13 MARZEC 1953 - ŚMIERĆ JANA STANISŁAWA JANKOWSKIEGO "SOBOLA" w sowieckim więzieniu we Włodzimierzu nad Klaźmą Delegata Rządu RP
Najlepsze uczelnie, praca naukowa i zaangażowanie polityczne. Jan Stanisław Jankowski urodził się w ziemiańskiej rodzinie Józefa Jankowskiego i Joanny z Olędzkich. Po ukończeniu gimnazjum filologicznego w Piotrkowie Trybunalskim podjął studia na wydziale Fizyko-Matematycznym Uniwersytetu Warszawskiego. Potem podjął też studia na wydziale Chemii Politechniki Warszawskiej, a w 1906 roku także w Wyższej Szkole Technicznej w Pradze. Studia ukończył w 1908 roku...
Już rok później podjął pracę w katedrze chemii rolnej Uniwersytetu Jagiellońskiego. Podczas studiów wstąpił do Związku Młodzieży Polskiej „Zet” oraz do Stronnictwa Narodowo-Demokratycznego. W latach 1901–1902 współtworzył Związek Młodzieży Robotniczej (ZMR) oraz Związek im. Jana Kilińskiego. Współorganizował w 1906 Narodowy Związek Robotniczy. W 1908 wstąpił do Ligi Narodowej. W 1909 wyjechał do Krakowa, gdzie poza pracą naukową w latach 1912–1914 wchodził w skład Komisji Tymczasowej Skonfederowanych Stronnictw Niepodległościowych, jako reprezentant NZR i współorganizator Polskiego Związku Wojskowego. Służył w I Kompanii Kadrowej Józefa Piłsudskiego, a następnie od 1915 w 1. pułku ułanów Legionów Polskich. W tym samym roku wszedł do Centralnego Komitetu Narodowego z ramienia NZR. Warto zwrócić uwagę, że Jankowski od początku działał w konspiracji – Jankowski studiował jeszcze w czasie zaborów, stąd też głównym celem organizacji, od których należał było odzyskanie niepodległości Polski a następnie budowanie nowego kraju w oparciu o sprawiedliwość społeczną, przy tolerancji dla innych wyznań i narodowości.
Te doświadczenia bardzo przydały mu się w czasie okupacji, gdy znowu musiał podjąć działalność konspiracyjną.
"Chcieliśmy być wolni i wolność sobie zawdzięczać”.
Po odzyskaniu niepodległości Jan Jankowski pracował w Ministerstwie Rolnictwa i Dóbr Państwowych oraz Głównym Urzędzie Ziemskim w latach 1919–1921. Był współzałożycielem Narodowej Partii Robotniczej (NPR) i prezesem jej Głównego Komitetu Wykonawczego w latach 1920–1923. W 1921 był ministrem pracy i opieki społecznej w pierwszym rządzie Wincentego Witosa. Następnie powrócił do pracy w Ministerstwie Rolnictwa i Dóbr Państwowych.
W 1925 został podsekretarzem stanu w Ministerstwie Pracy i Opieki Społecznej, po czym w 1926 kierował tym resortem pod koniec rządów Aleksandra Skrzyńskiego i w trzecim rządzie Wincentego Witosa. Po zamachu majowym pracował Zakładzie Ubezpieczeń Społecznych. W latach 1926-1936 był wiceprezesem Zjednoczenia Zawodowego Polskiego, a w latach 1928 -1935 był posłem na Sejm z ramienia. Niemal jednocześnie, bo w latach 1927–1934 zasiadał w Radzie Warszawy.
W 1935 wystąpił z NPR a w 1937 został członkiem Stronnictwa Pracy. Po wybuchu II wojny światowej początkowo działał w instytucjach opieki społecznej ale bardzo szybko związał się z Delegaturą Rządu na Kraj. W 1941 objął urząd dyrektora Departamentu Pracy i Opieki Społecznej Delegatury Rządu RP na Kraj. Działał pod pseudonimami „Doktor”, „Jan”, „Sobolewski”, „Soból”, „Klonowski”. Pod koniec 1942 został zastępcą Delegata Rządu RP na Kraj, a następnie sam objął tę funkcję w kwietniu 1943 po aresztowaniu Jana Piekałkiewicza. To właśnie on wraz z Leopoldem Okulickim zatwierdził decyzję o wybuchu Powstania Warszawskiego. Miało do tego dojść po otrzymaniu przez niego depeszy z Londynu w dniu 25 lipca 1944 roku. Powiedział wtedy w rozmowie z Janem Nowakiem Jeziorańskim: „My tu nie mamy wyboru. „Burza” nie jest w Warszawie czymś odosobnionym, to jest ogniwo łańcucha, który zaczął się we wrześniu 1939 r. Walki w mieście wybuchną, czy my tego chcemy, czy nie. (…) Trudno sobie wyobrazić, że nasza (…) młodzież, którą myśmy szkolili od lat (…) daliśmy jej broń do ręki, będzie się biernie przyglądała albo da się Niemcom bez oporu wywieźć do Rzeszy? Jeżeli my nie damy sygnału do walki, ubiegną nas w tym komuniści. Ludzie wtedy oczywiście uwierzą, że chcieliśmy stać z bronią u nogi.” Krótko potem podobne przesłanie usłyszeli od niego na antenie powstańczego radia warszawiacy – „Chcieliśmy być wolni i wolność sobie zawdzięczać”. – mówił Jankowski. Przeżył w Warszawie całe Powstanie i wraz z ludnością cywilną na fałszywych papierach opuścił płonącą stolicę po jego upadku. Trafił do obozu w Pruszkowie.
Ze względu na wiek i stan zdrowia (z Powstania wyniesiono go na noszach) został zwolniony.
Świat się dowiedział, nic nie powiedział
W marcu 1945 roku wraz z piętnastoma innymi przywódcami podziemia został zaproszony na rozmowy polityczne do Pruszkowa. Zapraszający – płk. Piemienow (w imieniu gen. Sierowa, występującego pod fałszywym nazwiskiem Iwanow) ręczył oficerskim słowem honoru za bezpieczeństwo Polaków. Kłamał. Cała delegacja została uprowadzona prosto do Moskwy. Dopiero 5 maja strona rosyjska oficjalnie poinformowała o aresztowaniu Polaków. Jan Jankowski z racji sprawowanej funkcji był dla oprawców z NKWD szczególnie cenną „zdobyczą”, a jego skazanie miało szczególne propagandowe znaczenie. W czasie, gdy Churchill, Roosvelt i inni światowi przywódcy wraz ze swymi obywatelami świętowali zwycięstwo nad Niemcami, szesnastu bohaterów z Polski było torturowanych w więzieniu na Łubiance.
Już 18 czerwca 1945 roku rozpoczął się ich proces. Jan Jankowski został w nim skazany na 8 lat więzienia. Świat zajęty świętowaniem nic nie powiedział.
"Bądź mi ufna Ukochana Heluniu"
Nie wiemy, jak przebiegały przesłuchania, ani co działo się radzieckich więzieniach. Zachowało się jednak kilka listów, które wysłał do żony Heleny Jankowskiej z więzienia. Wynika z nich, że Jankowski robił wszystko,
by przetrzymać i walczyć o swoją godność. Gimnastykował się, łatał ubranie, starał się regularnie czytać i stale wracał wspomnieniami do minionych lat, wybiegając jednocześnie w przyszłość. Cieszył się, że Helena podjęła wysiłki w celu odbudowania ich domku przy ulicy Raszyńskiej w Warszawie. Listy do niej kończył niezmiennie „Bądź mi ufna Ukochana Heluniu”. Nie wiedział i nigdy się nie dowiedział o tym, jak ciężko musiała pracować, że ona – przed wojną żona posła i ministra – na życie zarabiała udzielając lekcji z języków obcych (znała trzy), o porannych rewizjach przeprowadzanych w zajmowanym przez nią mieszkaniu przez ubeków, o tym, że w domku, który starała się odbudować mieli mieć tylko trzy małe pokoiki. Helena także nie wiedziała wielu rzeczy – nawet tego, że w 1947 roku na kilka tygodni został przeniesiony z Łubianki do więzienia Lefortowskiego, a w sierpniu 1949 roku do więzienia we Włodzimierzu nad Klaźmą. Wtedy listy zaczęły przychodzić coraz rzadziej. W jednym z nich napisał jej, że od światła żarówek ma kłopoty ze wzrokiem. Helena Jankowska zaczęła pisać dużymi literami. Pisała: „Stasiuniu mój Najdroższy. Choć tak dawno nie mam listu od Ciebie, znoszę to spokojnie. Obawiam się tylko, czy Ty się tym nie męczysz. (…) Najważniejsze, że już tak krótki czas pozostał z Twojego terminu. Możemy liczyć miesiące, tygodnie i dni. Czy to nie dodaje Ci sił Ukochany? U mnie nic nowego. Niezmiennie ten sam tryb życia prowadzę. Praca i myśl o Tobie. Myśli o Tobie, to właściwie moje życie. Trzymam się mocno, mam nadzieję, tę wielką przyjaciółkę człowieka, która dodaje sił i wiary, że spełni się nasze spotkanie. Stasiuniu, bylebyś mógł wzbudzić w sobie to samo uczucie… Ach Stasiuniu mój. Jakże ubolewam nad tym, że Ci nic nie pomagam, tak dotkliwie czuję Twoje potrzeby. Wynagrodzę Ci to Stasiuniu! Tymczasem do widzenia Kochanie moje, Szczęście moje! Życzę Ci zdrowia, sił i wytrzymałości. Najgoręcej całuję, polecam Cię! Bądź dobrych myśli, choć to od nas nie zależy. Szczęście i serce moje. Twoja bez granic H”.. Nie dostała już odpowiedzi. Ani na ten list, ani na żaden inny. W marcu 1953 roku, kiedy wyrok jej męża dobiegał końca, zwróciła się do władz radzieckich i polskich z zapytaniem, co się z nim dzieje. Nie dostała odpowiedzi. Proszony o pomoc Szwedzki Czerwony Krzyż poinformował ją w 1954 roku, że na dwa tygodnie przed końcem kary Jan Stanisław Jankowski został wywieziony w nieznanym kierunku. Liczyła na to, że podobnie jak Antoni Pajdak trafił na Syberię bez prawa do powrotu. Pajdak wrócił, Helena Jankowska wierzyła, że jej mąż także wróci. Wierzyła nawet, gdy 3 lipca 1956 roku PCK przysłał jej zawiadomienie o śmierci męża, co miało nastąpić 13 marca 1953 roku. Wierzyła, także dlatego, że 31 lipca, MSZ PRL zawiadomiło ją o wszczęciu procedur repatriacji. Czekała aż na niego aż śmieci, przez następne 10 lat, codziennie stawiając świeże kwiaty przed jego zdjęciem.
Jedno zdjęcie ujawnia prawdę
Zgodnie z oficjalną wersją Jan Stanisław Jankowski zmarł w więzieniu we Włodzimierzu nad Klaźmą 13 marca 1953 roku. Istnieje jednak dowód wskazujący, że to kłamstwo a Delegat Rządu na Kraj został zamordowany. Zachowało się zdjęcie Heleny, przesłane mu już po rozpoczęciu kary więzienia. Jan Jankowski traktował je jak relikwię i nigdy się z nim nie rozstawał.
Na odwrocie fotografii prowadził zapiski, będące kroniką jego Golgoty. Jest tam kilka nazwisk i haseł, dziś już nie do ustalenia. Jest też jeden zapis obalający rosyjską wersję o śmierci Jankowskiego.
Na samym dole zdjęcia widnieje zapis: „28/III Wizyta u Naczelnika… termin mój jeszcze 1 rok”. I mocno zamazany podpis: „Staś..!”. Dowodzi to bezspornie, że dwa tygodnie po domniemanej śmierci Jankowski żył. Co więcej – wtedy dowiedział się, że z nieznanych dziś powodów czeka go dodatkowy rok więzienia. Być może ten rok miał dać Rosjanom czas na „zastanowienie się”, co zrobić z Delegatem Rządu na Kraj. Prawdopodobnie pod koniec upływu tego dodatkowego roku został on zamordowany. Gdyby bowiem było inaczej, Rosjanie nie mieliby powodu, by podawać jako datę śmierci właśnie 13 marca 1953 roku. Warto zwrócić uwagę, że przedłużenie aresztowania nastąpiło nawet wbrew prawu radzieckiemu. Nie mogło się więc dokonać na podstawie samowolnej decyzji naczelnika więzienia. Decyzja o przedłużeniu aresztowania musiała więc zapaść albo bezpośrednio na Kremlu, albo w samym kierownictwie NKWD. Data mordu a zarazem śmierci Jankowskiego pozostaje nieznana. Być może informacje na ten temat znajdują się gdzieś w archiwach na Łubiance. Wiemy natomiast z całą pewnością, że jego ciało zostało wrzucone do jednej ze zbiorowych mogił – dołu wypełnianego bezimiennymi zwłokami. Dziś już nikt nie dojdzie, w którym z nich został pochowany. Dopiero 20 maja 1991 roku polska delegacja w obecności rodziny Jana Stanisława Jankowskiego, prasy i historyków – odsłoniła tablicę pamiątkową na murze cmentarnym we Włodzimierzu nad Klaźmą. Dopiero wtedy Rosjanie oddali rodzinie kilka pamiątek po zamordowanym – kilka listów od żony, jego niewysłany list, kilka fotografii, dokumenty zgonu i lekarskie dokumenty choroby. Do dziś do rodziny nie wróciła obrączka i okulary. W 1995 roku Jan Stanisław Jankowski został uhonorowany Orderem Orła Białego- najwyższym polskim odznaczeniem.
Jan Stanisław Jankowski „My tu nie mamy wyboru”
Aldona Zaorska
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 4112 odsłon
Komentarze
Wymowna jest ta
12 Marca, 2012 - 23:37
Wymowna jest ta cisza...
Piękny życiorys człowieka - patrioty - polityka.
Pamięć o nim i jemu podobnych, przykryła gruba warstwa sromoty - efekt działań ich następców.
Będąc na Pawiaku, w jednej z cel zobaczyłam szczególną galerię fotografii na ścianie.
Były to zdjęcia posłów i senatorów II RP, którzy zginęli w tych murach z rąk niemieckiego okupanta.
Warto, żeby nasi politycy oodwiedzili to miejsce - ku przestrodze...