Burszenszafty - kuźnia kadr ? Tylko dla kogo?
Ostatnio dostałem odpowiedź która zmusiła mnie do refleksji nad niemieckim środowiskiem studenckim.
Oto ona:
Naszym głównym problemem polskim jest zmiana statusu z nie-sterowności na sterowność. Czy można to zrobić jawnie ? Straciłem nadzieję, za dużo sił czuwa nad nie-sterownością polską. Stąd moja trochę żartobliwa aluzja, chodzi o to jaką formę organizacyjną ma przybrać grupa stawiająca sobie za cel ustanowienie sterowności Polski. Powinny robić to partie polityczne, ale słabo im to idzie. Być może tworzenie struktur niejawnych jest drogą do tego. Oczywiście ostrzegam są to takie sobie dywagacje.
Kontakty z ludźmi żyjącymi w Niemczech owocują czasami w ciekawe info. O ile wiem w każdym mieście uniwersyteckim w Niemczech istnieje przynajmniej jeden tuzin tzw "Burschenschaften" (tłum. korporacje) lub neutralniej "studentische Verbindungen" zrzeszających młodych studentów. W sprawdzanym na wyrywki Frankfurcie - ponad 60, jeśli nie znacznie więcej.
Małe grupy związane różnymi tradycjami i rytuałami. Krytycy mówią o ponad połowie z nich jak o "werbunku, wylęgarni i przechowalni brązowego nacjonalizmu i narcyzmu".
Przed dwoma laty w jakiś czwartkowy wieczór na DLF'ie [Deutschalndfunk - główne ogólnoniemieckie radio publiczne] można było wysłuchać b. krytyczny esej na ten temat, wraz z relacjami z niektórych zajazdów zarządów takich korporacji oraz powiązań z wyzszymi hierarchiami zarządzania w przemyśle, administracji i finansach. Nie wiem czy to miała być krytyka czy akcja reklamowa - bo na ten temat normalnie bardzo rzadko coć, a zwłaszcza w radiu publicznym, tak obszernie i dokładnie nie można usłyszeć.
Zainteresowałem się tym tematem. Oficjalnie, wiele z nich łączy zamiłowanie do tradycji szermierczych - "schlagende Verbingungen", innym razem chóralnych - "Sengerschaften" i wielu innych. Są to małe grup kilkunastu do 20, 30 Studentów mieszkających we wspólnie wynajmowanych okazałych budowlach, nie rzadko o wysokiej zabytkowej lub historycznej i majątkowej wartości, które są w prywatnym posiadaniu tych związków od kilkudziesięciu lat i dłużej.
Taki student dostaje dobrze wyposażony jednoosobowy obszerny pokój z internetem, komputer i opłaca nieco więcej niż połowę najniższego w tym mieście czynszu. Płaci dużo mniej niż nawet za niekiedy b. korzystne dużo mniejsze, bo ok 9m2, miejsce w akademiku, które dostają w pierwszej kolejności studenci, których rodzice mało zarabiają, i dlatego dofinansowuje niemieckie państwo.
Resztę czynszu pokrywa prywatna fundacja na którą m. in. finansowo łożą tzw "die alten Herren" tzn dawni członkowie, alumni, tego związku studentów, którzy już skończyli studia, pracują na różnych nie rzadko wysokich pozycjach w przemyśle, ... Mają oni - o dziwo - za sobą nie rzadko tak szybkie kariery, że określa się je przymiotnikiem "kommetenhaft", szybko się pojawiających jak kometa. Ludzi standardowo różnie zdolni z różnych także najniższych warstw społecznych, którzy startują swoje szybkie kariery zaraz po studniach od razu już od nieprzeciętnie wysokich stanowisk startowych. Na początku jeszcze jako praktykanci, ale już o wynagrodzeniu powyżej 4/5 średniej krajowej.
Ciekawe, że wielu niemieckich polityków, od tych lokalnych po najwyższe urzędy w kraju oraz "kapitanów gospodarczych tankowców" czyli wysokich managerów w firmach o strategicznym znaczeniu dla gospodarki niemieckiej, ..., było w czasie swoich studiów członkami burszenszaftów i chyba nie przypadkiem, mówi się w tym kontekście o powiązaniach, plecach oraz nepotyzmie, choć beneficjęci takiej kariery są skoligacony ze swoim "mecenasem" nie tyle więzami krwi, co więzami burszenszaftu.
Po wstąpieniu do burszenszaftu następuje kilkumiesięczny okres próbny, z którym związany jest nie tylko jak już powiedziałem, tani pokój, wyskoki standard życia, przyjemna i wygodna infrastruktura do nauki, ale i wspólnie organizowane prywatne festyny, imprezy, spotkania i rytuały w zamkniętym gronie. Co jakiś czas - 2 razy do roku, organizowane jest spotkanie czy raczej zjazd wszystkich członków, pieczenie kiełbasek, picie piwka, w otaczającym zabytkową siedzibę w dzielnicy willowej, wspaniałomyślnie wyposażonym ogrodzie, i rozmowy przybyłymi alumnami, dawnymi członkami teraz już pracującymi na swoich stanowiskach.
O czym się toczą rozmowy tego nie wiem, nikt nie chce zdradzać tajemnicy, Damy w tych spotkaniach nie uczestniczą a więc żaden męski urok na nic by się tu zdał, a i o jednostronną orientację seksualną tych wyłącznie przecież męskich członków związku nie można w żaden sposób, choćby związany z cieniem nikłej pogłoski, podejrzewać - przynajmniej ja nie natknąłem się na ani jeden ślad, ani jedną insynuację, choćby drobną poszlakę na ten temat.
No, oprócz jednej, jaka jakoby zdarzyła się na jednym z niezmiernie rzadko wg autora relacji odwiedzanych spotkań, gdzie wolni, niczym nie zaprzysiężeni i związani jakimkolwiek rytuałem studenci z wyjątkiem zamiłowania do palenia pewnej orientalnej roślinki - żartach nierozważnie raz zaimputowali. Ale wiary żadnej temu dać nie można no bo ogarniająca ich niebiańska błogość, i zmysł mąci i pamięć.
Ogólnie przypomina to nie tyle klimaty, co struktury znane u nas z wcześniej internatów i wojska: nowi adepci - koty, i stare wygi - starszacy czy jakoś tam podobnie, tyle że rytuały - te inicjacyjne, jak i mające na całe życie scalać ze sobą członków są odmiennie przeciwne. Wykwintne, wyrafinowane, subtelne .. no i prawdopodobnie brzemienne w późniejsze "popłatne" skutki. Bardziej przypominają może rozciągnięty na cały okres studiów kurs przygotowawczy do jednej z lóż niż promującej indywidualizm bochemy.
Przyjęcie do takiego związku studentów poprzedzone jest z rozmową wstępną, kwalifikacyjną i po zaakceptowaniu adepta, kilkumiesięcznym okresie życia w burszenszafcie, często dokładnie po roku, nowy adept musi się określić czy chce zostać pełnoprawnym członkiem czy rezygnuje. Z drugim jest związana konieczność szukania nowego, na pewno droższego i mniej wygodnego lokum - pierwsza zobowiązuje. Podpisuje on, mniej lub bardziej uroczyście lub w zrytualizowany sposób, zobowiązanie że po zakończeniu studiów, zdobyciu pracy będzie ze swojego wynagrodzenia dobrowolnie przekazywał określone procentowo lub mniej formalnie świadczenia na rzecz drobnej prywatnej fundacji z której utrzymywany jest bruszenszaft i zachęcani do przyłączenia się nowi studenci.
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 1472 odsłony
Komentarze
np1 -cd
26 Lutego, 2010 - 11:54
Cieszę się, że podjąłeś ten b. ciekawy temat. Opisałeś organizację inicjującą i formującą wspólnotę młodych mężczyzn, temat występujący czasami wśród feministek pod nazwą "zmowa mężczyzn". Myślę, że to właśnie dzięki takim organizacjom możliwe jest kształtowanie elit. Jest to długa niemiecka tradycja, odwołująca się m.in. do etosu rycerskiego. Zwróć uwagę na rolę jaką odgrywa kształtowanie charakteru przez uprawianie sportów walki (szermierka). W sportach walki stajemy twarzą w twarz z przeciwnikiem, nie możemy tego scedować tego na kolegę, niemożliwe są "układy". Musisz stanąć i walczyć, musisz przełamać swoją słabość. Podobne organizacje występują w Japonii, gdzie zasadą porządkującą jest droga miecza ken-do, czy droga pięści -karate-do.
Dzisiejsze "zdemokratyzowane" czasy nie sprzyjają rozwojowi mężczyzn. Chłopców pozbawiono wychowania, które zawiera w sobie inicjację, nad którą czuwają dojrzali odpowiedzialni mężczyźni. Nastąpiło to m.in. przez feminizację takich zawodów jak nauczyciel, przez ciągłe atakowanie i kwestionowanie pozycji mężczyzny w świecie, przez wszechobecny seksualizm, przez "wielkie żarcie", przez wszechobecną nudę etc. A przecież na poziomie hormonalnym chłopiec szykowany jest do walki, którą eliminuje się z życia. Cały proces wychowawczy w "demokratycznym świecie" nastawiony jest na eliminację walki. Na naszych oczach widzimy do czego prowadzi eliminacja walki w sporcie. Współczesny sport bardziej przypomina zmagania cyrkowo-gladiatorskie niż realną walkę. Młodemu mężczyźnie pozostaje kibicowanie Barce przed telewizorem przy piwku, a po skończeniu oglądactwa wyjście na ulicę i demolowanie koszy na śmieci.
Tradycja burszowska w Niemczech jest stara. I to w jej ramach następuje selekcja do elit. Marzyłoby mi się, żeby zainicjować podobne podejście do sprawy w Polsce. Byłby to siew na długie lata. Tu muszę odwołać się do ulubionego pisarza kolegi Triarusa Oswalda Spenglera, który opisując zadania młodych Niemców-Prusaków mówił (piszę to z pamięci, więc mogło to mieć trochę inne brzmienie), że "Ich prawem jest mieć obowiązki wobec kraju" [Triarus jeśli możesz, to skoryguj to]. Gdy zastanowimy się nad treścią tej maksymy, to musimy stwierdzić, że życie wg tej maksymy odrzuca zabiegi o przywileje, życie wg niej wymaga ofiary. Jest to zupełnie inne podejście od tego, czym bombardowany jest młody człowiek.
Ciekawy opis funkcjonowania środowiska burszowskiego podany jest w głośnej książce Martina Pollaka "Śmierć w bunkrze", będącej rozliczeniem z ojcem - zbrodniarzem wojennym. Fragment opisujący funkcjonowanie takiego środowiska ma miejsce przed I wojną światową i dzieje się na pograniczu austriacko-słoweńskim.
Warto sięgnąć do doświadczeń brytyjskich, gdzie elitę kształtowano w Eton. Chłopacy z dobrych domów musieli grać w rugby, czy biegać przełaje razem z nauczycielami. Do tego naprawdę trzeba charakteru.
W swojej praktyce zawodowej spotykam się czasami z osobami, które trenowały jakiś sport, a w szczególności sporty walki (podobnie jak ja). Okazuje się, że szybko się rozpoznajemy i zaczynamy nadawać na tych samych falach i z reguły dobrze układa nam się współpraca na niwie zawodowej.
pzdr
Milton
kolegi Triarusa Oswalda
28 Lutego, 2010 - 02:08
To jest wg mnie główny problem - "to czym bombardowany jest młody człowiek.".
Takie organizacje zankomicie ułatwiają formowanie się i orientację, znalezienie punktów orientacyjnych na całe życie które są oparte na prawdziwym doświadczeniu gospodarce, finansach, a nie na medialnej wojnie dezinformacyjnej lub na teoriach.
Osoba młoda, krytyczna, aby mogła się zorientować, co się tak naprawdę dzieje, kto rządzi, dlaczego i jak mogło do tego dojść ... nie ma łatwej pracy - a szanse są wielkie że się zniechęci.
Mi zajęło mi to ponad 1,5 rok, intensywnego codziennego wysiłku. Owszem przyznaję, jestem chorobliwie sceptyczny wobec prawie każdej nowej informacji, a nieznane mi i niezweryfikowane źródła informacji, wielokrotnie sprawdzam i może dlatego tak długo to trwało. Ciekawe z czasem mogłem zauważyć jak pomocne są te źródła, w których, fakty oddzielone porządną "grubą kreską" od opinii i interpretacji, w stosunku do tych, gdzie opinie podawane przed faktami, porządnie wymieszane a nawet bez faktów i mimo to wyciągane są jeszcze dodatkowe wnioski!. Wrota do manipulacji szeroko otwarte są na roścież ... i.
Takie organizacje są niezbędne wg mnie - taki była też intencja zajęcia się tym ...
np1
26 Lutego, 2010 - 12:19
[quote=np1]
Bardziej przypominają może rozciągnięty na cały okres studiów kurs przygotowawczy do jednej z lóż niż promującej indywidualizm bochemy.
[/quote]
Podobne struktury budowane były i są nadal również w Stanach - tzw. bractwa "piszczeli i czaszki"..
Nazwijmy to może po imieniu że jest to "Masoneria" ...
Czyli organizacja zwalczająca chrześcijaństwo na wszelkich płaszczyznach życia polityczno-gospodarczego .
Stanisław Krajski opisał bardzo dokładnie dzieje światowej i polskiej "masonerii" ..
pozdrawiam
............................
http://andruch.blogspot.com/
-----------------------------------------
Andruch z Opola
]]>http://andruch.blogspot.com]]>