomo, że OUN i UPA to niechlubna, drobna część tego narodu, o której, sami Ukraińcy wspominają z zażenowaniem. To też, jeśli nawet czasem występuje wśród nas nienawiść - z reguły obca Polakom - to nie w stosunku do Ukraińców.
Słuszne stwierdzenie, że prawda prowadzi do zgody mitrat powinien wpajać przede wszystkim sobie i nacjonalistom ukraińskim słuchającym jego wywodów.
Po tej jego sentencji następuje cała seria kłamstw. A to, że chcąc pozbyć się Ukraińców wywieziono ich pół miliona do ZSRS, rzekomo pod przymusem, że ziemie ukraińskie siłą zagrabiła Polska zakładając na nich swoje kolonie, że UPA broniła bezbronnych Ukraińców, których Polacy mordowali tysiącami, że oba narody wzajemnie się mordowały, że Polacy nie chcieli z Ukraińcami „po Bożemu, po chrześcijańsku dogadać się" i dlatego było tak wiele ofiar.
Na poparcie swych wywodów cytuje kłamstwa ukraińskiego historyka o rzekomym apelu o przymierze z Polakami.
Setki lat pokojowej obecności Polaków na ziemiach Ukrainy, wręcz konieczności osiedlania się na bezludnych przestrzeniach po najazdach tatarskich (gęstość zaludnienia wynosiła nawet 2 ludzi na kilometr kwadratowy) sprawiły, że były to ziemie etnicznie wspólne.
Szermowanie pojęciem etnicznych ziem ukraińskich jest kłamstwem i nadużyciem, którym nacjonaliści ukraińscy chętnie się posługują.
W Europie większość ziem pogranicznych nie jest etnicznie jednonarodowa. Czy dlatego narody mają się powyrzynać w sposób zastosowany przez ukraińskich nacjonalistów?
Kłamstwem jest zapewnianie, że nacjonaliści walczyli z Niemcami. Walczyli z nimi Ukraińcy, ale nie ounowcy.
Kłamstwem jest twierdzenie, że w czasie wojny Polacy wymordowali całe wsie ukraińskie na Chełmszczyźnie i Podlasiu.
Dokumenty, na które tak gorliwie powołuje się ks. Dziubina mówią, że w tym rejonie, podobnie jak i gdzie indziej wykonywano wyroki śmierci wydawane przez podziemne, legalne władze Polski na obywatelach polskich kolaborujących z Niemcami w sposób przyczyniający się do śmierci wielu ludzi, a po wojnie na prześladowcach Polaków kolaborujących z komunistami, (np. Wierzchowiny).
Podając nazwy miejscowości i liczby zabitych w nich osób mitrat z reguły mija się z prawdą zawyżając liczbę zabitych i nie wyjaśniając, że większość to członkowie zbrodniczej UPA, a wielu zabitych cywilów to ofiary niezamierzone, które znalazły się na linii ognia.
Pomija też najważniejszą rzecz, to jest przyczynę zamierzonego zabijania cywilów, stroną agresywną, na odgórny rozkaz dążącą do wymordowania całej ludności polskiej byli nacjonaliści ukraińscy.
Polacy mieli odgórny zakaz takiego postępowania, ale... Ale ludzie są tylko ludźmi. Stykając się na co dzień z obrazami, już nie zwierzęcego, lecz szatańskiego bestialstwa, niektórym puszczały nerwy i zdarzało się, że odpłacali czymś podobnym, rzadko tym samym.
Zawsze był to odwet mający zniechęcić do ludobójstwa, bądź też było to wyprzedzenie ataku, czy też gwałtowna reakcja na atak. Nigdy nie była to premedytacja poprzedzona przygotowaniem narzędzi zbrodni, czy ich święceniem.
Wśród banałów i kłamstw głoszonych na temat zbrodniczości akcji „Wisła" pojawiają się nowe elementy.
Mitrat jawi się jako strateg twierdząc, że akcja ta była zbędna, gdyż UPA była już rozbita, zaś w kłamstwie posuwa się do zanegowania potrzeby internowania podejrzanych o przynależność do OUN i UPA w obozie Jaworzno.
Panujące tam morelowskie warunki egzystencji to sprawa przykra, nie obciąża jednak Polaków, a co najwyżej ludzi podobnych do nacjonalistów ukraińskich.
Jednakowoż i tam władze komunistyczne wyłowiły aktywnych przestępców i wydały wiele wyroków skazujących, w tym na karę śmierci.
O tym mitrat przezornie nie wspomina. Wystarczy, że wywodzący się z komunistów prezydent odsłonił im wszystkim pomnik w Jaworznie.
Szlochy nad następstwami akcji „Wisła" nie prowadzą do jedynie słusznego wniosku, że był to wynik obłędnej realizacji faszystowskiej ideologii Dmytra Doncowa na wszystkich terenach objętych wpływami nacjonalistów, tzn. na terenach południowo - wschodnich województw II RP.
Narzucona Polsce w czasie II Wojny Światowej granica nie zmieniła charakteru OUN i UPA.
Znikła dla nich tylko sprzyjająca atmosfera okupacji niemieckiej i sowieckiej.
Pozostały one tą samą zbrodniczą organizacją destabilizującą terrorem życie ludności zarówno polskiej jak i ukraińskiej.
Skutki jej zwalczania przejawiły się też w zniszczeniu (często przez samą UPA), opustoszałych wsi.
Musiały też objąć aktywnych duchownych, jak choćby wspomnianego przez mitrata biskupa Kocyłowskiego, któremu zarzuca się wydawanie instrukcji dla popów w całej diecezji o święceniu noży na Lachów.
To też słowa mitrata, iż UPA nie mordowała polskich duchownych, nie rujnowała polskich kościołów i cmentarzy i nie mordowała na terenie dzisiejszej Polski małych, niewinnych dzieci i niedołężnych starców" -świadczą o przewrotnym zakłamaniu tego człowieka, charakterystycznym dla całej nacjonalistycznej propagandy.
Możliwość głoszenia kazania o tak kłamliwej treści świadczy o bezkrytycznej pewności siebie wynikającej zapewne z poczucia nietykalności osoby duchownej oraz bezkarności, a także o jej gorliwości w realizowaniu uchwały Krajowego Prowidu OUN z 22.06.1990 roku.
Niebawem okaże się jak to wpływa na postawę niezorientowanej młodzieży ukraińskiej karmionej podobnymi kłamstwami historycznymi. Już teraz widać jak daleko sięgają granice tolerancji w naszym kraju.
Jest coraz gorzej, bo obecne władze III RP, jakby niepomne straszliwego losu zgotowanego Kresowianom przez nacjonalistów, tolerują oficjalnie istnienie i rozwój nacjonalizmu ukraińskiego, poprzez niegodne uchwały „znamion ludobójstwa”, czy nieuznanie przez polski parlament 11 lipca Dniem Pamięci Męczeństwa Kresowian.
W konkluzji należy stwierdzić, że Polsce, z jej obecnymi granicami zagrażają równolegle:
- odrodzony nacjonalizm ukraiński wspólnie z antypolską putinowską Rosją i jej wieloletnią agenturą w Polsce.
Hańba politykom polskim, którzy na kijowskim majdanie pod sztandarami Bandery wykrzykiwali hasła „Sława Ukrainie”. Czyżby w odpowiedzi na bieżące hasła pikietujących Ukraińców, np. we Lwowie w 2014 roku z banderowskimi okrzykami:
„Żydy, Lachy to twoi worohi, nyszcz ich”
„Smert Lachom – Sława Ukrainie”
„Lachy za San”
„Riazy Lachiw”
„Ukraina bez Lacha”
„Lachiw budut rizaty i wiszaty”
„My ne budemo mały Ukrainy, ale i Lachy tu ne bude”
„Dosyć już Lachy paśli się na ukraińskiej ziemi, wyrywajcie każdego Polaka z korzeniami”
„Naj czort tu prijde, szczoby tylko ne proklati Lachy”
"Ameryka wyhraje wijnu, to tut bude plebiscyt i budeno hołosowały, dla toho musymo wyrizaty wsich Lachiw i tody budemo miały Ukrainu”.
Byłem świadkiem na lwowskich ulicach tych manifestacji, nacjonalistycznej, faszystowskiej i antysemickiej partii „Swobody” Oleha Tiahnyboka
Maszerując ulicami Lwowa w 1941 roku oddziały SS-Galizien zachowywały się podobnie niosąc rozwinięty transparent z hasłem: „Smert Lachom”.
WOŁYŃ I ORGANIZATOR TITUSZEK
De novo 19 marca 2014 roku „Gazeta Polska” rozpoczyna „rozhowory”, szczególnie kompromitujące to rzekomo centro prawicowe pismo, nieantysemickie i nie filosemickie.
Zamieszcza bowiem tekst red. Katarzyny Gójskiej – Hejke „WOŁYŃ I ORGANIZATOR TITUSZEK” http://niezalezna.pl/53050-wolyn-i-organizator-tituszek (link is external)
napadający w stylu red. Jacka Kwiecińskiego na wielkiego Polaka ks. Tadeusza Isakowicza – Zaleskiego.
W tym też duchu protestuję przeciwko kłamstwom zawartym w tym tekście który państwo otworzycie podanym wyżej linkiem.
Nie zamierzam udowadniać red. Katarzynie Gójskiej – Hejke, że nie jestem wielbłądem, ale mogę ją przekonać, że jestem lwowianinem, m.in. redaktorem „Lwowskich Spotkań” i „Kresowego Serwisu Informacyjnego”.
Bywam we Lwowie kilkanaście razy w roku m.in. na własnych wieczorach autorskich w redakcji „Lwowskich Spotkań” przy ul. Rylejewa 9 (Badenich 9).
Red. Katarzyna Gójska – Hejke nadużywa zaufania społecznego kłamiąc w swoim tekście „WOŁYŃ I ORGANIZATOR TITUSZEK”, jakoby „…argumentem decydującym był apel Polaków mieszkających na Ukrainie, którzy prosili nas – rodaków z Macierzy” o wsparcie dążeń Ukrainy o …przemiany w ich dzisiejszej ojczyźnie”.
„Gazeta Polska” na Ukrainie jest nie do kupienia. Jaki to więc apel, od kogo, do kogo?
To kłamstwo bezczelne i szyte grubym drutem dla otumanienia Polaków właśnie w Macierzy. Polacy we Lwowie i na Kresach II RP nie mają żadnej „dzisiejszej ojczyzny Ukrainy”, bo ich ojczyzną jest Polska, ale nie tuskowo – komoruska, do której nie mogą powrócić z tułaczek z sowieckich zsyłek i łagrów bolszewickich z Syberii, czy Kazachstanu.
Ukraińcy prześladują Polaków, nienawidząc ich, czego doznaliśmy wielokrotnie z małżonką na granicy w Medyce, czy w lwowskich tramwajach przez rzekome kontrole i „lewe” mandaty z wrzaskami: „was do tiurmy Polaczki”.
Nawet Katedra we Lwowie podaje ustne i pisemne komunikaty wyłącznie w języku ukraińskim, datki na msze święte (?) zbierane są w ławkach kościelnych przez cywilnych osobników, a nie w zakrystii, a lwowska polskojęzyczna prasa boi się Ukraińców jak ognia.
Tekst „WOŁYŃ I ORGANIZATOR TITUSZEK”, pełny jest hipokrytycznych kłamstw z bezczelnie kłamliwą „motywacją” nie wydrukowania tekstu księdza Tadeusza Isakowicza – Zaleskiego w „Gazecie Polskiej”, jak i też wydrwiwaniem jego osoby.
Powtórzyła się sprawa z Waldemarem Łysiakiem z 2007 roku, gdy został okrzyknięty antysemitą przez „Gazetę Polską" i zrezygnował ze współpracy.
KONFERENCJA EPISKOPATU POLSKI W AKCIE PRZEBACZANIA
Piłat ich zapytał: "A co mam uczynić z Jezusem, zwanym Chrystusem?".
Wówczas wszyscy odpowiedzieli: "Na krzyż z nim!".
W dniu, w którym polski Kościół i rosyjska Cerkiew podpisały akt pojednania, w tym przebaczania krzywd, w Moskwie skazano na dwa lata łagru członkinie z grupy Pussy Riot, za artystyczny występ w moskiewskim soborze , w którym wykonały antyputinowską parafrazę modlitwy.
Wyrok ten poświadcza prawdę o putinowskim totalitarnym kraju rad z morderstwami politycznymi w tle.
Spotkanie putinowskiego agenta Cyryla I z przewodniczącym Konferencji Episkopatu Polski abp. Józefem Michalikiem nie odbyło się w żadnej świątyni Kościoła, czy Prawosławia, lecz w Zamku Królewskim, czyli w pomieszczeniach o charakterze świeckim.
Było zatem konferencją polityczną, a nie spotkaniem religijnym. Jako takie nie mogło spełnić warunków wiary zawartych w Ewangelii Chrystusowej.
W tym miejscu należy postawić pytanie, jakie krzywdy w kontekście politycznym mieliśmy wybaczyć Cerkwi moskiewskiej i obecnej Federacji Rosyjskiej.
To nie Polacy mordowali w cerkwiach prawosławnych w ZSRS wiernych i duchownych, to nie Polacy pod przewodnictwem towarzysza Lenina bezcześcili święte prawosławie i relikty tej wiary, strzelając z broni palnej do wiernych w czasie nabożeństw i niszcząc zabytki cerkiewne, łącznie z grobami świętych.
WSPÓŁPRACA Z KGB
Cyryl (Gundiajew) współpracował z KGB w charakterze agenta o pseudonimie „Michajłow”.
W ocenie Feliksa Corleya, badacza archiwów radzieckich służb specjalnych, objęcie wysokiej godności w hierarchii cerkiewnej bez podjęcia współpracy z KGB nie byłoby dlań możliwe. Jako moment werbunku duchownego podaje się rok 1970 i jego pierwszy wyjazd zagraniczny (w ramach organizacji „Syndesmos hieromnich”. Cyryl udał się razem z metropolitą leningradzkim Nikodemem do Pragi (link is external).
To wszakże nie Polacy wywołali wojnę polsko-bolszewicką w 1920 roku, która zaowocowała glorią Warszawskiej Bitwy.
To nie Polacy mordowali w sposób okrutny polskich jeńców wojennych wziętych do niewoli przez bolszewików w czasie tamtej wojny.
To nie Polacy zawarli pakt z Ribbentropem mający na celu wymordowanie wszystkich Polaków.
To wszakże nie Polacy dokonali zbrodni w Katyniu, której Putin z Cyrylem I nie uznają za ludobójstwo, a „postępowa” prasa Federacji Rosyjskiej podaje winnych tej zbrodni Niemców (obecnie dla niepoznaki „nazistów”).
To wszakże nie Polacy urządzili „czarną noc” okupacji Polski z początkiem 17 września 1939 roku.
To właśnie Rosjanie w porozumieniu z polskimi władzami dokonali zamachu w Smoleńsku 10 kwietnia 2010 roku w czasie którego zamordowano polskiego prezydenta z małżonką.
Konferencja Episkopatu Polski nie była tą zbrodnia zainteresowana. Nikt z hierarchów Konferencji Episkopatu Polski nie wypowiadał się na ten temat, natomiast Krzyż Chrystusowy przed Pałacem Namiestnikowskim nie został poświęcony, nazwany przez Michalika „meblem” i usunięty z udziałem Komorowskiego i błąkających się wokół niego licznych „księży patriotów”, z bandytą internetowym kucharzem Dominikiem Tarasem, za zezwoleniem HGW.
To właśnie obecny prezydent Rosji Putin oskarża Polaków o mord bolszewickich jeńców wojennych w 1920 roku, gdy było oczywiście odwrotnie.
To rosyjska agentura obecnie rządzi Polską, dysponując odpowiednimi narzędziami.
To rosyjski prezydent Dmitrij Anatoljewicz Miedwiediew w kilka godzin po zamachu smoleńskim wydał telefoniczny „akt zgonu” Lecha Kaczyńskiego, na „podstawie” którego niezgodnie z Konstytucją i innymi regulacjami prawnymi Bronisław Komorowski został prezydentem Rzeczypospolitej natychmiast wywołując awanturę pod Pałacem Prezydenckim związaną z Krzyżem Chrystusowym, jako” politycznym wizerunkiem” Prawa i Sprawiedliwości.
Przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski ks. abp Józef Michalik nie stanął w obronie Krzyża, który przy akceptacji prezydent Warszawy i premiera Donalda Tuska był tygodniami bezczeszczony, moczem, wulgaryzmami: „masz penisa?”, puszkami piwa „Lech” etc.
Agenturalna Hanna Gronkiewicz Waltz powołała bandytę internetowego Dominika Tarasa wydając mu zezwolenia na bandyckie nocne harce bezczeszczące Krzyż Chrystusowy, ten sam przecież Krzyż stanowiący dzisiejsze przesłanie Cyryla I i Józefa Michalika „Razem w obronie Krzyża”.
Polska stanowiąca od wieków przedmurze chrześcijaństwa, nagle po dramatycznej śmierci prezydenta Lecha Kaczyńskiego stała się zmową katów i przedmurzem wschodniego azjatyckiego barbarzyństwa.
Konferencja Episkopatu Polski powołała nowych „księży patriotów” na Krakowskim Przedmieściu, stojących w kolejce do aprobaty wypadków na Krakowskim Przedmieściu.
Michalik posunął się również do groźby ekskomuniki dla bohaterskiego księdza Stanisława Małkowskiego modlącego się do Królowej Polski o obronę Krzyża na którym zawisnął Jej Syn.
W czasie tego barbarzyństwa pod Pałacem Prezydenckim Michalik powiedział, że oto krzyżem się manipuluje i nie jest to jego sprawa, bo trudno ustawiać meble w czyimś mieszkaniu.
Jeżeli krzyż jest meblem to czemu służy” religijne” spotkanie pod tym „meblem” agenta czerezwyczajki „Michajłowa” pod pseudonimem religijnym” Cyryl I” z Michalikiem sterującym banderą „Filozofa” Józefa Życińskiego, b. prymasa Polski Józefa Glempa, czy skażonego importem różnych haseł bp. Tadeusza Pieronka, adwokata rotalnego.
Gdy walka z Krzyżem w Polsce stała się faktem i w bandycki sposób ścięto krzyż papieski na krakowskich Błoniach, w Stalowej Woli – znak pod budowę kościoła, w Przemyślu na Wzgórzu Trzech Krzyży, czy na szczycie Polski - Rysach, a Konferencja Episkopatu Polski nie zareagowała, to cóż sądzić o takich polskich duchownych, przewodnikach duchowych chrześcijańskiej przecież Polski?
Warto w tym miejscu przypomnieć, iż poprzednicy Cyryla I byli również agentami KGB, jak Aleksy II „Drozdow” czy bandycki metropolita moskiewski Mikołaj, członek Komisji Burdenki , który w towarzystwie m.in. pisarza Aleksego Tołstoja i przewodniczącego komisji Nikołaja Burdenki przyjaciela Stalina, rosyjskiego lekarza, narkomana, alkoholika i pederasty podpisał zasadnicze kłamstwo katyńskie zwane Komisją Burdenki.
Arcybiskup Michalik może ewentualnie wskazać drogę, później ewentualnie pójść tą drogą, ale generalnie drogi wskazać nie ma chęci, ani tym bardziej nią iść. I porównał krzyż do szafy czy innego mebla. Nieźle, jak na jedną wypowiedź.
Piłat ich zapytał: “A co mam uczynić z Jezusem, zwanym Chrystusem?” Wówczas wszyscy odpowiedzieli: “Na krzyż z nim!”. Piłat widział, że to nic nie pomaga, a zamieszanie staje się coraz większe. Wziął więc wodę i na oczach tłumu umył sobie ręce. I powiedział: “Nie ponoszę winy za tę krew. To wasza sprawa.”
Myślę, iż po „sławetnym” politycznym spotkaniu tow. „Michajłowa” z Michalikiem, b. przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski abp Józef Michalik nie odważy się publicznie powiedzieć słowami polskiego wieszcza Adama Mickiewicza:
„Tylko pod tym krzyżem, tylko pod tym znakiem
Polska jest Polską a Polak Polakiem”.
Jednakże walka z Kościołem trwa niestety bez protestów Konferencji Episkopatu Polski.
Oto głos Adama Michnika w sprawie Kościoła, Polski, Polaków i polskości:
Polacy są jak Kościół rzymskokatolicki uczący obłudy, zakłamania, konformizmu i hipokryzji.
https://www.youtube.com/watch?v=QlSsg7QkjrY (link is external)
Dokumenty, źródła, cytaty:
http://www.kki.pl/pioinf/przemysl/dzieje/rus/cerkwie1.html
Wiktor Poliszczuk „Gorzka prawda- cień Bandery nad zbrodnią ludobójstwa” – 2006 r.
Witalij Masłowśkyj „Z kim i przeciwko komu walczyli nacjonaliści ukraińscy w latach II wojny światowej ?” (Wrocław 2001),
Zbigniew Małyszczycki „Pogrobowiec OUN-UPA ks. mitrat Stefan Dziubyna w akcji”,
Czasopismo historyczno-publicystyczne „Na Rubieży” nr 49/2001
Wojciecha Rudny „Granice tolerancji". (Myśl Polska" nr 29-30/ 2000r).
Opracował Aleksander Szumański „Głos Polski” Toronto
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 91 odsłon