Lewaki niczym "Komsomolskaja Prawda” - białoruski uchodźca polityczny ocenia Marsz Niepodległości

Obrazek użytkownika Grzegorz Bieniarz
Kraj

Marsz Niepodległości okiem Białorusina

11 listopada 1918 r. Polska odzyskała niepodległość. Z tego powodu, co roku, od ponad 20 lat, odbywają się różne uroczystości, w tym od niedawna również i Marsz Niepodległości. W tym roku był on wyjątkowy: ok. 200 zatrzymanych, dziesiątki rannych, zniszczone samochody, wybite szyby itp.
Akcja oczerniania tej imprezy rozpoczęła się już kilka miesięcy temu, głównie w internecie. Środowiska lewicowe, w tym propagujące narkomanię i homoseksualizm, w negatywnym przedstawianiu tego marszu nie miały żadnych zahamowań i w sposobach dezinformacji porównywać się mogą chyba jedynie z „Komsomolskają Prawdą” z czasów ZSRR. Środowiska te roztaczały wizję, że będą tam tylko faszyści, antysemici lub inny tego typu element, a do kompletu brakowało jedynie Al-Kaidy.
Z tego powodu aby ratować ludzkość od „faszyzmu”, czy innego „efektu cieplarnianego”, komuchy z „antify” zamówiły nawet przez „alegro” ekipę „czerwonych krzyżaków”, która specjalizuje się w tego typu „imprezach”. Tak więc akcja pt. "Nie dla Boga, Honoru i Ojczyzny. Tak dla czerwonych, pedalstwa i narkomanii mogła się rozpocząć".
Absurd tych działań sięgnął tak daleko, że każdy kto stał się homoseksualistą, ćpunem lub lewakiem (co jest właściwie tym samym), 11 listopada gotowy był nawet zaprzeczyć swojej polskiej tożsamości stawiając sobie za „święty” obowiązek walkę ze wszystkim co polskie. Czy orientacja seksualna lub propagowanie legalizacji „trawy” ma być powodem do przestawania bycia Polakiem? I czy świętowanie odzyskania niepodległości nie jest dla nich powodem do radości? Bo wygląda na to, że nie.
Zatem aby rozpowszechniać "Wolność, Równość i Braterstwo" wyżej wymienione środowiska krążyły tego dnia po Warszawie w niewielkich grupach napadając przy tym postronnych ludzi, szczególnie tych, który udawali się na Marsz Niepodległości i trzymali w rękach biało-czerwone flagi. Bo w imię tolerancji nie ma rzeczy, której nie można dla niej zrobić – można w jej imieniu nawet pozabijać wszystkich nietolerancyjnych, bo przecież w obronie tak szczytnej idei nie ma żadnych granic.
Zagraniczni „fachowcy od wolności”, pierwsze co zatem zrobili po przyjeździe do Warszawy, to pobili się z policją, oraz zaatakowali historyczną grupę rekonstrukcyjną. Po tych „bohaterskich czynach” schowali się (oczywiście całkiem przypadkowo) w pewnej lewackiej knajpie, którą w wyniku tego otoczyła policja, aby powstrzymać dalsze rozprzestrzenianie się „tolerancji”.
W trochę inny sposób funkcjonariusze prawa traktowali natomiast uczestników Marszu Niepodległości. Wobec tych stosowano daleko posuniętą prewencję i nadzór (też nie do końca udany ale to już jest inna historia). Np. „homofobów z Opolszczyzny” do Warszawy eskortowano całą drogę, kontrolując w tym czasie kilkukrotnie czy aby czasem nie wiozą w swoich autobusach jakiegoś „faszyzmu”. Natomiast w tym samym czasie „wnuki hitlerowców”, przez nikogo nie niepokojone, przekroczyły granicę naszego państwa i spokojnie dojechały do Warszawy, aby pierwsze co zrobić to pobić się z policją.
Moje pytanie brzmi zatem tak: dlaczego osoby, które jechały na legalną manifestację sprawdzano na każdym kroku, a tym którzy udawali się tam by przerwać ją bezprawnymi metodami nie stawiano żadnych przeszkód? Sam fakt, że tego dnia w Warszawie zaczęły się grupować skrajnie lewackie elementy, których jedynym celem było robienie awantur, bicie ludzi oraz przeszkadzanie w odbyciu całkowicie legalnej manifestacji, jest dobitnym symbolem tego jakie środowiska są faworyzowane przez obecne władze naszego kraju.
Przebieg tego marszu oraz wywołanie tych wszystkich incydentów miało swoją przyczynę prawdopodobnie w tym, że komuś wysoko postawionemu cała ta impreza bardzo się nie spodobała, leż niestety zakazać jej nie można było, bo jak można zakazać marsz patriotyczny w dniu niepodległości? To tak jakby ogłosić, że jest się przeciwko niepodległej Polsce. Zamiast tego wywołano zamieszki, które były świetnym pretekstem do wykazania, że te środowiska są rzeczywiście niebezpieczne.
A prowokację w tym wypadku wywołać było bardzo łatwo. Przecież jak wyzywa się uczciwych patriotów od faszystów, to źle się to wszystko musiało skończyć. Kiedy się pomyśli ilu działaczy ONR i Młodzieży Wszechpolskiej zginęło w niemieckich obozach koncentracyjnych to trudno utrzymać nerwy na wodzy, kiedy ludzi czczących o nich pamięć nazywa się faszystami.
Jakby, na ten przykład, mnie ktoś nazwał faszystą to też by mnie „swędziały ręce”. Szczególnie jak sobie przypomnę, że podczas ostatniej wojny co czwarty mieszkaniec Białorusi zginął w wyniku działalności tych prawdziwych faszystów
I władza o tym doskonale wiedziała, a ta cała rozróba była potrzebna aby w przyszłości do tego marszu nie dopuścić. Efekty tych działań zobaczymy dopiero za rok, tak około września, kiedy się rozpocznie kampania przed kolejnym marszem. Wtedy zapewne środowiska, które teraz jedynie przeszkadzały będą wtedy zapewne głośno krzyczeć aby to wszystko zakazać. Przy większych staraniach mogą się nawet pojawić hasła nawołujące do delegalizacji ONR i MW jako organizacji wręcz terrorystycznych, których członkowie jedyne co potrafią robić to obijać mordy i niszczyć samochody, czyli, że są one złem w czystej postaci.
Bardzo mi przykro, że nikt z tych „walczących z faszyzmem” nie widzi nic złego w tym, ze np. na Opolszczyźnie zmusza się do stawiania dwujęzycznych, polsko – niemieckich, tablic lub dba się o pomniki nawiązujące wprost do nazistowskiej symboliki, a cała ta sytuacja zaczyna przypominać atmosferę z czasów Hitlera.
Streszczając już swoje myśli ujmę to w ten sposób: jak Bóg chce ukarać człowieka to odbiera mu rozum. Członkom ONR i MW proponuję zatem nie rzucać się na tych rożnych homokomuchów, a modlić się o ich zdrowie, bo Bóg i tak ich wystarczająco ukarał. Wyobraźcie sobie tylko jak ich rodziny muszą się czuć.
Tak więc mam nadzieję, że ci którzy skorzystali z tego aby napuścić środowiska lewicowe w celu zakłócania patriotycznej manifestacji, gorzko zapłacą za to postępowanie i zwróci się ono kiedyś przeciwko nim.

Aleksiej Kontar* - białoruski uchodźca polityczny, przebywający w Polsce od 4 lat, obecnie mieszkaniec Opola.

Artykuł również na: http://klubgpopole.pl/?p=325

Brak głosów

Komentarze

Bardzo dobrze napisane. Nic dodać, nic ująć.

Vote up!
0
Vote down!
0
#200272