Trzylatka Komorowskiego

Obrazek użytkownika seaman
Kraj

W tamtym przedstawieniu odegranym na przełomie 2010/2011 prezydent Bronisław Komorowski został obsadzony w roli obrońcy konstytucji, natomiast premier Donald Tusk wystąpił w kostiumie strażnika budżetu państwa. Jako czarny charakter tradycyjnie przedstawiono administrację publiczną, która w takiej potrzebie jest przezywana biurokracją. Ustawka była konieczna, gdyż rokrocznie zapowiadane przez premiera Tuska i ministra Michała Boniego oszczędności w administracji publicznej przynosiły dokładnie odwrotne skutki – zatrudnienie rosło zgodnie z sekwencją zapowiedzi zwolnień.

Co rok to nie prorok, czyli mniej więcej tyle osób zatrudniano w urzędach państwowych, ile rok wcześniej obiecywano zwolnić. Dokładnie jak w tym znanym grepsie Lejzorka Rojsztwanca – zwalniają, znaczy się będą przyjmować. Zatem po którymś z kolei razie, owe obietnice stały się oczywiście krwawą porutą dla rządu, a tymczasem wybory tuż tuż, za niespełna rok. Czas naglił. Ostateczna wersja scenariusza wyglądała jak następuje. W grudniu 2010 uchwalono ustawę okołobudżetową, która zakładała 10-procentowe cięcia w administracji publicznej. Tusk ukazał w telewizji swoje - zwyczajowe w takich razach - marsowe oblicze niezłomnego strażnika finansów państwa. Żeby nikt nie pomyślał, że popuści, tym razem nie będzie zmiłowania!

Następnie w styczniu 2011 roku na scenę wkroczył prezydent Komorowski, gdyż z właściwą sobie bystrością odkrył, że ustawa jest naszpikowana błędami legislacyjnymi, jak dobra kasza skwarkami i totalnie sprzeczna z konstytucją. Przy czym prezydent się zastrzegł, że on jest oczywiście, niewątpliwie za ograniczeniem administracji, ale w tej sytuacji musi wystąpić przeciwko ludzkiej krzywdzie i ustawę zawetować.

Potem zza obu kulis wyskoczyli uczeni profesorowie konstytucjonaliści, którzy potwierdzili w całej rozciągłości opinię prezydenta, iż ustawa jest kompletnie do kitu, do tego stopnia, że nawet jej tytuł się nie zgadza z treścią (dosłownie tak było, nic tu nie dodaję od siebie). Przy czym należy dodać, że uczeni konstytucjonaliści także byli zdania, że państwo ma prawo ograniczać administrację, kiedy nie ma czym płacić, ale cóż, nie można zwalniać wbrew konstytucji, bo to po prostu nieładnie.

Wtedy inspicjent poprosił na scenę najlepszego moim zdaniem komedianta w rządzie Tuska, czyli ministra Boniego. Ten wygłosił płomienną kwestię na temat kryzysu i konieczności oszczędzania oraz wyraził żal, że z powodu weta prezydenta państwo straci 3 miliardy złotych w ciągu 3 lat. A także napomknął, że rządowe centrum legislacji nie miało żadnych zastrzeżeń do ustawy. A trzeba koniecznie dodać, iż minister całą kwestię wypowiedział bez zająknięcia i nie parsknął śmiechem ani razu. Genialny naturszczyk! W ostatniej odsłonie pojawia się premier Tusk przebrany za kowboja, który rżnął rewolwerem o bruk ulicy i odchodzi w stronę zachodzącego słońca. Kurtyna opada, frenetyczne oklaski, publiczność wstaje z miejsc i tak dalej...

Reasumując, wyszło na to, że rząd, który w ciągu poprzedniego roku zwiększył zatrudnienie w administracji o 7 procent, jednocześnie w tym samym roku ciężko pracował nad ustawą zmniejszającą zatrudnienie w tejże administracji o 10 procent. Nikt z okołorządowych legislatorów nie miał wątpliwości co do zgodności ustawy z konstytucją, a potem przychodzi jakiś historyk z wykształcenia, a myśliwy z powołania i równa całość z ziemią. Tak więc ustawa o cięciach w administracji ostatecznie przepadła, pomimo że wszyscy aktorzy biorący udział w tym przedstawieniu byli za cięciami w administracji. Czy to się nie nadaje do Nagrody Ig Nobla albo chociaż do Księgi Rekordów Guinnessa?

A po co ja to wszystko piszę? Po co ja opisuję zdarzenie sprzed kilku lat, które przecież nie jest żadną tajemnicą? Otóż dlatego, że mija właśnie trzecia rocznica tej prezydentury, którą można śmiało nazwać ustawioną pod rząd premiera, który faktycznie namaścił tego prezydenta. A opisana przeze mnie ustawka to jest alegoria tej prezydentury. Nic dodać, nic ująć. Samo sedno, meritum i kwintesencja.

Zainspirowały mnie czerskie media, które zawetowanie tej ustawy wymieniają w hymnach pochwalnych na cześć Bronisława Komorowskiego. Według czerskich bowiem, ten czyn prezydenta dowodzi, że jest on arbitrem strzegącym konstytucji. No, to postanowiłem opisać tę rolę arbitra, a przy okazji innych aktorów, statystów, a także inspicjenta, suflerów i charakteryzatorów.

Ale w gruncie rzeczy jest to tekst jubileuszowy i tak go proszę traktować.

Brak głosów

Komentarze

Tragedia i jeszcze raz tragedia naszego narodu!! To nie prezydent-to polityczny nieuk z platformy.No ale gdyby został wybrany kto inny z tej skorumpowanej partii było by to samo.

Vote up!
0
Vote down!
0

Marika

#374535