Ujeżdżanie leminga

Obrazek użytkownika Max
Blog

Kiedy słyszę głosy oburzenia odnośnie Krypty Wawelskiej mam ochotę zapytać - i czasem to robię - jeśli mówisz "Wawel dla królów" - wymień ich może. Mało kto ten prosty test zdaje, tragiczne to i zabawne zarazem.
Nie dalej jak wczoraj spotkałem się na gruncie towarzyskim ze znajomą, która na wstępie przywitała mnie hasłem "nie Kaczyńskiemu na Wawelu". Przytaknąłem mówiąc ,że też się nie zgadzam, przecież leży tam Michał Korybut Wiśniowiecki.
Nastąpiła drobna konsternacja, ale, aby wyjaśnić sytuację, dorzuciłem kilka ciekawych szczegółów, a to na temat schyłku życia Kościuszki, a to na temat Sikorskiego, tudzież paru innych osób tam pochowanych...

Wawel jest swego rodzaju symbolem, to prawda, ale jest fatalnym błędem propagandy GW&Co, że oparli się na argumencie "on ich niegodny", błąd ten zresztą dyskontuję w rozmowach z moimi różowymi znajomymi z dziką wręcz satysfakcją...

W ogóle narasta we mnie już od dłuższego czasu dość nieładne, patrząc pod katem etyki, poczucie.. hmm... "elitarności". Jestem takim sobie zwykłym człowiekiem, swego czasu (czyli jakieś 10 z hakiem lat temu) studiowałem na UJ jakąś psychologię, żadnych wiekopomnych osiągnięć na swoim koncie nie mam. Ale jak się okazuje zasób mojej wiedzy na tematy różne, tudzież ogólnej orientacji w wydarzeniach przekracza znacząco poziom "młodych zdolnych", także tych dobijających 30-ki...
I - nie jest wstydem nieznajomość pewnych faktów, czy ignorancja w dziedzinie X - uczymy się całe życie. Natomiast grozą przejmuje lenistwo umysłowe tych, których określam czasem lemingami. Nie tylko nie przyswajają wiedzy, ale bezkrytycznie połykają "prawdy" serwowane przez onet, interię, TVN, polsat, "gwiazdy" polskich mediów itd...
Czyżby poziom IQ polskiego społeczeństwa tak dramatycznie się obniżał? Skąd się bierze ta pauperyzacja tej naszej młodej wanna-be inteligencji?
Z rozmnożenia różnych, prezentujących często bardzo mierny poziom, uczelni wyższych?
Specyfika początku XXI wieku?
Wadliwy system nauczania w szkołach?
Erozja etosu polskiej inteligencji?
Konsekwencja 40 lat sowieckiej okupacji?
Nie wiem...
Ale, niestety, zaczynam czuć się elitą - a moim skromnym zdaniem w normalnym państwie i społeczeństwie - nie zasługuję na to. I znowu - tragikomiczne.

Nie wiem, czy pamiętacie jeszcze takiego pana, który nazywał się Janusz Zajdel. Swojego czasu stworzył kilka, dziś zdecydowanie politycznie niepoprawnych, powieści z modnego wówczas gatunku social-fiction. Dużo dobrego można by na jego temat pisać (tworzył w czasach schyłkowego komunizmu), ja trafiłem na jego książki jako nastolatek, pewnie to było w drugiej połowie lat 80-tych.
Skąd to wspomnienie? Ano, znakomicie pamiętam jego "Limes Inferior" i opisany tam system społeczny (skądinąd narzucony ludzkości z zewnątrz, książka nie cieszyła się uznaniem komunistycznych władz).
Momencik.. poszukam cytatu...o jest:
__________________________________________________________

— Posłuchaj. — Sneer usiadł wygodnie, zapalił. — Jeśli nie przemawiają do ciebie oficjalne artykuły prasowe, ja ci to wyjaśnię prościej. Jest kilka podstawowych cech, jakie winno posiadać idealne społeczeństwo. Jasne, że nigdy się nie osiągnie ideału. Ale należy zbliżać się do niego maksymalnie. Pierwsza rzecz to równe szansę. A więc powszechny dostęp do wykształcenia. Ten warunek spełniliśmy. Mamy powszechne wyższe wykształcenie. Dawniej się mówiło: trzeba mieć „papierek", reszta nieważna. Kto miał ten „papierek", miał większe szansę. Kto go nie miał, pozostawał z poczuciem, że ten brak decyduje o wszelkich niepowodzeniach. Usunięto to źródło społecznej frustracji. Wprowadzono powszechne wyższe studia. Obowiązkowe! A jeśli miały stać się obowiązkowe, trzeba było umożliwić każdemu ich ukończenie. Umożliwić to znaczy dostosować poziom wymagań do poziomu studentów. Teraz już nikt nie powie, że nie dano mu szansy. Cóż dalej? Druga drażliwa sprawa to zarobki. Próbowano różnie. Dawanie „według potrzeb" to nieosiągalny ideał. Potrzeby są nieograniczone, rosną w miarę ich zaspokajania. A środki na to są zawsze skończone i ograniczone. Dawanie „według pracy", owszem, to dobra zasada. Ale zastosować ją w całej rozciągłości można tylko wówczas, gdy wszyscy mają pracę. Można jeszcze dawać wszystkim po równo. Też nieźle, ale niezupełnie sprawiedliwie, a ponadto powoduje to powstawanie różnych niepożądanych antybodźców. W naszym społeczeństwie realizuje się pewien szczególny „cocktail" tych różnych zasad podziału, przy równoczesnym zróżnicowaniu wymagań. Wymagamy od obywateli tym więcej, im wyższy jest ich poziom możliwości umysłowych, zdolności, aktywności intelektualnej. Gdy wszyscy mają równe wykształcenie, jedyną metodą określenia owego poziomu przydatności intelektualnej jest powszechna klasyfikacja przy użyciu systemu testów. Stąd siedem klas przydatności, od zera do szóstki. Każdy może być powołany do pracy, aczkolwiek, jak wiemy, w praktyce potrzebni są tylko ci, którzy mieszczą się między zerem a trójką. Z podziałem dóbr sprawa jest bardziej-skomplikowana, lecz, przyznasz, rozwiązano ją niezwykle zmyślnie. Wedle zasady: „każdemu po równo", każdy, niezależnie od klasy, dostaje tyle samo czerwonych punktów miesięcznie. Obojętne, czy pracuje, czy nie, bo to nie od niego zależy. Według zasady „każdemu według jego możliwości" obywatele otrzymują dodatkowo punkty zielone. Tym więcej, im wyższą klasę intelektu reprezentują. Stwarza to bodziec do zwiększenia swych możliwości, do osiągania wyższych klas, a więc do zwiększania swej potencjalnej przydatności społecznej. Liczba zielonych nie zależy od tego, czy się pracuje czy nie. Premiowana jest gotowość i odpowiedni poziom przydatności do pracy. A w końcu ci, którzy pracują, wynagradzani są dodatkowo, wedle zasady: „każdemu według jego pracy", punktami żółtymi. Muszą przecież mieć jakiś bodziec do wydajnego działania. Ot, i masz w skrócie nasz doskonały system społeczno-ekonomiczny. Nikt nie zostaje bez środków do życia, jeśli nawet nie ma dla niego pracy i jeśli natura nie obdarzyła go najwyższego lotu intelektem...
— Ładnie to przedstawiłeś — powiedział Matt cierpko. — Należy jeszcze tylko dodać, że za czerwone punkty można dostać jedynie podstawowe środki do życia: niezbędną odzież, najprostsze pożywienie i skromne mieszkanie...
— Zgoda, i zupełnie słusznie — wtrącił Sneer ironicznie. — Ponadto każdy, w zależności od klasy, dostaje mniej lub więcej punktów zielonych, za które ma prawo nabyć nieco bardziej wyszukane artykuły: naturalne tworzywa, prawdziwą szynkę... A ci, którzy wydajnie pracują, mogą za swoje żółte punkty dostać różne luksusy, a wśród nich dobre piwo... Czy nie uważasz, że wszystko jest w porządku?
Matt patrzył na Sneera wciąż nie mogąc odgadnąć, czy ten broni z przekonaniem przedstawionego systemu społecznego, czy kpi sobie z niego.
— A ty, jak uważasz? — spytał wprost.
— Mnie jest z tym wygodnie — powiedział Sneer, dopijając piwo.
__________________________________________________________

Obym nie miał racji, ale coś mi to wszystko przypomina...

Brak głosów