Ppłk "Janczar" żołnierz niezłomny (21)
poprzedni odcinek: http://niepoprawni.pl/blog/5462/pplk-janczar-zolnierz-niezlomny-20
na zdjęciu: Józef Światło vel Izak Fleischfarb
Jak opisuje aresztowanie w swoich wspomnieniach Kazimierz Karlsbad „Radek”:
„Mniej więcej w połowie grudnia dostałem rozkaz zorganizowania przeniesienia dowództwa Okręgu AK "Białowieża" z terenu Obwodu siedleckiego na teren węgrowski. Wyjechałem na kilka dni do Siedlec i po nawiązaniu właściwych kontaktów, przewiozłem płk. "Janczara" (L. Szymański) wraz z adiutantem i trzema łączniczkami na nasz teren.
Zakwaterowano ich w różnych miejscach, w samym Węgrowie i pod miastem. Jedna z łączniczek zamieszkała u mej matki jako "kuzynka". Brat i ja już od wielu tygodni przebywaliśmy tam, gdzie nas noc zastała. Czasem razem, często osobno, czasem u przyjaciół, czasem w szpitalu na Klimowiźnie, gdzie dzięki prawdziwie matczynej opiece zakonnic, Sióstr Bożeny i Teobaldy, i cichej współpracy reszty personelu szpitala zawsze znalazło się czyste łóżko, gorący posiłek, lekarstwo w potrzebie i obietnica modlitwy.
W przedzień Wigilii
Wieczór 23-go grudnia 1944 roku. Jutro Wigilia, mam przekazać jakieś konspiracyjne meldunki na kwaterę jednej z łączniczek "Janczara". Po mieście poruszam się tylko po ciemku. Spieszę się trochę, bo jest dość duży mróz, a jeszcze nie wiem, gdzie będę mógł przenocować. Na ulicy Gdańskiej, mniej więcej na wysokości cmentarza ewangelickiego, prawie potykam się o leżącego w rynsztoku człowieka. Obok leży rower. Gdym się nad nim pochylił poczułem bimber. Strasznie mi to było nie na rękę, ale cóż, nie można zostawić pijanego człowieka na pewną śmierć na mrozie. Z niemałym trudem udało mi się postawić pijaka na nogi. Nie znałem go bliżej, ale wiedziałem, kim jest i gdzie go można odprowadzić. Kosztowało mnie to niemało trudu i blisko dwie godziny straconego czasu. Wracam pospiesznie na Gdańską, by wykonać polecenie i poszukać noclegu. Idę do mieszkania Luci Lipkowej, które zajmuje z małą córeczką Marylką. Otwiera mi Marysia (Szczypiorska), łączniczka z Warszawy, która dziś znalazła się tutaj. Jest sama, to jest sama w pokoju. Przez otwarte drzwi do kuchni słychać trochę już zapijaczone głosy kwaterującego tam sowieckiego kapitana i jego ordynansa. Marysia jest trochę "przegrana", ma wietrzną ospę i ma dość silną gorączkę. Jej koleżanka pojechała z "pocztą" do Mińska Mazowieckiego i jeszcze nie wróciła. Za ścianą dwóch pijanych bolszewików. Mam już wychodzić, ale żal mi się dziewczyny zrobiło, a i ona mnie prosi: "Zostań, nie zostawiaj mnie z dwoma pijakami, i tak nie masz gdzie iść". Zostałem. Marysia zaczęła trochę drzemać na tapczanie, poczuła się trochę bezpieczniej. Nie trwało to długo, gdyż któryś z Rosjan zauważył moją obecność (widywał mnie tam poprzednio), no i oczywiście nie było sposobu, żeby się wymówić. Piliśmy z filiżanek, zagryzając resztkami gotowanej kury. Od czasu do czasu któryś z moich przypadkowych towarzyszy zaczyna jakąś frontową piosenkę, no i trzeba z nimi śpiewać. W ten sposób mija około godziny. W pewnej chwili Marysia woła, żeby otworzyć drzwi, bo Hanka przyjechała. Idę do drzwi, otwieram...
Wpadli na mnie we trzech. W kilka sekund miałem obie ręce do tyłu i pistolet przyłożony do czoła. Wepchnęli mnie z powrotem do pokoju. Dwóch drabów porwało z tapczana wpółprzytomną z gorączki Marysię i zaczęli nią potrząsać. Na jej szczęście, zaniepokojony hałasem, wybiegł z kuchni rosyjski kapitan z odbezpieczonym pistoletem w ręku. Bezpieczniacy zamarli na chwilę w bezruchu, tym bardziej, że Rusek był wyraźnie pijany i nie wyglądało, że żartuje. Powoli, ostrożnie porucznik dowodzący akcją wyjął z kieszeni jakąś "bumagę" i pokazał rozwścieczonemu kapitanowi. Musiało to być coś ważnego, bo ten spojrzał, chwilę czytał, odwrócił się na pięcie, wyszedł do kuchni i zamknął za sobą drzwi.
Oficer (por. "Światło" stawiający pierwsze kroki na początku swej błyskotliwej kariery) zaczął drwić, mówiąc jak to on nas wszystkich (AK-owców) powybiera, jak to Hanka wpadła w "zastawę" w Mińsku, którą on urządził. W pewnej chwili zauważył mój kożuszek wiszący na poręczy krzesła i rzucił się go ubierać. "Będę teraz nosił akowski kożuszek" - powiedział. W trakcie tego monologu "miłego" porucznika i przez jakiś czas po jego wyjściu dwóch spośród zbirów mu podległych trzymało mnie za ręce, a trzeci, jakiś podoficer, "kuł" mnie w zęby lub dla odmiany kopał w krok. Zasłaniałem się nogami jak mogłem, ale od uderzeń w głowę kilka razy zamroczyło mnie i zwaliłem się na podłogę. Moi oprawcy podnosili mnie z podłogi i "kuli" dalej. Robili to z prawdziwym proletariackim zapałem, nawet nie zadawali mi żadnych pytań.
Nie wiem jak długo to trwało, bo straciłem poczucie czasu. Nawet już nie bolało tak bardzo, byłem w szoku. Tylko nasada nosa musiała być złamana, bo rwało cholernie. W końcu mój oprawca rozkrwawił sobie rękę, zaczął narzekać, że mam twardą szczękę i zakończył operację. Załadowali poturbowaną Marysię i mnie do amerykańskiego łazika i pod silną eskortą zawieźli nas do kamienicy mojego przyjaciela, którą to ludowa władza zarekwirowała na potrzeby resortu bezpieczeństwa.
Musiał to być tej nocy punkt zborny schwytanych akowców, gdyż zauważyłem tam Staszka Wąchalskiego, potem przywieźli Lucię Lipkową. Panował tam gorączkowy ruch. Zorientowałem się, że wpadka nie ogranicza się do nas kilkorga. Znowu pokazał się Światło i zaczął chwalić się, że aresztował "Janczara". W międzyczasie ja znowu dostałem porcję bicia, tym razem na podłodze. Dwóch przedstawicieli ludu przysiadło mi głowę i nogi, a trzeci wpajał mi zasady "dyktatury proletariatu" gumowym "bananem", bijąc gdzie popadło. Staszek dostawał podobne "lekarstwo" obok, również na podłodze. W czasie bicia spytali mnie, czy znam Karola Szymańskiego. Wiedząc, że Karol prysnął z terenu już prawie dwa miesiące temu (on i ja byliśmy wytypowani przez "władze ludowe" jako pierwsi do aresztowania w Węgrowie, ale zostaliśmy ostrzeżeni przez starostę Krajewskiego) odpowiedziałem, że owszem znam go. "A gdzie on jest?". "Nie mam pojęcia".
O którejś godzinie w nocy, pod silną eskortą zaprowadzili mnie na dwór do ustępu. W sąsiednim była Marysia. Zdołaliśmy wymienić szeptem kilka słów. Po powrocie już nie bili. Siedzieliśmy pod strażą, czekając na coś. Rozglądałem się po pokoju, z którym łączyło mnie tyle wspomnień.
Jest to dom Mariana Wintocha. Tu zbieraliśmy się jakże często, jego rodzice nie żyli, więc mieliśmy dużo swobody. Ileż to dyskusji, pomysłów, akcji poczęło się tutaj. W tym pokoju kształtowały się nasze światopoglądy i charaktery, tu krystalizowała się wizja Polski, o którą walczyliśmy: będzie silna, sprawiedliwa, a nade wszystko wolna!
To było zaledwie kilka miesięcy temu. Wkrótce po wkroczeniu Sowietów i ustanowieniu przez nich tzw. "władzy ludowej" rozpoczęły się aresztowania. Jednym z pierwszych był właśnie Marian. Zdołał zbiec, więc jakby w odwet zajęto cały jego dom na siedzibę "bezpieki". I właśnie znowu znalazłem się tutaj.
Szarzało już, gdy znowu załadowali nas do łazików. Marysię i mnie pierwszego, a Staszka Wąchalskiego i Bolesława Stankiewicza do drugiego, i pojechaliśmy. Kilka osób kręciło się już po ulicy, bacznie obserwując, co się dzieje. To dobrze. Tadzik i moja matka dowie się, i Jasia, trzecia łączniczka "Janczara", zniknie nim "bezpieka" zajrzy do mego domu. Pomyślałem, że to może ostatni raz widzę Węgrów. W drodze, siedząc tylko w lekkiej marynarce w odkrytym wozie, zmarzłem na kość. Rana na nosie mocno mi dokuczała i jedno oko bardzo spuchło.
CDN
Zamieszczone tu wspomnienie, napisane przez podwładnego "Janczara" który uciekł wtedy na Zachód, znalazłem kiedyś w internecie. Zamieszczam fragmenty, bo uważam za niezmiernie ciekawie opisujące zaszłe wtedy wydarzenia, które są nieznane szerszemu ogółowi.
następny odcinek:
http://niepoprawni.pl/blog/5462/pplk-janczar-zolnierz-niezlomny-22
Tomasz A.S.
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 1498 odsłon
Komentarze
Przeczytałam z uwagą
28 Lutego, 2012 - 23:28
Dziękuję za ten wpis. Pozwala towarzyszyć Wyklętym w najtrudniejszych chwilach i chociaż symbolicznie, to jednak współodczuwać ich niedolę.
Pozdrawiam
Dziękuję!
29 Lutego, 2012 - 00:53
DZiękuję! Przeczytałam z wielkim zainteresowaniem. Czekam na ciąg dalszy. Czy ten Autor przezył? Boże mój, tyle odwagi i tyle determinacji, tyle cierpienia i udręki. Szacunek najwyższy.
Ppłk. 'Janczar'
29 Lutego, 2012 - 07:28
A ja jestem wk...ny na maxa.
czuję się źle i zaraz dam upust swojej frustracji. Może by tak autorzy czyli Pan Tomasz A.S. albo pan kryjący się pod nickiem Brus_Zły_Lis zdecydowali się na to które zdjęcie należy do kogo.
Bo tak się składa że zdjęcie w tym artykule od ppłk.'Janczarze' jest identyczne ze zdjęciem o żydowskich oficerach w MBP (link do artykułu:
http://niepoprawni.pl/blog/4873/kierownictwo-mbp )
No więc grzecznie pytam kto jest kim na tych zdjęciach?
No chyba że zdjęcie nijak się ma do notatki i zostało wklejone ot tak sobie, dla podtrzymania dialogu.
No to wtedy - przepraszam.
Sfrustrowanemu
29 Lutego, 2012 - 10:58
Czy mam podawać zawsze link do źródła?
Proszę bardzo:
pokazałem zdjęcie wg linku:
http://www.google.pl/search?q=J%C3%B3zef+%C5%9Awiat%C5%82o&hl=pl&client=firefox-a&hs=DgM&rls=org.mozilla:pl:official&channel=np&prmd=imvnso&tbm=isch&tbo=u&source=univ&sa=X&ei=svVNT-HqIMz5sgaP6-3EDw&ved=0CEAQsAQ&biw=1024&bih=614
Pod linkiem, który Pan podał, też figuruje Józef Światło.
Nie wiem, w takim razie, w czym rzecz?
Drażnią Pana żydowskie rysy?
**********************************
Jeszcze Polska nie zginęła / Isten, áldd meg a magyart
[ts@amsint.pl]
********************************** Jeszcze Polska nie zginęła / Isten, áldd meg a magyart