Koncepcja gospodarki kpmplementarnej czyli nowoczesna polityka kolonialna - w wersji nowej i poprawionej.

Obrazek użytkownika np1
Blog

Postęp jak widać idzie naprzód - nawet w dziedzinie robienia wody z mózgu. Powojenne 40 lat przespaliśmy i teraz krok po kroku ekonomizuje się naszą głupotę, brak doświadczenia czy kapitału - ale już w zwalniającym tempie: 3 do przodu i 2 do tyłu.

Po kawałku zatrzymuje się machina podbijania naszej niewiedzy strategiami bazującymi na doświadczeniach z czasów gospodarek kolonialnych.

Popatrzmy sobie co mam dokładnie na myśli:

Nowoczesna polityka kolonialna - w wersji nowej i poprawionej: up todate v2.0.1.beta mogła by wg mnie wyglądać tak:

a)W danym kraju - np kraju 3. świata, kraju "progowym" tj rozwijającym się, itp - bierze się kilka osób przeciętnych ale o przerośniętej ambicji.

b)Wysyła na uniwersytety i szkolenia - tak aby mogli się legitymować renomowaną uczelnią - a więc pewnie i wiedzą! - insynuując nam,że więc nie są głąbami, itp - wręcz przeciwnie ...

c)"W międzyczasie", przez różnego rodzaju pomoc finansową dla "zapóźnionego" w rozwoju kraju (do)finansowywuje się różne ośrodki życia intelektualnego, naukowego, publicznego i sferę medialną. Starannie promując jedne kosztem innych, buduje się przyszłą "infrastrukturę wyborczą", w której media odgrywają decydującą rolę przekaźnikową przyszłych pozaparlamentarnych ośrodków władzy.

d) Po powrocie finansowo i medialnie pomaga się dojść do władzy swoim faworytom, lub przynajmniej objąć jakieś wysokie stanowisko w mediach, sądownictwie, administracji, a za pomocą medialnych kampanii reklamowych, w ministerium, lub na innych strategicznych pozycjach, tworząc w wcześniej tam już wypromowanymi silną grupę - przyszły gabinet cieni.

e) przygotowania do wyborów - w w/w grupie uruchamia się procesy konkurencji - tej teatralnej konkurencji "na niby" jak i prawdzie procesy o to kto najlepiej się na to miejsce nadaje, transportując medialnie "różnorodność" sceny politycznej i teatralizując "proces walki o władzę" czyli o kandydaturę na posadę w rządzie, lub na stanowiska prezydenta lub premiera. I wiele innych przygotowań, o kt kiedy indziej...

f)Wybory - kampania wyborcza. Aktywuje się wcześniej przygotowane środowiska i infrastrukturę dozując ich zaangażowanie w kampanię wyborczą - częściowo swobodna (w trosce o autentyzm)i częściowo ręcznie sterowana (w trosce o skuteczność) kampania wyborcza.

g)Tworzy się klikę rządzącą, oligarchię medialną, gospodarczą, władzy .. /"dyktaturę ciemniaków"

d)Przejmuje/prywatyzuje strategiczne obszary państwa: System bankowy, Media, prasa radio i tv,

e)Wprowadza w sądownictwie, administracji,.. powszechną korupcję finansową, prestiżu, kariery ...

f)Przygotowuje się infrastrukturę do przyszłej prywatyzacji przemysłu i gospodarki.

Tworzy się u siebie, pomaga powstać różnym firmom, instytucjom doradczym lub nawiązuje współpracę z już istniejącymi i przygotowuje do "roli doradczej" w kraju kolonizowanym

Wspiera się nawiązywanie współpracy elit tego kraju z tymi firmami consultingowymi, "pomagającymi"/przejmującymi część funkcji kontrolnych w ręce "lepiej się na tym znających" fachowców. Medialnie się o tymi milczy, a jeśli coś wyjdzie, to się maluje we wspaniałych kolorach funkcje doradcze tych firm - odciągając tematami zastępczymi od faktów i liczb.

Przekazuje się funkcji kontrolnych tym firmom zagranicznym np audytowanie i wycena przyszłych firm państwowych przeznaczonych do prywatyzacji w celu "właściwej" wyceny majątku przeznaczonego do wykupienia/przejęcia przez kapitał "inwestycyjny" - na ogół zagraniczny, bo kto w kraju ma odpowiednie środki płynne na udział w prywatyzacji.

h)przygotowuje strategię prywatyzacji - najlepiej jako bez-alternatywny plan sygnowany nazwiskiem jakiegoś już wypromowanego autorytetu

i1) W pierwszej kolejności likwiduje się "nierentowne" gałęzie przemysłu:
zamyka kopalnie, przemysł cukrowy, lotniczy, stoczniowy, ...

i2) Przejmowanie/prywatyzowanie lukratywnych obszarów przemysłu i gospodarki. Aby nie wzbudzić zbytniej podejrzliwości, mogących prowadzić do "lokalnych niestabilności" w społeczeństwie, gałęzie strategiczne zostawia się na koniec: pod młotek idą najpierw fabryki, rolnictwo, uzdrowiska, przemysł przetwórczy, farmaceutyczny, meblarski, ... Po tym idą pod młotek: "rentowne" kopalnie, huty, mieszkaniowy, zbrojeniowy, ...

i3) "Prywatyzację" nie wolno w żadnym wypadku przeprowadzać z jednym zamachem - bo sie nie uda i ludzie wyjdą na ulice. Także terapia szokowa w jej najintensywniejszej wersji jest możliwa tylko raz - najlepiej w fazie początkowej - potem społeczeństwo nabiera nieufności. Należy stosować strategię (domniemanej) "ewolucji", po dużej katastrofie należy dać czas na otrząśnięcie się i częściową - ale nie aż tak dużo, aby strarczyło na wystarczającą, a broń Boże na całkowitą !!! - akomodację do nowych warunków. Nam - na zorientowanie się w nowej sytuacji i podrasowanie tu i ówdzie, w razie wystąpienia takie konieczności, a na pewno taka potrzeba zaistnieje, kilku "drobniejszych śrubek nastawczych", kilku "ważniejszych suwnic płynnej regulacji" czy nawet na wymianę "głównego rozrządu sterującego" naszej strategii kolonizo.. znaczy tworzenia gospodarki komplementarnej do własnej. Może się bowiem tak zdarzyć - i to jest całkiem naturalny proces - że jedna ekipa prywatyzacyjna asymetrycznie się "za mocno" wzmocni kosztem pozostałych w zanadrzu - tworzących w całośći konieczną do przeprowadzania reform masę krytyczną i doprowadzi do niepotrzebnych napięć wśród rządzącej oligarchii, faworyzowanych elit władzy, gospodarki, finansów i innych.

i4) Do "prywatyzacji" reszty tj. najbardziej ważnych strategicznie dla podmiotowości państwa, sektorów i gałęzi przemysłu oraz gospodarki - o ile to nie było możliwe po kryjomu w poprzednich - należy się odpowiednio przygotować.

i5) Odczekać na stosowniejszy moment, do którego przygotowania można jednak rozpocząć dużo wcześniej tzn już teraz. Jest nim nierzadko np na moment cyklicznie występującej w gospodarce nieuchronnie po fazie koniunktury faza "spowolnienia gospodarczego", czy nawet mniej lub bardziej pogłębionego kryzysu. Można jej użyć jako kurtyny legitymizującej konieczną dalszą - już trzecią - fazę "przywatyzacji".

i6)W czasie koniunktury należy upolitycznić w ten sposób zarządy spółek państwowych, obsadzić własnymi czekającymi już od dawna na zajęcie swojej roli w procesie prywatyzacyjnym i związanych z tym korzyści majątkowych, własności, prestiżu, statusu społecznego, kapitału finansowego jak i symbolicznego. W razie konieczności i braku odpowiedniej "protransformacyjnej kadry" pretendującej na przyszłych "światowców" należy wykożystać różnej proweniencji tzw "pożytecznych idiotów" co to są przesadnie przekonani o sowich kompetencjach managerskich, przywódczych, organizacyjnych czy innych. Jedni dostaną "dobrowolny" rozkaz inni w sposób natrualny doprowadzą zarządzane przedsiębiorstwa na skraj ruiny - a wtedy pomoże już tylko .. no oczywiście: nasze ulubione słowo "Prywatyzacja".

j1) już bez większych oporów społecznych, a nawet za jego poparciem
sektor paliwowy, energetyczny, zbrojeniowy, ciepłownictwo, mieszkania ... oddawane będą w "ręce prywatne". Wystawiane będą licencje na wydobywanie bogactw naturalnych tego kraju itp. oczywiście po wyliczonych przez "fachowców" z zagranicznych spółek consultingowych cenach i to jeszcze w czasie kryzysu, to jest w momencie kiedy te gwałtownie idą w dół i osiągają kolejne rekordy od lat nieznanych niskich poziomów.

j2)Przejmuje się dalsze rynki zbytu tego państwa.(Po ówczesnej likwidacji rodzimego przemysłu nie jest to już trudne) np likwiduje się produkcję i eksport cukru, węgla, miedzi ...

k)powstaje gospodarka w dalekim stopniu komplementarna i uzależniona od kraju który ją skolonizował.

l)Outsourcing najbardziej pracochłonnych czynności własnego przyemysłu do kraju komplementarnej gospodarki i produkcja przy x krotnie niższych kosztach/zarobkach.

ł)rozkręcanie lokalnej konsumpcji tak aby powstająca i bogacąca się klasa średnia miała "lepsze" i "ciekawsze" rzeczy do zrobienia niż angażowanie się w politykę. Dodatkowym efektem jest tworzenie nowego "własnego" tj skolonizowanego własnymi produktami rynku zbytu, który jest źródłem dodatkowych dochodów i rozczłonkowanie społeczeństwa na "wygranych i przegranych w procesie transformacji". "Wygrani" chętnie konsumują nie tylko w kraju - równie chętnie za granicą, przez to nie oszczędzają i żyją na kredyt - nie mają więc i nie kumulując własnego kapitału potrzebnego na inwestycje w własne otwierane przez siebie firmy i nie stanowią przez to zagrożenia ekonomicznego dla zagranicznych producentów mimo, że sowim potencjałem stanowią kadrę dobrze wykwalifikowanych specjalistów mogących produkować w kraju o niższych kosztach produkcji - a przez to po bardzo konkurencyjnych cenach. Zagrożenie dla własnej klasy średniej kraju kolonizującego jest więc zredukowane.

Voila!
Receta gotowa na transformację w państwo kolonial... pardon: w gospodarkę komplementarną do własnej, gotowa.

Ręczne sterowanie /porady szczegółowe:

Upominający się o solidarność społeczną "przegrani", i o pomoc do tego momentu, aż dalej będą mogli sobie sami pomóc, wywierają swoimi warunkami życia i pracy presję na "wygranych", dlatego należy im "pomóc". Można na przykład przeciąć łączącą ich nić odpowiedzialności np przez medialne rozgrywanie interesu jednych przeciwko interesom drugich. Jednym należ mówić - że im się należ, bo ciężko na to zapracowali, drugim utrudnia się dostęp do mediów, aby nie mogli informować o swoich prawach czy nawet o warunkach swojego istnienia i nie "nękali" pierwszych. Najczęściej linia podziału oddziela generację starszą, która dokonała dużego "wydatku energii" i wywalczyła możliwość przeprowadzonych zmian, a teraz jest zniszczona walką i nie zdolna finansowo, organizacyjnie, intelekutalnie (choroby, inwalidztwo spowodowane wcześniejszym wysiłkiem ...) domagać się własnych praw od młodszej wychowanej już w innych czasach, pod dużym wpływem mediów i małym uczestnictwem zapracowanych rodziców.

Systematyczne skłócanie starszych z młodszymi ma też inną zaletę - wyłącza ostrzegającą - opartą o wiedzę i praktykę - funkcję starszej generacji w stosunku do młodszej, przez co tę ostatnią łatwo jest przekonać do wielu "wspaniałych" idei, doktryn wolnościowych, konsumpcyjnych, systemów myślowych wspaniale ekonomizujących doszczętnie i do szpiku kości wszystkie sfery życia, zawodowego, prywatnego, po sferę intymną, seksualną włącznie, a kończąc nawet na religii, wiedzy, moralności i wartościach, którymi żyje tradycyjnie dana kultura, sprowadzając ją do tym samym do rangi folkloru oraz do wielu innych "jeszcze lepszych programów politycznych", których długofalowe konsekwencje leżą poza zasięgiem horyzontów poznawczych, logiki, wykształcenia i doświadczenia "młodych". Zanim dojdzie do odczuwania szkód poniesionych przemian, konsekwencji własnych wyborów, minie dobrych kilka latek, w tym czasie "hulaj dusza piekła nie ma", konsumpcja - aż przyjdzie lekarz, a z nią wspaniałe zyski no i można w relatywnym spokoju sobie porządzić, wszystko oczywiście "w ramach polityki miłości". Konsekwencjami produkowania przyszłych rozbitków życiowych zajmią się w przyszłości stworzone do tego instytucje zapewniając wielu psychologom, socjologom, i kadrze badawczej wielu miejsc pracy i interesującego "materiału badań" - wszystko oczywiście na koszt przyszłego podatnika. To na pewno będzie "lepsze" w nadchodzących zabierającej miejsca pracy czasach wysokiej automatyzacji - nie ważne że przypomina tworzenie miejsc pracy na zasadzie: przez jeden dzień jedna grupa kopie rów - przez drugi druga go zasypuje. Takie tworzenie przyszłych problemów, którymi ktoś się będzie musiał zająć jest wspaniałą inwestycją w przyszłe miejsca pracy, choć na niezbyt czystych moralnych zasadach no i wstrzymuje dużą część społeczeństwa wiążąc jego finansowe, czasowe i inne zasoby od konkurowania w górę, od parcia w kierunku awansu społecznego i budowania kulis zagrożenia dla istniejących tam elit.

Proces ten w przyszłości będę określał "kolonizacją głupoty" lub ekonomizacją wcześniej wyprodukowanej niewiedzy bazującej na deficytach sobie podporządkowanych jak i tych ponadstojących warstw i jednostek. Taka wada systemowa kapitalizmu kompradorskiego - na której sprytnie można zarabiać. Kto się da - sam sobie winien. Homo homini lupus...

W tym czasie należy dokonać "prywatyzacji" (na w/w podanych zasadach) pozostałych resztek własności państwowej w tym także tych strategicznych: sektory energetyczny, paliwowy, ciepłownictwo, mieszkaniowy, ... aż po służbę zdrowia - o ile się da.

"Pozytywnym plusem" tj zaletą prywatyzacji jest ta właściwość, że firmy prywatne mają większą swobodę podnoszenia cen za swoje usługi i produkty - zrównując je z średnim poziomem swoich sąsiadów i konkurentów, praces konieczny w globalizującej się gospodarce odciążający, w sposób strategicznie ważny w kolejnych wyborach, kolejno instalowane rządy do wielu "okrucieństw" koniecznych w drodze do budowania "silnej, konkurencyjnej" gospodarki i "silnego państwa" przesuwając główne koszta przemian, jak to zwykle w takich wypadkach bywa, na podstawę piramidy społecznej - najbardziej liczną ale i najsłabsza i najbardziej bezbronną, warstwę, która sama nie jest w stanie, nawet jeśli by chciała, dopełnić sowich obowiązków życia w demokracji: "Obowiązku mieszania się we własne sprawy i podmiotowego reprezentowania własnego interesu"

... cdn

------
PS > todo > "do rozwinięcia" > tzn. ten wpis powstał z natchnienia chwili i jest pierwszą wersją myśli, do której będę w dalszej nieco perspektywie jeszcze wracał i będzie rozwijana.

Brak głosów

Komentarze

Tak to mniej więcej przebiega. Druga strona to System Rezerwy Federalnej i jego agendy Międzynarodowy Fundusz Walutowy i Bank Światowy, koncerny międzynarodowe np.farmaceutyczne itd.
W sumie smutny obraz świata.

pzdr
Milton

Vote up!
0
Vote down!
0
#43231

Ten świat zawsze taki był i nie ma co z tego powodu się smucić - walka dobra ze złem - od zarania dziejów.
Tylko nasze spojrzenie pozbawiane jest wreszcie ograniczających je wcześniej klapek - w prawdzie bardzo po woli, dla mnie: za wolno, ale jednak proces ten następuje - Gott sei dank!

To pokazuje jakże myśmy tylko zgnuśnieli intelektualnie w poprzednim systemie jako społeczeństwo i jest m. in. wynikiem genocidu elit z czasów Hitlera, Stalina i PRLu

W ewolucji systemów samoorganizujących się sieci "inteligentnych agentów" (cybernetyka) głównymi dwoma procesami dynamiki zmian są: "mutacja" - proces kreacji i "selekcja" - procesy "kreatywnego niszczenia" i to od nas zależy jak i w jakim stopniu zapanujemy i będziemy te procesy kształtować i dopuszczać do siebie. W dokładnie tym samym stopniu, szybkością, dynamiką zmian, będzie postępował nasz rozwój ale i także będą rosnąć "lokalne ryzyka" jako konsekwencje tych zmian. Jeśli jako grupa stworzymy Państwo jedne, solidarne, spoiwem może być kultura, wiara, - u lewicowców mogą to być systemy socjalne {ale oparte na wartościach i zaufaniu do elit dorastających do swojej roli}, u nas państwo oparte na tradycji, religii, własności, odpowiedzialności za siebie i rodzinę - to nie straszne będą nam nawet największe zawieruchy historyczne, cywilizacyjne czy nawet trendy globalizacyjne.

Kłopot z tym że państwo nasze - a w większym stopniu państwa zachodnie - popadają w kryzys wartości. Tu widzę główną rolę tego portalu. Wpływanie na rzeczywiste widzenie świata jakim jest i funkcji wartości jako zabezpieczenia przed występowaniem koniecznych zmian i ryzyk z nimi związanych w kształtowaniu jego przyszłości.

Ciekawe że społeczeństwa zachodnie - to w dużym stopniu społeczeństwa kulturowo i pod względem wartości mocno zdywersyfikowane, chętnie "wzbogacające" się {w określnych ramach} o nowe grupy i funkcjonalizujące się w różnoraki spsób. Np u nas rolę strażnika wartości pełnił długo i dalej to robi, aczkolwiek już powoli ustępując z pozycji monopolisty, Kościół Katolicki piastując dalej funkcję komunii/zjednoczenia się we wspólnotę wiernych. W społ. zachodnich funkcję te zostały w dużym stopniu rozdzielone. Kościół zajmuje się "tylko" wiarą i propagowaniem wartości chrześcijańskich ale "nie miesza" się do polityki - tzn miesza ale jego wpływ jest jednym z wielu i o wiele słabszy niż u nas. To prawdopodobnie jest właśnie wynik tej dywersyfikacji, dalej posuniętej funkcjonalizacji grup i ich bogactwa różnorodności. W Niemczech propagowaniem wartości zajmują się za pośrednictwem mediów i szkoły różne środowiska, istnieją także różne komisje etyki i grupy środowiskowe mocno podnoszące głos np gdy medialny pluralizm punktów widzenia miałby w wyniku fuzji dwóch dużych koncernów medialnych zostać uszczuplony.

Z Michalkiewicza:
"[..] jeszcze w latach 60-tych ubiegłego stulecia profesor Zbigniew Brzeziński ogłosił teorię konwergencji. Chodziło mu o to, że antagonistyczne supermocarstwa z jednej strony walczą ze sobą na śmierć i życie, ale z drugiej – coraz bardziej się do siebie upodabniają. I rzeczywiście – o ile wtedy wydawało się to niepodobieństwem, o tyle z dzisiejszej perspektywy teoria konwergencji wydaje się banalnym opisem rzeczywistości. [..]"

To oczywiste - różnorodność kultur jest przcież wynikiem ich geograficznego odosobnienia i nikłych kontaktów z sąsiadami. Zauważmy im te kontakty słabsze ty mniejsze wpływy z zewnątrz i kultura rozwija się spontanicznie w daleko bardziej szerszym zakresie. Porównując Europę i Afrykę - wzrost populacji demograficznej bliskiego wschodu z czasów przechodzenia ze społeczeństw nomadycznych na prowadzące osiadły tryb życia i powstawania pierwszych osad zajmujących się rolnictwem - nastąpiło postępujące do dziś zagęszczenie ludnościowe tamtych regionów i Europy. Ze wzrostem środków komunikacji, ich drożności i szybkości przekazu, Europa a dalej świat zaczął się "kurczyć" do rozmiarów "globalnej wioski" wraz z całymi "dobrodziejstwami tego inwentarza" tj z zanikiem kultur, języków, dialektów, państw plemiennych, ... aż po dzienne znikanie iluś tam tysięcy gatunków światowej fauny i flory. Nie ma co - ekspansja człowieka odciska na pewno swoje piętno także i w przyrodzie jeśli nawet nie w globalnym klimacie. Kurczą się systematycznie przestrzenie życiowe, biotopy wielu gatunków zwierząt stojących na krawędzi wyginięcia. Dalszy wzrost - regionalnie nawet eksplozja - ludności przy tych samych rozmiarach ziemi powoduje że kultury już sicierają się ze sobą walcząć o swoje granice i terytoria. Dochodzi do komunikacji, procesów selekcji i upadania niekonkurencyjnych systemów, kutlur, ideologii. Przez zagęszczenie procesów wymiany informacji - komunikację (internet) - konwergencja kulturowa przyśpiesza i staje się ekonomiczną koniecznością. Kanały telewizyjne z filmami o życiu w europie, usa i innych bogatych państwach oglądane w wioskach afrykańskich budzą pożądania i nadzieje na lepsze życie w tych bogatych krajach i wieńczą się z intensycjikacji ruchów emigracyjnych np z Afryki do Europy.
Konwergencja postępuje - a jej motorem jest ekonomia i obietnica wysokiego standardu życia. Ostatecznie - mimo trendów przeciwnych, radykalizujących i gloryfikujących własną kulturę i jej wartości, przypominających do złudzenia wchodzenie w fazę agonii obrazującą się wypuszczanie z siebie latorośli ekstremizmów własnego oryginału z ich charakterystycznymi fundamentalistycznymi rozgałęzieniami wersji niektórych religii, czujących nie bez racji śmiertelne zagrożenie własnego istnienia w dotychczasowej formie - mimo tych trendów moim zdaniem ostatecznie wygra ekonomia i "myślenie projekcjami marzeń" [cytat z O.dr.RM T.Rydzyka]. Zwycięży, bo "bliższa koszula ciału ...",a konserwowanie własnej kultury i związanych z nią wartości jest praco-, a przez to przede wszystkim także i, energożerne. W globalnej kulturze opartej o ekonomię i jej siłą równającą wszystko w dół z mocą walca drogowego światowej ekonomi, finansów, gospodarki i handlu, ekonomia znajduje podbija także procesy konwergencji i mieszania się istniejących jeszcze lokalnych kultur. Przemnaża je przez średnią ważonych mnogością populacji poszczególnych kultur i wplata w globalnie jednolitą - lokalnie ubarwioną różnorodnością różnych folklorów - papkę szarości globalnej kultury. Cocacolizacja, i tym podobne, świata będzie miała swoich przeciwników - jednostki raczej heroiczne, walczące już nie z lokalnymi ale z globalnymi wypływami, ponoszące koszta tej walki w postaci sztuki samoograniczania się do tego co wartościowe na niekorzyść konsumpcji - a więc siły ekonomicznej kraju. Z drugiej strony taka lokalna różnorodność, wypromowana przez elity do rangi tożsamości, stanowi niezły ekonomicznie magnez przyciągający turystów i niwelujący straty z rezygnacji członków tej społeczności z części ślepej konsumpcji na poczet świadomego szukania sensu życia nie w jego kryteriach ilościowych,intensywnych i ekstensywny ale jego jakości i w charaktarstycznych wartościach.
Z faktu istnienia i dojścia już do konkretnych rysujących się na horyzoncie rozwojowych fizycznych granic ziemi, rosnącej populacji oraz zanikania gatunków, wzrastającego zubożenia i wypierania fauny i flory z ich tradycyjnych biotopów, i ich znaczenia dla przetrwania wynikać może, że albo populacja znajdzie sposób na ograniczenie swojego wzrostu, co nie leży w jej naturze, o ile nie jest do tego wystarczająco zmuszona, albo lepszego wykorzystania, zagospodarowania już zagarniętego obszaru w celu nalezienia dróg koegzystencji człowiek i przyroda, albo dojdzie do bezpowrotnej utraty biodywersyfikacji którą człowiek będzie chciał zastąpić własnymi kreacjami. Ciężko przewidzieć na ile jesteśmy sprytni i na które procesy i strategie położymy większe akcenty. Koniec końców jak to w systemach cybernetycznych ustali się gdzieś równowaga wszystkich tych trendów z charakterystycznym dla niem poszukiwaniem minimum wydatków energetycznych i szukaniem związanych z nimi lokalnych punktów stabilności. O ile warunki zewnętrzne nie ulegną radykalnym zmianom powstanie w wyniku tych procesów globalny balans. Gdzie on będzie leżał zależy tylko od nas i od Boga.

Nasza rola jednak powinna rozprzestrzeniać się na obszar dbania o naszą tożsamość kulturową i związaną z nią liczebnością populacji która będzie ją niosła w celu zwiększania średniej ważonej uczestnictwa w kulturze globalnej. Oczywiście takie same cele mają inne społeczności i ich elity dobrze o tym wiedzą - cieszył bym się gdyby się mylił i nie wiedziały. Zakładając jednak szacunek dla naszych "wrogów" no powiedzmy konkurentów, pozostaje nam realizowanie obowiązku dbania o naszą liczebność wiedząc, że natrafimy na granice ze strony innych robiących dokładnie to samo. Wywiązująca się tutaj potrzeba znalezienia kompromisu i przeprowadzenia "sporów", pertraktacji i koncesji, w połączeniu z chęcią dbania o istnienie własnej kultury zobowiązuje nas do budowania wielorakiej siły naszego regionu, kraju będącej bazą przetargową i punktem wyjścia w wywalczanym kompromisie. Jak tu wykazałem pośrednio ewolucja i walki plemienne się nie skończyły lecz przeniosły w inną przestrzeń: ekonomii, wiedzy, kultury, mnogości populacji. Można powiedzieć że jakość walczy z ilością tj strategie typu "K" oparte na produkowaniu dużej ilości bez kładzenia nacisku na jakość konkurują ze strategiami typu bodajże - o ile pamiętam - "R" opartymi na jakości np wychowania, kultury, ... kosztem ich ilości. Zastanówmy się co nam bardziej odpowiada i gdzie powinien leżeć balans.

Z zachętą do refleksji i poszukiwań internetowych o strategiach ewolucyjnych, które gdzieś zasłyszałem, ale już nie pamiętam z nazwy i potrafię przypomieć sobie gdzie i które jak sobie przypomnę to podam źródła,

Matz

Vote up!
0
Vote down!
0
#43282

Cóż mogę napisać po przeczytaniu tekstu... Bardzo celne i bardzo smutne... Czekam na "rozwinięcie"...

Vote up!
0
Vote down!
0
#43247