Człowiek, o którym zawsze się zapomina

Obrazek użytkownika seaman
Kraj

Ledwo co wczoraj napisałem o prezydencie Bronisławie Komorowskim i dzisiaj ślepy traf chce, żeby kontynuować ten – przyznaję – wdzięczny temat. Traf był naprawdę ślepy, bo dopiero teraz, z dużym poślizgiem w stosunku do daty wydania kończę czytać książkę „Anatomia przypadku”, czyli rozmowę-rzekę byłego polityka Jana Rokity z Robertem Krasowskim, dziennikarzem i wydawcą.

No i oczywiście od razu wpadam tam na cudny passus na temat Komorowskiego, który to dialog przytoczę w całości, bo jest krótki, ale zawiesisty, jak dobry gulasz węgierski. Ta wymiana zdań ma miejsce w kontekście Stronnictwa Konserwatywno-Ludowego, którego wiceprzewodniczącym był w swoim czasie Komorowski a przewodniczącym Rokita.

Robert Krasowski: Czemu nie wspomniał pan o Komorowskim?
Jan Rokita: Zapomniałem o nim. On mnie wtedy bardzo lojalnie wspierał.
Robert Krasowski: To ciekawe, że o nim zawsze się zapomina.

Tak wyglądał ten dialog i ja się nad nim trochę zadumałem – co to jest z tym Komorowskim, że jego tak wszyscy pomijają, skoro jego dorobek formalno-instytucjonalny w polityce jest równie imponujący, a nawet raczej przewyższa Tuska , Kaczyńskiego czy choćby Kwaśniewskiego?
Mamy bowiem do czynienia z politykiem, który od 1991 do 2010 był posłem wszystkich kadencji; wiceministrem obrony narodowej w trzech rządach, a potem ministrem; wicemarszałkiem Sejmu, marszałkiem tegoż, a w końcu prezydentem państwa. Był członkiem kilku partii rządzących. Daj Boże każdemu politykowi chociaż jedną dziesiątą z tych splendorów, olbrzymia większość będzie skakać pod sufit z radości.

Zatem Komorowski jest na szczytach władzy niemalże od początku transformacji, już w 1989 roku został szefem gabinetu Aleksandra Halla w rządzie Mazowieckiego. A tutaj jakiś dziennikarz z głupia frant oświadcza, że o Komorowskim się zawsze zapomina. Postanowiłem więc odrobinę zgłębić temat. Pomyślałem sobie, że skoro cytowalność jest tak niesłychanie ważna w szacowaniu dorobku mediów i dziennikarzy, a ilość publikacji (i także cytowalność w wydawnictwach naukowych) służy ocenie dorobku naukowca, to dlaczego nie zastosować analogicznej metody do polityka?

Postanowiłem więc za pierwszy sprawdzian uznać skorowidz nazwisk w książce Rokity, czyli częstość występowania tam nazwiska Komorowskiego w stosunku do porównywalnych postaci ze sceny politycznej. „Anatomia przypadku” Rokity i Krasowskiego jest raczej dobrym laboratorium, bo obaj autorzy są neutralni w stosunku do Komorowskiego i nie pałają do niego żadnymi gorętszymi uczuciami ani emocjami. Poza tym Rokita przedstawia tu całą panoramę polityczną w okresie od 1989 do 2013, wszystkich znał, z wszystkimi miał do czynienia, czyli potrafi ocenić format każdego w sensie osobowości i wpływu na rzeczywistość.

Zaglądam więc do tego skorowidza pod literę „K” i mówię szczerze jak jest - od razu zagięło mnie jak po zgniłym korniszonie! Otóż w pierwszej chwili nie mogłem w to uwierzyć, ale prezydent Bronisław Komorowski wymieniony jest na zaledwie 4 stronach! W książce zawierającej 360 stron druku i traktującej wyłącznie o minionych 24 latach w polskiej polityce! A tuż obok wręcz girlandy numerów stron odnoszących się do Kwaśniewskiego, Kaczyńskiego, Mazowieckiego.

O bratku, myślę sobie, musisz trochę bardziej to ciekawe zjawisko spenetrować. Zadałem więc sobie trud i pokonując wrodzone lenistwo policzyłem na ilu stronach występują porównywalni politycy, od 1989 roku uczestniczący w wielkiej polityce i do dzisiaj będący mniej lub bardziej w obiegu. Wybrałem Donalda Tuska, Jarosława Kaczyńskiego, Tadeusza Mazowieckiego, Aleksandra Kwaśniewskiego i Leszka Millera. Poniżej przedstawiam rezultat porównania, który jest dla Komorowskiego wręcz druzgoczący.

Jarosław Kaczyński – występuje na 100 stronach
Donald Tusk - ------------------------- 98 str.
Leszek Miller - -------------------------72 str.
Tadeusz Mazowiecki - ----------------57 str.
Aleksander Kwaśniewski - -----------55 str.
Bronisław Komorowski - --------------4 str.

Jednak skoro już połknąłem bakcyla naukowca ślęczącego ze szkiełkiem i węglem nad organizmami politycznymi, to postanowiłem pójść za ciosem i sprawdzić jeszcze przynajmniej w jednej publikacji. Wybrałem Antoniego Dudka „Historia polityczna Polski 1989-2012”. Materia tej pracy jest wystarczająco panoramiczna i uniwersalna w sensie polityczno-historycznym, więc uznałem ją za adekwatne pole do zbadania w kontekście Komorowskiego. No i znowu się potwierdziło, że jeśli uznać „występowalność” nazwiska za sprawdzian ważności i merytoryczności polityka, to przepaść dzieląca Komorowskiego od porównywalnych postaci jest zatrważająca. W pracy historycznej liczącej blisko 700 stron, Komorowski występuje na zaledwie 20 z nich. Poniżej zestawienie tych samych nazwisk co poprzednio.

Aleksander Kwaśniewski – występuje na 122 stronach.
Jarosław Kaczyński - ------------------------107 str.
Tadeusz Mazowiecki - ----------------------107 str.
Leszek Miller - --------------------------------75 str.
Donald Tusk - ----------------------------------71 str.
Bronisław Komorowski - ---------------------20 str.

Tylko dla porządku i czystej ciekawości podaję wyniki nieżyjących już Lecha Kaczyńskiego i Andrzeja Leppera. LK – u Rokity występuje na 58 stronach; u Dudka na 75 . Odpowiednio Lepper: 7 i 48.

Tutaj niestety został położony kres mojej dociekliwości naukowej, gdyż jak wiadomo nikt nie jest prorokiem ani naukowcem we własnym domu, więc nie zdążyłem przebadać innych ksiąg w tej materii. I chociaż nie traktuję do końca śmiertelnie poważnie tych moich porównań i analogii - to zdecydowanie bardziej mnie bawi niż fascynuje - już te dwa przykłady dają do myślenia i ja bym się skłaniał do uogólnienia tej tendencji, chociaż przyznaję, że mogę się mylić.

W stosunku do Bronisława Komorowskiego słuszna wydaje się parafraza znanej opinii o znajomości wielu języków przez króla Michała Korybuta Wiśniowieckiego: Piastował najwyższe urzędy w państwie, lecz na żadnym z nich nie miał nic do powiedzenia. I to jest odpowiedź na pytanie, dlaczego o nim zawsze się zapomina.

Brak głosów

Komentarze

Przychodzi mi na myśl znany monolog Pietrzaka: myślisz, nie mów, mówisz, nie pisz, napisałeś, nie podpisuj!

Ciekawy paradoks: pozostać w cieniu stojąc w pierwszym rzędzie. I bardzo wymowny!

Pozdrawiam

PS. Ach,i jeszcze jedno! Pytanie do Autora i Czytelników: Jaka była pierwsza oficjalna funkcja BK w III RP? Jak dla mnie, była to funkcja b. charakterystyczna ;-).

Vote up!
0
Vote down!
0
#385496

Chyba szef gabinetu u Halla?
seaman

Vote up!
0
Vote down!
0

seaman

#385499

Brawo! A fucha Olka nazywała się chyba: minister d/s partii politycznych i stowarzyszeń? Takie ministerstwo od rozprowadzania...

Vote up!
0
Vote down!
0
#385502

" A fucha Olka nazywała się chyba: minister d/s partii politycznych i stowarzyszeń? Takie ministerstwo od rozprowadzania..."

Można było z tego pieknie żyć całej rodzinie i znajomym, ale potem zlikwidowali. I komu to przeszkadzało?
Pozdrawiam:)

seaman

Vote up!
0
Vote down!
0

seaman

#385503

Można było. Można też było zyskać wdzięczność wielu... ;-)

Vote up!
0
Vote down!
0
#385504

Przez Rokitę tak jakoś mi się skojarzyło z Krakowem.

Pozdrawiam

 

HdeS

Vote up!
0
Vote down!
0

HdeS

#385523

Po przeczytaniu notki, zawartą w niej treść skojarzyłem z standardowym kryminałem, gdzie sprawca pojawia sie wprawdzie, ale tak jak Alfred Hitchcock w swoich filmach, na ułamek sekundy. Jak podprogowa reklama. W polskim życiu politycznym daje sie zauważyc podobne gierki. Pewni ludzie są ustawiani w dalszych rzędach, a nawet w cieniu. Odgrywają przypisaną im rolę niezaangażowanych, niekłótliwych, czy wręcz "misiowatych". Taki, powiedzmy, Wachowski pełnił rolę drugoplanową chociaż...miał więcej do powiedzenia od Wałęsy. Mnietek był od wszystkiego. Czy koło Komorowskiego nie ma takich Mietków? Często sie czyta o chowaniu Tuska do szafy w sytuacjach jeszcze nieopracowanych odpowiedzi na pojawiający się problem. Z Komorowskim uważam jest podobnie. On jest od żyrandoli i podpisów. Swobodnie to on może wypowiadać się o rodzinach wielodzietnych. Na tym sie zna.

Vote up!
0
Vote down!
0
#385536

"Z Komorowskim uważam jest podobnie. On jest od żyrandoli i podpisów. Swobodnie to on może wypowiadać się o rodzinach wielodzietnych"

No i o myślistwie.

seaman

Vote up!
0
Vote down!
0

seaman

#385550