Jak wyglądało "braterstwo broni" z Armią Czerwoną
Na fotografii: rotmistrz Lucjan Szymański
Kalendarium
2 sierpnia 1944
Po zmianie miejsca postoju 2 sierpnia 1944 dowódcy podokręgu do miejscowości Marianka k. Mińska Maz., z Siedlec dociera insp. ppłk. L. Szymański i przejmuje jako najstarszy stopniem i funkcją dowodzenie sztabem Podokręgu Warszawa Wschód. Razem z szefem sztabu podokręgu mjr. K. Sobolewskim „Cyrusem” udał się na spotkanie do gen. Popowa, dowódcy oddziałów sowieckich na tym terenie. Spotkanie odbyło się w majątku Niedziałka, 5 km na płn.wsch. od Mińska Mazowieckiego.
Mjr „Cyrus” Kazimierz Sobolewski po wojnie tak wspomina te wydarzenia:
Dnia 2 sierpnia sztab Grupy Operacyjnej przybył do miejsca rozlokowania Baonu w Mariance i tego samego dnia wz dca Grupy Operacyjnej ppłk „Janczar” Lucjan Szymański i szef sztabu ppłk mgr „Cyrus” – Kazimierz Sobolewski zgłosili się u gen. Popowa wskazanego przez jednego z dwóch majorów radzieckich przybyłych do sztabu Grupy w charakterze oficerów łącznikowych. Ppłk. „Janczar” – Lucjan Szymański jako jeden z inspektorów Podokręgu dlatego zastępował płk. „Szeligę” – H. Suszczyńskiego, że ten ostatni jeszcze nie przybył z rej. radzymińskiego Obwodu.[...]
Spotkanie odbyło się w miejscowości Niedziałka 5 km na płnc. wschód od Mińska. Generał Popow w towarzystwie pułkownika przyjął „Cyrusa” i „Janczara” w dużej sali domu na terenie majątku w sposób może mniej kurtuazyjny niż się spodziewano. Nie przywitał się. Stawianie tych, którzy wspólnie walczyli z hitlerowcami i notabene ponosili duże straty, na płaszczyźnie wroga zdradzało niezbyt pocieszające zamiary. Nie było jednak powodów, żeby delegaci akowscy chcieli się czuć w roli rzekomych nieprzyjaciół. Gen. Popow interesował się ilością żołnierzy, ich uzbrojeniem, ilością oficerów oraz dość wszechstronnie poruszał ogólne sprawy polityczne. Udał bardzo zdziwionego, kiedy na pytanie, czy znali Osóbkę-Morawskiego i Bieruta otrzymał odpowiedź, że osób tych przedtem nie znali. W czasie rozmowy przyszedł jeszcze jeden generał, prawdopodobnie d-ca Korpusu Kawalerii który do oficerów A.K. odniósł się z dużą życzliwością i nieukrywaną sympatią [dowódcą 2 Korpusu Kawalerii Gwardii, który walczył o Mińsk Mazowiecki, był gen. lejtnant W. Kriukow przyp. TS]. Mówił, że od żołnierzy miał wiadomości o naszych kawalerzystach, byli pełni uznania za ich sprawność bojową w czasie wspólnych utarczek z hitlerowcami. Radziecki generał kawalerii zwrócił się do gen. Popowa z propozycją przyjęcia do swojego korpusu akowskich kawalerzystów. Ta intencja widocznie była nie po linii ogólnych wytycznych i gen. Popow puścił to mimo uszu. Po przeszło godzinnej rozmowie można było wysnuć wniosek, że przypuszczenie, iż stosunek wojskowych władz radzieckich do oddziałów akowskich będzie inny niż był na Wileńszczyźnie, Nowogródku czy na Wołyniu, - było złudne. Mniemanie, że może rozbroją, a następnie w drodze zrozumiałej mobilizacji wcielą do Wojska Polskiego nie miało realnych kształtów po dość apodyktycznej audiencji u gen. Popowa. Pozostało więc jedno – nieznane, a właściwie na podstawie przeszłości historycznej dobrze znany styl postępowania, do którego różnie się ustosunkowywali. Zakończeniem dość wszechstronnej rozmowy było sprecyzowanie dalszego postępowania. Ustalono co następuje:
1. Oddziały A.K. będą nadal kwaterować w m.m. Marianka i Barcząca.
2. Dnia 7 sierpnia mjr „Cyrus” – Kazimierz Sobolewski doprowadzi do m. Mienia (5 km na wschód od Mińska Maz.) na godz. 15.00 oddziały A.K. i ustawi w szyku rozwiniętym w miejscu dokładnie ustalonym na mapie.
3. Wszyscy oficerowie tak Sztabu Grupy Operacyjnej jak i oddziałów Obwodu mają przybyć do m. Niedziałka na godz. 14.00 dn. 7 sierpnia.
4. środki lokomocji na nasze zapotrzebowanie mieli zapewnić oficerowie radzieccy, przydzieleni do naszej Grupy (było ich dwóch w stopniach majorów z samochodem-łazikiem, myśmy posiadali jeden samochód ciężarowy). Na tym była zakończona rozmowa z gen. Popowem.
Rosjanie żądali koncentracji oddziałów AK 7 sierpnia na godz. 15.00 koło Mieni, a sztab miał się stawić poprzedniego dnia o 14.00.
6 sierpnia 1944
w niedzielę, o godz. 10-tej odprawiona została Msza polowa na placu w Mariance zarządzona przez sztab obwodu dla prawie wszystkich oddziałów AK z obwodu i okolicznych mieszkańców. W tej podniosłej chwili żołnierze, niepewni swych losów, zawierzali je Bogu, podejmowali osobiste decyzje o przejściu w ręce sowieckie lub ucieczce i dalszej konspiracji lub innej drodze ratunku. Dla wielu z nich była to ostatnia Msza święta w życiu. O godz. 18-ej podjechały sowieckie samochody, zabierając oficerów. Ppłk Lucjan Szymański, tak jak postanowił, uniknął znów aresztowania.
Tak opisuje przemarsz do Mieni rtm. Józef Leszczyński „Leszcz” w tym czasie kierowik referatu III i z-ca komendanta obwodu Mińsk Mazowiecki (list do Kaziutka pisany w Wałczu 9 października 1980 r.):
7 sierpnia 1944
„Z batalionem miałem być w Mieni na wyznaczoną godzinę, o ile pamiętam, o godz. 16.00, Oddział prowadziłem tak, by zgubić „Cyrusa” i tych 2-ch majorów NKWD, którzy nam towarzyszyli – oddział prowadziłem bezdrożami na przełaj, tak, że łazik z „Cyrusem” po drodze utknął. Maszerującym zezwoliłem i polecałem, by uciekali w drodze – bo to nic dobrego nie wróży. Na miejsce wyznaczone doprowadziłem oddział bardzo uszczuplony. Po dojściu na miejsce lunął deszcz, błyskawice i grzmoty, kazałem rozejść się i skryć pod drzewami. Po przejściu burzy zarządziłem zbiórkę i stwierdziłem dobre przerzedzenie się szeregów. W pewnej chwili zajechały 2 czołgi, a za nimi samochodem terenowym przyjechał generał [Popow] – po chwili zjawił się „Cyrus” z obstawą. Generał wlazł na czołg i przemawiał do nas. Podkreślił, że propaganda nasza mówiła, że „My, to ludojady - a my przyszli i nikogo nie zjedli” itp. „My bracia Słowianie pójdziemy bić wroga – na Berlin”, itd. „Jutro przyjdą maszyny i dostaniecie nowe „orużje” i pójdziemy razem na Berlin. Starszyzna wystąp!” Wystąpiłem razem z por. „Babiniczem” i lekarzem bat., którego nie pamiętam pseudonimu i nazwiska – nie wiem, jak się tam znalazł. Generał kazał mi prowadzić oddział (resztki) do zabudowań (jakieś letniskowe budynki, wiaty, należące do tramwajarzy warszawskich) Po komendzie „w prawo zwrot, i marsz” podszedłem do „Cyrusa” i oświadczyłem mu, że ja nawiewam. Otrzymałem odpowiedź, że już decyduję sam o sobie – i decyzja należy tylko do mnie. Po dojściu do zagrody nie zatrzymując się przeskoczyłem płot, i w krzaki. Po chwili znalazł się przy mnie „Babinicz”, który miał mapę i latarkę – zapadł zmierzch. W pierwszej chwili zostałem sam, bo „Babinicz” gdzieś się zagubił. Postanowiłem dojść do ostatniego miejsca postoju i tam przeczekać noc, by rano powziąć dalszą decyzję, co robić. Znalazłem się w leśniczówce (ostatnia kwatera d-cy batalionu!). Po pewnym czasie dołączyli do mnie dwaj bracia Strasburgery, którzy byli w zwiadzie konnym. Kazałem im postawić konie w stajni i przenocować, a rano wracać do domu, do majątku, gdyż uważałem, że nasza działalność została zakończona. W chwili, gdy zaczęliśmy się rozbierać, ktoś zapukał do okna. Jak się okazało, to był patrol (3 ludzi) wysłany przez „Jagienkę” w poszukiwaniu mnie. Patrol ten należał do plutonu (kompanii) Krzysztofa Chodkiewicza – przy którym już był „Lubicz”, jak również „Jagienka”. Dołączyłem do nich. Rano „Lubicz” postanowił wraz z tym oddziałem iść na odsiecz W-wie – na co ja się sprzeciwiłem tłumacząc, że mamy przed sobą front armii radzieckiej i Niemców, no i Wisłę. „Lubicz” zarządził: „Kto na W-wę – na prawo, kto nie – na lewo”. Ja przeszedłem na lewo i za mną szereg żołnierzy – tak rozstaliśmy się z „Lubiczem”. Z „Jagienką”, Małym Władkiem i moją siostrzenicą Danusią udaliśmy się do m. Borówek i tam w stodole przebyliśmy 2-3 tyg., jako uciekinierzy z palącej się W-wy.
Po kilku dniach zjawił się „Lubicz” i namawiał mnie bym objął d-ctwo oddziałów, które miały się znajdować w rej. Stanisławowa, Pustelnika – odmówiłem – twierdząc, że sam mogę ryzykować, ale ludzi narażać nie będę – tym bardziej, że zostaliśmy wszyscy zdekonspirowani. On zaczął mi wymyślać od Żymierskich itd. Po pewnym czasie powtórzył różne propozycje, ja się nie dałem namówić – twierdząc, że w tej sytuacji tworzenie nowego podzielenia z społeczeństwem, a nawet ze zbrodnią. „Lubicz” kręcił się po terenie, mając stacje nadawczą i kilku chłopców oraz dwie siostry Kossakówny – odsiecz na Warszawę okazała się niemożliwa – coś tam zaczął tworzyć nowego na północ od Mińska Mazowieckiego. Odnalazł „Młota”, który przeprowadził jakieś akcje w rej. Rembertowa – ale o tym dowiedziałem się znacznie później.(...)”
8 sierpnia 1944
Pozostałych żołnierzy stacjonujących w Mieni rozbrojono i wywieziono do Lublina. Z Lublina wszystkich oficerów oraz dużą część żołnierzy wywieziono do Rosji: do obozów w Skopinie, Stalinogorsku, Riazaniu, Czerepowcu i w Griazowcu. Wśród nich znalazł się płk H. Suszczyński oraz mjr K. Sobolewski. Ten ostatni aresztowany został z szeregów LWP, gdzie mianowany był już dowódcą batalionu.
Ppłk Lucjan Szymański, najstarszy stopniem i funkcją oficer Armii Krajowej podokręgu, ponownie uniknął aresztowania. Pozostał jeszcze w terenie i przez okres ponad czterech miesięcy czuł się nadal odpowiedzialny za powierzony mu podokręg, dowodził pozostałymi oddziałami, nadal utrzymując stałą łączność i przekazując informacje zgodnie z poleceniem przełożonych. Wspierał rodziny podwładnych, na miarę swych możliwości ochraniał ludność i jej mienie oraz likwidował bandytów.
Został aresztowany 23 grudnia 1944 koło Węgrowa przez ppor. Józefa Światłę. Przesłuchiwany potem przez NKWD i skazany na karę śmierci w więzieniu "Toledo" na Pradze. Wyrok wykonano 5 marca 1945 roku.
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 2106 odsłon
Komentarze
@Tomasz A.S.
1 Sierpnia, 2012 - 10:34
To już drugi, cenny przyczynek do historii Powstanie (i historii walk AK), który publikujesz. Czekam niecierpliwie na dalsze. Takie teksty pozwalają zrozumieć, że ta wielka Historia jest sumą małych Historii.
Pozdrawiam
Jeszcze Polska nie
1 Sierpnia, 2012 - 16:11
http://www.youtube.com/watch?feature=player_embedded&v=c9ULddhiXmQ
Jeszcze Polska nie zginęła / Isten, áldd meg a magyart
Jeszcze Polska nie zginęła / Isten, áldd meg a magyart
----------------------------------
Naród dumny ginie od kuli , naród nikczemny ginie od podatków