Dialektyka sukcesu

Obrazek użytkownika seaman
Kraj

Dawno temu, w czasach gdy dotrzymywanie słowa było traktowane jako norma, a nie nadzwyczajne zjawisko przyrodnicze, o sukces w polityce było znacznie trudniej. Kiedy jakiś mąż stanu czy nawet zwyczajny polityk spełnił wyborcze przyrzeczenie, to pogratulował sobie co najwyżej w duchu, że elektorat zakonotuje na przyszłość, iż delikwent jest słowny.

W tamtych czasach za udane przedsięwzięcie uważało się osiągnięcie czegoś więcej, niż potrafili osiągnąć inni w podobnych warunkach. Obecnie sytuacja na odcinku sukcesu, jak to jeszcze niedawno mówiono, jest diametralnie różna. Sukces, zwłaszcza w polityce, leży przy drodze, na chodniku, albo zgoła na bruku – wystarczy się schylić, żeby go mieć. Nie trzeba się natężać, wyszarpywać go od rywala ani porywać się z motyką na słońce. W dzisiejszych czasach bowiem wystarczy podnieść sukces z ziemi, o resztę zadbają specjaliści od public relations, czyli po ludzku mówiąc od reklamy. Oni wymyślają chwytliwe hasła, znajdują jasne strony ciemnych machinacji, przekuwają katastrofy w zwycięstwa i nagłaśniają drobne zwycięstwa do monstrualnych rozmiarów. Reklama dźwignią sukcesu, można sparafrazować stary slogan.

Oto mamy prezydenta Baracka Obamę, który upozowany na współczesnego Robin Hooda, obiecał w kampanii wyborczej zniesienie stawek biznesowych w podatku dla osób o dochodach powyżej 200 tysięcy dolarów rocznie. To miało być działanie w ramach tak zwanego sprawiedliwego podziału dóbr, bo według amerykańskich lewaków (jak zresztą wszystkich lewaków na świecie) sprawiedliwy podział polega na zabraniu bogatszym. Obietnica została w drastyczny sposób przez Obamę złamana, bo kilkanaście dni temu prolongował te same podatki na następne dwa lata. I co wy na to – prezydent patrząc prosto w ekran telewizora, bez zmrużenia oka - ogłosił to jako swój sukces, jedyny możliwy w tych warunkach! Swoje wcześniej ogłoszone intencje podał teraz za sukces, pomimo że postąpił dokładnie wbrew tym intencjom.

Metoda ta otwiera wielkie możliwości, gdyż kompletnie odrywa sukces od jego materii, a przypisuje do okoliczności. Nie liczy się w tym układzie istota rzeczy, czyli osiągnięcie zadeklarowanego wcześniej celu, głos decydujący ma przypadłość, czyli okoliczności. Te zaś, w przeciwieństwie do zero-jedynkowej opcji spełnienia lub niespełnienia obietnicy, można interpretować na różne sposoby.

Jak powszechnie wiadomo, w Polsce największy ciąg na sukces ma premier Donald Tusk, który już nawet kojarzony jest z peerelowską propagandą sukcesu. Przy czym premier używa na przemian określeń „sukces”, „przełom” lub „optymalny wariant”, żeby nie znużyć odbiorców monotonnym przekazem. W najgorszym razie premier stosuje przekręty semantyczne, jak w przypadku najbardziej katastrofalnej prywatyzacji w dziejach III RP, czyli stoczni w Gdyni i Szczecinie, która sama w sobie była przekrętem politycznym.

"Daliśmy osłony socjalne, owszem była wpadka z inwestorem katarskim, ale uratowaliśmy stocznię gdańską, stocznie nie są jednoznacznym znakiem przegranej rządu" – powiedział wówczas Donald Tusk. W ten sposób szef polskiego rządu skwitował praktyczną likwidację polskiego przemysłu stoczniowego, którą poprzedziły buńczuczne zapowiedzi sukcesu. A skończyło się na zatrzymaniu zaliczki, którą wpłacił handlarz bronią. I ta konfiskata została uznana za widomy znak sukcesu. Raz zdobytego wadium nie oddamy nigdy – stanowczo zadeklarował wtedy premier.

Kiedyś wspólnie z kolega wykoncypowaliśmy określenie "pickultura sukcesu", które oznacza kreowanie w opinii publicznej przekonania o sukcesie, nawet gdy mamy do czynienia z porażką. To jest zresztą istotą tak zwanej postpolityki uprawianej przez Donalda Tuska. Proceder ten nie byłby w ogóle możliwy, gdyby nie usłużne media. Zarówno w opisanym przypadku prezydenta Obamy, jak i praktyk Tuska, lwią część roboty wykonują piarowcy i media. To oni wymyślają fałszywe alternatywy, stawiają zasłony dymne i czynią przygotowanie ogniowe – na naszych oczach toczy się batalia o sukces.

W czasie kryzysu gruzińsko-rosyjskiego mediacji podjął sie typowy praktyk pickultury sukcesu, prezydent Francji Sarkozy. Francuski łącznik uwijał się żwawo pomiędzy Moskwą, Paryżem a Tbilisi i już po kilku dniach proklamował sukces. Niestety zaniedbał wyjaśnień i jeden z mniej „stadnych” dziennikarzy zagadnął, dlaczego w porozumieniu nie ma gwarancji terytorialnych dla Gruzji? Sarkozy z miedzianym czołem odparł, że integralność terytorialną Gruzji gwarantuje duch tego dokumentu.

Pomijając zrywanie boków ze śmiechu, jakie zapewne odbyło się na Kremlu wobec takiego dictum, trzeba powiedzieć, że przecież nikt o zdrowych zmysłach nie uwierzyłby w taką hucpę! Trzeba było mediów i wprawnych piarowców, którzy na różne sposoby zdeprecjonowali prezydenta Saakaszwilego i jego rolę w tym konflikcie, a uwiarygodniły kagiebistów z Kremla. O roli prezydenta Lecha Kaczyńskiego w tym konflikcie nie wspomnę, bo to osobny temat. W każdym razie w wyniku mediacji Francuza Gruzja pozostała bez dwóch prowincji, o które Rosja zwiększyła swój stan posiadania, a Sarkozy został z sukcesem.

Tuż przed tragedią smoleńską premier Tusk spotkał się 7 kwietnia w Katyniu z premierem Putinem. Pomijam w tym momencie tragiczne konsekwencje i kontekst tego spotkania, który wszyscy znamy. Chodzi mi wyłącznie o przedstawienie groteskowego wymiaru pickultury sukcesu. Wkrótce po uroczystości odbyła się konferencja prasowa premierów, na której Tusk mówił o przełomie i nawet ręczył za Putina, że dla niego to również przełom. Nieco później już w Polsce szef naszego rządu oznajmił, że z innego punktu widzenia to nie musi być przełom. Niedługo potem z kolei stwierdził, że według niego określenie przełom jest nadużywane. Na drugi dzień Tusk skonstatował, że mówienie o przełomie jest nieskromnością. Przy czym nie miał oczywiście na myśli siebie, ponieważ pierwszej swojej wypowiedzi na temat przełomu już nie pamiętał. To też jest niezbędna cecha do uprawiania pickultury sukcesu – posiadać pamięć kury domowej w odniesieniu do własnych wypowiedzi.

Obecny prezydent, a ówczesny marszałek Komorowski tuż po tragedii smoleńskiej ogłosił, że państwo zdało egzamin. A to przecież było na samym początku dochodzenia, gdy wszystkie opcje i przyczyny tej tragedii były możliwe i nikt nie miał pojęcia, jak się sprawy potoczą. Dzisiaj już wiemy dużo nie tylko o samym skandalicznym śledztwie rosyjskim – wiemy o fatalnie zorganizowanym przez nasz rząd locie, zabezpieczeniach wołających o pomstę do nieba, stary samolot, jeszcze gorsze klepisko-lotnisko w Smoleńsku, typowo „ruskie” standardy bezpieczeństwa i procedury obsługi lotu. To wszystko zostało sprokurowane i zaakceptowane przez państwo, które według prezydenta zdało egzamin.

Jedynym możliwym wytłumaczeniem takiej opinii Komorowskiego może być, że miał na myśli siebie. Z jego punktu widzenia bowiem państwo zdało egzamin, bo pozwoliło mu zająć gabinet i dokumenty poprzednika już kilka godzin po katastrofie. Nie czekając nawet na oficjalne potwierdzenie śmierci Lecha Kaczyńskiego. Niektórym takie państwo się podoba, trzeba przyznać, ale wielu innych zwyczajnie mdli.

Komorowski zresztą nie wyjaśnił, dlaczego aż tak przebierał nogami, żeby zajrzeć do tych wszystkich szuflad i sejfów w Pałacu Prezydenckim. Dzisiaj można jedynie domniemywać, że wybierał pomiędzy ośmieszeniem i kompromitacją. A co może mieć na myśli polityk, który uprawia taką dialektykę sukcesu? Tylko swój sukces. Przecież na nic innego nie wystarczy już miejsca

Brak głosów

Komentarze

MInisterstwo Prawdy PRowskiej pracuje pełną parą. Po coś w końcu Tusk Donald zatrudnił ten sztab ludzi. Jeden Tymochowicz albo drugi Mistewicz by nie wystarczył. A tak, tryby się kręcą, bo pewnie Tusk Donald nie żałuje im, hm... oliwy ;-)
A że tzw. zwykli obywatele wolą żyć w matrixie i nie chcą spojrzeć prawdzie w oczy, nie chcą szukać tej prawdy, ba, nie chcą nawet dopuścić do siebie, że ta prawda (straszna) istnieje w rzeczywistości - to to już inne, niewyjaśnione dotąd zjawisko.
Swoją drogą, bardzo ciekawe, ile też budżet państwa przeznacza na opłacenie tych speców od kamuflażu? Gdzie można zdobyć informację na temat tego, jak liczebny to sztab i jakie sumy Tusk Donald wydaje z naszych podatków?

Pozdrowienia.

Vote up!
0
Vote down!
0

Ursa Minor

#122007

To prawda, ludzie wolą żyć w nieświadomości, bo w przeciwnym wypadku musieliby zająć jakieś stanowisko, za czymś się opowiedzieć konkretnie i bez niedomówień.
Pozdrawiam

seaman

Vote up!
0
Vote down!
0

seaman

#122035

Właśnie. A prawda o nich samych, o ich głupocie, ciemnocie i tchórzostwie bolałaby najbardziej.
Właśnie na TVP2 leci "Miś" i obnaża, obnaża, obnaża... A ludzie tylko się śmieją bez żadnej refleksji, że to właśnie o nich samych.
Wygląda na to, że niewiele się zmieniło. Jesteśmy narodem postkolonialnym, zawojowanym mentalnie (a skandal z Krakowskiego Przedmieścia pokazał, że również i kulturowo) przez kacapów z Azji.

Vote up!
0
Vote down!
0

Ursa Minor

#122051

Przyznam szczerze, że to mnie najbardziej boli - ta nabyta przez lata komuny kacapska mentalność establishmentu...to wyszło na Krakowskim Przedmieściu, kiedy ta hołota lżyła krzyż pod dyktando Ministerstwa Prawdy i Świątyni Antypisa...

seaman

Vote up!
0
Vote down!
0

seaman

#122153

To, co pokazała podpuszczona przez TVN hołota, z pewnością nie byłoby możliwe na Zachodzie Europy. Tam, gdzie religia nie jest obecna w tak wielkim stopniu w życiu zwyczajnych Niemców, Skandynawów, Francuzów, tam nie może być mowy o takim ładunku emocji związanych z wiarą w Boga.
To właśnie u tych, co najgłośniej odżegnują się od religii, ona paradoksalnie najmocniej się odzywa. I to właśnie ten strach przed Bogiem wyzwala u tych biedaków takie pokłady jadu, agresji. Nikt chyba nie spodziewał się tak potężnego ładuneku szamba, jakie wyleją się na bezbronnych ludzi - to wszystko mogło się wydarzyć tylko w Polsce. Bo u nas wciąż żywa jest religia, czczona pamięć o wymordowanej w tak wielu miejscach kaźni kapłanach, żołnierzach, powstańcach, zesłańcach, arystokracji pielęgnującej polskość - o najlepszych z najlepszych.
Osierocono nas z elity, a jednocześnie, przez lata zatruwana chrześcijańska moralność, przyniosła u wielu maluczkich takie właśnie efekty, że śmiertelnie NIENAWIDZĄ. Raz przetrącony kręgosłup już się nie wyleczy i ci, którym go złamano już się nie wyprostują. Oni zawsze będą pokręceni, zawsze już będą chodzić na kolanach, w postawie niewolnika.
Tym większy ciężar spada na ludzi wolnych od tej zarazy. To my musimy się być elitą, nieustannie uodparniać się przeciwko barbarzyństwu. My nie możemy pozwolić, żeby trucizna nienawiści zmieniła charaktery i osobowości nam i naszym dzieciom. Ktoś powie, że to znów powrót do idei mesjanizmu, wydrwionej, skompromitowanej, archaicznej. Będzie miał rację - to powrót. Z tym, że ta idea jest wciąż żywa i nikt jak widać nie jest w stanie jej zamordować. My, Polacy już tak mamy, że w Niebiesiech zapisano nam wielkie rzeczy; bolesne, częste upadki, akty osamotnionego bohaterstwa i spektakularne victorie okupione wieloma ofiarami. To niezwyczajne dziedzictwo. Jestem przekonana, że tak, jak Sługa Boży Jan Paweł II, jak Prymas Tysiąclecia kard. S. Wyszyński, jak wielki Marszałek Piłsudski, czy błogosławiony Ks. Jerzy Popiełuszko, tak poległy Prezydent L. Kaczyński, wielka Anna Solidarność, prezes Janusz Kurtyka oraz wielu innych poległych patriotów u boku naszego Prezydenta doskonale zdawało sobie sprawę ze swej misji i odpowiedzialności za Najjaśniejszą Rrzeczypospolitą.

Pozdrawiam.
ps. wydźwięk mocno patetyczny, ale jakich należy słów użyć, kiedy się pisze o WIELKOŚCI? Tylko wielkich.

Vote up!
0
Vote down!
0

Ursa Minor

#122174

Nie chce mi się daleko szukać ot kilka dni temu/1.01/ mogliśmy świętować POdwójny sukces ruja.
Radość że jesteśmy zgodnie z obietnicą/nawet przyrzeczeniem/szmaciarza w strefie Euro mogliśmy POłączyć z entuzjazmem z faktu że dzięki przemyślanym decyzjom tego wuja/kilka miesięcy POźniej /nie wiadomo kiedy przyjmiemy wspólną walutę.
POpatrz a dziwiłem się co to za POkazy sztucznych ogni nad ranem 1-szego.
Pozdrowienia
zib1

Vote up!
0
Vote down!
0

Pozdrowienia
zib1

#122019

Tak, według pierwszej wersji tego głupka, dziś powinniśmy być w strefie euro:)
Pozdrawiam

seaman

Vote up!
0
Vote down!
0

seaman

#122036

Bardzo podoba mi się:

To też jest niezbędna cecha do uprawiania pickultury sukcesu – posiadać pamięć kury domowej w odniesieniu do własnych wypowiedzi.

Jeszcze się z takim prześlicznie prawdziwym określeniem właściwości p remiera nie spotkałam, no po prostu bosko to ująłeś. A on pewnie liczy, że wielu ludzi właśnie taką pamięć ma. Przeliczy się? Pozdrawiam. :)))

Vote up!
0
Vote down!
0

Niueste

#122070

Oj... byłabym ostrożna, bo co na to powie nasza niepoprawna kura domowa? ;-)

Pozdrawiam

Vote up!
0
Vote down!
0

Ursa Minor

#122074

"A on pewnie liczy, że wielu ludzi właśnie taką pamięć ma. Przeliczy się?"

Jeszcze nie straciłem wiary w ludzi, więc sądzę, że się przeliczy. Ale powoli słabnę w tym przekonaniu...
Pozdrawiam

seaman

Vote up!
0
Vote down!
0

seaman

#122152